Prośba.
Leniwie obudziłam się. Był czas na kawę i rozmowę podczas której ja, że jestem łagodnością. Później przechodzenie przez tory tramwajowe-jednak boję się tramwajów. Ale w tym momencie uświadomiłam sobie, że przepełnia mnie jeszcze entuzjazm, bo tylko kilka lekcji, a spotkam się z M. Później już myślałam o moim wniosku, który mnie nadszedł na niezawołanie- że własciwie lepiej przyjąć, że jestem Burakiem, bo wtedy każde ponad bukrakowate zdarzenie daje radość, a jeżeli stworzę sobie niedościgniony wzór, to po prostu się niedoścignę-proste. No, spróbuję.
Z M. wspólne czytanie książek w księgarniach, trzymanie się za ręce. Jego zarost. Nie jestem pewna, zresztą. Jeżeli on chce być czekany przeze mnie, to może pozwolić sobie na chwile szczęścia. Zwłaszcza, że to jedna z nielicznych rozrywek na które sobie pozwalam-właśnie te spotkania z nim.
Mam szatański plan na piątek-niedzielę zatygodniową. Szatański, bo jak się ziści, to będzie tak...A na razie mnie to motywuje.
...i zrozum to wreszcie, nie liczy się nic, liczą się przyśpieszone tętna.Choćby chodziło o zwykłą adrenalinę.
Wczoraj stałam na przystanku i przypomniała mi się piosenka, tu załączę jej tłumaczenie, lubiłam ją od zawsze czy to przez głos śpiewającego, czy przez treść: Nie posypuj mi solą rany, która jeszcze się nie zagoiła. Nie posypuj mi solą rany, która jeszcze boli.
Tez sie boje, bo one sie zawsze z nikad pojawiaja.
Dobrego dnia moja.
moje szatańskie plany sa poki co w stanie zawieszenia..nie mam na nie sil i ochoty.
Dodaj komentarz