sprawy religijne, sercowe i kwestia przyjaźni...
hej :) komputerek kochany mi już dziala tylko czemuś przed chwilą nie chcial dodać notki i wyświetlić literkę "l" jako ly, ale oki :) cchę nadrobić braki, więc sobie dodam notkę, którą w piątek zapisąam w notatniku. ona jest ważna dla mnie i ma prawo się tutaj znaleźć.
"Jestem niewdzięcznym człowiekiem...Mogę być małym ziarnem pisaku na olbrzymiej plaży.Bycie człowiekiem, najdoskonalszą z istot to dla mnie zbyt wielka łaska, jak i zaszczyt, jak i obowiązek......wiem to..przemyślałam to dokładnie.
Byłam dzisiaj na MFie.Pierwszy raz.Mieli uzdrawianie zranień.To było najfantastyczniejsze,najradośniejsze przeżycie w moim życiu.Poczułam ulgę i to,że potrafię się modlić.Podziękowałam Bogu za to,że pozwolił mi uwierzyć w wiarę oraz to,że miłość gdzieś tam sobie istnieje.Zachowywałam się jak człowiek odpowiedzialny.W autobusie nawet porozmawiałam sobie z synkiem chyba w moim wieku w stylu bartka obuchowicza( inteligentnie powiedziałam mu,że idę do piekarni.on się uśmiechnął i też coś powiedział) Właśnie wtedy myślałam,że potrafię spojrzeć na M. bez żadnych odruchów sercowych....jak bardzo się myliłam okazało się półgodziny później.wtedy znów chciałam zostać małym niezauważalnym prochiem bez uczuć.Ulicami naszego osiedla szła droga krzyżowa.Poczułam potrzebę dołączenia się...Ale szprycha powiedziała,że nie mogę iść obok marianek....No to troszeczkę (naprawdę) zdenerwowałam się[wypełniał mnie wtedy naprawdę wielki spokój jeżeli do tych przeżyć dodam,że prawdopodobnie pijany kierowca chciał odprawić mnie na spotkanie z Panem Bogiem.Światła reflektorów zachwilę wjechałyby w moje spodnie, ale zdążyłam uskoczyć(dobrze,że mam glany)]to pomyślałam pójdę sobie do domu okrężną drogą i zdążę się pozbyć tych pozostałych utrapień łzami.Ale jakaś siła kazała mi dołączyć jeszcze az do drogi krzyżowej.No to zrobiłam tak(chociaż gdyby nie to prawdopodobnie wciąż rozpierałaby mnie energia)zobaczyłam M. i znów się poczułam jakbym zgubiła to, co niedawno znalazła...no ale gdyby dzień się na tym skończył to byłoby fajnie.
Wracałam z detkiem, madzią i pawłem.próbowałam powiedzieć im jak się czuję, ale niestety ich to nie interesowało(bo on się na nią popatrzał).trudno,podejrzewam,że nie pierwszy raz i nie ostatni.nawet obrazić się nie jestem w stanie(do niczego ludzi nie zmuszam)no i wracaliśmy sobie do domciu i genialnego ludziqa rozpierała radość, więc najpierw życił kulką śniegu w autobus, a potem przeszedłam nie na pasach przed radiowozem policyjnym(ale sie nie zatrzymali przynajmniej to dobrze).a M. wciąż sobie siedzi w mojej głowie.to dość trudne, mieć świadomość,że poradzę sobie z większością rzeczy bez problemu,a z jedną nie mogę...A zresztą...Mówi się trudno,mogłobyć o wiele gorzej.Płakać nie będę(postaram się)
p.s. opisane zdarzenia są prawdziwe w 100% i to auto napędziło mi niezłego stracha...ten pisk opon ciągle w głowie(ale tym razemprzechodziłam prawidłowo i we właściwym czasie) aż strach zasnąć..."
dlaczego wciąż jestem takim malym nic nie rozumiejącym dzieckiem??kiedy będę potrafić zachamować niewaściwe odruchy mojego serca??dlaczego większość ludzi nie wierzy w prawdziwośćprzyjaźni damsko-męskiej??dlaczego co jakiś czas, kiedy ja myślę:ja to jest spoko kumpel,możemy się razem powydurniać"okazuje się,ze tylko ja tak myślę,że ten ktoś chętnie widziaby mnie jako swoją dziewczynę??a ja wciąż myślę o M. fajny labiryncik. minos by się ucieszyl...
milego dnia
Dodaj komentarz