Dzisiaj!
Rano...z rozklejanymi kawą oczyma, muzyką potraktowaną dość przedmiotowo-jako zagłuszacz własnych myśli, w napółdomkniętym płaszczu, rozwianych włosach....wdepłam w śnieg! Idę sobie tak jak zwykle, a tu nie dosć, że się okzauję, że pierwsza tędy, to jeszcze w dodatku po kolana zimnego puchu. A, bo ja wiem, że moje glany są wyjątkowe-przemakają!
W macie kolejna osoba przeszła do grona tych, którzy dostali kapę z odpowiedzi. Na szczęście nie ja(egoizm).Na polskim, mieliśmy być cicho(My-licealiści), bo prof. chciałaby sobie porozmawiać. Ha!I gdyby ktoś nie uwierzył o godzinie 21 odrabiałam zadania na poniedziałek. Ja?! Dzisiaj!
I byłam jeszcze w parku...Zawsze, kiedy rano dojeżdżam autobusem mijamy się nawzajem-ja i park i marzę, żeby się w nim znaleźć. Dzisiaj chciałam z niego jak najszybciej wyjść. Białe gałązki, dużo puchu, dziwne chimeryczne kształty gałezi- a mi zimno było...
Przyszedł do mnie Ktoś, Kto musiał na mnie długo czekać. Tylko dlatego, że chciałam za Nim tęsknić..."W lekkim powiewie przychodzisz do mnie, Panie..." Potraktowałam Boga jak przyjaciela.
Rozmowa zz dawnym znajomym:Niech będzie między nami.(on) Ja:między nami nic nie było....
Bo modlitwa ma tą m o c !!
Powinnam być smutna, płacząca i niewiadomo jeszcze jaka, a tymczasem nic z tego.Na szczęście. Za wwczorajszą rozmowę. Kilka nowych, trwałych schodków. Pięknych, z marmuru....
Dodaj komentarz