• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
25 26 27 28 29 01 02
03 04 05 06 07 08 09
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 01 02 03 04 05 06

Strony

  • Księga gości

Linki

  • Bez kategorii
    • Gdyby wiedział to, co wie...
    • Pośród ?
    • Słoneczna nadzieja
  • z naszego blogowiska
    • calaja
    • Carnation
    • Cici
    • Duszyczka
    • Innuś
    • Kobieta na krawędzi
    • Panna z rybnika
    • Pesta
    • Pika
    • Rebeliantka
    • Serduszko ma wielkie
    • Umcia-Kumcia
    • Zostań

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Najnowsze wpisy

< 1 2 3 ... 20 21 >

Na nowo od nowa.

Kiedy tu przyszłam byłam w 1 klasie liceum i jakoś tak wszystko było inaczej.

Minęło dużo czasu i tu nawet nie chodzi, że najpierw nie potrzebowałam kalendarza w pokoju, potem taki na ścianę do zakreślania, aż wreszcie takiego, który trzeba nosić ze sobą, żeby zapisywać rzeczy, które powinno się zrobić. Liczyło się to, żeby poznać siebie i świat. No i żeby zapisując myśli mieć miejsce na nowe i żeby już o tym nie myśleć.

Potem poznawałam blogowych ludzi. Niektórych znam już bardzo długo inni odchodzili od pisania blogów na pewno w inny rodzaj rozmyślania. Pojawili się też blogoczytający, a nie blogujący znajomi. I było fajnie przecież.

Ale teraz od dawna, kiedy wchodzę na naszą stronę wcale nie czuję chęci pisania, czasami przyjdę do kogoś i skomentuję i to wszystko. A nie chcę, żeby tak było. Może wrócę jeszcze dokładnie tu. Bo jak mam być nie 'moje' ? na razie buduję sobie słowny domek gdzieś indziej.

 

01 marca 2008   Komentarze (22)

.

Więc zaczęliśmy dziś w nocy świętować rozpoczęcie nowego semestru. Świętowaliśmy bardzo owocnie, aczkolwiek poranek był widziany w nieco innych kolorach. Niemniej jednak, pierwsze słowa, które powiedziałam po obudzeniu się: Kurde...Wszystko pamiętam!

I w ten sposob zaczął się semestr 4 mojego kierunku studiow, dokładnie o 6.31

Skombinować nowe siły!

Na uczelni dziwnie, ale swojsko bardzo. Pogoda istnie wiosenna.

Trele -morele. Tak naprawdę to tylko przez chwilkę sobie pomyślę coś ważnego dla mnie i w ogóle, a potem mi to znika. I być może boję się za tym gonić.

25 lutego 2008   Komentarze (11)

.

Ostatnie zaliczenie na jednym kiernku. Wstałam dziś o 6.30, choć dyżur zaczynal sie o 10 i bylam trzecia w kolejce. Powoli przyzwyczajam się do kolejek. Tylko, że sesja z dniem dzisiejszym już się skończyła. I zadowolonam ze swojej pracy.

Nowa znajomość, ktora nabiera ciekawszych kształtów, choć może nie, znaczy trudno o tym pisać.

Od nowa.

zbyt duzo niedogodnosci jest na blogi.pl

23 lutego 2008   Komentarze (9)

.

Bóg mi wrócił. Całkiem prawdopodobne jest to, że to ja Mu wróciłam. Co nie zmienia faktu, że dobrze jest do Niego wracać.
20 lutego 2008   Komentarze (7)

.

WROCŁAW

bo to chyba dobrze, żeby było takie miejsce, niekoniecznie zamieszkwane przez siebie, no właśnie lepiej żeby nie, bo jak tam wracać, w myślach, w pociągach, no i w ogóle. więc ja niewiele myśląc, może raczej czując ten spokój o zmierzchu, kamieniczki, mosty, rzekę taką jedną i wszystkie dobre wspomnienia, które mnie łączą, no to właśnie ja wybieram WROCŁAW na takie miejsce.

18 lutego 2008   Komentarze (13)

Odpoczynek

Egzaminy zdane. Dwie piątki i jedno w okolicach 4, na moje to bardziej plus niż minus. Porządek zrobiony w notatkach szafach i na biurku, pościel zmieniona, plecak prawie spakowany, szablon nowy dla chwili relaksu i zmiany następnej.
Rozmowa z bliskim Li, tak żeby sprawdzić, gdzie jestem, pytania pozadawać w pokoju z tym dziwnym malowidłem na ścianie.
6godzinne spotkanie z uroczym panem od róży.
Ferie czas zacząć.

W międzyczasie gdzieś rósł podziw dla wiedzy Pana od historii oraz niewielkie zażenowanie za własną, gdzieś uśpioną wiedzę podczas odpowiedzi z literatury.
Żeby nie było tak dobrze na ferie scs i gramatyka języka staro-cerkiewno-słowiańskiego(bardziej o niebo lubiany od łaciny). TYDZIEŃ poza Kra. Jupi. Kat., Gl, K-K, Opo, Wro, Pozn, i jeszcze jakieś inne mieasta po drodze. Z powrotem przejeżdżam przez Gdy. Uśmiech.

07 lutego 2008   Komentarze (11)

Czy rzeczy martwe oprócz bycia złośliwymi...

Bo kiedy pisałam notkę życia, no, conajmniej półrocza zawiesił mi się komputer.

Może już pora przestać się w to bawić?

03 lutego 2008   Komentarze (10)

Hamulec.

"Jeżeli ma On mieszkanie również w ciemności, nie muszę już się jej lękać. Mogę się jej przyjrzeć. Czuję się akceptowany wraz ze wszystkim, co jest we mnie. To uwalnia mnie od presji ukrywania wszystkiego, co we mnie nieprzyjemne. Wolno mu istnieć. Dlatego mogę również zaglądać do tych otchłani nie czując lęku. Walter Benjamin, filozof żydowski, stwierdził kiedyś, że szczęście polega na tym, żeby zrozumieć siebie sameego nieczując przy tym lęku. "

Więc tylko o to chodziło?

01 lutego 2008   Komentarze (16)

.

A tak właściwie to wciąż i ciągle powraca pytanie :
w imię czego?
31 stycznia 2008   Komentarze (4)

Per aspera ad astra. Czyli od 3 dni z łacinką...

Bo to jest tak, jak z tym leżeniem na Błoniach w nocy albo z Sylwestrem na dworcu. Że to, co chwilę wcześniej wydaje Ci się normalne, to potem już wcale takie nie jest.

I coraz większe trudności w mowieniu o emocjach własnych.

I spotkanie z Autorytetem na ktore się tak czekało, tak czekało...i prawie nic. Tylko to, że od Ciebie zalezy jaki Twój dotyk jest.

i to, że z tego studenckiego życia trzeba się wyrwać. I że ja bardzo chcę do tego wro., bo to jest dla mnie takie miejsce jak tamto miasto z jeziorem.

Środa-łacina. Być może potem oduczę się od tej podwórkowej.

16 dni do wyjazdu. Morze zimą. Rodzina. Bratek. Jak powiedział, że mnie kocha...takie to słdkie było, szkoda tylko, że to na mnie musi się uczyć co to znaczy tęsknić. Cieszę się, że dziecko daruje mi swoją miłość, ktora jak każda czasem jednakże boli.

 

I tak już całkiem z innej beczki. kolokwium z literatury, pytanie o sen jednego z książąt. Moja odpowiedź pisemna, na tym samym kolokwium przypis Pana od Literatury: "to Pani się chyba to przyśniło..."

milczenie złotem.

28 stycznia 2008   Dodaj komentarz

Co by nie chodzić i pytać, patrzeć się...

W piątek, przed 15 zeszło ze mnie wszystko. Napisać 13 kół w jednym tygodniu, często w sensie dosłownym biec z jednego na drugie, zdać egzamin, uczyć się, na siłę udowadniać swoją wartość, mimo przeświadczenia, że tego się nie udowadnia. Swiadomość, że jak mi zależy,t o to się psuje samo, i że mi przecież zależy, tak cholernie zależy.

Na przedostatnim zaliczeniu taki cios chyba w moją godność. Tzn. z jednej strony, jeśli tej osoby nie szanuję, to nie powinno mnie to obejść, z drugiej...Najpierw dowiedziałam się, ba! żeby to chociaż sam na sam było, w każdym bądź razie dowiedziałam się, że językoznawczyni ze mnie nie będzie. A potem, że to przecież jakimś cudem udało mi się zaliczyć mój ulubiony w tym semestrze przedmiot na tak wysoką ocenę. Cóż, wydawało mi się, że ktoś posiadający wiedzę wie jaki słowa generują jaki przekaz. Poczułam się jak taka zupełnie niezdolna sierota, co tylko ściągać umie. A przecież tamta ocena pochodziła z ustnego zaliczenia. Nieważne. Potem biegłam na następne kolokwium, z bezsilności chyba trzęsły mi się ręce, ciężko było pisać, skupić się. Współczuję Panu, który to będzie odczytywać. Swoją drogą, na kolokwium poprawiłam sobie humor własnomyślnie. Na pytanie dlaczego prawosławni nie chcieli kalendarza gregoriańskiego prawie napisałabym, że ponieważ rozregulowało by to cykl ( w domyśle liturgiczny :)) Ale nie mogłam się powtrzymać od uśmiechu, tym bardziej, że ułożyło mi się zdanie, że księciu śniło się, że nadciąga katastrofa.

Jak już wszystko (prawie) było za mną, to dopadło mnie takie uczucie bezcelowości, taka pustka, że nie ma już dokąd biec.

Tym bardziej, że jakoś przedwczoraj pomyślałam sobie, że jeżeli ludzie tworzą sobie o mnie wrażenie na zasadzie widoku mojego postępowania, to ja im współczuję, może raczej sobie współczuję tego, jak mnie widzą.

