Bez tytułu
Kapituluję. Potrzebuję ludzi. Pomimo, że są źli i kłamią. Mają też serca...I słowa. I oczy.
Nie będę już eksperymentować. Nie mam na to sił. Żadnych. Na regenerację trzeba jeszcze trochę poczekać.
Przydałoby mi się też kilka dni w ogóle bez ludzi. Żeby za każdym z nich zatęsknić. Żeby brakowało mi tego jazgotu. Żeby powrócić do siebie naprawdę. Nie tylko w tych wieczornych słowach...
Dzisiaj rozbiłam się o własne myśli. Czasem nie można mnie zostawiać ze sobą samą.
Chciałabym napisać coś szczerego, wyrażającego mnie, co by nie było tylko klepaniem w tą klawiaturę. Nie wiem czy ktokolwiek to zauważył, ale tak naprawdę od bardzo dawna mi się to nie udało. Od dawna nie wczułam się w muzykę. Po prostu słyszę tylko taki belkot wokół mnie.
Tak myślałam. Nie powinnam się winić o za mało uśmiechu i pewnego nastawienia i za dużo smutku, i melancholii. Są ludzie i ludzie. Niektóre rzeczy już są. I ich się chyba nie zmieni...
Potrzebuję też Jego. W jakiś namacalny sposób...Pustynia to nie jest bezkres rozgrzanego piasku, ale hałdy popioły i wszelkich niedopalonych śmieci, które z sobą przywozisz. Trudno pogodzić się, że to jest nasz dar, który mamy złożyć w Bogu. To może być upokarzające.Wiem.
Tak wiele czuję w tej chwili. Rzekłbym, że prawie się utożsamiam... tylko ja tak pięknie nie potrafię swoich myśli zebrać. Ordynarnie je wyrażam.
Dodaj komentarz