Bez tytułu
Mój Bóg( J.Twardowski napisałby po prostu Bóg) jest dzisiaj gwiazdą. Gromadzą się tłumnie, ciągną za sobą dzieci niewiele im tłumacząc. Kiedy już wchodzą do tego pomieszczenia chcą być jak najbliżej tego miejsca i w dodatku najwygodniej. Kiedy im to się nie udaje, a już goni ich czas, w zasadzie On już się pojawił, nagle stwierdzają, że właśnie tam jest wygodniej. Pani obok dostaje z bara, a pan po lewej niechcący nadepnięty na nogę(mógłby sie przecież szybciej przesuwać).Potem się trochę nudzą, zwłaszcza ci stojący, ale najwazniejsze jak zwykle jest na samym końcu, więc nie mogą tak zwyczajnie wyjść, no bo jak? Później dają Jego, w takim białym opłatku. Formuje się kolejka, ale byle szybciej Go mieć, tamta staruszka znowu mogłaby szybciej się ruszać. Potem nareszcie jest moment właściwy i mówią posypmy głowę popiołem. A czemu go tak mało? Można troszkę więcej? A jeszcze moje dziecko w wózku, ono też by chętnie. Za 37 dni ci sami ludzie znowu przyjdą tlumnie.
Wiem, było tam grono tych osób, którzy wiedzieli o co naprawdę chodzi. Ale smutno mi mimo wszystko. Bo bardziej chodzi o tradycję. I jeszcze myślę, że ja najchętniej Wielkanocną mszę w drewnianym kościółku w którym będzie 10 osób. Będzie cicho i On zmartwychwstanie tak, że to poczuję.
Ta msza posłużyła mi jak małe rekolekcje. Bo jestem też zła, za dużo myśląca o sobie, mało szanująca innych ludzi i ich pracę. I w moim życiu chcę tylko nie zgubić Jego. Ten, do którego przychodzę jest delikatny. I jest Miłością.
Jest Miłościa.
:*
Dodaj komentarz