Jestem.
W trzecim tygodniu października udało mi się wreszcie zdobyć indeksy. Ale za to od razu oba. W związku z tym zaczęłam gorliwie szukać karty mieszkańca, co doprowadziło do porządków na biurku, pod łóżkiem i na półkach, po czym okazało się, że kartę mam w kieszeni aktualnie założonych spodni, chociaż to było zupełnie nieprawdopodobne. Ale ostatnio tak żyję.
Ustabilizował mi się plan. Przynajmniej do połowy listopada. Muszę zaliczyć już kilka kolokwiów zaliczeniowych. Ostatnio, dokładnie podczas nocnego spaceru Lwowem odkryłam, że mam fioła na punkcie poprawności języka mówionego, żeby nie było, gdyż pisać nadal lubię w swoim stylu. W ciągu ostatnich 6 dni spałam 27 godzin. Wczoraj dysproporcja była rażąco większa.
Z blogami łączę się przez jakieś dziwne obce porty. Ale jestem. Więc jestem naprawdę. Cieszy mnie tobardzo, bo do tej pory nie umiałam uporządkować sobie wakacji, ponieważ chciałam zapisać, usiąść i pomyśleć(kolejność odwrotna). Ręcznie trwałoby to dłużej i chyba jednak przyzwyczaiłam się do używania w "akcie tworzenia" (lekkie przymrużenie oka) klawiatury. Tymczasem miłego wieczoru ( a w ustach wciąż smak czekoladowego budyniu-niespodzianki).
Dodaj komentarz