• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
28 29 30 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 01

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Archiwum grudzień 2005

M.

Spadł śnieg. Moje osiedle okazało się wiochą zabitą deskami i nie można było się ruszyć. M. obiecał, że przyjedzie, bo się o mnie martwi. Czy mogę się w ogóle ruszać. Uśmiech zagościł na mojej twarzy i odpisałam mu, że tak 16.30 byłaby w sam raz. Na to on że pewnie wampirem jestem, bo zawsze ciemniejszą porę dnia wybieram. Żeby długo nie pisać-M. spóźnił się 2 godziny. I właśnie przed chwilą wróciłam do domu. Odprowadizłam go na przystanek żeby sprawdzić czy aby na pewno nie będzie na nim nocował. Zajechał autobus. Pożegnałam go jakby szedł na wojnę, choć własnie w tym momencie najmądrzejsze myśli wleciały mi do głowy. Tak to z nim miałam spędzić tego sylwka, ale z powodu problemów z gadu nie dogadaliśmy się i każdy idzie gdzie indziej. Załuję tego. Tak, Kamil ma rację, zmienna jestem i teraz jużbym chcętnie szła z M., no ale będę się bawić z jakimiś znajomymi z klasy Kamila i w ógle. Bo on to taka pomocna dłoń jest.

Wracając do M. Jest on zupełnie inny niż wszyscy, którzy się o mnie ubiegali. Bo oon to robi tak stopniowo i wyważono i kulturalnie i ciepło. I pewnie będzie doskonałą osobą, żeby z nią zrobić ten krok i skoczyć już w taką pewniejszą dorosłość. Żeby to dziecinstwo nie wyłaziło ze mnie jak szydło z worka. Bo M. jest dojrzały. I cały czas mam ochotę w niego i do niego się przytulić i tak na zatrzymanie czasu. W nowym roku tak będzie. Mam nadzieję, że moja zmienność tego nie zmieni.

A ten kończący się rok był drugim z najtrudniejszych. Na szczęście się już kończy. Z planów na następny to chcę tylko jednego najbardziej: zostać studentką i przeprowadzić się. I żeby ludzie przy mnie byli.

30 grudnia 2005   Komentarze (14)

Jak prawie trafiłam do szpitala.

To miał być zupełnie zwykly dzień. Rano obudziłam się dosyć wcześnie. Zamkniętymi oczyma wypisywałam potrzebne dokumenty. Potem odkryłam, że nawiedziła mnie moja kobiecość. Jak zwykle-nie w porę. W szkole rozmowa z dyrkiem-jaki on jest miły i w ogóle i zmiana deklaracji maturalnej- zdaję jeden przedmiot więcej.  Potem skórcz uniemożliwiający kroki, ale na szczęście autobus pod nos. W czasie łażenie po K-cach moja kobiecość stała się coraz bardziej natarczywa. A przecież w urzędzie miałam udawać dorosłą i samodzielną-a jak tu z grymasem bólu na twarzy? Ale udało się. I z głowy. Sprawa zakończona jeszcze w tym roku. Chociaż to dobrze. Potem natarczywiejąca coraz bardziej kobiecość i prawie omdlenie z bólu w Empiku. A miałam gazetę kupić. Znaleziona wreszcie apteka okazaa się zamkniętą, a tabletki w albercie obok. I ból. Największy w życiu. Ten ząb sprzed pólroku to jeszcze nic. Wdepnięcie do przychodni: Boli mnie...Nie mam jak wrócić do pustego domu. Pielęgniarka z zaszczykiem: Zaraz zemdleję...I kiedy już zapadałam w sen do bez-bólu krzyk i przenoszenie mnie na łóżko. Podobno postrach wśród czekających. Bolało dalej. Miły facet w średnim wieku wydający jakieś polecenia. A ja tylko zasnąć chcę. Jak w koszmarze. Prosiłam: Powiedz, że mi się śni....Niech nie boli proszę...Przecież jestem sama. Płacz z bólu. Oni dbający o mnie. Cisnienie podobno strasznie niskie-80/50 ja się na tym znie znam. Trzymanie mnie za puls. A to boli i boli. I kroplówka. I ból. I tak 4 godziny. A ja myślę, że już mnie prawie nie ma, że wszystko, co mam, byle nie to. A tu nic. I jakaś czekolada, i coś gorzkiego. Aż wreszcie, jak ręką odjął. Tylko: musisz iść do szpitala, albo niech ktoś po Ciebie przyjedzie. Zadzwoń po rodziców. Jesteś sama? Z kim mieszkasz? Jak tak można?Nie, nie pójdę do szpitala, kto mi piżamę przywiezie? Zadzwoń po koleżankę. S. przyjechała! Najszybciej jak mogła!! Kochana...prawdziwa...Moje nawijanie całą drogę, nasza wspólna herbatka, msza w moim kościele, spotkanie z Edytą. Potem wino od taty-dobrze robi. I potem dbaj o siebie. Ajakże. Muszę. Niech mnie już tak nie boli...Nawet zagryzanie dolnej wargi, skurczanie się, nic nie pomagało. Tylko pielęgniarki takie dobre i lekarz. A czułam się jakbym workiem była....

