• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
27 28 29 30 31 01 02
03 04 05 06 07 08 09
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 01 02 03 04 05 06

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Archiwum styczeń 2005

Pożegnanie.

nie ma zmiłowania

nie ma odkupienia

nie ma nas

nie ma

nie ma

         

      ***

 Postaram się nie wracać tutaj jak długo sie da. Nie wiem, może to bedzie dzień albo dwa, może tydzień. Może nie odejdę. Albo tylko pozornie. W końcu przyzwyczajeń nie da się łatwo zmienić. Będę pisać coś innego. W samotności moich myśli. Póki się nie pobieram.

Nie, nie stało się nic. Przynajmniej nic takiego, o czym trzeba byłoby głośno trąbić. Wypadałoby przyznać mu rację, że sama sobie nie poradzę, ale jestem uparta i spróbuję jeszcze raz.

Do przeczytania za jakiś czas. Pozdrawiam serdecznie.

P.S. chcę tylko znów wiedzieć kim jestem. Mniej-więcej. Raczej więcej.

28 stycznia 2005   Komentarze (30)

Ah, te żale...

Siedzę. Jest wieczór. Czytam książkę z gatunku "lekkich". I nagle w głowie błyska-przecież nie poradzisz sobie.No właśnie, co ja sobie, do jasnej cholery wyobrażam? Że mi się uda? A czy ja pierwsza? Czy ostatnia? To wszytsko jest śmiechu warte. Nie i nawet nie chodzi o to, że upadanie traktuję czasem jako pierwszy krok do powstania. Bo co? Ja sobie w tej durnej łepetynie ułożę i tak będzie? Ha! Kto by tak nie chciał.

Jedynym plusem ej całej sytuacji może być chyba to, że nie tak jak ostatnio codziennie zamiast modlitwy szepczę coś nieśmiało"przepraszam" tylko mam zamiar dłużej porozmawiać. Będąc jednym ze standartowych ludzi-jak mi źle, to Boże gdzie Ty jesteś.

Aj, mam dosyć. Tego, że ciągle trzeba biec, byle doprzodu, tego, że moja odpornosć psychiczna nie jest taka, jaką bym sobie życzyła. I jeszcze kilku innych rzeczy.

ALe to nic. Bo co to może znaczyć w porównaniu z historią świata? I kogo to obchodzi? Historia jednej dziewczyny, która nie lubi swojego imienia...

27 stycznia 2005   Komentarze (21)

pijani zapachem krążymy od gwiazdy do gwiazdy...

Nie. Ja nie moge tak zrobić, bo tym razem to ja będę osobą krzywdzącą.Niech nam wystarczy świadomosć, że byłoby wspaniale i może zatonęlibyśmy obopulnie we własnych oczach. Ale tak nie będzie. I nawet nie moja wina.

A tamten...gdyby teraz było kiedyś pobiegłabym do niego. Teraz jest teraz. I wiem już kim on jest i jaki. Typowy przykład faceta do niczego.

I jeszcze z tym co wiem. Że tak naprawdę ja i samotność to jedno. Że lubię mój tryb życia. Moje ścieżki, którymi chodzę. Że nigdy nie będę tradycyjna...

Ten spacer w lesie był poprostu wybrykiem. Za który mogę mu podziękować. Tak jak potrafię. Tylko tyle...

W te dwie noce spróbowałam poznać Poświatowską jako człowieka. Szkoda, że rozminęłyśmy się w czasie....ah ten czas....ktośby pomyślał,że go nie lubię. Nie, ja tylko lubię go zatrzymywać. W tej, a nie innej chwili...

25 stycznia 2005   Komentarze (18)

Blogi i ja

Blogi...bo myślałam na temat pozytywnych i nagatywnych aspektów ukazywanych w różnego rodzaju publikacjach. Że niby obnażanie swojego życia przed ludźmi, których nawet się nie zna. Ale to przecież nic nowego. A różne gazety, teleplotki. Ci różni ludzie przecież zdają sobie zupełnie sprawę, że o tym, co robią dowie się masa ludzi i co? przeszkadza im to w jakiś sposób? A taki blog na przykład-pozwala się w jakiś sposób otworzyć się na innych i stanąć twarzą w twarz z opisywaną sprawą. Bo to, co się przeczyta wygląda zupełnie inaczje, niż w momencie myślenia.

Jeżeli chodzi o mnie...pierwsze opowiadanie napisałam w wieku 6 lat. Siedziałam wtedy sama w domu. Było ciemno. Akurat pełnia. W sam raz na uwiecznienie na kartce A5. To była jeszcze taka z wąskimi linijkami. A później to pisałam pamiętnik. Z przerwami. Raz dłużej, raz krócej. Nieregularnie.W czasie tego pisania zrozumiałam dwie rzeczy-nie należy przesadzać z negatywnymi emocjami, bo kilka dni później sprawa może okazać się błahostką. Nauczyło mnie to pewnego dystansu do tego, co sie dzieje. I nie warto używać imion tych osób, o których piszę. Zawsze istnieje prawdopodobieństwo przypadkowego trafienia w czyjeś ręce. Dlatego tutaj wpisując czyjeś słowa piszę tylko on, albo ona. Nie znaczy, że cały czas chodzi o jedną osobę.