Nasunęło się porównanie, że takim kotem w worku jestem.

Wydawało mi się, że ludzie w moim wieku są duzi tacy i wiedzą, co robić w życiu, a ja im dłużej żyję tym bardziej nie wiem i wszytsko co robię wynika z tego, że nie wiem, nie mam pojęcia co ze sobą zrobić.

Wczoraj miałam niespodziankę taką wielką. Różę niespodziewajną dostałam. Czerwoną. I to było takie niespodziewanie niespodziewane, bo kojarzyłam go tylko z wyglądu, bo tak po nocy zarwanej, zmęczeniu wielkim, stresie i braku przykładania ostatnio uwagi do własnej kobiecości.

Po tych kołach to jedno tylko marzenie, jedna myśl, na którą można było wpaść-ZAPIĆ. Odłożyć na bok wszystkie pytania, które się kłębią, wszystkie zarzuty wobec siebie, własnej niedoskonałości.

Sztuczki w międzyczasie oglądane. Kiedy widziałam ten film poraz pierwszy zaczarował mnie. I jego główne przesłanie przeanalizowane. Skoro chce się mieć szczęście, to zawsze trzeba coś poświęcić i nie koniecznie jakąś pierdołkę.

I jeszcze pytanie-czy chcę być "zajebista" czy takim człowiekiem jak ten, który jest wśrodku. Gdzie jest granica?

Potem kolejne w moim życiu doświadczenia bytności we właściwym miejscu i czasie. Głowa kręciła się, kiedy kręciłam się jako całość stojąc po środku Błoń. Potem niezauważyłam, jak patrzyłam już w niebo leżąc na trawie, gwiazdy kręciły się nade mną. Początkowo nie było ich mało, potem można było zauważyć więcej. Potem rozmowa na ławce, czas szybko zleciał.

Ha! Najgorsze było to, że obudziłam się o 4 rano, w tym pokoju, w którym prawie już mieszkam i że pierwszy raz w życiu spałam w dżinsach. Ja mówię, że Trampkowa mnie tak spać ułożyła celowo! Ale te dżinsy o 4 rano to dla mnie największy sozk był :-) A prawdziwym już rano, kiedy można było się już ruszać, to dziwiłam się sobie jeszcze bardziej, że jednak całą noc w nich spałam. Przekonałam się właśnie, że wolę tradycyjne piżamki.

Rano pytania wróciły. Więc na wszelki wypadek wolę się uczyć. Co by nie chodzić i pytać.

26 stycznia 2008   Komentarze (4)

Przed egzaminem

Zapijam sen w krwi i każdej cząstce ciała. Żeby nie było wodą zapijam. Choć tak naprawdę to nie zawsze, więc wszystko zależy od pory dnia. Czyli między nami a wami, w pokoju stoją puste butelki mające pomóc nauczeniu się? Nie, osiągnięciu pewnej formy relaksu i spokojnego zasypiania. Choć na to, to pokolenie mojego roku nie narzeka. Spa.ć się chce jak niemowlakom.Być może to sprawia przyswajana lecytyna i inne stabilizatory pracy umysłowej.

Niemniej jednak dziś pierwszy egzam. Trzę się sprasować, zubrać,napisać jaknajszybciej i zdążyć jeszcze na wykład. W ogóle co u nas na wykładach się porobiło! Głowa mała. Co u nas się z egzaminami porobiło.Zwłaszcza od łaciny coś chcą.

Przerobiłam się na tyle, że ściąganie mi w krwi nie leży.Bo jak potem być dumnym z oceny.

Mój sposób życia odzwyczaił mnie od kontaktów często-częstych z płcią przeciwną. Zabawowe to takie.

Na dzisiejszy poranek ze mnie wszystko.

22 stycznia 2008   Komentarze (8)

Kubuś.

Tak się złożyło, że mam nowego koleżkę. W końcu Mama twierdziła, że lepiej mieć kogoś niż nikogo(nie aż tak to Mama nie twierdziła, ale zawsze można troszkę wyolbrzymić.) Koleżka wcale nie jest jakimś takim koleżką zwykłym. Ma na imię Kubuś i jakoś tak łaskawie się pojawił podczas gdy uczyłam się gramatyki starocerkiewnosłowiańskiego(napisałam to!). Żeby nie trzymać w niepewności napiszę tylko, że z Kubusiem mam świetny kontakt, ponieważ Kubuś to jest jedyny w swoim rodzaju dred na mojej głowie. Że zima jest to muszę jeszcze go jak najszybciej ubrać, prawda, co by mi nie zmarzł.

Jak widać przedsesyjne rozumowania mogą być kreatywne. Jeszcze tylko trzy tygodnie i ferie.

Ciekawe dokąd sobie wyjadę tym razem, bo nosi mnie nosi, co będę ukrywać.

Pierwszy raz od bardzo dawna napisałam zwykły papierkowy list.

Pierwszy raz w moim życiu zadano mi pytanie o moją orientację seksualną...Z jednej strony zdziwienie, bo na rzeczy oczywiste się nie odpowiada, z drugiej strony-to jestem już taka (hmm...) dojrzała, że . No właśnie.Za mojego dzieciństwa takich pytań się nie zadawało. (O!)

18 stycznia 2008   Komentarze (13)

Raz happy, raz sad.

Wczoraj wprówadziłam się do swojego opkoju z powrotem. Znaczy się to było dziś już, a rzeczy nagromadziłam u nich tyle, że Trampkowa dziewczyna musiała mi pomóc, więc wracałam pod eskortą. W rzeczy samej doszło do tego, że do mojego drugiego domu dokupiłam sobie etiu na szczoteczkę, kubeczek, a nawet mydło. Prawie oficjalnie zostałam prawie współlokatorką chyba nawet zaakceptowaną przez współlokatorów. Ba! Niektóre przyzwyczajenie są jednak zgubne w swoich skutkach, jak na przyjkład takie sobie przyzwyczajenie do mieszkania na dwa domy.

Sobotnia impreza była dosyć dziwna. Dwa podejrzenia, ale jedno na wszelki wypadek przemilczę, żeby nikogo nie zbulwersować. Rozmowa z mężczyzną typu chłopaczkowatego, podobizna którego od dawna wisi już sobie w moim pokoju na ścianie. Chwila później, jakaś przerwa na wymieszanie składów, przenoszenie informacji o współrozmówcach i dowiaduję się, że jestem pozerem. A potem, że bezpośrednia i rzeczywista.

A tak na marginesie, ale chyba takim jak najbradziej centralnym: to nie ja się zgubiłam, to to życie we mnie.

I żeby nie było, że w aka tak dobrze się mieszka- z Nową prowadzimy debaty o szufladzie. Nowa powiedziała, że nie zapukała mi do pokoju, ani nie powiedziała cześć, bo ciężki plecak na plecach miała.

14 stycznia 2008   Komentarze (10)

Zdrowie.

Niekiedy jest tak, że chce się wymiotować. Niekiedy jest tak, że jak ze wszystkim chce się, ale się nie może. Jak ze wszystkim. I nawet zdarza się tak, że chce się rzygać na uczelnię. Niekiedy w sensie dosłownym. O! I choć mnie to ominęło, bo jednak bardziej komfortowo mieć swój kibel, niż taki grupowy, bo niekiedy lepiej jest mieć niż nie mieć. Nawet taki kibel.

Zaliczenie z scs z powodów zdrowotnych przeniosłam sobie na następny tydzień

I pewnie nie do końca chodzi o kaktusówkę, kukucośtam z Czech, trzeźwienie, gin, być może chodzi także o kotlety, pierogi i jajka, a może o ogólne przemęczenie.

Późnowieczorny spacer do nocnych aptek po lecytynę, chęć spania, chęć nauki i stres, chyba zaczęło mi zależeć.

I dystansu do większości ludzi coraz więcej. A u tych "czlowieków-enklaw", to nawet sobie czas od czasu pomieszkuję. Więc spaceruje po akademiku ze śpiworem, piżamą,szczoteczką...W ogóle akademik to zbyt dziwna struktura. Sztuczna trochę. Niemniej jednak momentami przyjemna do egzystencji w niej.

10 stycznia 2008   Komentarze (14)

Konstatacje dwie.

To chyba jeszcze nie komformizm. Przyzwyczajenie? Nie.

Takie coś, kiedy odczuwa się brak drugiego człowieka. Wtedy to nawet obiad lepiej smakuje.

I nie wiem jak jest na innych kierunkach, ale studiowanie filologii zmienia mój sposób postrzegania świata. Ciekawe co jest jak się studiuje materiałoznawstwo...

05 stycznia 2008   Komentarze (8)

Zabawa

Prawda jest taka, że wymyśliłam sobie pisanie o zabawie. Trochę po czasie bądź nie, ale kiedyś przeczytam i będę wiedzieć, co wtedy myślałam. Wtedy znaczy teraz.

Pamiętam, jechaliśmy wtedy i rozmawialiśmy. Jak się jedzie z kimś w blasznej skrzynce na czterech kółkach i możliwości wyjścia są ograniczone to się rozmawia, śpi albo słucha muzyki. Dobrze jest wtedy porozmawiać jak się jedzie z kimś wartościowym.

Wtedy m.in. rozmawialiśmy o alkoholu. Generalnie moim zdaniem wygląda to tak, że jeśli ktoś mówił, że można bawić się bez alkoholu, to znaczy, że wcześniej odkrył, że niekiedy lepiej jest mniej alkoholu niż więcej.

