Gdyb.
Napisanie czegoś teraz będzie ostatecznym przyklejeniem trzem tygodniom i jednemu dniu etykietki że było. I może trzeba było by odpowiedzieć na pytanie - jak było. Turysta w mieście, które zna z zamkniętymi oczyma. Szczęśliwa w malinowym chruścianku, w lesie, na wyspie, nad jeziorem, beztroska na ludnych ulicach, nie przywiązana, właściwie wolna. Tak jak wolny jest ten, który wie, że tu jest tylko na chwilę, a zostawiony u nowopoznanych osób ślad nie będzie go nic a nic obchodzić. Iść ulicą i nie poznawać ludzi. Swoją drogą - już dawno temu wiedziałam, kto wyrośnie na przystojnego, a kto jednak nie. Może kwestia gustu. Szampan, wino, piwo,uśmiech ze łzami, śmiejące się łzy. Zadumanie.
Dzisiejszy dzień właściwie się nie zaczął. Bo normalnie otwierasz oczy i widzisz rano. On był kontynuacją świadomą wczoraj. Słońce na moich oczach zachodziło i wschodziło. Mgła okrywała pola. Miastami błąkały się bezdomne sny....I znowu jest inaczej. Trzeba było by się już przyzwyczaić. Ale jak można się przyzwyczaić do nieprzywidywalności życia, jeżeli chciałoby się wszystko przewidzieć. Za dużo gdybania, może dlatego, że ja jestem za daleko.
Na wieczór - Liz Nickles "Cały czas świata". Do poczytania.
:)
Bo niezmienne w życiu jest to, że wszystko sie zmienia...
Dodaj komentarz