Zakładając bloga nie byłam pewna jak długo wytrwam. Teraz cieszę się, że miałam taki pomysł. Po pierwsze, szybciej niż zwykłe pisanie, po drugie blogowanie pozwoliło poznać mi wielu wspaniałych ludzi. Których jakby nie patrzec normalnie-żyj ja kilka lat wcześniej lub później nigdy bym nie poznała. Cieszę się, że tak jest. I dziękuję wam za to.

Lubię ludzi, z którymi "spotykam" się niemalże codziennie. Wydaję mi się, że widzę tą życzliwość Może i jesteśmy sowjego rodzaju społeczeństwem. W którym nie ma zazdrości. Na drugiego człowieka patrzymy oczyma jego myśli. Wszystko, co wiadomo o nim sam opisał. Tak, jak to czuje. Nie ma w tym żadnych plotek, fałszywych doniesień. Lubię też gadulcowe albo emajlowe rozmowy. To nie jest to samo, co rozmowa z nieznajomym na gadu. Tego kogoś się prawie zna. Tak, jak można. A co wy sądzicie na ten temat? Bo nie wiem czy tylko ja myślę w ten sposób

*
dzisiejszy dzień zaczął się czytaniem poświatowskiej. Tak do 2. Później pora na wizytę w łóżku. Sen trochę się spóźnił. Jakieś 3 godziny. Był krótkim gościem.Wyszedł po 9. Później, nic specjalnego. Albo...babcia, nie ta, co zwykle,zamiast dystansu zachowywała się wylewnie. Wygląda na to, że mnie lubi. Później telefon. "Jesteś? Pod twoim blokiem za 15 minut" To lubię...I spacer przy nadchodzącym wieczorze w świetle początkujacego księżyca. Las...Choinki opatulone śniegiem, dumne ze swej bieli...4 sarny...my wpatrzeni w nich jakby byli jakimś okazem, oni w nas-obopulne okazy z dwóch różnych światów...

Ja bardzo lubię życie sowy. To znaczy, że Morfeusz pościeli sobie w przedpokoju.

24 stycznia 2005   Komentarze (16)

Dziwne jest piękne twierdzę wciąż.

Wczoraj wyszłam. W domu nie miałam już zupełnie siły siedzieć. Miałam zamiar dobrze się bawić. Impreza, na którą trafiłam nie okazała się zbyt przyjemna. Byłam tam zaledwie półgodziny. Tak było mi doniczego ze sobą. Zadzwoniłam do przyjaciela. Za 15 minut pod jego blokiem. Godzina rozmowy.Pomógł mi powstać psychicznie.O 22 odprowadziłam go pod blok. Czasem lubię takie rozwiązania. Potem nie zawsze muszę wracać do domu. Tak zrobiłam i tym razem. Kiedy wróciłam mama spała na moim łóżku, Darek też. Rozłożyłam sobie w pokoju. Zasnęłam o 5. Wstałam o 12. Ciepły długi prysznic i poranna kawa, zapach ulubionego deo draju na moim umęczonym senm i ostatnimi dniami ciele pobudził mnie trochę do życia. Jakiś taki przypływ energii. Musiałam się powstrzymywać,żeby nie skakać z radości.

Ostatnie dni były  dziwne. Całkowicie odróżniające się od tych, na które byłam przygotowana. I nawet nie wiem, co o tym sądzić. Czasem czuję się jakbym to nie ja była. Tylko wiem,że takiej opcji nie ma. Bo jeżeli nie ja, to ktoś inny. A kogoś innego nie ma.

Bredzę? Eh...Chcę się zakochać. Ja, miłosny ateista chciałabym mieć serce w motylkach. Albo jak to tam jest...Może trzeba było mi się urodzić w 1810? W sam raz dojrzałość emocjonalna na środek romantyzmu.Powinnam być wtedy mężczyzną. Te ciągłe uniesienia, różne kochanki, ale jedna najprawdziwsza. Kilku dzieci różnych matek...Eh...co to było za życie.