W moim domu alkohol nigdy nie był w jakiś sposób zakazany. M., czyli ja, tak po ukończeniu 10 roku życia to mogła decydować za siebie. I zawsze byłam odpowiedzialna za swoje wybory. Chyba mnie dobrze sformatowali na początku. Tak sobie teraz myślę. Choć w sumie, kiedy jechałam już na systemie awaryjnym, to ktoś zmienił mi tryby i było wszystko dobrze.

Szampana ja nie, wino od zawsze czerwone, koniak tylko dobry, rum nie, wódka tak, piwo albo bardzo ciemne albo bardzo jasne, w Polsce takich nie ma jako tradycyjnych. Więc ja tylko sprowadzane.

Czemu taki wstęp? Ze względu na artykuł w Zwierciadle na czytanie którego niedawno się przeniosłam. Piszą oni tam mądrze, że zabawa powinna być celem samym w sobie. I że mamy w sobie dziecko, które dawno temu odprowadziliśmy do przedszkola i zapomnieliśmy zabrać. I dlatego jestesmy tacy poważni, bo schowaliśmy się za takim murkiem. A potem, żeby wyjść do ludzi, kiedy chcemy się bawić, to pijemy. Kiedy wypijemy za dużo, to nasz moralny człowiek się wstydzi i to wcale nie jest już zabawą.

Trzeba się bawić po odebraniu dziecka z przedszkola, czyli w zgodzie ze sobą. Wtedy jest radość, okraszona winem chociażby.

Umiemy się bawić?

Muszę się jeszcze przyznać, że przytłacza mnie doświadczenie umowności.
Chociażby taki Sylwester. Świadomość, że wszyscy się przebierają, cieszą się, kupowali przed tem jakieś ciuchy przede wszystkim na ten wieczór. I rzeczy oddane do skrytek bagażowych w obcym mieście, z niedawno poznanymi ludźmi, za wyjątkiem dworca bez dachu nad głową. Z jedzeniem na szybko, rumem, herbatą, czekoladami i aparatami. Ze zdziwieniem dokąd wszyscy się śpieszą. I jedno z najprzyjemniejszych uczuć: kiedy o 21 wszystko zwiedziliśmy i został jeszcze czas do godziny zero, i nie trzeba było się śpieszyć, to był taki czas gratis. Że tyle się biegało, śpieszyło, czasami było się spóźnionym, a ten czas uciekał przez palce i tu się znalazł! I to było jedno z genialniejszych uczuć. I jeszcze rozmowa w domku na placu zabaw.

A potem fejerwerki i obserwowanie obcych ludzi na rynku jednego z ulubionych miast.

Było też w tym takie doświadczenie dystansowania się. A przecież tego szukałam. I tak się skończył rok 2007. I wódka była. Ale nie była aż tak potrzebna. To napisałam ja, z 4 litrami alkoholu w pokoju.

03 stycznia 2008   Komentarze (4)

.

Są ludzie. Słuchasz muzyki i prawie namacalnie odczuwasz obecność człowieka, z którym ją poznajesz pierwszy raz, o którym wiesz, że właśnie ją lubi. Są ludzie jak muzyka.

Są ludzie -nazwy epok.

Myslovitz, tamte ulice, lato.
Muse, Interpol- przemyślenia
Nirvana, Metallica- tamci ludzie
Eminem-bardzo wczesna młodość.
Dzieciństwo-SDM

Wspomnienia to taka kraina.Wbrew pozorom nic na kształt muzeum. Nikt nie pilnuje. Można dotykać, głaskać, przestawiać z miejsca na miejsca i z powrotem. Można wyrzucać, ścierać. Jedyne czego nie można to kolorować.

Żyj tak, abyś mógł uśmiechnąć się wspominając.

To chyba właśnie to zdanie próbowałam ułożyć, znaczy ono mi świtało.

Tyle słów. A chociażby z dziś:
-Opowiedziałaś mi już o wszystkim. A coś o tym jak się czujesz i co odczuwasz?

Ciągle staram się odczuwać równowagę.

Oglądam film z mężczyzną.Prawie nieznajomym:
-Kładziesz się spać? -Zasypiam na boku.

Sylwester? Jeśli mogłabym wybrać to jeszcze raz. I potem kolejny. Zakwasy mijają. Poczucie własnego człowieczeństwa wzrasta.

Piszemy do siebie jedynie smsy. Orientacje w czasie, iluzyjny świat słów.

02 stycznia 2008   Komentarze (6)

Rozliczenie roczne?

Nastrój dokładnie taki, żeby w nim słuchać Muse. Muse od zawsze kojarzy się z jedną osobą, a może bardziej z moim ówczesnym życiem, zachowaniem, sposobem myślenia.

Przecież wszystko mogło być inaczej. I przecież jest wszystko inaczej.

Bo ja potrafię zachwycać się genialnością mojego życia.

Uchodzę ze osobę spontaniczną. I za poważną. Za wesołą chyba też. I za wierną. Tak byłoby zawsze niezaleznie od wszystkiego, bo tak było od zawsze, niezależnie od tego, którą drogę obierałam. Bo lubiłam/lubię i pragnę chodzić różnymi drogami.

Niemniej jednak moje obecne życie, to jadąc do Kra. pod koniec września. Właściwie to te wakacje wiele zmieniły. Ale plan był taki, że się uczę. Ale wtedy nie widziałam w tym sensu. Chciałam się uczyć dla samego uczenia się. Ale to było raczej takie naprzekór. Plan dnia miałam i go przestrzegałam. Ale potem, bo osoba, która mówiła, że takie plany są dobre i w góle, no to trochę się zmieniło moje jej postrzeganie i nie chcę już. (gorączka w dalszym ciągu ujemna, nie szkodzi).

Po dwóch tygodniach popełniłam jeden wyjazd, który wiele zmienił. Najpierw wprowadził masę spontaniczności, potem nieprzywidywalne sytuacje, nieprzywidywalne uczucia i nie do przewidzenia sposób bycia. Potem znowu drogi się rozeszły. Stopa teraz dosłownie chora, a w zasadzie i metaforycznie mniej niż koleżeńska, a byliśmy przez krótki czas dobrymi znajomymi. Ale M. uświadomiła sobie wiele rzeczy. Czuję się z tym inaczej.

Poza tym M. twierdziła od zawsze i do zawsze, że do kumplowania się i przyjaźnienia, to jednak bardziej nadają się mężczyźni(bez obrazy dla kobiet, ale wtedy po prostu jest mniej porównywania się i innych zbędnych szczegółów bycia). Trampkowa dziewczyna z uśmiechniętą twarzą jest jednak zupełnie inna. Trampkowa twierdzi, że M. jej przypomina wiele osób. Potem jest, że trzeba uważać, bo człowiek ma to do siebie, że znika, a najgorzej, kiedy w nieprzewidywalnych okolicznościach.

Ale gotujemy, uśmiechamy się, oglądamy swoje filmy, mamy swoje sytuacje, które śmieszą.

M. czyli ja się cieszy. A z drugiej strony, taki ktoś jak ja lubi sobie posiedzieć w ciszy, poczytać. A przyzwyczajam się do obecności drugiego człowieka.

Jeszcze jedna rzecz się zmieniła. M. nie mówi o rodzinie. Nie mówi o życiu przed Krakowem. Tylko jedną taką rozmowę popełniłam. A on mówił, że można płakać. Ale ja, że nie. Jest mniej smutno, wiem, że jest sens. I że w życiu najgorsze co można to miotać się posiadając ewidentny brak pokory.

M. uważa siebie za minimalistkę, choć tak naprawdę ma dużo rzeczy. Tak, to wcale nie jest takie pewne, że je potrzebuje. I nie do końca o tym wie, bo nawet brakuje jej czasu do sprawdzenia czy te rzeczy, kiedykolwiek mogą jej się przydać. Bo M. się wydaje, że skoro ona może i wysoka, ale bardziej szczupła, więc mniej widoczna, to posiadaniem zaznacza swoją obecność.

M. się dużo uśmiecha. Bo z uśmiechem to jakoś lepiej, niż bez. Nowi już pamiętają M. jako uśmiechniętą osobę. M każe na siebie mówić inaczej. Bo tak jest wreszcie lepiej.

Co nas nie zabije, to dostarczy pięknych wspomnień.

A tak naprawdę to miałam jeszcze napisać o Mojej Mamie. Bo nigdy nie myślałam, że ona na taką Mamę urośnie. Bo i tolerancyjna-bardzo się musiała wychować od początku października, i przewidująca- i Mamo, boli mnie gardło, i-M. trzeba było mniej piwa zimnego pić. Ale to nie tak było, Mamo.

I że wigilijka wydziałowa. I że pozytywnie zaskoczona. Tzn. ja trochę się nabijam ze wszystkiego, ale kto powiedział, że to samo w sobie jest poważne? I życzeń mi takich pięknych namówili. Wyściskali trochę. Ha! Brakuje ciepła człowieczego czasem.

19 grudnia 2007   Komentarze (10)

.

Nie wiem jak to się stało, ale nie mam serca tu pisać. Być może chodzi właśnie o to, że tu, a mi się już tu źle "mieszka". Być może, że w ogóle.

Ale w związku z tym, że nie piszę, brakuje mi takiej chwili, w której można byłoby dzień rozłożyć i poskładać z powrotem. Czyli jest inaczej.

Zresztą tego się nie da już rozpisać. Dużo się pozmieniało.

Niewyspana to przede wszystkim, no i chora. Jak lubię mój katar i bolące gardło. Na szczęście temperatura poniżej normy. Lepiej niżej niż wyżej?

Byle do Świąt, byle do Świąt!

18 grudnia 2007   Komentarze (7)

.

