Ostatnie dwa dni były/ są, bo to dziś ten drugi, dobre. Dały mi uczucie spełnienia i podbudowały moją podupadłą wiarę w siebie.
Nawiązuję relacje z ludźmi, zaopatrzyłam się w nadzieję.
Ale ciągle jestem pełna obaw dotyczących mojej przyszłości.
Chcę żyć pełnią życia, a przecież po pracy padam z nóg. Chcę się kształcić, a nie mam siły.
No i jedyna zadra dziś to dziwna rozmowa telefoniczna z pracodawcą.
Z M. To coś niesamowitego. Taki człowiek obok, razem, z, ciągle, codziennie.
Niespodziewanie od życia.
a kto nie jest pełen obaw o przyszłość? zwłaszcza,że za kilka miesięcy wszystko obróci się o 180 stopni... nie pozostaje nam nic innego jak być dobrej myśli :)
przedostatnia linijka szaleńczo mi sie podoba. kiedys też się będę tak czuła, chyba.
żyleta=)
21 czerwca 2006 o 09:57
[dzieki za odwiedziny u mnie :*]
Skads znam ten ból (wracanie do domu padnietym).. mam to samo.. wczoraj po 7h wróciłam do domu kapiel i lulam a nogi mnie tak bolały ze dramat.. ale to dopiero poczatek DAMY RADE!! :D
Buziaki.
Skads znam ten ból (wracanie do domu padnietym).. mam to samo.. wczoraj po 7h wróciłam do domu kapiel i lulam a nogi mnie tak bolały ze dramat.. ale to dopiero poczatek DAMY RADE!! :D
POZDRAWIAM!:*
Dodaj komentarz