W słoiczki wkręcone są wspomnienia.
Możliwe że byłby to wyjątkowy dzień. W moim bezkalendarzowym życiu przemkło się przez myśl, że to chyba jednak dzisiaj. No tak. Ma urodziny. Telefon do ręki. Wycharczał nieszczęsny, że nie ma takiego numeru. Ostatni raz pamiętałam o urodzinach 5 lat tamu. Ówczesny 18 letni przyjaciel i 13letnia jego prawie siostra. Tak mi się nasunęło, kiedy gotowałam dzisiaj obiad. Właściwie to nasze ostatnie spotkania można by też było przedstawić jako zetknięcie się człowieka pracującego fizycznie z dzięwczem, które żywi się marzeniami. Co mogłam wtedy zrobić? To, co najlepiej umiem, zabrałam go do krainy dzieciństwa.
Tak to wszystko dziwnie mija. Przez chwilę w nozdrzach zapach lipy. Kolejny przeblask. Śmiałam się wtedy. Zrywałam lipę. Pachniało. Później się suszyła. Miałam własną herbatę.
A co jeśli już nie powinnam wspominać? Ale po to to chyba jest?
A swoją drogą, jeszcze mi się pomyślało, że Bóg musi być niebywały talent pisarski. Jeśli każdy ma swój los( nie że predestynacja, tylko podobno On wie, czego się mozna po każdym człowieku spodziewać) i w dodatku musiał jeszcze przewidzieć niepewności pomiarowe typu wolna wola. I układa te historie już bardzo długo i żadna Mu się nie powtórzyła...Trzeba przyznać-nieźle Mu to idzie. Za moją historię jestem wdzięczna. Nie zamieniłabym na inną. Nawet, kiedy mam wszystkiego dosyć.
Zjem kolejny słoiczek dżemu.
Dodaj komentarz