Ciężko mi się zebrać z pisaniem tutaj. Komputer osttanio służy wyłącznie do celów edukacyjnych. Doszłam już do tego, że wstaje minimalnie przed wyjściem z aka. Lubię soboty. Wtedy ,można trochę się powylegiwać. Zyję wyjazdem na święta. Tyle czasu w jednym miejscu. I ta sama ja. Dyscypliny się uczę. W czwartek było przedstawienie. Wykładowcy poznawani od innej strony. Bardziej utwierdzanie się w dotychczasoewych charakterystykach. Z listy zadań skreślane nowe rzeczy. Żyje się.
15 grudnia 2007   Komentarze (3)

.

Coś jest nie tak. Brakuje równowagi.
11 grudnia 2007   Komentarze (8)

Pt.

Najbardziej chce się spać. Wstawanie z myślą kiedy się położę na pewno nie jest dobrą motywacją.
Mikołaj był, chociaż o niego nie zabiegałam. Sprawia to, że to imię podoba mi się coraz bardziej. Otrzymałam prezenty niewymierne, niedotykalne, choć z drugiej strony to zal., przy kolokwium można zobaczyć,niemniej jednak wszystkie moje prezenty były słowne. Radość.

Przyjeżdża przyaciółka. Dawno się nie widziałyśmy. Czy jest taka jaka była? Co we mnie zauważy. Czy opowiem jej? Pytania do przemyślenia na dzisiejszy dzień. Potem na peron z aparatem i wyściskać się i cieszyć się.

07 grudnia 2007   Komentarze (11)

Ciociom, mężczyznom.

To co mnie męczy, to co sprawia, że czasem zatrzymuję się w biegu, to jest ten żal, że nie zdążę, że nie mam szans. Bo trawi mnie gorączka wiedzy. Chce wiedzieć to, co mnie bardziej interesuje, ale nim mogę do tego siąść, to jest za późno, to trzeba przebrnąć przez różne inne rzeczy, biec w inne miejsca.

Pielgrzymowaliśmy dziś z kuchni na drugim pietrze, do pokoju na czwartym. I może to nic dziwnego, gdyby nie to, że byłam jeszcze w ubraniu, z plecakiem, z rolką papieru nie toaletowego, a tą do prezentów i z patelnią pełną sosu i z łyżeczką jeszcze gdzieś nie wiem gdzie, ale ona była.

Przypomniały mi się czasy, niedawne całkiem, a bardzo odległe, kiedy mieszkaliśmy w trójkę i o dziwo zawsze jeśli już coś, to spotykaliśmy się na nautralnym terenie w korytarzu ściągając ze sobą, laptop, czyli muzykę, notatki czyli naukę, pokarmy, czyli jedzenie. I być może w tym wieku najwyżczy czas dorosnąć, przynajmniej to pokazywały miny innych studentów, ale ja jeszcze tego nie odkryłam. Moim zdaniem przede wszystkim chodzi o to, żeby być dobrym człowiekiem. Dobra, idealistka.

Bo świat jakiś inny się wydaje. Kiedy idę ulicą się uśmiecham, siedząc na ciekawym wykładzie uśmiecham się nawet do prowadzącego, siedząc na mniej ciekawym piszę na karteczkach uśmiechające rzeczy.

Jeszcze nie wiem do czego dążę. Najważniejsze, że nie stagnacja.

No i sił trochę więcej przydałoby mi się.

Na tym moim drugim kierunku studiów tworzę neologizmy i powiedzenia. "Ciociom" oznacza tekst do tłumaczenia, "być jak (i tu pada imię)" to znaczy nie być i jeśli chcesz coś zaakcentować to stawiaj akcent na ostatnią sylabę.

Pesymizmu we mnie też trochę jest, ale zamiatam pod wycieraczkę.

05 grudnia 2007   Komentarze (13)

Od piątku do niedzieli. Z czwartkiem włącznie....

Odsuwam pieprz, deskę do krojenia, przed chwilą znalazłam myszkę na monitorze.

Tak sobie myślę, że powinnam zacząć od czwartku, który płynnie przeszedł w piątek. Wtedy właśnie w aka. była impreza andrzejkowa.Mieszkanie w aka. ma czasem te dobre strony, że np. niekiedy można za pokazanie albo i nie takiej karteczki ze zdjęciem uzyskać darmowe alkohole. Tym razem w liczbie dwóch. Plan był taki, że pojawiamy się na chwilę, a potem wracamy się uczyć. I wróciłyśmy i uczyłyśmy się, i nawet alkohol tak po prostu jakoś się zmarnował i został przykładowo wylany do zlewu. Ale piątek był na tyle dziwnym dniem, że np. prezentację z angielskiego, którą jeszcze w czwartek mówiłam 10 minut, wtedy mimo że wolniej i chyba więcej słów użyłam, to uwinęłam się w 6. Dzięki temu nie spóźniłam się na następne zajęcia, ale wątpię, czy aby na pewno o to chodziło. Potem poszłam na dyżur. I pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się tak, że wiedziałam co do mnie się mówi, nawet wiedziałam, co chcę powiedzieć, ale np. zamiast krzyżowców wyszli mi krzyżacy, zamiast lampy oliwnej lampadka i skończyło się na tym, że może ja przyjdę za tydzień. Dziwnym trafem udało mi się wrócić do aka., ba po drodze kupiłam sobie jeszcze śliczny jasiek. Szczerze mówiąc, to ubiegły tydzień w ogóle przeszedł samego siebie-środa okres niesamowitej radości, czwartek wiadomość, o której wolałabym nic nie wiedzieć, nawet nie podejrzewać o jej istnieniu, a piątek taka po prostu zadziwiona reakcjami organizmu.

Natomiast dziś mi się bardzo podobał. Po pierwsze, na mszę trafiłam do jednego z ulubionych kościołów i to w dodatku na dosyć wczesną mszę. Kiedy tam idę, to po drodze mijam conajmniej 5 kościołów, ale tam czuję się jak u siebie, zawsze się spóźniam dwie minuty, pewnie dlatego, że wychodzę o te dwie minuty za późno. Jakoś strasznie się cieszyłam na tę pierwszą niedzielę adwentu. Ostatnio w ogóle staram się czuć jak dziecko. Być może dlatego, że więcej rzeczy tak po prostu spływa, wtedy i można iść chodnikiem z głową zadartą do góry. Po mszy, bo mi brakuje rudości na głowie, to wybrałam się jej szukać.

Miałam chwilkę czasu, to poszłam do takiej taniej księgarni i ze świadomością, że własnie wydaję moją najbliższą tygodniówkę wyszłam z dwoma książkami w reklamówce. Żeby było śmieszniej, przebiegając ulic.ę na niewłaściwym świetle omałobym nie zgubiłabym jednej. Więc ta większa jest bezpłciowym prezentem. Powinna ucieszyć tego, kto ma w sobie trochę z dziecka. Druga, to już zupełnie inna sprawa. Bo już powoli zmierzam do akceptacji mojego imienia, może dlatego, że jakoś tak jest, ale prawie się utarło, że rzadko kiedy ktokolwiek mówi do drugiego ktokolwieka po imieniu, a ostatnio mi często mówią. Więc druga książka jest z moim imieniem w tytule. Prawie wszystkie imiona bohaterów odpowiadają imionom ludzi, z którymi ostatnio obcuję.

Wracałam z książkami i czułam się prawie jak "idę młody genialny, trzymam ręce w kieszeniach" z tą jedynie poprawką, żem młoda, nie genialna, ale po prostu zadowolona.

Bo ja ostatnio praktykuję dietę mączno-czekoladową. W sensie czekoladki z oddania krwi już się kończą, a posiłek całodniowy zaiwera w sobie jak nie chleb to makaron. I odkryłam właśnie uwielbienie dla tuńczyka. Niestety, dziś się nim zatrułam, więc tak jak czekolada, chleb, krem czekoladowy i wędlina się przejadł. I mam problem z jedzeniem w przyszlym tygodniu.

Odliczam dnie do świąt. Może by tak kalendarzyk adwentowy kupić? Kalendarzyk bo malutki chcę, a nie że mi się z czymś kojarzy.

Zamiast siedzieć w latopisach lub w dostojewskich w zależności od literatury, milusio odstresowuję się czytaniem książki o tym jak ją zostawił mąż, jaka była przyjaciółka, że córka pojechała do Francji, że on jednak jest przystojny itd. Takie sobie życie w śmieszną formę obserwatorską ubranę.

No i piszę tę notkę i mimo wszystko dobrze się czuje, bo jeśli będę się czuć źle, to jeszcze mniej zmienię.

02 grudnia 2007   Komentarze (12)

tydzień.

Nocne rozmowy, nocne pisanie sms, z których i tak rano niczego nie pamiętam, kwestia przypominania najbardziej wątpliwa. W porównaniu z rokiem ubieglym zmieniło się to, że 2-3 czasami była porą wstawania, teraz o tej kładę się spać. Cały dzień jest wtedy bardzo zrywowy. Dokładnie tak zachowuje się mój organizm-budzi się zasypia, serce czasami wali jak szalone.

Wczoraj ogromne wątpliwości, że jeśli nie mam szans poznać tego, co chciałabym, to po co w ogóle poznawać.

I że wypadałoby wiedzieć po co coś się robi, a mi obojętnie, aby tylko robić.

Ktoś skreśli biznes-plan na mnie?

01 grudnia 2007   Komentarze (6)

.

W czasie wakacji w sierpniu pojawiła się notka, w której pisałam o nazwie choroby w zawiasach. Kiedy się o tym dowiedziałam pierwszy raz od bardzo dawna płakałam tak na całego. Bo normalnie ucieknie mi łza jedna albo druga, potem zaciskam wargi oddycham głęboko i zaczynam racjonalnie myśleć. Wtedy ryczałam. Ze strachu to oczywiste. Z tego, że pojawi się coś, co będzie ograniczało moją wolność wyboru, wpływało na rozkład dnia. Z tego, że ja nie hołduję kultowi ciała, a z drugiej strony bardzo chciałabym aby służyło jaknajdłuzej w postaci możliwie jaknajbardziej przydatnej do użytku. My się z moim cialem lubimy. Ja przeżywam kiedy z nim jest coś nie tak, a ono kiedy ze mną, okresy przeżywania nie nakładają się na siebie, co pozwala mi jakoś funkcjonować kiedy jest źle. Tak w ogóle to jesteśmy jedno.

