Diwne, śmieszne, zmieszane.
Wczoraj sama przed trzyosobową komisją, z M. czekającym na jakiś znak, że kończę, że mamy 45 minut wolnego.
Pisałam, sprawdzałam arkusze, pobierałam odnosiłam, nie stresowałam się.
Ale byłam bardzo zmęczona.
Dziś dla odmiany miałam w innej skzole i na 13. W wyniku pomyłki półgodziny przed maturą byłam w gabinecie dyrektorki u ktorej na pewno nie można zdać tej matury, a moja okazała się na drugim końcu miasta.
Wcześniej M. spóźnił się na przystanek, jechałam sama, ledwo zdążyłam wysiąść z autobusu, dzwonili z mojej szkoły, że przecież mam angielski, a mnie nie ma.
Pamiętam moemnt pierwszej załamki. Zadzwoniła przyjaciółka, chciało mi się płakać z bezsilności: -Kuźwa, ale rozumiesz, ja jestem w tej szkole. Ale ja pierdziele. Ja mam być w tamtej. I to wszytsko płaczliwym tonem. Wyczówam w tym teraz już komizm sytuacyjny.
Pierwsyz raz miałam palącą potrzebę taxówki, ale żadnej nie było. Za 18 minut matura wyjechałam z tego osiedla. Za 8 matura wbiegłam do następnego tramwaju. Rozglądam się, pytam się czemu nie jedzie. Dzwoni M. mówi, gdzie mam wysiąść.
Był na głośnomówiącym, pyta się, który to tramwaj, ja że nie wiem, a ludzie obok, że 9.
Potem był! Wsiadł dwa przystanki później i przytuliłam się, a łzy popłynęły cichutko.
Potem była S. i zaczęliśmy biec w kierunku szkoły, a ja jej relacjonowałam ubogacając słownictwem nie uważanym za ubogacające.
Kiedy już wbiegłam do drugiego sekretariatu przepraszając za spóźnienie, okazało się, że to nie ten! M. wpdła na pomysł zdobycia numeru tej szkoły, kiedyjuż biegliśmy w jej kierunku. Zadzwoniłam. Dyrektorka: -Gdzie jesteś?
- Mijam jakiś kościół, kurde, i nie wiem ile jeszcze mi zostało.
- Nie śpiesz się, podalam godzinę wcześniej...
Na początku nie uwierzyłam własnym uszom. Zwolniliśmy, dotarliśmy. Byłam.
Weszłam, zestaw był w sumie, prosty. Ale -Egzaminatorka do mnie, że mówię do niej w trzech językach. A ja nie umiem słów, mówię nie na temat. Wychodzę, wpadam do M. i mówię, że wątpię czy zdałam.
Ogłoszenie wyników.
Masz 18 punktów. Pytam się czy na pewno, nie wierzę. Wychodzę, zaśmiewam się jak głupia. Mówię mu, cieszy się. Mówi, że nie wytrzymałby presji.
To nic, po prostu istniało prawdopodobieństwo, że mogłam nie mieć zaliczonych dwóch ustnych.
Jem kanapkę zrobioną przez jego mamę.
Idziemy do mnie do szkoły, to jest już czwarty sekretariat w którym jestem. Na szczęście,znajome twarze.
Myślę, że taką maturę się pamięta.
Na szkolnym korytarzu zdejmuje buty, trzymam jeden i drugi w rękach, stoję na posadzce, staję na palce i spotykam usta M.
Potem park, nasza ulubiona droga, tamto miejsce.
Potem chcę z kimś porozmawiać, zapewnić dozę śmiechu, spotykam się z Przyjacielem. Lubię las. I chodzenie po nim. Potem jestem na siatkówce, wreszcie się wyżywam, zepsuję sobie palec, wracam do domu, ziewam po drodze, wreszcie spada poziom adrenaliny, jem kolację, piszę to słowa, za chwilę idę spać. Jutro ostatnia matura.
Bo póki jest się młodym trzeba kolekcjonować wspomnienia
Jutro jadę szukać pracy. O!
Bedzie dobrze - madra dziewczynka jestes wiec bezproblemowo zdasz.
Dodaj komentarz