P.S. A ja myślałam, że życie samemu dobre jest. A chyba nie. Tylko nawet mama powiedziała, że najlepiej, to jak będę wszystko bezpiecznie kiedyś mieć, to żebym miała tylko dziecko. Że facet to najczęściej rzecz zbędne. A i mamie nie napiszę o tym moim przyppływie natrętnej kobiecości. I tych pytań o dziewiczosć i niedziewiczość. Chciało się powiedzieć: tak, jestem w ciąży i mam okres. Tylko sił nie było do mówienia. Byleby dobrze.

Teraz sennie. Bezpiecznie. W domu.

29 grudnia 2005   Komentarze (13)

Święta.

Koniec świąt. Mniej więcej tyle wynika z mojego powrotu. A duży bałagan po wyciągnięciu zapakowanych przez mamę rarytasów świadczy, że w tym domu jestem sama. Sprawia mi to ogromną ulgę, bo...ale to nieważne, to ta jedna, gorsza rzecz, która mogła nam zepsuć tamte święta, które się już skończyły. Przyznaje nieuzasadnioność moich obaw. Uśmiech Darka, ciepło Mamy i Babci, porozumienie z tatą, wujkowanie i ciotkowanie. Do tego mały pies i krysia-śmierdziel. I załowałam, że muszę wyjeżdżać. Dobrze, że nie uciekłam od tych świąt. Tylko o jednej rzeczy zapomniałam-o obiadaniu się. Tymbardziej, że mama nie dała mi zrobionej specjalnie dla mnie ulubionej sałatki. Pyszna. I makowca. Bo głupia powiedziałam, że nie chcę nieść. I wiśni w słoiczku. Ale mam wino od taty. I czuję się jak już jakaś zupelnie samodzielna osoba odwiedzająca własną rodzinę tylko w święta. A Darek tęsknił jak pojechałam. Mamy swój język. Mądry zamiast odpowiadać tak czy nie zaznacza tylko nie milcząc stwierdzając tak. I jak promienieją jego oczy. Dla mnie, dla nas. Tak ciepło było....Bo my rodziną jesteśmy. Chociaż nie wsyztsko nam się udaje, ale poradzimy sobie.

A dzisiaj wracałam pksami. Ile męczenia się i jak zimno. Potem zamiast żeby odpocząć jechałam do media marktu autobusem, który nie przyjechał. Potem na mszy. Dzisiejsze święto zawsze miało dla mnie jakieś szczególne znaczenie. Nie mogłam zrozumieć jak można było pozabijać tylu małych dzieciaczków. Teraz niewyobrażam sobie tego tymbardziej, kiedy wiem, co to znaczy towarzyszyć takiej kruszynce od samego początku.

Potem poszłam na spacer. Wyprosiłam się i wprosiłam się na sylwka, choć nadal chcę zostać w domu. Patrzyłam się na moje osiedle z góry i nawet zdążyłam się pokłucić.(kto, ja?). I nie zrobiłam tego, co chciałam.

Ale Święta były cudowne. Bo wszyscy blisko.

28 grudnia 2005   Komentarze (11)

Kochani!

Wesołych Świąt! Dużo radości, ciepła i rodzinnej atmosfery. Zatrzymania tych pięknych chwil w serduszku na zawsze. Błogosławieństwa  Bożego i stawania się dobrymi ludźmi, coraz bardziej. I żeby każdy dzień miał swój cel, prowadził do odnalezienia sensu życia.

Postaram się, żeby moje święta były dobre. Jutro wyjeżdżam. Oby było dobrze i ciepło. I gwiazdkę chcę prawdziwą i śnieg. A uśmiech namaluję sama.