***
bądź przy mnie blisko
bo tylko wtedy
nie jest mi zimno

chłód wieje z przestrzeni

kiedy myślę
jaka ona duża
i jaka ja

to mi trzeba
twoich dwóch ramion zamkniętych
dwóch promieni wszechświata

23 stycznia 2005   Komentarze (17)

Na zawsze pragnę wielbić Go

 

Tu była notka, ale inna niż powinna być. Była też jeszcze jedna. Ale nie zapisana. Więc wszystko wskazuje na to,że nie mam nic do powiedzenia, albo to, co chciałam powiedzieć, nie było wystarczająco ważne,żeby tu być. Może jeszcze dwa stwierdzenia dzisiejszego dnia:

"Zaufałem memu Panu, On pochylił się nade mną i wysłuchał mego głosu" To własnie to zdanie sprawia,że z nadzieją spoglądam w każdy kolejny dzień. Bo jest Ktoś, Kto sprawi,że coś będzie. I godzę się na to kiedyś. Bo ono ma sens.

 Ona: a za co lubisz ludzi?

Ja (21-01-2005 21:32)
za słowa, głos, uśmiech, postawę do innych i zmniejszoną do minimum ilość kłamstwa

22 stycznia 2005   Komentarze (22)

Przyjaźń

Po ostatnich komentarzach na temat przyjaźni i moich rozmyślaniach chciałam ten stan wyświetlić jakoś bardziej trwale, a zatem:
W mojej definicji przyjaźń jest chwilowym układem dwóch osób. Uważam, że przyjaciół można pozyskać i utracić. Co też się kilka razy działo. Ale jest jeszcze jeden warunek-ktoś, kto był moim przyjacielem później nie może wygadywać o mnie niestworzonych rzeczy. Bo jeżeli tak robi, to widocznie, coś było nie tak, a ja naiwnie nie zauważyłam.
Przyjaźń może być trwała-wtedy, kiedy znamy się bardo dobrze i wiem,że o każdej porze dnia i nocy ja do kogoś, a ktoś do mnie; może być też i chwilowa-kiedy ja a gwałt potrzebuję pomocy i ktoś mi ją udziela, doradza i to w taki ciepły sposób, że nagle wychodzi słońce.
Jako, że nie umiem się kłucić-zdecydowanie jest to moja wada, moje stosunkli z luźmi ulegają pogorszeniu poprzez wzajemne oddalanie się. Raz było też tak, że pomimo iż przedtem patrzyłyśmy w jednym kierunku, to nagle ja odwórciłam głowę i wyruszyłam w zupełnie inną drogę. Tak się stało z jedyną osobą, którą znam na żywo z blogi.pl To ona mnie nazwała pierwsza przyjaciółką. W mojej definicji w przypadku przyjaźni chwilowej nie musi ona być obustronna.
Może za bardzo kręcę. Nie wiem...Tak to mniej-więcej wygląda w moich komórkach szarych.
Obecnie liczba moich przyjaciół trwale zmierza do zera. Może dlatego, że pod wpływem pewnego zdarzenia przestałam odczuwać potrzebę jakiejś trwalszej więzi z człowiekiem?
Nigdy nie uważałam, że przyjaźń powinna być prawie"dopóki śmierć nas nie rozłączy". Byłoby to prawie zbliżenie do rangi sakramentu. A na podstawie małżeństwa wiemy co to daje w naszych czasach. Dlatego ja też obiecuję sobie -żadnych ślubów-człowiek jako taki jest istotą bardzo zmienną, a jeżeli się w dodatku nie wie, kiedy umrze, to moze być dziwnie.
Więc siedzę sobie i tak myślę i wyszło mi na to, że na temat przyjaźni to ani dobrej wiedzy, ani teorii nie mam.
Jakkolwiek dziękuję Bogu za możliwość poznania tych osób, których uważam za przyjaciół.

Po zastosowaniu dwódniowej terapii potrafię patrzeć na ludzi z delikatną sympatią. Bo było to tak. Poprzez ciągłe nawwarstawianie się obowiązków, prawie niespanie, złość na siebie, złość na kogoś, wkurzenia na wtykanie się w moje sprawy poprzez osoby niepowołane, zdenerwowanie się na coponiektóre ploty ... w każdym bądź razie przestałam patrzeć na ludzi życzliwie. A terapia polega na tym, żeby przez jakiś czas nierozmawiać ze znajomymi, na każdym kroku spotykając osoby objętne. Aż w końcu doceni się własne znajomości i odczuje potrzebę porozmawiania z coponiektórymi ludźmi. Wiem, że to jest skomplikowane, ale mi czasem pomaga. Sama to wymyśliłam! W wakacje ponowne przyzwyczajanie się do ludzi zajęlo mi ponad tydzień.

A i jutro jadę się rozerwać. No nie dosłownie. Tak tylko na lodowisko. A przedtem wizyta u dentysty grr...

20 stycznia 2005   Komentarze (13)

Dzieckiem być.

Takie dzieci...Tak słodko i niewinnie potrafią wyglądać. Dorośli...Świat zła i zawisci. Też byli dziećmi jak nie patrzeć. I najbardziej boję sie, że przyjdzie taki moment, kiedy nie zostanie we mnie ani grama dziecka. I bronię się. Dzieci potrafią myśleć mitycznie, tak jak filozofowie, więc ja też staram się dostrzegać magię, dzieci się uśmiechają, więc ja też. Nie stosują się do reguł. Bo po co niektóre absurdalne...
19 stycznia 2005   Komentarze (13)

Dzieci i lekarze.

