• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • Bez kategorii
    • Gdyby wiedział to, co wie...
    • Pośród ?
    • Słoneczna nadzieja
  • z naszego blogowiska
    • calaja
    • Carnation
    • Cici
    • Duszyczka
    • Innuś
    • Kobieta na krawędzi
    • Panna z rybnika
    • Pesta
    • Pika
    • Rebeliantka
    • Serduszko ma wielkie
    • Umcia-Kumcia
    • Zostań

Bez tytułu

Po zdanym bardzo przyzwoicie egzaminie odczuwałam potrzebę zrobienia czegoś ze sobą. Dom na wsi stał pusty, w nim namiot potrzebny mi gdzieś w połowie lipca, godzinka czasu od wpadnięcia do głowy pomysłu, po sprawdzeniu połączeń M. na dworcu, tym razem, niestety PKS. Bo choć widoki zachwycały, przepięknie wygląda nawet zatłoczony Kra. co dopiero mówić o pagórkach i chmurkach. Jednak przystanki rozczarowywały, gdyż zrozumiałam dlaczego autobus jedzie tak długo jak osobówka-na każdym przystanku stoi parenaście głębszych minut. Nigdzie mi się w sumie nie śpieszyło, więc zniosłam. Świeciło pięknie słonce.

W Czwie przesiadka, wcześniej 11 minutowe zakupy pożywienia, jechałam dalej,później zapierniczałam te parę kilometrów dzielących wieś właściwą od tej przystankowej. Musiałam przełazić przez bramę, a nie jest to wcale przyjemne, kiedy ma się na plecach oczywiście plecak. Wreszcie, poraz pierwszy poczułam się całkiem swojsko. Bo ten dom nigdy nie był mój, ale tym razem jak go otwierałam, szukałam gdzie zapala się światło, gdzie jest kurek od wody i gazu. Ja go oswajałam. Potem zjadłam truskawki z krzaczka. Obejrzałam Bonda, jakiś leciał, a było mi szkoda od parunastu miesięcy mieć telewizor na własność i nic z tym nie zrobić. Bo ja nie oglądam telewizji i raczej nie czytam gazet. Już bardziej czasopisma w pociągach. Wstałam przed wschodem słońca, przed tym że jego działaniem zamknęłam drzwi i wyruszylam w drogę. Muszę przyznać, że rano słoneczko bardzo syzbciutko chodzi sobie po nieboskłonie. Poszłam drogą przejezdżalną, na wypadek, gdyby ktoś chciał mnie wziąć stopem. I chciał pewien pan w wieku trochę poza średnim, choć chyba wiedział, że mało mi już zostało.

Od 5.27 czekało mnie najgorsze rozczarowanie tego dnia. Autobus jechał wolniej niż słońce, raczej w tempie rowerowym, gdyż 114 km przejechaliśmy w 3 ggodziny i 20 minut. Byłam krwią zalana ze 3 razy. Spóźniłam się "tylko" 1,5 godziny.

Zaawne, pierwszy raz piłam poranną kawę u Ikstera. A kanapka zjedzona u niego dłuższy czas była moim jedynym pokarmem. Było tak jak kiedyś, zapamiętywałam co mówił, żeby o tym pomyśleć.

Potem odwiedziłam K. Czasami myślę, że ona subskrybuje mi wiersze, albo że podsyła myśli, które chcę znaleźć.

Moje miasto, jednak moje, bo okazało się, że istnieją ludzie, którzy mnie z nim wiążą.

W Kat. wolałam już nie ryzykować Pks i pojechałam ulubionym pociagiem z czerwonymi siedzeniami, zachowując się tam jak u siebie w domu, zdjęłam buy, zjadłam drożdżówki, zamknęłam przedział. Odetchnęłam.

Burza, której się bałam zastała mnie dopiero podczas powrotu z wieczornej pocałorocznej agapy, a ciasteczka, które tam dostałam okazały się wyśmienitym śniadaniem.

W śro. kolejny egzamin, a po nim zwiedzanie Kra. Niech będzie.

Oprócz tego, kiedy sobie szłam polną dróżką, zauważyłam bociana w gnieździe, on coś poklekotał, zrobiłam mu zdjęcie  i jeszcze takie, w którym wylatuje z gniazda, dopiero później to zobaczyłam-czy każde opuszczenie gniazda musi być na początku upadkiem?

22 czerwca 2007   Komentarze (10)
baranek
25 czerwca 2007 o 17:03
Wielu spraw nie zrozumiałem, ale i tak całkiem sporo zrozumiałem ;-) W każdym razie, żywioł podróżniczy ciągle Cię gna.
slonecznik
24 czerwca 2007 o 11:41
cudownie jest mieć znajomych, którzy inspirują :) hmmm uwielbiam jeździć pociągiem, mimo, że to bardziej męczące niż pks, ale... coś w tym jest ;) no może poza techniką toaletową zwaną samolocikiem, gdy pociąg rozbuja się w najlepsze : dziękuję Kochana za bardzo miły komentarz, ostatnio nie pisałam zbyt wiele, ale wakacyjne słońce na pewno odda mi wenę spowrotem :) opuszczenie gniazda, nawet rozpoczęte upadkiem, prędzej czy później musi zaowocować rozwinięciem skrzydeł...
clou
23 czerwca 2007 o 21:45
takie \'uroki\' transportu publicznego. nic im nie zrobisz. nie chcesz, nie jedziesz - oni gdzies to maja i wloka sie te 114km przez ponad 3h. duzo za duzo. z wielka przyjemnoscia pozwiedzalabym sobie taki Kra. Nigdy nie mialam okazji, ale zawsze soebie obiecuje, ze ktoregos dnia..
K*
23 czerwca 2007 o 19:36
A ja sobie przypominam, że kiedyś jechałam ze Śląska do Kielc pociągiem ponad 7 h) I to niby opóźnienie było, tak jakby to cokolwiek tłumaczyło..:)
InnaM
23 czerwca 2007 o 18:56
Upadkiem może nie koniecznie. Ale trudnościami tak.
cosmic_girl
23 czerwca 2007 o 15:24
Witaj:) Dziękuję za odwiedziny na moim blogu i oczyiście zapraszam częściej:) Marzy mi się taki wyjazd na wieś, niestety jest za daleko by wyskoczyć na dzień czy dwa, a na dłuższy pobyt, nie mam póki co czasu:/ Oby się to szybko zmieniło... Pozdrawiam serdecznie:))
zlamane_skrzydla
23 czerwca 2007 o 11:35
\"Mój\" autobus pokonuje 180km w 3h 20 min. Do tej pory myślałam, że się wlecze. Jednak może być gorzej ;)
moje
23 czerwca 2007 o 08:37
Serducho, ja po prostu najchętniej jadłabym ciepły chleb albo coś, co mi ktoś przyrządzi. a że to się rzadko zdarza, to jest jak jest. Za tydzień będę u Mamy.
kaloryfer
22 czerwca 2007 o 23:12
mocno nakruszyłaś tymi drożdżówami w przedziale?... ;)
serducho
22 czerwca 2007 o 22:37
zastanawia mnie jedna rzecz. czy to twoje niejedzenie to jakas filozofia za tym sie kryje?

Dodaj komentarz

Moje | Blogi