22 grudnia 2005   Komentarze (25)

Gdzie jesteś?

Wyparzony język. Zmęczone ciało. Opuchnięte przecieplono-zimnione nogi. Nie zrobione nic, co miałoby być. Świat zawirował. Na złość. Pokurzenie wokoło. Zaguienie sensu i udawanie. Nic z tego mi nie odpowiada. Ja naprawdę muszę do bez-ludzi na dłużej. Inaczej nic dobrego z tego nie wyniknie. Ta pani jeszcze nie będzie jutro szczęśliwa. Nie wyjeżdża. Nie dziś, nie jutro. Gdybym chociaż nie chciała z zimna w gorące. Moze wtedy coś by ze mnie było. Tak mi pusto w środku. Takie niedokońca prawdomówienie. Uciekanie. Zębów i pięsci zaciskanie. Śnieg.

Wczoraj dostałam tulipana od M. Dlaczego mnie do niego ciągnie? przytulił mnie jak mała dziewczynka tuli misia. Bo mi zimno było. Tak bardzo. I nie powiem mu prawdy. Nie teraz.

Bo to jest tak, że jak tylko pojawi się u mnie jakaś nadzieja, że mogę coś otrzymać od tego losu, to to znika. Nie ma. A moje ręce chwytają puste powietrze.

I na odchodne powiedziane w kościele: Ale Ty przyjdź do mnie, słyszysz...?

21 grudnia 2005   Komentarze (9)

Jeżeli.

Tekst do wygrawerowania na nierdzewnej bransoletce, noszonej stale na przegubie na wypadek nagłego..

1.) JEŻELI COŚ CIĘ BOLI:
- DOBRA WIADOMOŚĆ: ŻYJESZ.
- ZŁA WIADOMOŚĆ: TEN BÓL
CZUJESZ WYŁĄCZNIE TY.


2.) TO WSZYSTKO DOOKOŁA,
CO CIĘ SZCZELNIE OTACZA
NIE CZUJĄC TWEGO BÓLU,
JEST TO TAK ZWANY ŚWIAT.


3.) UBAWI CIĘ, ŻE JEST ON
REALNY I JEDYNY,
A LEPSZEGO NIE BĘDZIE
PRZYNAJMNIEJ PÓKI ŻYJESZ.


4.) GDY JUŻ SKOŃCZYSZ SIĘ ŚMIAĆ,
ODRZUĆ LOGICZNY WNIOSEK,
ŻE TAKI ŚWIAT BYĆ MUSI
PRZYWIDZENIEM LUB SNEM.


5.) TRAKTUJ GO CAŁKIEM SERIO,
JAK ON PRZED CHWILĄ CIEBIE -
DOKONUJĄC WYBORU
SPECJALNEJ CIĘŻARÓWKI,


6.) BY W OKREŚLONYM MIEJSCU
I UŁAMKU SEKUNDY
POTRĄCIŁA CIĘ, KIEDY
PRZECHODZIŁEŚ PRZEZ JEZDNIĘ. /Stanisław Barańczak.
19 grudnia 2005   Komentarze (13)

Dzisiaj.

Najpierw byłam w kościele. Jakoś bardziej przekonuje mnie forma komunii przez chwilę na mojej ręce, bo wtedy widzę w co wierzę i jaka Miłość jest lekka. Potem trochę spóźniona na spotkanie z M. Tak naprawdę, to cały tydzień na to czekałam. Nie wiem, co w nim jest. Ulicochodzenia, witrynooglądanie, a potem taka knajpka z kanapą do siedzenia. I rozmowy o wszystkim i niekrępująca cisza. I moje, mogę robić, coś, na co mam ochotę cały wieczór?(przeciez konkretna jestem) i jego ramię, i moja głowa przy jego głowie. I czas, to sobie nie idź, mi tak dobrze, nie idx, proszęęę...Szedł. A mi było i tak dobrze, bo śnieg łaciaty za oknem, muzyka, bo on mnie akceptuje i w dodatku powiedział, że światowa jestem. I jest pierwszy, który mi sie podoba i z charakteru i z wyglądu. Jeszcze o tym nie wie. Choć podobno kilka razy go dzisiaj zawstydziłam. Ciekawe, cyz napisze mi dobranoc. Nie chcę jakoś zawalić. Tym razem powinno się udać. I powiedział, wyjdziesz za mnie? A ja, jeśli spełnisz kilka warunków. A on ze spadochronem skakał. I gdybym wiedziała, że umrę przed trzydziestką to zaryzykowałabym ten zamąż. Z pierścionkiem z białego srebra. Marzę sobie, choć to niezdrowe. Nie chcę bez niego. Zadawał pytania a ja odpowiadałam i byłam zdziwiona tym, co mówię. Niech się uda...Mała dziewczynka we mnie bardzo tego chce. Ta duża już zresztą też. Ciekawe jaki on jest? Z tej strony, z której go jeszcze nie znam.