-Mamo, mamo, a ten lekarz przystojny był!
-A widziałaś obrączkę?
-Ale to pierwszy brunet, który mi sie podoba...

Zawsze musi być ten pierwszy raz. Używam ferii opiekując się Kłuciołkiem.Zostanę żłobkolanką. No, ale przynajmniej mam plany na przyszłość...

18 stycznia 2005   Komentarze (23)

Zwykłe słowa...

Doświadczać tęsknoty to gorzej niż po prostu cierpieć. Cierpiąc można wyrzucać wulkany złości na siebie, na beznadziejność świata. Tęskniąc chce się tylko przyśpieszenia do następnego "witaj" albo cofnięcia do pożegnania. A co jeżeli tęskni się za całym światem, który nie zmieniał się etapami, ale pewnego dnia tak poprostu zniknął? Kiedy nie można wyrzucać,że nie ma za czym, że smutek miasta o zmierzchu nic nie znaczy, że ludzie wszędzie mają podobne cechy charakteru, trochę różnią się twarzami, ale nie ma przecież niezastąpionych. Ze kraina dzieciństwa nadal nią jest. Z wyolbrzymieniem i lekkim patosem. Kiedy żal ściska za gardło i pomimo czasu czuje się nieprzystosowanie do nowego...Czasami są takie dni, kiedy wydaje mi się, że to sen, tylko obudzić się i dziesięcioletnia pewna siebie dziewczynka w akcji. Z przyjacielem.

Tak, mam talent do tracenia przyjaciół. Nie tych takich pustych, bo oni ...ten stan to dla nich tylko słowo, ale tych, których uważam za prawdziwych. Ufam, przyzwyczajam się do słów, charakteru, obecności i nagle nic. W cholerę wzięło to wszystko...

Ten dzień dzisiaj nie był normalny.Nie, że narzekam. Ludzie, bliscy w okół, moja rodzina...nie potrafię zrobić, żeby było jak dawnije. I to nie są myśli moje i ich, nie żadna kłutnia...mechaniczne uszkodzenia zdrowia. Bo po co są choroby?

17 stycznia 2005   Komentarze (14)

Świętowanie niedzieli

Nie potrafię przypomnieć sobie powodu, który kazał mi iść na nieszpory do kościoła. Może dlatego, że ferie. Zważywszy na moje kryteria niespzorów(podział na dwa chóry i śpiew gregoriański) było to nie lada poświęcenie.W kązdym bądź razie jako nawiązanie do tradycyjnych nieszporów było tylko "Boże wejrzyj ku wspomożeniu memu". Śpiewać mnie nie nauczyli, więc darowałam sobie. Przynajmniej dzisiaj. Natomiast przyglądałam się odkrytemu dopiero niedawno ołatrzowi ukazującemu otrzymanie stygmatów przez świętego Franciszka.Dla ogólnego wprowadzenie-nasz kościół jest z neobaroku(rok produkcji 1917),przeważają brązy mieszane ze złotem. Ołtarz sam w sobie ciekawy, po bokach nawiązujące do średniowiecza ilustracje życia św. Franciszka. M.in. rozmowa z ptakami. Swoją drogą, gdyby żył w naszych czasach musiałby rozmawiać z komputerami, bo to dla  naszego pokolenia stanowi najwyższą wratość...Przyznam się do niekompetencji w biografiach świętych, także w tej od Franciszka-film, który mogłam obejrzeć na jego temat został nazwany przez autoprytet za słodko-pierdzący, więc w tym czasie zajmowałam się problemami natuiry duchowej-moimi i Kwiatuszka. Teraz nadrabiam. A zwłaszcza jakoże jestem MF TAU. Poza tym w naszym kościele jest pełno aniołków. I wbrew mojej miłosci do nich, te mi się nie podobają-za pulchne, za złote, za mało ludzkie i w dodatku bez uśmiechu. Jedyne pulchne anioki, które mi sie pdobały były na reprodukcji pewnego obrazu Maryi i Dzieciątka. Może dlatego, że dominował błękit i były kwiatki. Poza tym wtedy byłam dzieckiem i na świat patrzyłam raczej w sposób mityczny. Później obrazu już nie było. To-to wszystko zdążyłam przemyśleć w niecałe półgodziny,ilustrując w pamięci obrazami. Co nie znaczy, że obyło się bez kolizji- w pewnym momencie zamyślona byłam na tyle,że zapomniało mi się klęknąć.A potem to już można było iść do domu.

