Dzień w taryfie miks. Podobno tania. Ale...
Najpierw była siatkówka. Kontynuacja wczorajszego wyżywania energii złości. Potem obiad odgrzany z wczoraj. Chwila dla Poniatowkiego i Radziwiła"Panie Kochanku".Jeszcze później namalowałam sobie nową twarz, nie w tych kolorach co zwykle, ubrałam bluzeczkę-jedyną w swoim rodzaju w mojej czarno-białej szafie, bo różową. I w dodatku miałam aspiracje, żeby się dobrze bawić. U różowych bluzkach może nie będę się terazwyrażać, bo by wulgarnie wyszło. A o bawieniu się...ostatecznie zdałam sobie sprawę, ze tych ludzie tak naprawdę nie lubię. A to dlatego, ze suzkają prymitywnych podstawników życia. Jak ci ludzie z jaskiń. Najgorsze jest to, że zaprzepaszczają wszystko. Co będzie robił palący teraz dziesięciolatek za jakieś 7 lat?
A tak poza tym zawiodłam siebie. Ale to wyłącznie moja sprawa. Mój wybór i moja świadomość.I zmieniona trajektoria. Jutro będzie inaczej. Ze swoją twarzą i własnymi oczyma.
A jednak drugi człowiek jest czasem potrzebny. Ale ja nadal nie wiem, ktory to.
Kończę ten dzień, który kręcił sie wokół maksymalnych szczytów radości i smutku połączonego z rozczarowaniem.
Dodaj komentarz