Tata przyjechał. Spotykając  go w przedpokoju powiedziałam, że prędzej spodziewałabym się św. Mikołaja. Zabranie mnie na wigilię do nich jeszcze trochę i połączyłoby się z opuszczeniem ostatniej klasowej. A moja klasa nie jest na tyle zła, żeby ominąć taką okazję. Oprócz tego, miałam plany na czwartek wieczór. I tak mam obawy co do tych świąt. Nie chcę ich, końca roku. Mój pokój, świeczki i muzyka-tyle mi wystarczy. Nie mam siły do niektórych ludzi.

18 grudnia 2005   Komentarze (11)

Bezład.

Marudzę. Zasypiam. Nie śpię. Dziwny dzień. Głowa boli. Obudziłam sie dzisija, bo brakło mi tchu w moim śnie. Przypomniał mi się jak wracala z zakupów. Wytwory mojej podświadomości i ostatnich kilku dni. Nie uczyłam się jeszcze.

Wczoraj udawałam aniołka. W długiej białej albie. I pierwsza wigilia w tym roku i oplatek, który smakuje jak zwykle, życzenia wywołujące łzy i uśmiech. Wizyta Ulubionych. Krótka, ale sprawiająca radość. Zmęczenie i padnięcie. W Tym roku lubię nas bardziej niż tamtych. Jedyna grupa ludzi, o której nie mówię ja i oni, tylko my. Spać.Muzyka. Przychodzące listy.

17 grudnia 2005   Komentarze (13)

Czwartek

Tak naprawdę to myślałam, że ten dzień będzie zupełnie inny. Bardzo bałam się tego, co okazało się być nieszkodliwym. A nie wzięłam pod uwagę zupełnie innej sytuacji. W zasadzie nic się nie zmieniło, tylko moja rozdmuchana, przejaskrawiona nadzieja...cóż, tylko potem wyrzuciłam ją w koszu. A łzy, te pod czas rozmowy to schowałam gdzieś do koperty. I mówi mi się po cichu, że czasami, kiedy już myślisz, że nie dasz rady, to dopiero wtedy przekonasz się o swojej wytrzymałości, o sile uścisku jakim samą siebie przywołujesz do porządku. Może tak własnie powinno być? Nie jestem pewna. I jeszcze jedno. Tak jak jest ze słowami nigdy, zawsze, kocham Cię- z ich zbyt częstym powtarzaniem, coś przecież tracą, to tak samo jest ze słowami "to nic." Kiedy już masz coraz więcej takich zlewających to nic, przecież, nic...to jedno więcej już nie robi różnicy. I film dzisiaj obejrzałam. I też nie mogłam się powstrzymać od płaczu. Tytuł "Znaleźć Nibylandię" No właśnie.

Matura nie okazała się wilkiem, diabłem tymbardziej Niewyszukanym rzepoleniem o miłości i dorastaniu, a chwilę przed o tym czy wygląd miasta wpływa na społeczeństwo je zamieszkujące. Szczerze mówiąc, myślałam,że jak będę pisać próbną, to tyle rzeczy odnośnie przyszłości będę wiedzieć i że bardziej stabilna będę, też myślałam. Dostałam także dzisiaj tulipanka. Nie, nie zwiędnie za kilka dni. Bo to taki papierowy. I tym większy mój podziw. A przecież to ja lubię zadziwiać. Ale to dzisiaj...Tak, znów ten M. Może dlatego nigdy nie ma do końca złego, ani do końca dobrego dnia? A szklanka jest do połowy pełna?

15 grudnia 2005   Komentarze (16)

Rozmyślania do mojego Anioła.

