Bez tytułu
W miescie na L. spotkalismy ka.Wloczylismy sie pociemku prawie, bo siweto jakies bylo. I kolacje na placu zabaw pelnym dzieci. W miescie na L. bylo mi bardzo smutno. Bo Babcia niby tak blisko, a jednak, przeciez skarzyla sie na swoja chorobe, a ja nie mialam cierpliwosci, zeby wysluchac, no i potem juz tylko czarne mysli,i ze ona przeciez sama w domu, ze jak cos sie stanie, to sobie nie daruje, i ta bezradnosc, jak wtedy, kiedy bylam jeszcze 8letnia dziewczynka. Niecierpliwilam sie powrotem. Na szczescie wszystko sie udalo i pociag do I. I potem my z M. jeszcze na dworcu w L. na drewnianych krzeslach cala noc, ale co to byla za noc! Wsparcie, cierpliwosc, delikatnosc, ramie...
W miescie na T. nikt mnie nie poznaje, wiec to nie jest juz moje miasto, lacza mnie z nim tylko dwie osoby, ale jakze bliskie...Te dwie osoby, jezioro, moze dwie ulubione uliczki. M. mowil, ze to miasto ma w sobie jakis ukryty charakter, ze moze wlasnie dlatego mnie tak ciagnie za Kra.
1 wrzesnia spedzony zupelnie inaczej.
M. pojechal w niedziele i ten poniedzialek i nastepny dzien byly takie jakby czegos naturalnego brakowalo. Potem sie przyzwyczailam, ja szybko sie przyzwyczajam.
Niedlugo bede wracac. Pewnie troche krocej.
Ja przyzwyczajam się szybko do ludzi (a to często boli)... I chyba do niczego innego, a już na pewno nie do zmian.
Pozdrawiam gorąco i dziękuję za pamięć :*.
Dodaj komentarz