W domu pokładałam się z bólu. W czasie relaksującej w zamiarze kąpieli zdażyło mi się wyskoczyć z wanny, ociekając wodą skręcając się z bólu cierpieć fizycznie i psychicznie-nie powiem podwójna przyjemność-zamów teraz...

Później, kiedy już ochłonęlam, wydało mi się nie tak źle-do tego kim jestem trzeba byłoby dodać trochę pewności siebie, odporności psychicznej i umiejętności fałszowania-nie tego w śpiewie, tego w rozmowie z niektórymi.

A tymczasem nadejście nocy kończy mój strudzony lenistwem dzień...

16 stycznia 2005   Komentarze (15)

Uśmiechnę się.

Bo to byłoby śmieszne, gdybym wpadła w pułapkę, której się najbardziej boję. Tylko którą?

Już prawie się poddałam. Nie pamiętam, co mnie powstrzymało, ale chyba było dobre.

Boże, czemu na świecie tyle fałszu? A tak poza tym, ciekawe czy On wie,że przydałaby mi się jakaś porządna modlitwa do Niego... Może kiedyś. Ja. Znajdująca Jego ślady w każdym dniu. Nie rozmawiam z Nim. Bo... nie ma bo...serce i usta milczą. Bo jest takie miejsce w człowieku na którym nic nie ma.

Ale energią promienieję. Za dnia. Noc jest porą ciszy i refleksji. Pierwszy taki księżyc w moich oczach...Dziękuję za słowa

15 stycznia 2005   Komentarze (16)

Ikar zostaje!

No i mam ferie. Teoretycznie na te dwa tygodnie moim kochankiem miał zostać Wokulski, miałam popełnić zbrodnię i uzyskać karę, ubrać się w kamizelkę, porozmawiać z menelem gdańskim, popływać ze szwedami świetnie się bawić na weselu i zwiedzieć brzeg niemnu. Uzyskane w ten sposób doświadczenia zpierwiastkować, zastosować później do funkcji logarytmicznej i opisać to wszystko we wpływach pana tadzia na poezję współczesną.Ale uzyskawszy rozgrzeszenie od kochanej pani nazywającej nas rybeńkami mam zamiar po prostu jak to humanista potrafi odpocząć.

Kiedy przeglądałam mojego bloga z włączonymi głośnikami stwierdziłam, że ten mój kochany Ikar, prototyp anioła zaczyna mnie już doprowadzać do szału. Chciałam mu uzmysłowić, że ma się wynieść. Ot naprzykład dla Placebo"Protect me from what I want", ale później przypomniałam sobie te chwiel"poszybować chociaż raz", to, że dla wielu osób kojarzę się z tą piosenką. Ikar zostaje. Znów on i ja. Będzie zabawa.

A tak poza tym z głębi mnie przyszła ta dziewczynka, którą szukałam jeszcze całkiem doniedawna. Teraz jestem pewna, chcę ją porzucić. Ona nie zmieniała się razem z moimi postępami. Tak, czasami szło się nią dobrze zasłaniać. Wiem, że bardziej lubią tą przyjazną dla śodowiska dziewczynkę w żółtej koszulce a napisem I love flowers, ale ona zostaje w albumie wspomnień. Tamta dziewczynka nie była w żaden sposób atrakcujna, może z atymi dołeczkami w policzkach.

Nie, to nie znaczy, że na codzień po ulicy będzie chodziła refleksyjna osoba. Będzie miała tylko taki błysk w czasem nieobecnym wzroku. Wypowiadała się spokojnym tonem i miała chwile zamyślenia, kiedy wypada sę w rytmu by później odkryć go na nowo. Ta nowa osoba będzie mną. Kimś, kto wie czego się od niego oczekuje i kimś kto wie czego się spodziewa.

I tak mi lżej. Bo wiem, że smutek jest posłuszny i potrafi pójść, kiedy się go poprosi, przekona albo ukaże inne wyjście z sytuacji. Można mu albo sobie powiedzieć, ze przecież zawsze mogło być gorzej, więc to, co jest teraz jest dobrze. Ba nawet może bardzo dobrze i później tak nie będzie. Więc szanuj to bardzo dobrze, co? Wiem,że to mówię tak teraz, że jutro...że jak się zdenerwuję, ale jak z powrotem ochłonę to wróce do tego. I będę iść z tymi słowami i , jak dobrrze pójdzie, z uśmiechem...

14 stycznia 2005   Komentarze (20)

Bez tytułu

A jutro koniec semestru. Oceny na miarę zasług. To co chciałam, to mam. Np. 5 z historii.

A i moje życie wreszcie przychamowało. Bo od października biegło tak, jakby ktoś na nie czekał. Ten bieg zaczynał mnie wykańczać. Fakt, jeszcze nie powróciłam do normy, ale mam nadzieje, że niewiele mi zostało.

A spać to ja chcę jeszcze od wczoraj.

13 stycznia 2005   Komentarze (20)

Days before you came.