Aniele...Myślę sobie tak na głos trochę. Wiesz, czego nie zdążyłam dzisiaj zrobić i co mi się udało wbrew wszystkiemu. Tak bardzo chciałam wiedzieć jaki jesteś, że księżkę o Was czytałam. Pamiętasz, jak z Tobą rozmawiałam? I mówiłam, że dobrze sie spisujesz, bo w jednym kawałku ciągle jesteś. Babcia mówiła, że jak dziecko się przewraca, to Anioł podkłada poduszkę i dlatego jest tak mało potłuczone. Moja była taka delikatna w dotyku, czerwona i chyba zamszowa. Bardzo lubiłam jak mi ją podstawiałeś, może właśnie dlatego ciągle mam tyle blizn? Mówiłam Ci zawsze dobranoc. A dzisiaj mówię do Ciebie, bo chcę wiedzieć czy rośniesz razem ze mną. Co wiesz? Jest Ci wygodnie siedzieć na moim ramieniu? Kiedy rozmawiasz z innymi? Dlaczego mnie nie szczypiesz kiedy robię źle? Przecież jesteśmy razem, nie? Ja bez Ciebie, Ty beze mnie-nijak. Wiesz, wiesz, bo jak inaczej- Babcia mówiła, że oprócz takich standartowych Aniołków od początku świata, to Aniołami stają się umarłe dzieciątka. Nie będę już dłużej mnożyć- potrzebuję Twojej obecności, żeby mi było raźniej. Zauważyłeś? Już nigdy nie mówię, że jestem sama. Wiem, nie da się. Z jednej strony Tata, z drugiej Ty. Będziesz mnie pilnować? Tak do tych Świąt, w których nie wiem czy chcę uczestniczyć. Chcesz? Będziemy razem łowić uśmiechy, radować się, skakać, dziwić ludzi, przypominać im dzieciństwo? Biegać ulicami trzymając się za ręce? Fajnie Ci, możesz przybierać postać jaką chcesz...Wiesz, kiedyś z ostatnim słonecznym promieniem znikniemy na zawsze...A wtedy nie będziesz dla mnie tajemnicą. Jak trafię odrazu do Nieba. A jak będziesz mnie pilnowac i ja siebie, to może coś z tego będzie? Będę się starać. I nie dlatego, że to dopiero drugi dzień, a ja się boję tego, co będzie w czwartek. Jak przebrniemy przez czwartek to będzie jeszcze ciekawiej. Powodzenia nam.

13 grudnia 2005   Komentarze (14)

Reszta w pamięci.

Teraz tak. Zeby nie zapomnieć, bo częściowo taką właśnie rolę pełni mój blog-wyrzucania rzeczy robiąc miejsce nowym i w dodatku można do tego wracać później.

Jeden z ulubionych pokoi, słowa, muzyka, wewnętrzne namaszczenie. Z postanowienia poprawy posprzątałam pokój.

12 grudnia 2005   Komentarze (10)

Lubię zimę.

A dzisiaj umówiłam się z M. Pierwszy raz jak go zobaczyłam, to pomyślałam, że właśnie tak może wyglądać mój przyszły mężczyzna. Ale pewnie nie zwróci na mnie uwagi...I co? Zaprosił mnie na swoja studniówkę! I powiedział, że wiedział od razu, że chce iść tylko ze mną. Nawet jeśli kłamał, to mi i tak się spodobało. I gadaliśmy o sobie  i o wszystkim i był park, zamarzniety mostek, czerwone uszy...A potem poslziśmy do F. to taka herbaciarnia z dobrą herbatą i drinkami. I tam jest tak genialnie indyjsko. No i ja chciałam krwawą merry, a on jakiś tam russia. I się okazało, że to moje to było tak ostre, że zapalniczka a ogień z buzi, a jego słodko-delikatne. To się zamieniliśmy. A potem chciałam sprawdzić w jakiej odległości od świeczki zapali się serwetka. A potem ją oddałam M. Bo się kopcić zaczęła. A ci tacy co obok siedzieli to odrazu wyszli. Ale tak swojsko i bezpiecznie mi obok niego. A on nie chciał uwierzyć, że mi się różne ciekawe rzeczy zdarzają. Bo on mi się podoba, no! I umiem wymienić jego zalety. A moją wadą podobno jest to, że gór nie lubię(żeby tylko to)

A teraz przypomniało mi się, że zapomniałam się pouczyć.

cuda są wewnątrz.
cuda są tylko wewnątrz.
zmysły kierują się do wewnątrz.
zmysły powoli zaczynają się
odwracać.

11 grudnia 2005   Komentarze (14)

Prawda.

