Bo ktoż to wszystko mieć by chciał.
Zmyła mnie, zniszczyła, rozwaliła na kawałki, zamurowała.
A było to tak. To obiedz na który czekałam, bo burczało mi w brzuszku. Zjałam więc z apetytem tymbardziej, że w telewizji leciał ciekawy film. Obiad był smaczny, spokojny i jak zwykle bez słów. I kiedy już wszystko było zjedzone, wstałam od stołu. A ona zadało to pamiętne pytanie: "czy kiedykolwiek zrobiła mi coś złego?" .Chłód jej w głosie. Odpowiedziałam, że nie i zapytałam się o co chodzi. Zrobiła to, co szanujący się człowiek nie powinien robić. Nie utrudnia się życia drugiemu. Pojechała po mojej Babci i Mamie. Wszystko z powodu listu, który drugi porządny człowiek przeczytał. Oczywiście porządny człowiek zapomina o tym, że cudzych listów się nie czyta, nie posiada odrobiny krytycyzmu wobec siebie. Ów człowiek...
Ale kiedy ona zadała mi to pytanie poczułam falę gorąca. Zatkało mnie. Dopiero potem wróciłam się i powiedziałam słowo o cudzej korespondencji. Wyszłam z pokoju. Ona poszła za mną. W przedpokoju zaczęła coś mówić. Ona też jest porządna. Zebrałam się, dobrze, że na krześle zawsze są jakieś ubrania. Wyszłam. Nigdy nie słucham pieprzenia głupot zwłaszcza ludzi, których nie szanuję. Umiem znieść, kiedy ktoś mi mówi o moich wadach. Niekoniecznie musi być to spowiednik, wcale nie musi. Również odejdę, ale to przemyślę. To, że ktoś tego nie potrafi świadczy tylko o nim.
Kieyd tak sobie weszłam w las z zacisniętymi pięściami i zębami. Kiedy mnie to wszystko rozsadzało, łzy cisnęły się do oczu...Wiedziałam, że do Mamy nie mogę zadzwonić. Nie mogę jej zmartwić.
Chciałam się obejść bez ludzi, ale czułam że muszę komuś powiedzieć, zwłaszcza, że uświadomiłam sobie tą premedytację. Nieodzywanie się cały dzień, a potem ten wybuch, zwłaszcza, że obiad stanął mi w gardle.
Ale...
zadzwoniłam do M.
Kiedyś w moim życiu był ktoś, kto się pojawiał pot akich telefonach i słuchał. Widocznie stwierdził, że wyśmienicie radzę sobie sama, albo mu się znudziło, ale radzę sobie. No i jest M.
I był po 20 minutach. Ubrany za lekko, bo też wyskoczył z domu na szybko. Jeszcze spotkaliśmy po drodze dobrego znajomego, wczoraj byliśmy razem na zakupach, kilka zdań zamieniliśmy.
Kiedy już weszłam z M. do parku, usiadłam na ławce nie wytrzymałam, to ten bezruch. Zacisnęłam szczęki, drżałam. Pomyślał, że mi zimno, zawsze mi zimno, ale dziś nie było. Poleciały mi łzy. Zauważył. Przytulił jak dziecko, utulił, oparłam się na jego klatce piersiowej, nic nie mówił. Potem powiedziałam mu, że już wiem jak wygląda kaczka(taka bardziej szara),a kaczor jest kolorowy.Dzikie kaczki. Dopiero potem powiedziałam, że zdenerwowała mnie. On powiedział:" M., nie wiem jak to jest mieć problemy" Powiedziałam, że wie, ale jego są inne.
Potem przytuliliśmy się i siedzieliśmy. Rozmawialiśmy trochę. O tym, że ja nie wyobrażam sobie życia po 30, a on, że jeszcze po drodze jest okres maj-październik. Tłumaczyłam ulubione piosenki. Był, słuchał, tulił.
Odkryliśmy zimno. Teraz jestem w domu. Jestem spokojniejsza. To dobrze, że zadzwoniłam do niego. M.
;*
A M. trzymaj i nie puszczaj, bo to prawdziwy przyjaciel
Dodaj komentarz