„Gdzie jest prawdziwe życie?(…)Miłość nigdy nie była wytchnieniem, raczej jedynym sensownym pretekstem, pozwalającym na kontynuowanie egzystencji, jednym z rzadkich narkotyków zdolnych złagodzić jego radosny pesymizm.(…)Więzień publicznie demonstrowanej pogody, gromadził przyjemnosci, dostarczał otoczeniu okazji do zabawy i śmiechu ze wszystkiego być może po to, by przekonać samego siebie, że życie nie zasmuca go aż tak mocno”(Autobiografia pewnej miłości)

  Nie wiem dlaczego. Te słowa w pewny sposób odzwierciedlają moje podejście. Rzuciły mi się w oczy zmuszając do ponownego myślenia. Przede wszystkim środki stylistyczne(oksymorony?) radosny pesymizm. Bo można. Bo tak. Udowadnianie sobie. I ucieczka przed rutyną. Dlatego przestałam być smutna, bo to stawało się już nudne. Lubię mieć własny punkt widzenia. Nic na to nie poradzę. Ale jeden lipcowy tydzień nauczył mnie szanować chwilę. Przeżywać ją tak, żeby wspomnienia były przyjemne. Zastosowałam się do tego. Wymaga trochę samozaparcia.

Widziałam dzisiaj pewnego mężczyznę. Znam go z imienia i z przypadku. Coś mu się stało. Poukładany i pogodny dzisiaj sprawiał wrażenie roztargniętegi, nieuporządkowanego i zaniedbanego. Pogrążony w Pismie Świętym. My się nie znamy, a jednak się znamy. Widzę go raz na miesiąc, tak jak on mnie.Przez chwilę odbijałam się w jego oczach. To było dziwne, ja mu się przyglądałam. W pewnym moemncie zdałam sobie sprawę,że to są jego oczy i że patrzy na mnie, a ja odrobinę za długo. Chciałam coś powiedzieć, ale odwróciłam głowę. Bezsensowność sytuacji.

Uczę się uśmiechać.

11 stycznia 2005   Komentarze (17)

Najważniejsze to powstawać.

Żyję i wciąż się kłucę. I wiem,że jestem zdana na siebie. Pomimo przyjaźni.

Takie poddawanie się ma sens. Bo później można powstawać. A im częściejtym więcej barier trzeba pokonać.

W szkole wystawianie ocen. Są to jedyne dni, w których nie cieprię mojej szkoły jako miejsca przebywania. Bo wszyscy się denerwują, nauczyciele zwlekają do ostatniej chwili a ja już nie mam siły na nic.

A i uruchamiam program naprawczy. Nie ma co się użalac nad sobą. Zawsze dobrze mi idzie, do momentu kiedy ktoś się nie zapyta jak się czuję. I wtedy od nowa. Muszą? No pytam się.

10 stycznia 2005   Komentarze (15)

Protect me from I want.

Powiedział mi też, że sama sobie z tym nie poradzę. I jak zwykle(niestety) miał rację.

Wydawało mi się wtedy,że zdołam pokonać tego ciemnego potwora. Tymczasem przegrywam bitwe za bitwą. Z każdym dniem coraz gorzej. Wydaje mi się, że to ciepło, które mam ze mnie uchodzi.Nie miałam przyjemności swierdzić faktu, że widok krainy dzieciństwa się zmienił. Wróciłam do mniej odległych wspomnień, tych,które zaczęły mnie zmieniać. Zdziwiłam się tym, jakim się okazał. Jak doskonale grał. Jest jedyną osobą, którą podziwiam za grę aktorską życia. Kameleon. Nie wyślałam,że się nabiorę. A teraz podświadomie go naśladuję. Dziwne. Te pólprawdy w okół.

Od dawna najbardziej chcę,żeby ktoś mnie pocieszył.I nawet to klamliwe"Będzie dobrze" chcę usłyszeć. A najlepiej byłoby gdyby ktoś zaproponował mi testowe, z wariantami, wyjścia z sytuacji. Ne, nie potrzebuje recepty na życie, tylko delikatnych sugestii. Ja tylko chcę do stanu wewnętrznej równowagi. A świat okazuje się być okrutniejszy niż myślałam. To znaczy,że obniżył poziom.

08 stycznia 2005   Komentarze (16)

Bez tytułu

Ten strach paraliżuje coraz bardziej. Strach przed brakiem zrozumieniem siebie. Przed jutrem. I stres. Bo coś będzie nie tak. Bo inni, bo on, bo śniegu nie ma, bo wierzę za bardzo albo za mało, że układ odniesień jest niewspółmierny. Bo każdy jest inny, a jednocześnie taki sam, tylko nie w tej chwili.

Kiedyś powiedział( z reguły piszę o innych w trzeciej osobie, nie wymieniając imion), że czasem się mnie boi. Ja umiem z tym żyć.