Nie poszłam do lekarza. Zawsze można powiedzieć brak czasu. Przestałam o tym myśleć, choć gdzieś to było we mnie.

Postanowiłam dziś pierwszy raz w życiu oddać krew. Normalnie to ja nie lubię lekarzy, wypełniania ankiet i kucia mi w żyłę. Kiedy pobrali mi krew z palca dla sprawdzenia, usłyszałam, że niewiadomo czy się przyda, bo za jasna jakaś (nie niebieska, co prawda). Potem powiedział mi Pan od żartów, że hemoglobinę mam w normie. Ja pamiętałam, że to ważne jakieś, że ta informacja jest mi do czegoś potrzebna, ale to raczej tak intuicyjnie.

Potem mieli mi pobrać krew, ale że z pierwszej ręki znaczy z prawej, leciała dosłownie jak krew z nosa, to mogłam zrezygnować. I nawet miałam taki zamiar, ale zostałam. Z drugiej poleciała ciurkiem. A tak ogólnie to ja mam dobrze widoczne żyły, więc wprawiłam panie w osłupienie.

Czekoladę chciałam póki jej nie miałam.

Szłam na zajęcia, uważałam, żeby nie za szybko, żeby nie zemdleć, ogólnie to mam trochę niskie ciśnienie. Więc tak sobie szłam i wiało i śnieg, ale wtedy mnie olśniło. Zadzwoniłam od razu do Mamy:

-Mamo, nie mam cukrzycy! Bo przecież mam cukier w normie.

I tak chcąc przydać się komuś odkryłam prawdę o sobie.

Poza tym dowiedziałam się dziś, że będę mieć stypendium.

Rzeczy, które były u M. są już u mnie. Teraz nic nas nie łączy.

Dzwoniłam do Babci. Zdrowa. Pyta o przyjazd.

Jeden z bardziej przyjemnych dni. Jeden z radośnie przyjemnych dni od czasu poybtu nad morzem, albo nie od czasu pomieszkiwania u Cioci. Wtedy to też było "to".

Klnę coraz mniej.

28 listopada 2007   Komentarze (10)

.

W zasadzie od dawna zbierałam się za napisanie i wtedy pewnie nawet dokładnie wiedziałam co pojawi się na monitorze. Zdałam sobie sprawę, że udało mi się wytrzymać miesiąc bez wyjazdu z Krakowa. Co jak na mnie jest jakimś rekordem. Poza tym, kolejne dziwna rzecz-ten wyjazd zaplanowałam jeszcze gdzieś w środku wakacji. I udało się. A przecież u mnie cokolwiek planowanego jest skazane na niewypał. Ten fakt sprawił mi dużo radości. O dziwo.
Moja mała stabilizacja.
Dziwnie się studiuje dwa kierunki, nawet te dosyć pokrewne. Trudne jest to, że kiedy mnie coś zafascynuje to i tak nie mam czasu się tym zająć, bo trzeba robić kolejne rzeczy. I, o ile z czegoś nie zrezygnuję, to skończyło się już błogie życie.
Ale chyba mi to nie przeszkadza. Coraz bardziej staję się w drodze.

jeszcze w niedzielę świeciło słońce, świat był piękny i miało się wytrwałość. Od dwóch dni klnę we wszystkich znanych mi językach.
Przejdzie mi.

Stabilizacja gdzieś sobie poszła.

nie zając -nie ucieknie.

27 listopada 2007   Komentarze (7)

wyliczanka

Słowofil. To po pierwsze.

Po drugie, siedzisz na zgliszczach i chcesz się schować?

Po trzecie, odczuwaj co odczuwasz.

Po czwarte, w poniedziałki i wtorki mam za dużo zajęć.

Po piąte, przeszkadza mi to, że bez zbytniego sprzeciwu przyjęłam nadejście zimy oraz przeniosłam się dziś wreszcie do na pół zimowej kurtki.

Po szóste, nie każdy filolog powinien znać łacinę.

20 listopada 2007   Komentarze (9)

.

Jest już na tyle ciemno. Lubię noc. Noc nie lubi mnie. Tak samo lubię cieszę. Na tej samej zasadzie cisza nie lubi mnie.

Lubię się nawzajem ze słowami.

Ale to chyba nie świadczy o mnie dobrze.

Jak to było? Żyj? Zlokalizuj pragnienia? Ale ja nie rozumiem zasad.

Jutro dzień. Nowy. Jutro znaczy dziś.

18 listopada 2007   Komentarze (7)

.

M. się odzywa. Co sprawia, że piszę teksty ypu: nie rozumiem, ale ja nie rozumiem, wiesz nie rozumiem.
Zabawne, że drugiego człowieka można nie rozumieć aż tak bardzo.
Niektóre rzeczy bolą.
Inne bardziej bolą.
Inne przechodzą obok.
Inne zadają pytania.

Potem tylko puste słowa.
Deptanie po sercach.
Chwytasz?

Jeśli mu tam jest źle, to był to jego wybór.
Jeśli jest dobrze także jego.

Dobrze mi bez niego, piszę to z całą świadomością.Tylko że...czuję jakąś niezdefiniowaną ranę w stosunku do mężczyzn.
Za niektóre rzeczy się płaci.

16 listopada 2007   Komentarze (6)

bo.

Jakoś funkcjonuję. Prawie całkiem mi dobrze, ciągle w ruchu w żywiole. Chodzę na ćwiczenia i wykłady. Niektóre słucham z zainteresowaniem, na innych robię to, co mnie interesuje. Odkrywam siebie. Ciągle z muzyką, aparatem. Nie robie zdjęć, nie umiem ładnych, ale odkąd myślę, że mogłabym robić patrzę na świat pod kątem ujęcia. Więcej rzeczy zauważam.
<P>
Dziś dowiedziałam się, która to jest palatalizacja II, jakie spółgłoski w jaki sposób się wymawia. Mam już nawyk grzebania w słownikach, słucham starych piosenek, czytam kilka książek na raz. Wciąż mam swoje rzeczy u kogo innego i kogo innego rzeczy zamiast swoich. To miłe. Bardzo miłe.
<P>
Ostateczna definicja słowa żulić się brzmi spędzać czas w sposób inny, niż nakazywałyby to jakieś reguły, rozmawiając przy tym z kimś na tematy ciekawe, lub spacerując ulicami. W ostatecznym rozrachunku żulenie się nie koniecznie musi się odbywać przy piwie, ważne, żeby dawało poczucie wałęsającej się wolności.
<P>
Więc śpieszno mi wszędzie.Nawet sny mam pośpieszne i czarne.<P>
Pamiętam jednak wrażenie;/wspomnienie ostateniego delikatnego, pewnie jeszcze letniego snu o pocałunku. Widocznie można o nim śnić. Ale chyba dam sobie uciąć głowę, że był to sen tylko o pocałunku samym w sobie, że mężczyzny w nim nie było, w zasadzie ze snu to ja pamiętam tylko kolory, które mnie uspokajają.
<P>
M. się odzywał, i ten od zakończonej znajomości także. Nowa zasada: ignorowania niechcianych wiadomości.<P>
M.-albo ja dwa lata miałam zupełny wizerunek od tego, jaki sobą przedstawia, albo się zmienił, albo ja się nie znam, albo wszystko razem. Niczego nie żałuję, niczego nie rozpamiętuję, ani nie analizuję. Należy to już do historii mojego życia, którą chciałabym mieć już w albumie ze zdjęciami, żeby czasem , kiedyś przejrzeć.
<P>
15 listopada 2007   Komentarze (6)

a wieczorami...nie widać szarości...

Wczoraj było wyjście kulturalne aż na sam Kazimierz. I szczerze mówiąc, jestem rozczarowana tą całą bohemą. Oczy aż piekły od nadmiaru dymu, ubrania wymagają przewietrzenia. I może to być sprzeczne, ale mi się podobało.

Najbardziej podobał mi się wieczorny Kazimierz. Ciekawe dlaczego nie wybrałam się tam wcześniej, świat knajpek, ludzisków, ogłoszeń, budynków, dziwnych nazw ulic. Kolorowy świat.

Ostatnio mam dziwną manię oblepiania ściany niepasującymi do siebie grafikami. Przyznam się szczerze, że obłowiłam się właśnie wczoraj wieczorem.

Śnieg spadł właśnie w tym dniu kiedy założyłam nowe glany. Przypominają mi się czasy liceum...Słodkie rozmarzenie. Jakoś tak wyszło, że lubię wygodne i pewne buty.

Świat jest piękny. Póki co mi się podoba.

11 listopada 2007   Komentarze (9)

Bo tak sobie myślę, czym ja właściwie...

Muszę się przyznać, że należę do kobiet, które myślą...SIUSIAKIEM. W razie jakichkolwiek wątpliwości-SIUSIAK to są problemy z procesem siusiania. Więc posiasam siusiaka. W dodatku, dziś uświadomiłam jednej dziewczynie, że myśli półsiusiakiem.

Zaczęło się od sztuki kochania, czyli o ile dobrze rozumiem, dyskusyjnego spotkania o tym jak prawidłowo zaopiekować się płcią przeciwną. Czyli okazało się, że doskonale rozumiem, dlaczego mężczyzna milknie na kilka dni, kiedy mam problem, że łatwiej przeżywam krótkotrwały mocny stres, niż słaby ale długo trwający, że ogólnie myślę czasami jak facet, w związku z tym jak to wynikło w podsumowaniu łatwiej będzie mi go zrozumieć.

