If you believe...
W takie dni jak ten moja miłość do siebie drastycznie spada. A i dobrze, bo mając go w pobliżu mogę go darzyć równie niską dawką uczuć."Jak siebie samego..." Gnój. To najłagodniejsze słowo. Bo on chciałby wiedzieć. Tak naprawdę, to gówno go to obchodzi, nawet nie wysłucha. Chce pokazać sowją wartość, pociągać za sznurki. Nie dałam się sprowokować, choć głos chłodny, a spojrzenie twarde. Chrześcijaństwo, ale ja wolę oko za oko, a tak...oba policzki już pieką. Jeszcze trochę i uniezależnię się. Czy on na przykładzie swojej matki nie może dostrzec, że potem zostanie sam?
Czemu właśnie tak? Za co? Dlaczego?
Jakby dla kontrastu. M. On sam jako bezpieczeństwo, które dają jego ramiona, jako możliwość uśnięcia w cieple, jako dotyk, jako bycie. Nie wiem czy tak można, jak długo to trwa i ile kosztuje, kiedy się skończy.
Nie umiem. nie. nie.
Żeby umieć cieszyć się z życia, trzeba oczekiwać od niego jaknajmniej
Choć...to jak po wsyztskich drogach jeździć 60km/h.
Dodaj komentarz