Znalazłam.
A dzisiaj wyjątkowo. Kiszę się we własnym sosie. Całkiem to to przyjemne, jeszcze gdyby tak ciepło nie było, czas za szybko nie uciekał, gdyby rano kawę wypiła...Jest dobrze, tak naprawdę, tylko muzyka gdzieś sie zgubiła w pustym mieszkanku cisza. Odpust przebyty bez większych traum psychicznych. Rano wstałam. Stanowczo zbyt szybko. W kościele trochę inaczej niż powinno być. A potem procesja, na której mało kto był pewny tego, co robi. Szybki powrót do domu. I siedzę. I tak mi dobrze, że zjadłabym loda. Takiego kolorowego. Naczytałabym się wierszy, włożyła usta do piany od cappucino i potem miałabym wąsy, jak święty Mikołaj. O! Jeszcze gdyby dzisiaj kogoś przystojnego spotkała, żeby nasycić bardziej mój zmysł estetyki... Coś ze mną w tej chwili nie tak. Nieważne. Nie myślę, nie martwię się, nie chcę czegoś, czyli chcę nic, nie chcę nikogo widzieć, niech jeszcze będzie cicho.
Wczoraj już nie wytrzymałam ze sobą. Wyszłam na chwilę. Zadzwoniłam. Zapewniał tyle razy o swojej przyjaźni, gniewał się, że nie chcę mu powiedzieć co jest, choć wiedział, że mam do tego prawo. Tak trudno znaleźć człowieka mającego czas. I czuję, że mam trochę odśmiecony od tych myśli mózg.
Dziękuję.
Gdybym nie krzyczała głośno o moich potrzebach, odczuciach, myślach pewnie bym ekspodowała. I zostałyby tyko trzy obrączki - zawsze je noszę na lewej dłoni...
Dodaj komentarz