Śnieg, bałwan, dziecko.
Jak ktoś mi dzisiaj w mejlu zauważył, że pisze właśnie dzisiaj, bo ja nie lubię poniedziałków. Nie lubię porannych poniedziałków, kiedy nie pamiętam gdzie są moje oczy, kto mi je skleił, gdzie jest plecak, a w zasadzie, co najważniejsze, gdzie mi się podziały dwa wolne dni. O zgrozo! Dzisiaj prawie bym biegła na autobys, ale przyjęłam taktyę zachowania równowagi. W szkole źle. Mówiąc cenzuralnie. Tylko kilka przyjemnych rzeczy było i jedna osoba.
Wracałam ze szkoły. Szyja omotlana szalikiem( O! wczoraj normalnie proboszcz mi go pochwalił, co przekazałam mamie jak dzwoniłam, bo to ona go na drutach zrobiła), czerwona czapka z uszami, spadające rękawiczki z tamtegorocznego Orsaya i zjeżdżające szelki plecaka. Nogi obute w glany ciągnęłam za sobą i...czułam się maksymalnie jak takie dziecko pierwszoklasowe. Z zadziwieniem dla śniegu, że biały i że się topi, dla butów, że ciężkie i plecaka, że po co mi on. Tak, to ja mam 18 lat i jestem odpowiedzialną osobą.
A potem...no to najpierw byłam w moim ulubionym miejscu, cicho, śpiew ludzi i taki spokój, który można nazwać błogim. Potem wracałam do domu z K. I tańczyliśmy poloneza na chodniku. Ale to nic, potem byliśmy bałwanami. Obsmarowani od stóp do nóg nawzajem z prawie zgubionym moim telefonem, dużą dawką uśmiechów i tą dziecinną moją i jego częścią. Ja swojej nie oddam tak długo jak będzie mi sprawiała przyjemność. A najfajniejsze było wtedy jak czułam jak mi spodnie do tyłka przymarzają, a w kieszeniach miałam ogromne zapasy śniegu. A ile go w buzi było w międzyczasie. I bitwę śniegową wygrałam ja. Rewanż w przyszły poniedziałek.
A teraz się uczę. O lewelach i Lelewelasto-krukowieckich.
I wszystko byłoby już tak g e n i a l n i e dobrze, bo do tych rzeczy, które mi nie pasowały zdążyłam sie juz przyzwyczaic, tzn. uodpornić, gdyby nie pawien młodzik(najdelikatniejsze słowo jakie znalazłam). Bo on mnie zmusza, żebym go pokochała. I prawie w tym celu szantarzuje. Tak nie można...Ja...nie umiem.
A do miłości nikogo zmuszac nie można. Jak ktoś zmusza to nie kocha. Bo kochać to chcieć szczęścia drugiej osoby. o!
Panna, czemu Ty wiecznie albo na niewidocznym albo Cię nie ma? Tłumaczyć się proszę:]
A ten gość.... Nie do końca potrafię go rozgryźć ,ale chyba dobrze określiłaś tą sytuację : szantaż. Ja dodam jeszcze \"desperat\" ,który posunie się do najróżniejszych rzeczy ,by zdobyć serce Panny Moje :)
Dobranoc M od Tulipanow...:)
Hahaha, najwazniejsze ze wygralas ta bitwe sniegowa :)
Dodaj komentarz