Obiecałam sobie, że się nie poddam, ale dopadła mnie banalność rzeczy innych i jednocześnie własna małość. Bo kim ja jestem żeby żyć?Żeby myśleć cokolwiek?Małym ziarenkiem piasku? Dziś jestem, jutro mnie nie ma? I z tyloma rzeczami trzeba się wyrobić...Jakieś przyjaźnie, prace, zadania, miłości, uczucia w mgnieniu oka świata.

07 stycznia 2005   Komentarze (16)

Tęsknię za Tobą, Panie, wiem, że przyjdziesz...

czekam czekam wytrwale
tak lekko dotykają mnie dni
moja tęsknota jest tęsknotą planet
zmarzłych tęskniących do słońca
a ty jesteś słońcem
które pozwala mi żyć
jest znowu wieczór
na dachach leży śnieg
wąskie wieże kościołów nakłuwają niebo
i dni tak lekko biegną nie wiadomo gdzie

Już któryś raz słyszałam o tęsknocie za Niebem. W głowie...jak? Żeby tęsknić, trzeba tam być. Mieć w sobie skrzydło anioła. Żeby tęsknić trzeba kochać Boga i być pewnym tego faktu.Tęsknić? Ale jak? I czym?

"Boże spraw, żebyśmy odczuli Twoja tęsknotę" Mówił, że przychodzi, że da się ją odczuć...Tęsknić...To tak jkaby znać wartość tego, za czym się tęskni. Tęsknić za Niebem, to takie kruche i niepewne. Zdać sie na siłę własnej wiary. Bo jak wygląda Niebo? Gdzie? Kiedy?

Z drugiej strony, tęsknota pozera, można z niej wyschnąć. Czy o to w życiu chodzi?A jeżeli tęsknimy za Niebem(powiedzmy coponiektórzy), to dlaczego tak kurczowo trzymamy sie życia? I w życzeniach dużo zdrowia, długich lat życia? Nie rozumiem.

Ja...chyba nie chcę tęsknić. To znaczy nie ufam tęsknocie.Najpierw jest przyjemna ze wspomnieniami, później one płowieją, zostaje tylko uczucie z każdym razem coraz ciemniejsze...Bo czas? Może dla Boga jest mgiełką. A co jeżeli życie będzie długie? Jakoś nie potrafię znaleźć przynajmniej podpunktów do tego, zdaję się na to, co będzie. Z zanieczyszczonym środkiem szukam kontaktu z moim Bogiem, który jest wielonarodowy...

"musimy czekać i to wszystko. Ciągle, długo czekać, a jeśli się w końcu doczekamy, nie będziemy mieli zapewne siły cieszyć się z tego.

06 stycznia 2005   Komentarze (15)

Prezent

Kolejna niespodzianka.

Poszłyśmy z Agatką do szpitala, żeby poczytać dzieciom, albo i nie, żeby zabawić je w jakiś sposób. Doniedawna byłam przekonana, że nie lubię dzieci. Najgorszy jest początek.Wchodzi się. Pielęgniarki cię kompletnie nie zauważają zajęte pilnikowaniem paznokci. Potem mówi się cześć dzieciom i koniecznie trzeba się uśmiechnąć. Czasem mam obawy jak są rodzice, bo wiadomo, nie każdy lubi jak mu się przy dziecko zajmuje. Ale dzisiaj...Rodzeństwo-taki mały chłopczyk-4 latka-blond czuprynka, i jego starszy braciszek i taki Michał, co na początku się do mnie nie odzywał i jeszcze dziewczynka z loczkami...I trochę porozmawialiśmy z nimi, a potem...ja, jako 18letnia rocznikowo kobieta bawiłam się balonikiem. Ale opłacało się. Polubili mnie. W pewnym momencie za mocno chłopcy się zgrzali i, gdyby to był jakiś mój sąsiad albo coś, to przystopowałam by ich tuląc do siebie, a tak..zdałam się na ich rodziców. W każdym bądź razie chyba się im spodobałam, bo dostałam prezent-rysunek. Dla niewtajemniczonych przedstawia autko, trzeba się tylko po nim rozejrzeć :)

A tak poza tym, to bardzo potrzebuję mężczyzny. Mówiłam, że coś się ze mną nie tak. Albo tak. Ale on musi być inteligenty i przystojny, a takich jest bardzo mało...Ah...A jutro...trzymajcie za mnie kciuki, co?

