Szafy.
Odkąd nie mieszkam z Mamą osobliwą przyjemność czerpię z noszenia rzeczy należących kiedyś do niej, z rzeczy, które zrobiła dla mnie na drutach albo tych, których kupno kiedyś podpowiedziała mi w sklepie, choć takich jest już coraz mniej. Dopóki mieszkałyśmy razem, odwrotnie niż moje koleżanki praktykowałam wyraźne rozróżnienie na rzeczy moje i Mamy. Czasem tylko kiedy ja potrzebowałam bardziej eleganckich, a Mama bardziej sportowych butów na szybką rundkę gdzieśtam. Teraz lubię się wymieniać, lubię kupować coś dla Mamy. Choć jak z każdym moim prezentem, nigdy, ale to nigdy nie jestem pewna, czy to włąśnie to miało by być.
W moim życiu szafy pełnią specjalną rolę. KIedyś, jak byłam mała i mieszkałam w moim pierwszym najprawdziwszym domie, szafy służyły mi jako schowki w czasie zabawy w chowanego. Kiedyś naliczyłam, że w moim domu było(bo teraz już wszystkich nie wykorzystam z powodu wzrostu) około 15 schowków, co daje około 30 minut dobrej zabawy w chowanego. Pamietam, kiedyś schowałam się na balkonie, a kiedyś i właśnie do tego zmierzam-na szafie. Bardzo podobała mi sie takryjówka i w ogóle byłam z siebie dumna, że na to wpadłam i że udało mi się na nią wejść, aż musiałam sama przyznać się gdzie jestem, a potem schodząc i spadając ciut się potkłukłam, ale pokażcie mi inne dziecko, które było na szafie.
Chowając się w szafie, nagle odkrywałam ubranie w ciekawym kolorze, suknie, które były na mnie za duże, ach, czemu ja taka mała jestem. Nawet teraz, kiedy przyjeżdżam do Babci, zaglądam dos zaf, moda, jak wiadomo się zmienia, ale to nawet nie o to chodzi, z moim gustem, kiedy mi podoba się to, w czym nie wszysy chodzą, ale Babcia to już rozumie, i nagle wyciągam z tej półki jakąś spódnicę, a ona za szareka.
-Babciu, Babciu, tu trzeba podciąć, zwęzić i...już jest.
A Babcia dobrze szyć umie, nawet z dawnych ubrań-pierwqsze sukienki mojej Mamy i Cioci, to one są ręcznie szyte. Mama też umie szyć, dlatego czasem wpada mi do rąk jakaś spódnica albo sukienka, którą pamiętam, za bajtla, jak ona szyła.
Cenność szaf doceniłam wtedy, kiedy przeprowadzałam się z jedną niewielką torbą moich ciuchów. Wsyztsko tylko to, co najbardziej potrzebne. W nowym domie szafy były takie nieosobowe, bezduszne i martwy. Na początku nie czułam, potem tak zrozumiałam, że właśnie o to chodzi, o te ubrania, które nie czekają na mnie, aż dorosnę, bo ich po prostu nie ma. I potem, w miarę możliwość przywoziłam sobie w plecaku ten albo inny swetr, bluzkę, płaszcz. Przewoziłam jeden dom w drugi. A teraz już w trzeci. Choć ostatnio bezpośrednio już z pierwszego w trzeci. Bo w drugim coraz mniej mnie, coraz porządniej tam, zauważalny jest brak spontanizmu i porządek.
W szufladzie jednej z szaf był ogromny wór małych koralików i kolorowych nici. Nie mogłam się nimi bawić, byłam dzieckiem. Czy przestałam być dzieckiem, kiedy pozwolono mi go bez żadnych sprzeciwów, wziąć ze sobą?
Stosunek do mnie bliskich mi ludzi jest taki, że wszystko mi można. Dziwi mnie to czasem. Zasady? Najczęściej nie pozwalam sobie tego, co innym można, a pozwalam sobie na to, na co oni muszę uzyskać zgodę. Tak ciekawiej, tak z przekory.
Podsumowując, najlepsze w szafach pierwszego domu, jest to, że nic tam się nie zmienia. Stabilność i spokój.
Domy, domy.. sama mam dwa. Więc rozumiem.
Pozdrawiam! :)
Chciałbym Cię w takiej kryjówce zobaczyć - na pewno zabawny widok by to był - małej Moje kryjąca się na półce wielkiej szafy :)
Inne dziecko, które było na szafie? Zaskoczę Cię i popsuję Ci zabawę jak powiem \"Ja\" ? :)
Dodaj komentarz