kolorowy sen o MIŁOŚCI...
Chyba mam szczęście. Zapomnialam portfel do szkoly i w autobusie zamiast biletodajki przyszedl biletosprawdzacz.No i chcial mnie spisać. Ja inteligentnie stwierdzilam,że się nie dam :) Że mogę się z nim umówić w celu pokazania biletu, ale nie podzielę się z nim moimi danymi. Jako w miarę inteligenty facet zrozumial to i zostawil mnie w spokoju. Uff...Nie muszę chyba mówić,że pierwszą lekcją byla mata.
Wieczorem byl MF. Można bylo powiedzieć jak przeżylo się czas wakacji. Ja...nie powiedzialam nic. Wlaściwie sama nie wiem, co myśleć o tch wakacjach. Wiem tylko,że dużo we mnie zmienily.
Wracając zaczęlam śpiewać piosenkę, która zawsze przypomina mi spoleto i to niezwykle uczucie jedności. Po chwili przylączyla się Sandra. Najprzyjemnije bylo, kiedy Magda zamiast plakać uśmiechnęla się i śpiewala z nami.Szlyśmy ulicą.Wieczorkiem. Z uśmiechem natwarzy.Polączone slowami:
"Bo nie ma większej Milości niż ta, gdy Ktoś życie oddaje, bym ja mógl żyć"
Myślalam wtedy, czy...jest tak dużo bliskich mi osób...czy bylabym wstanie zaoferować przynajmniej godzinę mojego życia, dzień albo rok za kogoś z nich?... Jak wielka musiala być Milość...
Nie proszę o tak ogromną milość do wszystkich ludzi....Chcialabym mieć maleńką...Taką w sam raz na mnie, taki promyk, który mogę kierowac w stronę bliskich mi osób...Być przy nich i dawać wsparcie.
Chcialabym też, aby TATA pomógl mi w jednej rzeczy.Wlaściwie zalatwil ją za mnie. Ale wygląda na to,że muszę do niej dojrzeć, by nie zranić nikogo. Rozmawialam z NiM o tym przez chwilkę...
Dodaj komentarz