05 stycznia 2005   Komentarze (15)

Bez tytułu

Noc się zaczęła o godzienie 17,15 wraz z połyknięciem tabletki na ból głowy. Ogarnęła mnie cisza. Zapadłam w błogi sen pustki. Takie są najlepsze-nie wymagają myślenia. I nagle ostry dźwięk zabuszował w mojej głowie-mama, odbierz. Cisza. Dzowni, dzwoni, więc się zrywam-mamy nie ma. Podnoszę słuchawkę, ;po to, by usłyszeć- Przepraszam. W głowie-ok, jest za co. I nagle myśli przerywa męski głos-To pomyłka. Ze znakiem zapytania odkładam słuchawkę. Ja i zdezorientowany brat patrzymy sie na siebie. Noc się skończyła? Godzina 18. Pieprzony mężczyzna. Osttanio sami tacy. Uciszam brata. Idę spać...NIe spię, jem, nie jem...

Mózg już przeszedł do kieszeni.

Na mje zgloszenie odpowiedziało dużo osób. Zaocznie i w oczy. Zapomniałam dopisać, że się nie nadaję. Bo...czasem tak bywa

04 stycznia 2005   Komentarze (14)

Dzień.

I mam dobry humor! I dużo wiary. I dużo nauki ;P A w szkole było super, kryjąc się za barkami dnia bez pytania, podświadomie szukając kuchni, klejąc oczy, nazywając szerek homogenizowanym a serek homologicznym.

Idę przed siebie. Dziękuję :*

Małe ogłoszenie:

W celu zaspokojenia własnych potrzeb szukam mężczyzny pociągającego mnie fizycznie. Wymaganie nie dużo. Najlepiej student, może filozofii(ale przed trzecim rokim, bo ponoć później dziwaczeją). Blondyn z niebieskimi oczyma(standart). Kulturalny itd itp...A tak w ogóle powiedziałam Agacie-wiesz, koniec z facetami. Powiedziała-nie dasz rady...

P.S. Chyba mózg mi spłyciał...Kurcze, niedobrze, za chwilę błoto zostanie...

I nie wiem kiedy jestem bardziej bezpieczna-w dobrym czy złym humorze...Chyba wtedy jak śpię twarzą do ściany i jeść nie wołam.

Powitanie miasta
napółwypici mężowie
zdradzanych żon
idą ulicą mijając się nawzajem
ich dzieci stoją w długiej kolejce
po bilet do nieba
rozdawany na kartki
jeszcze nie wiedzą
że ilość miejsc jest nieograniczona

03 stycznia 2005   Komentarze (17)

Jestem już.

Wróciłam. Jak było? Fajnie, ciekawie i oryginalnie. W ciągu ostatnich dwóch dni spałam 9 godzin.Widziałam śnieg!!!Powiedział, że może przyjdzie. Byliśmy dwa razy w górach. Jeden to był pagórek, ale z powodu egoistycznego pryncypatu szliśmy tam i z powrotem 3 godziny. Drugi nazywał się bardzo interesująco-Parszywka. Widziałam także deszcz. Tylko bielizna była sucha po jego wizycie. Rozmawiałam z kochanymi ludźmi. I przeżyłam wspaniałe chwile.

Złapałam smutka. Ale sobie z nim poradziłam. Dokładnie nie pamiętam jak. Pamietam, że ktoś w celu wzbudzenia agresji, albo spokoju, zresztą nieważne, wodził mnie korytarzemw  tę i spowrotem. Zdenerwowałam się trochę. Ale w końcu przestałąm płakać. Później to tylko zjeżdżanie z górki uczuć na hamulcach. To znaczy było lepiej niż mogło być. Jestem zadowolona z mojego zachowania.

Może to, bo Nowy Rok, może tak po prostu, ale czuje bluesa, to znaczy energię i będę dawać czadu w najbliższym czasie. I okazało się, że jestem ciepłą osobą.Krótkie rozczarowanie, na szczęście nie wplątałam się uczuciowo.

Jedna kłótnia małego kalibru. Nie ja przepraszałam. Choć w zasadzie było zabawnie. Droga do Emaus. To się chyba nazywa, co am być to będzie. Nie chciałam wyjść na głupka. Repliki wychodziły w miarę celne. Właściwie słowa tej samej osoby. Ostatnio w dwóch trudnyhc rozmowach osiągnęłam właściwy rezultat.

Zdziwiłam przyjaciół. P. świetnie tańczy.Prawie zachorowałam. Wiem o wiele więcej.Np. że nie trzeba się posikać, żeby było mokro. Albo że faceci mają fioła na punkcie własnej męskości. A ci, którzy go nie mają są po prostu jej pozbawieni.

Najważniejszy cel w tym roku: uodpornić się!

Może to głupio. Tak próbowałam podsumować tamten rok. Był lepszy niż się spodziewałam. To chyba dobrze? Choć bardzo mnie zmienił. Niektórzy(czasem ja) uważają, że negatywnie. Ale znalazłam własne zainteresowania. I wiem mniej więcej, co jest w życiu ważne.

I...napisałam pierwszy wiersz od długiego czasu. I wreszcie jeste wolna!!

Buziaki :* I UŚMIECH POPROSZĘ!

02 stycznia 2005   Komentarze (15)
Moje | Blogi