Niedziela
Ja normalnie nie lubię niedzieli. Bo oprócz pójścia na mszę, to wszystko inne wydaję się takie rozciągnięte jak stara guma do żucia. Nie lubię niedzieli zwłaszcza wtedy, kiedy zostaję sama, a z drugiej storny z niedzielnych rodzinnych obiadków mało kiedy korzystam. Wygląda na to, że niedzieli nie lubię po porstu. Własciwie bez powodu. Bo trzeba coś.
Tak myślałam. Kurcze, trudno mi. Bo ja zawsze mówię prawdę. No i właśnie zastanawiałam się, czy czasem nie jest im tak, że ja mówię im tą prawdę, a oni w niej doszukują się jeszcze jakichś uklrytych przesłań? Podwójnego dna. Natchnęla mnie do tego rozmowa z Anką. Ale i tak więcej nie wiem, niż wiedziałam. Ale od myślenia jeszcze nikt ani nie przytył, ani nie schudł, więc co mi szkodzi.
I do babci poszłam. Do tej która jest bliżodalej, ale trochę bliżej niż była przedtem. Tak miło. Nie było starszawych już sztywności.
Wieczorem łezka się w oku zakręciła. Bardziej ze złości, może trochę z nudów. Z własnego czasu rozliczam się sama. W oknie świecił księżyc. Będzie mi opałał policzki. I te policzki jeszcze robiły uśmiech na zawołanie pod biórkową lampą. I tak właśnie minął mi dzień. Przyjemnie? A wczoraj spotkanie z ruiną. Nie wiem dlaczego, ale od zawsze lubię ruiny.
A od jutra prawie wolne. I niech mi ktoś nie mówi, że się nie cieszę.
Dodaj komentarz