Pogodnie.
Kiedy piję poranną kawę o pogodnym poranku przypominam sobie swoją mamę. Jak siedziałarano na krześle przy stole w kuchni. Wtedy mieliśmy jeszcze taką dużą kuchnię-były w niej przynajmniej 3 schowki na chowanego. Mama piła kawę w ozdobnych malitkich filiżankach. Bradzo lubiła przy tym zjeść ciepłą bułkę z masłem. Czasami zostawiała na filiżance ślady szminki. Natomiast zawsze łyk kawy i ostatni kęs bułki. Czasami wypijałam ten łyk a ona żartobliwie się złościła, że cały czas miała wyobrażenie jak to przyjdzie i go do kończy. Małe filiżanki sygnalizowały, że jest jakieś święto, na codzień były odrobinę większe. Poranki zawsze były wtedy spokojne. Może dlatego zawsze, kiedy tylko spotkam się z mamą mam ochotę napić się z nią kawy-tej z ekspresu w małych ilościach. Ja i mama-jak dwie przyjaciółki doświadczone życiem.
Odkąd jestem dorosła moje wspomnienia stały się pogodniejsze.
Wczoraj wróciłam z dwoma paczuszkami delicji. Czarnych i białych. Białe już zjedzone, dobre były. I to potraktowanie mnie dobre, ciepłe jakgdybym...
Wracając odkryłam, że rozgrzebywanie świeżej rany jest dobre- przyzwyczaja Cię w końcu do jej istnienia.
Na razie nie rozmawiam z ludźmi, którym nie ufam. W ogóle, prawie o niczym. Chowam się za uśmiechem. A dzisiaj postanowiłam pouczyć się i...nie poszłam do szkoły. Miałam też gorączkę. Ale już druga noc z rzędu przespana spokojnie. Bo ja wstanę, choćby nie wiem co.
Dodaj komentarz