Problem polegał na tym, że naprzeciwko mnie siedział chłopak dokładnie przypominający M. Oraz, że uświadomiłam sobie, że kiedy byłam z M., świat wydawał się prostszy, stosunki damsko-męskie też.

Podbijam świat. Wydanie drugie. Wydanie drugie, poprawione.

09 listopada 2007   Komentarze (9)

Powrót

Postanowiłam wrócić.

Po pierwsze, krzyża się nie wstydzę. Po drugie, wad, które akceptuję, też się nie wstydzę. Po trzecie, ludzi jest tyle, że jest duże prawdopodobieństwo, że ktoś coś podobnego już przeżył.

Dziś widziałam prawdziwego pys'mennyka(ukr.) tzn. pisarza. Ba! Rozmawiałam z nim, zyskałam podpis i gdy patrzę na tapetę telefonu wykrzykuję: Mam zdjęcie z pisarzem! Mam zdjęcie z Prohaśkiem! To nic, że podczas rozmowy trzęsło mi się kolano, prawe. Póki co poziom mojego nasycenia artystycznego wyraźnie wzrósł. Tylko jechać znowu chcę. W zaśnieżone góry, tylko, żeby ciepłe ubranie posiadać.

Studiowanie stało się już sposobem życia. Chociaż nadal fascynuje. Z rozmów na wykładzie filozofii:

A.: Może będziemy chodzić na ten wykład po kolei?

Ja.: To kto idzie w przyszłym tygodniu?

A.: Gramy w kółko i krzyżyk (i już rysuje).

Ja.: Ale mam notatki z dwóch poprzednich wykładów.

A.: Dobra, wygrałaś.

Ponadto dowiedziałam się, że jego eros był niezorientowany seksualnie.

Oprócz tego czwarty tydzień mieszkam z waletem. Akademik to także sposób bycia.

08 listopada 2007   Komentarze (5)

W życiu piękne są właśnie chwile.

Czasami zdarza mi się żulenie. Przyznaję się bez bicia.

Jakoś myślę ostatnio o ostatnim tego typu żuleniu się w moim mieście rodzinnym, nad brzegiem jeziora. W domku-zameczku dla dzieci, zimno było kosmicznie, zimna butelka wcale nie ogrzewała rąk, piwo było zimniejsze od powietrza. Stanęliśmy z Pietruszką naprzeciwko siebie i wlewaliśmy sobie nawzajem ów zacny napój do gardeł. Nie uroniliśmy kropli. Był wtedy deficyt na czyste ubrania.

Ostatnio dobrze. Good. Dziś zmieniły się okoliczności. Dostosujemy się.
W filmie na sztuczkach. Z nowym kolegą. Ciekawy film. O ojcu. Zwłaszcza ten moment z fotografią(widać, że ktoś bardzo nie lubił człowieka na niej obecnego, cała pomalowana, oko wydłubane i mały chłopczyk, który twierdzi, że pan niedaleko jest jego ojcem. Na zdjęciu nic nie widać. Kolorowe długopisy. Starszy chłopak patrzy na zdjęcie i pyta po czym poznajesz. Maly, bez zmrużenia okiem-po wszystkim. tak, chyba więzy krwi).
06 listopada 2007   Komentarze (4)

słowa.

Na 1. listopada to nie ja pojechałam do domu, ale dom przyjechał do mnie. To znaczy Mama. Bardzo ją lubię, jest moją dobrą znajomą-w kategoriach relacjach z ludźmi oczywiście.

Na początku był plan-jedziemy dalej. Połączenia mam w głowie, ważne rzeczy w szufladach, scyzoryk na biurku, a plecak pod łóżkiem. Ostatecznie po przyjściu z dworca i zbyt długim dochodzeniem do siebie, postanowiłyśmy, że zostajemy jednak tu. W aka. prawie nikogo nie było, Mama lubi uchodzić za studentkę, a nam czas spędzony ze sobą na pewno się przyda. Powyłączałyśmy telefony, ja co prawda trochę siedziałam przy kompie, ale to nic. Potem spacer, robiłam zdjęcia jej i kra. Szukanie szminki nr 140 i oczywiście nie było- ja wiem co dobre, Mama jak zauważy, że wiem, to to podkreśla. Kupowanie kosmetyków, rozmowy o wszystkim.

Mama rozmawiała ze mną o moim ojcu! Dawno nikt ze mną o nim nie rozmawiał.

Bo ja byłam dziwnym dzieckiem. Ale tak sobie myślę, że już wtedy pozwolili mi wybierać. Oglądałyśmy jakiś serial na początku lat 90, podejrzewam, że to był rok 93. Bohaterka miała problem z ojcem, chyba umierał a ona go dopiero poznała ale napewno był łajdakiem. Tego do końca nie pamiętam. Ale Mama zapytała czy będąc na jej miejscu chciałabym poznać ojca. Powiedziałam, że tak. Nie myślałam, że to jest pytanie-aluzja. Mama się obraziła chyba wtedy na mnie, ale mi trudno było to zrozumieć. Nie myślałam, że to odnosi się do mnie. Mój kuzyn miał ojca, jego brat też, ale ja nie musiałam. Nie zastanawiałam się nad takimi rzeczami. Poznałam go zimą. Poszliśmy wszyscy do kawiarni. To mogło być nawet o rok wcześniej, chociaż nie wiem. Nie podobało mi się to, że zaprosili go na moją Komunię. Bo gośćmi była cała moja rodzina, a on do niej nie należał. To był chyba jedyny taki raz, kiedy nie spotkaliśmy się w kawiarni. Tak naprawdę to kawiarnie w centrum mojego miasta rodzinnego znam właśnie dzięki niemu. On zawsze dużo palił. Powiedziałam Mamie, że się postarzał, ona, że już wcześniej zauważyła, że zaczął chodzić tak jak jego ojciec, kiedyś dbał o siebie, teraz coraz mniej, to widać. Pewnie tak się dzieje z ludźmi, którzy gdzieś stracili sens swojego życia i nie potrafili go odnaleźć. Mimo, że mało rozmawiamy, rozmawiałam z nim o Bogu. Nie potrafił powiedzieć kim On jest dla niego.

Mama go nie obwiniała, nie wracała do dawnych historii. To mi się podobało. Mój ojciec chyba ciągle nie potrafił tamtego zaakceptować, na pewno nie ma tego poukładanego inaczej nie szarpałyby nim takie emocje, nie usprawiedliwiałby siebie obwiniając.

Rozmawiałyśmy o tym jedząc pizzę. Dookoła ludzie, ale to nieważne.

Mama, jak to ona, zaczęła coś ogarniać w moim pokoju. Przeraziła ją ilość znalezionych kapsli. Jakoś tak samo się dzieje, że trzeba ciągle wynosić jakieś butelki. Ilości raczej śladowe na łeb, ale jednak. Zauważyłam, że nie umiem odmawiać wypicia alkoholu. Być może dlatego, że ciągle piję mało. Ale odmawiam inne używki. Czyli mam wolę.

Więc kiedy Mama tak sprzątała, to ciągle słyszała-tego nie ruszaj to Pietruszki, tamto Naszej O., a tak w ogóle to mieszkam z L.

Owszem można powiedzieć, że moje życie mi się z rąk wymyka, prywatne rzeczy też, prywatność sama w sobie również. Być może to jest prawda. Ale jeszcze nie wiem czy mi to przeszkadza.

03 listopada 2007   Komentarze (6)

.

Napewno niezapomniane wrażenie wywarł na mnie wyjazd do Wrocławia. Jak zwykle wszystko było na wariackich papierach, niedokońca wyleczone przyziębienie, ale właśnie to nakręcało mnie, nas jeszcze bardziej do wyjazdu.

Spać o 23, żeby wstać o 2, potem po 3 biec Kra., żeby spóźnić się na pociąg równo jedną minutę, potem kupić nie ten bilet, tol była pani konduktor, na nią czary nie działają, więc jej podpisik kosztował 4 złote, ale to nie ważne. Potem sms do znajomwego, który teoretycznie powinien być w przejeżdżanej właśnie miejscowości, -hej jestem tu, znowu gdzieś jadę-, a u ciebie wszystko dobrze. odpowiedź i uśmiech od ucha do ucha, bo było wtedy akurat dobrze i śmiesznie, i uśmiechaliśmy się do siebie, potem obserowwaliśmy cudze dzieci, bo on jest słodki, ale czy nie uważasz, że ma uszy jak krasnal, ale to bez znaczenia, małe dzieci po to są, żeby je kochać.

We wro. szukanie przystanku, bilety tańsze niż w kra. 14 minut, potem ciekawe spostrzeżenie jak dobrze, że bNieTeraz mieszka właśnie tam, gdzie mieszka, bo bardzo łatwo znaleźć jego mieszkanie. I radość. I uśmiech. I obiad.

A potem rozmawianie, rozmawianie, w 3, w dwójkę, przerwa, w dwójkę noc, rano, śniadanie, rozmowa w trójkę. Tak, ja widziałam wro., tylko ciekawe kiedy.

Ale to było niesamowite. Nawet jeśli w pon obudziłam się znowu bardziej chora niż powinnam być, i katar leczony nieleczony trwa tydzień, mój leczony i nieleczony trwa już drugi. Chyba zaczynam już zdrowieć, zjadłam dziś dwa obiady. W pon. poszłam na obiad do stołówki, bo było mi zimno, witałam się z kabanosem w ustach z panią prof. bo ona się na mnie sugestywnie patrzyła, a ja jestem pełna podziwu dla moich tegorocznych wykładowców.

