a nie wiem...
a nie wiem. śmierdziel wylazł dobrowolnie - to moja ukochana świnka. w klasie mam przyjaciela i berbecia, z którą muszę siedzieć, chociaż siedzenie z nią było wyjściem awaryjnym, i 2/3 - to moje kumpele.były we dwójkę, a ja stwierdziłam,że nikt w klasie mnie nie przygarnął, więc mi powiedzieli,że mogę być ich 1/3- to było w drodzę na basen. nie wioem czy lubię moją nową klasę- jest to pojęcie względne. nie zawsze mam siły,żeby z kimś porozmawiać.trochę się cieszę,że jest mój kolega.można na nim polegać.
żebym kogos polubiła....musi minąć czas.później to jest pewność,że ten człowiek "jest" w moim życiu.ufam mu bezgranicznie.tylko kilka osób "jest" naprawdę.
problem polega na tym,że nie odróżniam pojęcia "wiara" od "wiedza" w tym jestem daltonistką.nie zdawałam sobie sprawy z tego.pamiętam tylko kilka lekcji polskiego, w tym tą, na której wykryty został mój daltonizm.omawialiśmy wiersz miłosza "wiara". wiara jest wtedy,kiedy ktoś zobaczy
Listek na wodzie albo kroplę rosy
I wie,że one są- bo są konieczne.
a okazało się,że wierzyć to znaczy iść ślepo.a ja tak nie umiem....zbyt dużo rzeczy nie umiem......
mam fajną piosenkę, która jest moim hymnem.takim dziwnym trochę....mieliśmy mieć relę. na oprzedniej byli islamiści, więc nie wiedzieliśmy, co potej oczekiwać...(bo my się na relach relaksujemy...jest tak spoko,że..tego się nie da opisać) ale okazało się,że nasz psor nie nadchodził.wtem drzwi otwiera brat(franciszkanin bodajrze).no to wchodzimy za nim...leci piosenka:A KIEDY W KOŃCU ZNAJDĘ cIĘ...
ale nic siadamy sobie do ławek.brat zaczyna opowiadać i nagle pytanie:dziwicie się czemu ta piosenka??kiedyś puściłem ją na kazaniu...też mówi o Bogu. chociaż jak się jest we dwoje, to też może być....wogóle ta lekcja była jedną z takich co zzapamiętam....czasami mam opis na gg :a kiedy w końcu znajdę Cie....bo bez Ciebie nie ma nic, ja dla Ciebie mógłbym żyć.....