Niezapomniana studniówka.
Przyjechał po mnie. Miał długą czerwoną różę, którą próbowałam wstawić do wazonu z jeszcze niezwiędlym tulipanem. Jego krawat był naprawdę śliczny. Za kierowcę robił jego starszy o kilka lat brat. Później powiedział, że jadac na studniówkę mial niezbyt dobry humor. A więc udaje przy mnie. Kupa osób przesstawianych mi z imienia, z których pamiętam tylko tych wyróżniających się czymś szczególnym. Polonez znowu na chwiejnych nogach, zesresowałam się, odwrotnie niż przy moim. Później było wspaniale-jego śpiewane "zawsze tam gdzie Ty", moje myślane, że my ze sobą przecież nie umiemy rozmawiać, więc dlaczego mnie do niego ciągnie. Jego znajomi ulubieni od razu.nawet korzystałam z podstołowych zapasów, ale tylko dwa razy-jak to on określił dzielnie to znoszę. Później chwila nudy, znowu porwanie do tańca. No i koniec...Ale nie koniec wszystkiego.
Władowaliśmy się do auta brata jego dobrego kolegi. Było nas w nim 6. Ja ta szósta na kolanach. Jechali mnie odwieźć minęli dwa skrzyżowania zjazdowe i trzeba było naokoło zajeżdżać. To było chwilę przed 6, śnieg...I wyjechał tramwaj. Wiedzieliśmy, że nie zdąży zachamować...Wjechaliśmy w niego, najpierw przodem później nas odwróciło i tyłem, posypało się szkło z szyby tylnej, na szczęście wypadło na wewnątrz. Wylądowaliśmy w zaspie...Tak, to była niezapomniana studniówka. Przerażenie opanowało dopiero po wyjściu z auta. Że co by było, gdyby...Że chyba cud że nic się nie stało, bo autko z tych mniejszych było.
Tak mi nieswojo teraz.
Oj, kochana, uważaj Ty na siebie... I koniecznie unikaj wszelkich styuacji, które mogą się wiązać z jakimkolwiek niebezpieczeństwem... Pamiętam jeszcze te wszystkie przypadki, kiedy o mało nie zostałaś potrącona przez samochód... I martwi mnie to wszystko.
Jazda samochodem zima nie nalezy do najbezpieczniejszych. Wczoraj sama uniknelam wypadku- na szczecie na drodze nie bylo duzo samochodow tak ze jedynie wrzucilo mnie w zaspe
Dodaj komentarz