Życie jest dziwne, zmienia się z minuty na minutę. M. się niedawno zapytał: pewnie masz dużo adoratorów. Ja: sądzisz, że kiedy Ty byłeś to ich nie było. Tnę go, pokazuję, że bawię się dobrze, lubię ludzi, wśród których się obracam, mimo, że nie potrafię ich i siebie do końca zaakceptować. Lubię moich współmieszkańców. Rozstaliśmy się z M. spokojnie, rozmawialiśmy o tym i owym, być może zżera go coś, może próbuje się odegrać, sądzi że przez gg można dopiec, być może można, próbuję się nie dawać. Niewiele obeszło mnie jego obejście. Czasami żal, czasami porównywanie, ale chyba już dawno byliśmy wypaleni. A jednak to prawda. Zresztą widzę go wyraźniej, innym w widzeniu jego potrafię przyznać rację. Nie sądziłam, że to był czas stracony dopóki M. nie zaczął się zachowywać jak się zachowuje. Szkoda.

Uczę się bardziej życia niż na uczelni, odkąd mieszkam z kimś innym bardziej poznaję swoje ograniczenia, obalam stereotypy, potwierdzam stereotypy, badam siebie, boję się siebie, obwiniam siebie, uciekam w siebie, uśmiecham się do innych, uśmiecham się do siebie. Gama uczuć i zachować jest bardzo bogata. Niekiedy brakuje ciepła. nevermind. Każdemu. Dawać sobie radę. Przede wszystkim żyć. Niech ma, spróbuję, zaufam, najczęściej ma rację, lubię rozmawiać z ludźmi, którzy właściwie nazywają rzeczy. Nie lubię zimy.Zimna. Jesieni.

Rownowaga. Gdzie?

02 listopada 2007   Komentarze (3)

Czuję

...w sobie na tyle siły, aby móc napisać notkę. Aby próbować tu wrócić, bo kiedyś było dobrze.

Tak, zakładając bloga liczyłam się, że być może trafi na niego ktoś, kto mnie zna. Choć to było wątpliwe, bo musiałaby taka osoba znać mnie dobrze, żeby mnie poznać. Kiedy nie pozwalam komuś mnie poznać niewiele o sobie mówię. Nigdy nie brałam pod uwagę możliwości, że byłby to człowiek, którego się będę bać. Racjonalnie irracjonalnie-to bez różnicy. Że ponownie przeżyję tę samą historię, która mimo charakteru nośnika wcale nie zmieni swojej płaszczyzny z rzeczywistej na wirtualną.

Więc jak tchórz chowam się nawet od tych, kogo lubię.

Rozważałam próbę zmiany adresu, ale właśnie to miejsce jest moje.

Tak, wiem, że niektórzy w takich sytuacjach zmieniają login, pokazują się tym bliskim sobie blogowym osobom, ale nie czuję, żeby to było dobre dla mnie. Nie chcę się ukrywać,pakować walizki, przenosić się. Zbyt często robię to w tym bardziej namacalnym ze światów.

Na razie tyle.Powoli układam sobie.

02 listopada 2007   Dodaj komentarz

Jestem.

Długo nie rozmawiałam. To znaczy może nie tak. Zdarzyła mi się rozmowa, 50 minutowa, w czasie której powiedziałam całą specyfikę moje. To znaczy zarówno dobre i złe strony, a dokładnie wszystko to, z czego zdaję sobie sprawę. Czuję jakby przewietrzyło mi głowę. Zabawne. Zaczęłam od tego, od czego zwykle. Czyli: Jestem. Potem właśnie dlaczego użycie jestem i oprócz kilku wypowiedzianych zdań, kiedy już wracałam w deszczu (ciągle jestem na zwolnieniu, więc na zajęcia chodzę wybiórczo), pomyślałam. Jestem, więc mogę mówić. Jestem! Jakie to dziwne, ze udaje mi się być. Jestem właśnie tu. Jestem całkiem inna niż zakładałam, że będę. Jestem właśnie taka. Jestem i próbuję się akceptować. Jestem to mam prawo do czynu. Jestem w jednym kawałku statystyczni przypominającym człowieka. Jestem, a przecież niekiedy brakowało sekund. Jestem i zdaję sobie z tego sprawę. Mimo, że padał deszcz, wydawało mi się, że widzę coś na kształt tęczy. Bardzo podobało mi się to uczucie. W tej samej drodze doświadczyłam kolejnego. Jak pisałam padał deszcz. Widziałam niewidomą dziewczynę, która kierunkowo dążyła do wejścia w kałuże, szukała punktu orientacyjnego.Zmierzała(tym razem można to tak określić) do przystanku tramwajowego. Przeszłyśmy ulicę, w pewnym senie pokazałam jej drzwi, wsiadła, powiedziałam jej-cześć. To był tak naprawdę pierwszy raz kiedy zdałam sobie sprawę z tego jak wielkim potencjałem jest możliwość widzenia. Cieszyłam się z tego, że mogę widzieć nie przez zaprzeczenie, że ona nie może, ale dlatego, że mam coś co mogło jej się przydać. Dziwny jest ten świat.
23 października 2007   Komentarze (7)

Brak.

Tego się w sumie należało spodziewać. Obiektywnie patrząc organizm po prostu nie wytrzymał. Nie lubię mieć gorączki i kataru i jeszcze niewiadomo czego w gardle.

 

Dopada mnie relatywizm. Nie wiem co jest dobrem. Chodzę po omacku. Mylę się.

Igram.

To też mi się nie podoba. 

22 października 2007   Komentarze (9)

Trochę boli trochę soli

Tak zaczyna się wiersz Białoszewskiego, którego czasem, a jednak bardzo rzadko lubię czytać.
Czuję, że wystarczająco wsyztsko przetrawiłam, aby móc napisać konkretną i racjonalną wersję wydarzeń, które przeszły moim światem ostatnimi czasy.
Przede wszystkim w tamtem długiej rozmowie, po której wracałam wieczorem przeżywając dawne bolące wydarzenie jeszcze raz, więc właśnie w tej rozmowie usłyszałam "Człowieka nigdy nie możesz być pewna." Tak powiedział Kraciasty(nazwę go tak na rzecz koszuli, w której przypominam sobie jego obraz). Jak tol zwykle bywa, ja się zapierałam, że jednak nie, że jego doświadczenie życiowe jest niepoprawne, a moje tak. Potem za jakiś czas wysłałam mu maila. Miałeś rację.
Zaczęło się od trudnego doświadczenia życiowego, które spotkało Przyjaciółkę. Ta u której pomieszkiwałam w wakacje, można nawet powiedzieć z braku laku, musiała później sama szukać mieszkania. Dla mnie to byl o zachwianiem fundamentów, bo mimo iż ja nie miałam czasem gdzie mieszkać, to ona jednak miała, a tu takie zagranie, i wiedziałam trochę co czuje, i bałam się z nią o tym rozmawiać, i nie chciałam się narzucać.
Tydzień później moje ostatnie spotkanie z M.
Bo ja bym się cieszył na ten wyjazd do Hiszpanii, gdybyś ze mną jechała...Bo ja nie chcę Cię blokować, więc się rozstańmy(jak się później okazało w domyśle rozstańmy się na pół roku).Zapytałam czy ma coś jeszcze do powiedzenia, po czym zostawiłam go na jednej z ławek niegdyś bliskich. Potem się odezwał i przeprosił.
Od razu po tym spotkałam się z Mamą i po raz pierwszy w Elei zamiast słów wyrwał mi się szloch. Gdyż mój Mężczyzna pod czas ostatniego spotkania zachowywał się zupełnie przeciwnie w porównaniu z tym jak go znałam.
Bolało, ale poczułam się wolna. Nie musiałam się o niego martwić. Czy sobie poradzi, bo mężczyźni to takie przerośnięte dzieci, które myślą, że są już dorośli, czyli zachowują się jak dzieci, a myślą jak nastolatkowie(oczywiście większość albo mniejszość jest taka, ale generalnie posiadają taką tendencję jako gatunkową).
Nadal boli. Boli muzyka, zdjęcia, wspomnienia, podobne słowa, które mówi ktoś inny.
Po miesiącu dotykałam policzka innego mężczzny. Faktura ta sama-delikatny zarost, moje zamknięte oczy i paklce, które przesłały sygnal: To nie to! ten policzek był pulchny. Nie taki, inny, obcy, nie mój, nie jego, nie nasz.
Bo ja akceptowałam mojego Mężczyznę z jego wadami, niedoskonałościami i doskonałościami. Nie miałam nic przeciwko niemu jako człowiekowi na przyszłość(nieokreśloną).
Potem odkryłam, że pod czas mojego pobytu u boku M. zachowania, ale i sami mężczyźni znacząco się zmienili.
Ale ponieważ zachowywałam się jako pewna siebie, niezależna, ruda i kolorowa kobieta pojawiło się kilku adoratorów.
Z jednym z nich się spotykałam, o ile można to nazwać spotykaniem się, do momentu dopóki nie odkryłam, że posiada to, czego nie chcę, żeby posiadał, tzn. cechy, które ja na pewno niezaakceptuję. W dodatku jest ode mnie znacząco starszy i dziwi mnie to bardzo, że się mną zainteresował. Niemniej jednak, udało mi się rozpłakać mu w ramionach.
-------------------------
Ponieważ miałam opis "boli.", który pokazał, że ludzie jednak czytają moje opisy, choć ja nie lubię ustawiać sugestywnych, ale wtedy było mi akurat wszystko jedno, ponieważ Leśny miał rację, a miał jej nie mieć za żadne skarby i wszystkie moje wartości, potem poszłam spać. Właściwie to notka powstaje dzięki Barankowi i Noelowi (tak tak, on do mnie przychodzi mnie sobie poczytać). Ich zapytanie o mój ból sprawiło, że wzięłam się za siebie, jednak nie lubię martwić innych ludzi, bo wtedy trzeba im opowiadać, a ja wolę zapisać ból i zapomnieć o nim.
...
Moja Babcia jest chora. Boli. Boli. Boli.Nie mogę jej pomóc nawet swoją obecnością. Boli. Boli. Wiele jej zawdzięczam. Prawie wszystko za wyjątkiem faktu zaistnienia mojego życia. Modlę się.
----
Widziałam mojego ojca. Ostatni raz widzieliśmy się rok temu. Powiedziałam wtedy "Żegnaj." Na szczęście mnie nie widział. To zabawne, nie patrzyłam się w tamtym kierunku, a jednak coś przykuło mój wzrok. Poznałam go po tym jak szedł, mimo że rzadko to widziałam. Jak zwykle palił. Mam jego oczy. I jestem uparta. Nic więcej od niego nie chcę. Niech żyje w spokoju.
----
Mama. Ma do mnie przyjechać.Jeśli patrzeć na charakter naszych relacji to mogę powiedzieć, że Mama jest moją dobrą znajomą, prawie przyjaciółką. Prawie, bo ja w rodzinie prawie nie mówię o sobie. Chyba że zdarzy się coś bardzo wybuchowego. Wtedy to mówię Mamie przez telefon, po czym kończę rozmowę i zaczynam rozmyślać.
--
Ciocia straciła pracę. W momencie najmniej ku temu odpowiednim. Babcia ma o tym nie wiedzieć. Ciężko było mi ją okłamywać po rozmowie z Ciocią. Ale to dla jej dobra.
Najchętniej przykryłabym moją rodzinę parasolem chroniącym przed światem. Boli mnie, kiedy ich boli.
----
W tym tygodniu zyskałam Przyjaciela, którego znam równo tydzień. Poznałam go, kiedy miał zmartwienie i ja też je miałam. Tzn. obydwoje mieliśmy prawo być potworami rujnującymi obce światy. Nie byliśmy. Zresztą nie chcę o tym jeszcze pisać, to jedno zdanie jest po prostu dla orientacyjnej pamięci w przyszłości.

