Kilometry mijanych asfaltów podczas rozmów...
Potem, jak zwykle, niespodzianka, bo ja nigdy nikogo nie uprzedzam, że przyjadę. Kluczę do domu mam, owszem, tylko nie wiem, który do którego zamku pasuje. Bo pozmieniało się trochę. Nocy nie pamiętam, tzn. że przespana. W poniedziałek udało mi się kupić bluzę jakby uszytą moim proektem, tak samo, jak w sobotę, sprezentowany przez Mamę swetr.
Achaaa, bo z piątku na sobotę Mama u mnie była, w akademiku na waleta, brali ją za moją koleżankę. Obiad mi w sobotę ugotowała-swojski.
A potem, wieczorem, byłam na roratach. Bo tak naprawdę, to moi znajomi z mojego miasta powyjeżdżali, bo choć miasto swoją sieć uczelni ma,to ambitni tacy byli. No więc, nikt nie wiedział, że jestem. A zmieniłoby to coś? Wracając do rorat. Bo dalej mnie to męczy. Zapalałam świeczki dzieciątkam. Bo ja lubię dzieciątka, ale gdyby nie mój Bratek nie wiedziałabym o tym wcale. Tęsknię za nim. Dzieciaki mnie nie znali, ale się słuchali w jakiś sposób i patrzyli jak na dorosłą( a ja przecież tylko dojrzała jestem) i zastanawiałam się na kogo ja w ten sposób patrzyłam. Dwa dni później dalej nie wiem. Widocznie mogę żyć bez tego.
Potem był wtorek. Właściwie to przez wtorek ta podróż. Wstałam wcześnie, bo o 8. Kawa...na dawnym ulubionym miejscy mojej Mamy. Potem bieg. W kierunkach jazdy niektórych autobusów ja się nie orientuję. Dotarłam. Przywitałam się pierwsza. W zasadzie mogłabym powiedzieć:" pokój i dobro" w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale nie zrozumiałby. Nie patrzył mi w oczy. Mówił, że winien, ale...Nie uznaję takiej winy, nie uznaję takiego jego, nawet wtedy, kiedy jego oczy tak bardzo podobne do moich, w zacięciu o tym samym odcieniu pewności, być może z jakąś różnicą w ilości nienawiści(?) nie wiem.
Już nie próbował. Nadal nie umie sobie uświadomić, że jestem niezależna, podejrzewa jakieś sterowanie, manipulacje. Ja nie jak on. Używając manipulacji brzydziłabym się sobą.
Potem siedział jak mały chłopczyk z opuszczoną głową.
Kiedy powiedziałam: do widzenia- w znaczeniu zupełnie dosłownym- nie odpowiedział. Zastanawiałam się czy mogłoby być inaczej...
Potem szybki bieg, za szybki, ale w zamian kaplica na 30min moja. Bo ja lubię puste kaplice. Zwłaszcza puste. Tzn. z Nim.
I droga powrotna. Rozmowy momentami typu vulgaris co oznacza bodajże pospolite. Momentami trochę wyższych lotów i pozwalające wziąć sobie dla siebie.
I pytanie, nieoczekiwane, które nawet nie wiem jak brzmiało. Drugi raz w moim życiu zareagowałam w ten sposób. A myślałam, że jestem już człowiekiem opanowanym, ale ostatnio szybko się wzburzam i fale mam wysokie w środku. Nikt nie chce wiedzieć, nikt nie zaczyna, dopóki nie powiem, że chcę o tym rozmawiać, dopóki nie przemyślę jeszcze raz, nie tak z biegu...Bo ja nie umiem tego w środku siebie ułożyć, bo mnie to boli, bardzo. Skuliłam się,chciałam w jakimś kącie, ale ich nie było. Męczą mnie teraz te myśli, a odsunęłam je daleko, bo wiem, ze przeszłości nie zmienię. Może chociaż nie będzie tak bolało? Ciągle te obrazy przed oczyma.
Ale udało mi się dojechać. I będąc prawie w Kra, w Kra nie była, bo w Płaszowie pociąg 15 minut stał, bo chciał być jak osobowy pewnie. A potem, już na dworcu, zeszłam ze schodów, a w holu taki zapach frytek, tak ciepło...jak w domu się poczułam, bo to Kra przecież, bo wybrałam.
Do mojego pokoju wpadłam,plecak obok łóżka, łóżko pościeliłam i spać.
Dziś od rana na nogach, bo łacinę się uczyć. Swoją drogą, że tak powiem-"zjebałam ją mechanicznie" na 3+. Nie, nie może być tak, że jakiś język mi nie idzie. Trzeba nad tym popracować.
O 8 dzwoni Mama, jak się dogadałyśmy wcześniej. Wiesz, widziałam się wczoraj w M., przyjedzie dziś do Ciebie. Ja, pierwsze co, to popłoch. Ale jeśli ktokolwiek mógł zrobić dzisiejszy dzień pięknym to właśnie on. I choć widzieliśmy się krótko, to długo. Mój kochany M. Pamiętam, będę pamiętać... I...za tydzień chyba znowu jadę. Święta idą. A śnieg podobno jeszcze w tym roku będzie.
Te trzy dni pozwoliły mi spojrzeć na siebie z innej strony, bo nawet nieoczekiwane rozmowy mogą do czegoś doprowadzić.
Nie ma to jak mama i nie ma jak taki dobry, ciepły M.
Ściskam mocno :*.
I przez całe życie się zastanawiam, czy byłych przyjaciół rzeczywiście przyjaciółmi można nazwać.
Nieoczekiwane rozmowy dają niespodziewanie dużo. Najwięcej chyba te z Bogiem..Dobrze czasem popatrzeć na siebie.
Maluszki są cudowne-dziecięca niewinność jest czymś, czego już nigdy nie odzyskamy-bo chociaż jeszcze nie zawsze do końca dorośli, to zbyt dojrzali jesteśmy..
Dodaj komentarz