Bez tytułu
Schodami do Nieba zacząłem się piąć
Zbytek słów...
Tylko właśnie te słowa w głowie, po tym dziś. Po tym popołudniu.
Miałam zamiar ślęczeć nad angielskim. Kolejny dzień nie wychodzić z domu. Myjąc naczynia pomyślałam, że to za długo, że ostatni raz w piątek widziałam, że czuję…Przyszedł. W moim pokoju nie był od tamtej rozmowy. Ze stokrotkami w ręku. Z niespodzianką. Wspominał o niej wcześniej, wiedziałam jaką przyjemność sprawiło mu przygotowanie, może bardziej zaangażowania w nie domyślałam się. W dwóch torebeczkach niespodzianka o zapachu słodkiej pomarańczy takim, że…Herbatkę tą zostawię sobie na wieczór. Grał na gitarze. Znowu zostanie na niej jej zapach.
Później las. Tam było jeziorko jak z Narnii, słońce zaczęło chylić się ku wieczorowi, jego promienie przebijały się przez liście, zauważyłam to. Było pięknie. Śpiewały ptaki, nareszcie było ciepło, przyjemnie, spokojnie, z błękitem nieba.
A potem…Potem niósł mnie na rękach. Nikt mnie tak nie niósł i tak długo.
Wracając już do domu pomyślałam sobie, że przecież na szczęśliwe chwile, na każdą z nich trzeba zasłużyć. Czym ja się szczęściu odpłacę? Jak je przekupię?
Wracam do przyziemnych spraw. Ale jakoś przyjemniej myśli się o maturze. Nawet.
już mniej się boję :)
kopas w dupas na szczęścies jutro! :-)
:*
Czasem gwiazdy z nieba spadaja:)
A tych chwil będzie dużo więcej. Tego Ci życzę!
Dodaj komentarz