Miasto mojego żalu.
MIASTO MŁODOŚCI
Przystojniej byłoby nie żyć. A żyć nie jest przystojnie,
Powiada ten, kto wrócił po bardzo wielu latach
Do miasta swojej młodości. Nie było nikogo
Z tych, którzy kiedyś chodzili tymi ulicami,
I teraz nic nie mieli oprócz jego oczu.
Potykając się, szedł i patrzył zamiast nich
Na światło, które kochali, na bzy, które znów kwitły.
Jego nogi, bądź co bądź, były doskonalsze
Niż nogi bez istnienia. Płuca wdychały powietrze
Jak zwykle u żywych, serce biło
Zdumiewając, że bije. W ciele teraz biegła
Ich krew, jego arterie żywiły ich tlenem.
W sobie czuł ich wątroby, trzustki i jelita.
Męskość i żeńskość, minione, w nim się spotykały,
I każdy wstyd, każdy smutek, każda miłość.
Jeżeli nam dostępne rozumienie,
Myślał, to w jednej współczującej chwili,
Kiedy co mnie od nich oddzielało, ginie,
I deszcz kropel z kiści bzu sypie się na twarz
Jego, jej i moją równocześnie. / Cz. Miłosz
Trudno byłoby o tym nie napisać, ale własnie to tłucze się w mojej głowie najbardziej. Jeszcze ten tak doskonale pasujący znaleziony dzisiaj wiersz. Bo jakżeby inaczej to nazwać. Chodzenie ulicami lat dziecinnych, trochę innych, wbrew upływu czasu młodszych, bo wyremotnowanych. Zaglądanie napotkanym ludziom w twarz. Przecież ja tu kiedyś mieszkałam, musze kogoś znać. Tyle ich było. Jakiejś radości mimo smutku, wspólnych spacerów, albo nas pięciu wtedy. Moja druga miłość(nie, nie każda jest ponumerowana). Pewnie to nie miłość, ale wtedy to było ważne, więc się liczy. Wtedy jeszcze wierzyłam, a teraz próbuję. A ścieżki wsyztskie pamietałam, tylko na miejscu niektórych powstały moje domy. I tak jakby mnie nie było. Czas...
porosła gdzieś tam cieniutkim okolem
ta chwila marzeń, jakże zagubiona
co dziś w ostępach czasu bywa jeno śniona...\"
Dodaj komentarz