Tęsknię za Tobą, Panie, wiem, że przyjdziesz...
czekam czekam wytrwale
tak lekko dotykają mnie dni
moja tęsknota jest tęsknotą planet
zmarzłych tęskniących do słońca
a ty jesteś słońcem
które pozwala mi żyć
jest znowu wieczór
na dachach leży śnieg
wąskie wieże kościołów nakłuwają niebo
i dni tak lekko biegną nie wiadomo gdzie
Już któryś raz słyszałam o tęsknocie za Niebem. W głowie...jak? Żeby tęsknić, trzeba tam być. Mieć w sobie skrzydło anioła. Żeby tęsknić trzeba kochać Boga i być pewnym tego faktu.Tęsknić? Ale jak? I czym?
"Boże spraw, żebyśmy odczuli Twoja tęsknotę" Mówił, że przychodzi, że da się ją odczuć...Tęsknić...To tak jkaby znać wartość tego, za czym się tęskni. Tęsknić za Niebem, to takie kruche i niepewne. Zdać sie na siłę własnej wiary. Bo jak wygląda Niebo? Gdzie? Kiedy?
Z drugiej strony, tęsknota pozera, można z niej wyschnąć. Czy o to w życiu chodzi?A jeżeli tęsknimy za Niebem(powiedzmy coponiektórzy), to dlaczego tak kurczowo trzymamy sie życia? I w życzeniach dużo zdrowia, długich lat życia? Nie rozumiem.
Ja...chyba nie chcę tęsknić. To znaczy nie ufam tęsknocie.Najpierw jest przyjemna ze wspomnieniami, później one płowieją, zostaje tylko uczucie z każdym razem coraz ciemniejsze...Bo czas? Może dla Boga jest mgiełką. A co jeżeli życie będzie długie? Jakoś nie potrafię znaleźć przynajmniej podpunktów do tego, zdaję się na to, co będzie. Z zanieczyszczonym środkiem szukam kontaktu z moim Bogiem, który jest wielonarodowy...
"musimy czekać i to wszystko. Ciągle, długo czekać, a jeśli się w końcu doczekamy, nie będziemy mieli zapewne siły cieszyć się z tego.
Dodaj komentarz