opis wycieczki i wrażenia
Więc tak: najpierw troszkę zapsalam,potem naszykowalam prowiant i biegiem na przystanek.tam spotkalam Kasię. Pojechalyśmy razem a potem dosiadla się jeszcze 1/7 jadących dzisiaj do miasteczka śląskiego kolejką woskątorową.na powitanie brat nazwal nas dziećmi z domu dziecka, my nie chcąc być dlużni nazwaliśmy go księdzem.jazda do byla calkiem spoko.rozmwaialiśmy glównie na blahe tematy(szkola, stosunki między nauczycielami i planowana zmiana regulaminu szkolnego na naszą korzyść).stoję w kolejce u achima po najnowszą książkę Coehla.potem zdjęcie przy lokomotywie i wędrówka w pole.najpierw króciutka modlitwa przepelniona emocjami,potem spotkanie zakochanych jaszczurek,którym przerwaliśmy(sami wiecie co :P), omijanie bagien i zaglębienie się w lesie sosnowym.tam przerwa na jedzonko i opowiadanie dowcipów(hmm nie powiem jakich :P) większości nie znalam. potem jeszcze takie badziewne rozmówki i marsz dalej. w lesie nikogo praktycznie nie spotkaliśmy.zrobiliśmy jeszcze jedną przerwę i poszliśmy nad zalew.niestety, jak się żyje w świecie,gdzie mieszka 6 miliardów ludzi, to trudno znaleźć miejsce ustronne.brat próbowal iść po wodzie, ale mu się nie udalo.znaleźliśmy miejsce bez ludzi i tam byla msza.posród plecaków, z platrzem stworzonym z pudla po obuwiu i prezbiterium(2 drzewa).bylo to naprawdę dla mnie ciekawe przeżycie. w dodatku znalazl sie ktoś, kto mnie wysluchal. zaczajcie to-po 2 tygodniach czekania!!!!
wnioski:
brat L. jest calkiem spoko :=) po dzisjeszej wycieczce wyrobil o mnie zapewnie dość prawdziwe zdanie( nie udalo mi się 3mać kupy i wszędzie bylo mnie pelno)
magda-przemek chyba jest tylko przykrywką.mateusz...ona chcialaby być więcej niż jego koleżanką z klasy.
sanni-polubil mnie trochę bardziej.jest dobrym przyjacielem magdy.
kasia- calkiem spoko jest.
witek-porządny chlopak.trochę mi przeszkadzal w czasie mszy imitując galązką owada
ja-chodzilam przez caly czas w czapce mateusza.dogadalam się z magdą.liderką.wiem mniej więcej o co chodzi.traktuję siebie poważnie.dążę do urzeczywistnienia wlasnych idei.polubilam las.
dzieliliśmy się już po mszy jedzeniem-każdy wyciągal co mial i puszczal w kólko.bylo wtedy też bardzo wesolo.pierwszy raz poplakalam się ze śmiechu.to brat wymyślal dziwne historie o pochodzeniu mojego pokarmu.
czuję się lżejsza i spokojniejsza.
przyjechawszy na osiedle poszlam do piekarni, wracając weszlam do kościola.byla msza(dokladniej kazanie) bylam do Eucharystii.glupio mi bylo-oni w garniturach, ja w trampkach i potarganej przez sosnę koszuli.stwierdzialm,że tak nie wypada.cośtam powiedzialam Bogu i wyszlam.musialo to odrobinę dziwnie wyglądać, ale to nic.
szczerze mówiąc nie przypuszczalam dzisiaj,że oprócz wycieczki pójdę gdzieś indziej.ale zdalam się na jakąś iną silę i bylam w innych dziwniejszych miejscac. w tym w kościele.ze mna tak jest.często dzialam spontanicznie.
Dodaj komentarz