sen...śnię...ja o moim życiu...
Hmm od czego by tu zacząć? Nie wiem, może i jestem kimś nie w tym stylu co trzeba, no ale chyba nie aż tak...
Byłam w kościele. Nie wiem po co. Zrobiło mi się tam bardzo smutno. W kościele było, o dziwo dużo ludzi. Po mszy chciałam być jaknajdalej od wszystkich, a zwłaszcze od siebie. Ku zgorszeniu starszych pań, a zdziwieniu jakichśtam chłopców ja wyszłam sobie zupełnie nieopatrznie i nie celewo na drogę. A tam jechał trochę za nerwowy kierowca. Włączył klakson. Zaczął mnie ochrzaniać. Ja się na niego nawet nie popatrzyłam. Nie chciało mi się. Jeszcze szybciej zaczęłam iść. Starsze panie wciąż oglądały się dlaczego i o co tyle szumu. O mnie. Facet powiedział : Czy chcę....nie wiem co było dalej...prawdopodobnie chodziło o to czy mi już mózg zupełnie wyciekł i czy chcę się przetransportować do innego świata.
Zaśniemy
przecież życie jest snem
tylko snem
i ten kto żyje śpi
i śni siebie pokąd
nie prześni siebie
I tak zmarnuje moje życie. Jaka różnica kiedy? Czasem myślę o śmierci. Nigdy nie zrobiłabym sobie nic, co by miało przynajmniej 50% szans na przerwanie tego życia. Uważam,że dostałam je w prezencie. Może konkretniej wypożyczono mi je. A ja nie wiem komu oddać, dlatego muszę czekać aż się ktoś sam zgłosi. Nie chcę,żeby śmierć przyszła do mnie wtedy, kiedy nauczę się trwale czerpać radość z życia. Nie chcę też,żeby dużo osób( w co wątpię) cierpiało z powodu mojego braku. Tylko takie mam wymagania do śmierci.
Życie jest snem
całe
i wszystkie nasze sny
są snem
Nikt nie stoi, wszyscy dobrze się bawią, a może właśnie teraz napewno ktoś umiera...
Może znów udaję, albo konkretniej mówiąc bawię się w malutką dziewczynkę "nie mam nic, czego chcę ze wsztskich sił"
Moją pewną dzisejszą rozmowę, albo raczej moje uczucia po niej można okreslić tak:" gdy wreszcie przed nim stanę, to wszystko mu wygarnę, jak było, a jak mogło być gdyby mnie lubił. A gdy mu już nagadam..." to się odwrócę i pójdę. Ktoś, kto to czyta pomyśli,że chodzi o chłopaka, albo coś w tym stylu, tylko,że to nie jest tak. Po prostu ktoś mnie wqrzył, a ja nie mogę odpłaci pięknym za nadobne.
Zrobię sobie przerwę w chodzeniu do kościoła. To chwilowo nie dla mnie. Za dużo szumu. Miało być cicho i prosto. Ten zgiełk, ta wrzawa...to nie dla mnie. Zobaczę ile czasu tak dam radę. Chodzi o to,że ja wierzę w Boga. Umiem się nawet modlić. Dziwię się,że Ktoś chce mnie słuchać i realizować niekture prośby. Chcę zobaczyć jak bardzo i na ile wierzę. Może to złudzenie? Pójdę do kościoła jutro i w sobotę. W sumie to dziwne. Karam Boga i chcę zerwać z nim kontakty tylko dlatego,że atmosfera w kościele mi nie odpowiada. Wystarczy tylko zmienić kościół.
A może właśnie teraz napewno ktoś umiera i w czyjeś ramiona wylewa łzy...może on, może ona...najważniejsze,że nie TY...
Dodaj komentarz