nic się nie stało
-  -  -  -  -
chyba stoję
20 października 2007   Komentarze (13)

Jestem.

W trzecim tygodniu października udało mi się wreszcie zdobyć indeksy. Ale za to od razu oba. W związku z tym zaczęłam gorliwie szukać karty mieszkańca, co doprowadziło do porządków na biurku, pod łóżkiem i na półkach, po czym okazało się, że kartę mam w kieszeni aktualnie założonych spodni, chociaż to było zupełnie nieprawdopodobne. Ale ostatnio tak żyję.

Ustabilizował mi się plan. Przynajmniej do połowy listopada. Muszę zaliczyć już kilka kolokwiów zaliczeniowych. Ostatnio, dokładnie podczas nocnego spaceru Lwowem odkryłam, że mam fioła na punkcie poprawności języka mówionego, żeby nie było, gdyż pisać nadal lubię w swoim stylu. W ciągu ostatnich 6 dni spałam 27 godzin. Wczoraj dysproporcja była rażąco większa.

Z blogami łączę się przez jakieś dziwne obce porty. Ale jestem. Więc jestem naprawdę. Cieszy mnie tobardzo, bo do tej pory nie umiałam uporządkować sobie wakacji, ponieważ chciałam zapisać, usiąść i pomyśleć(kolejność odwrotna). Ręcznie trwałoby to dłużej i chyba jednak przyzwyczaiłam się do używania w "akcie tworzenia" (lekkie przymrużenie oka) klawiatury. Tymczasem miłego wieczoru ( a w ustach wciąż smak czekoladowego budyniu-niespodzianki).

18 października 2007   Komentarze (8)

Urodziny

4 lata to chyba dużo. Tyle dokładnie minęło odąd jestem tu. Wiem, ż teraz mnie tu nie ma,ale sama przed sobą nie potrafię przyznać pewnych rzeczy, nie potrafię. Wczoraj, znaczy się dziś pzeczytałam dawne cytaty. Było tam "Wszystko moje, nic własnością, nic własnością dla pamięci, a moje dopóki patrzę"
To na razie (tyle).
16 października 2007   Komentarze (9)

Na chwile tu jestem, bo tylko na chwile.

Do czego to doszlo. Wiec musze korzystac z bogow na Ukrainie, poniewaz w polskim akademiku nie wyswitla mi strony. Generalnie wydaje mi sie wiec bez sensem placic za kafejke w Polsce, skoro mam staly dostep. Nie wiem co to proxy, ale juz tego nie lubie.

Jak widac zyje, studiuje dwa kierunki, w dodatku zwiedzam. Dzis o 2  nocy Lwow. Piekny.

Zycie potoczylo sie tak lub inaczej. Obecnie jestem ruda i widze przed soba duzo mozliwosci.

Kiedy mi sie cos udaje, wciaz podspiewuje sobie "Laska Twoja Panie jest wielkim darem, jest wielkim darem".

Brakuje mi stalej komunikacji z blogami. Ale z kazdej sytuacji jest wyjscie.

Do milego! 

13 października 2007   Komentarze (11)

Kobieta w podrozy zbiera...

A ja na to :kolorowo.
Kiedys odpowiedz byla inna. Teraz, kiedy sie zdenerwuje mowie sobie wlasnie to i wpadam w smiech.

Od polowy wakacji mniej wiecej jezdze z nazwa choroby w- jak ja to nazwalam- zawiasach. Jesli jest to byc moze na cale zycie. Mialam zrobic badania, ale nie starczylo mi czasu, zeby sie zatrzymac w jednym miejscu. Moze i nie.

Pamietam kiedy sie dowiedzialam, wtedy pierwszy raz od dawna wydawalo mi sie, ze snie, ze to nie moze byc moje zycie, ze to ktos inny. Plakalam. Bardzo.

Niedawno dostalam zastrzyk. Zadzialaly skutki uboczne na tyle, ze wydawalo mi sie, ze moje cialo pokryte jest lodem i ze jakby w mrowkach stoje. Zimno, dreszcze i przede wszystkim strach. I znowu czy to na pewno wlasnie moja historia sie toczy?

Bo ja sie bardzo boje.

Naprawde bardzo Jutro wyjezdzam. Znowu. Kwestia przyzwyczajenia.

09 września 2007   Komentarze (25)

Moje miasto...

Duzo chodze. Lepiej sie wtedy mysli. Slucham, obserwuje. Wlocze sie po miescie.

Z samego rana slowa, ktore na troche mnie przybily. Bo ty wiecznie to tu, to tam. Miejsca stalego nie masz?

Wtorkowa rozmowa. Przez chwile bylo tak jakby wszystko na swoim miejscu. Dziwny nieplanowany spokoj, usmiech, smiejace sie oczy.
zabawne, ze to co bylo wazne kiedys nadal jest wazne. Odzwyczailam sie od tesknoty. Zagubila sie we mnie.
Ale ja sie usmiecham, biegam, ciesze sie. Zupelnie jakby... A najsmieszniejsze jest znajac mnie to, ze dopiero w pierwszych dniach wrzesnia sie opalilam.

Dzis mysle nich juz wreszcie bedzie pazdziernik.

06 września 2007   Komentarze (14)

Zrzut.

Blogowicze! Dziekuje Wam za usmiech na mojej twarzy. To znaczy-dziekuje za zyczenia.Widzicie, juz zaczynaja sie spelniac.

Ka i Innus-jeszcze nie pora na mnie. Jeszcze nie zostaje w jednym miejscu dluzej. Przypomnialo mi sie powiedzenie mojej Mamy o mnie-ze mi pustyni malo. I to prawda. Generalnie to wyglada tak: im dluzej jestem w jednym miejscu, tym wiecej rzeczy gromadze. A potem proponuje ludziom zeby mi przechowali czesc. No i znowu moge gromadzic. Caly czas woze ze soba  kamien znad morza. I czesc mi bliskich rzeczy, ktore stanowia o moim byciu. A reszte sukcesywnie wymieniam.

Bylam u fryzjera. No. I juz sie przyzwyczailam. Jestem zadowolona.

Powrot do domu? Bo to jest jedyne miasto, ktorego sie boje po zmierzchu. Ale dalam rade.

Babcia: A tak wlasciwie to dlaczego nie studiujesz psychologie?

Ja: Tak wlasciwie...no to przeciez studiuje filologie. Psychologia? Nigdy nic nie wiadomo.

W te wakacje musialam juz na kilka takich pytan odpowiedziec.

Szczerze, to ostatnio plyne sobie z zyciem. Biorac od dni to, co mi daja od siebie. To na tyle.

31 sierpnia 2007   Komentarze (12)

Niedziela

Urodziny naprawde bede pamietac. Wraz z nimi staralam sie skonczyc pewien etap mojego zycia. Ten juz przezyty i przemyslany.

Slonce swieci. Ja sie usmiecham. 

Dzis koncert. Jutro nowy dzien. 

I jeszcze czwartkowa dluga rozmowa. A po niej madry i pouczajacy powrot do domu.

Zapamietac. Pamietac. 

26 sierpnia 2007   Komentarze (13)

C.d.

Szczerze- w te wakac je tylko raz bylam w jednym miejscu dluzej niz tydzien. Do powrotu do aka przejade sie jeszcze ze 4 razy. Kilometrow zrobionych chyba tak ponad 3 tysiace. Jeszcze droga powrotna. To sie najezdze!

Przezyc bardzo bardzo duzo.

Przemyslen, watpliwosci, usmiechow, radosci tez.

12 sierpnia 2007   Komentarze (18)
< 1 2 3 ... 20 21 >
Moje | Blogi