schodki i jazda po nich...
moje życie ostatnio przypomina jazdę na ruchomych schodach:góra - dół, góra-dół.a ja jestem tylko świadkiem,a nie uczestnikiem tej jazdy, ode mnie zależy tylko bycie w tym życiu, nie da się z tych schodów zwiać.
nie pisałam do niego......on mnie nie zna i chyba nie chce poznać.....dziwne albo nie, bo to wciąż mnie utwierdza w przekonaniu,że miłośc jako szczęśliwy i trwały związek dwóch osób nie istnieje, jest nieprawdopodobna...może kiedyś z tego wyrosne, może...nie zaprzeczam, ale i nie podtwierdzam...
co do powrotu do szkoły, to prawie to przeżyłam bez uszczerbku na zdrowiu, oprócz porannej pobudki.nawet nie mam zaległości :)
oki może jutro wjadę na szczyt schodów...może...
p.s notka po krótkiej edycji + dopisek zaczynam się zachowywać jak ktoś, kto wierzy w bajki...niedobrze ze mną...
jak ktoś ma czas niech poczyta"spisek sykstyński" bardzo interesująca książka, szczególnie dla znawców tematu :)
Dodaj komentarz