Bo ja tylko piszę. I nie umiem powiedzieć tym osobom, których się tyczy, co jest. Brak odwagi i starch i uległość i wycofywanie się, aż w końcu te głupie łzy. I poczucie winy wobec Babci, zawód sprawiany codziennie drugiej, wieczny bałagan, brak rozmowy z Mamą, uciekanie od taty i pozorne otwarcie się przed innymi mające na celu zamaskowanie wszystkiego. Czy aby nie tak wyglądam na codzień? Właśnie wyszła mi najaw ta prawda, na którą polowałam od kilku miesięcy. Opadły mi klapki z oczu. I pomyślałby ktoś, że coś zrobię. Niesamowicie boję sie tych świąt. I czuję się jak to gówniane dziecko. I w dodatku piszę o tym tutaj. Ale pewnie to, co jest ukryte pod górą lodową i tak pozostanie we mnie. Tylko jeden fragment wyskoczył w te wakacje, ale to i tak niczemu nie służyło. Człowiek zawsze jest tym, co przeżył. Zgniłą kupą wspomnień, którym nie ma siły stawić czoła i dlatego rusza na poszukiwanie jakiegoś szczęścia, które jest iluzją. Jego wyimaginowane poszukiwania dają mu pretekst do niewtrącania się w życie innnych. Do zamykania jadaczki i udawania. Do siedzenia w swoim sercu zamkniętym na cztery spusty, bo inni mają gorzej, wiec nie przeszkadzaj, mają lepiej, więc będą się śmiać. A potem przychodzi chwila olśnienia, że to nie tak trzeba było i nagle okazuje się, że już za późno, bo niebo nad sobą widzisz ostatni raz.

I wcale nie jestem dobra. Pewnie to tylko kwestia niekłamania i nie mówienia prawdy, która jest zła. I tu był jeszcze fragment, który zdecydowałam się zachować dla siebie. Kto wie, może kiedyś będzie mi dane poprawić w sobie człowieka?

Spotkałam się dzisiaj z koleżanką. Ją mało obchodziło czy mówię, a mnie co ona mówi. I tak rozmawiałyśmy ponad godzinę. Pozór.

 

10 grudnia 2005   Komentarze (15)

Plus minus

Przed wczoraj moje biórko pełne było świec. A pokój wypełniony muzyką po brzegi. Choć muzyka była smutna, to tak ciepła i uspokajająca...I przy świecach książkę czytałam. I pracę pisałam. I tak błogo już potem było, ale wtedy się jutro zaczęło. A jak wstałam rano, to na mojej twarzy nie zdążyłam uśmiechu narysować. A potem, wieczorem, to było tak, jakby nad moim niebem kolorowa tęcza sie pojawiła. No bo są Ci, właśnie Ci, a nie inni ludzie, do których lubię wracać. Bo cos, co nas jednoczy jest silniejsze niż słowa. I mama zadzwoniła. I wkrótce przyjadą. Zawsze, kiedy ja sie nauczę żyć bez nich, to zawsze wtedy muszą się pojawić. No i zostaje jeszcze powiedzenie o tym felernym aparacie. No dupa, normalnie. Może powiedzieć im, że jestem w ciaży, a później, że to tylko aparat? Ale chyba w moim przypadku to nie przejdzie, bo oni nie są za postępowymi technikami psychologicznymi. Oj!

I kiedy tak sobie wczoraj wracałam przypomniała mi sie chwila sprzed dwóch dni. Wracałam wtedy ze szkoły i na przystanku widziałam koleżankę z gimnazjum, która wlaśnie wyszła z więzienia. Na moment nasze oczy się spotkały. I w tym spojrzeniu było tyle takiego jakby obronnego bólu, aż do agresji. Odwróciłam wzrok i nie powiedziałam jej cześć. I tak to wraca do mnie. Ale nie wiem jak miałam sie zachować. Wczoraj przed naszą szkołą zdażył się wypadek. Zmarła kobieta. Jej ciało leżało na ulicy przezdwie godziny. W tej czarnej folii, obce... Dokąd my idziemy?

10 grudnia 2005   Komentarze (14)

"Wola na ziemi nie jest taka jak w Niebie"...

M sprawia wrażenie łagodnej, delikatnej i, dla tych, którzy jej nie znają, cierpliwej.

Kiedy jest zła na usta cisną jej sie wulgaryzmy. Zaciska pięści, a jej szczęki twardo opierają się jedna o drugą. Najbardziej złości się wtedy, kiedy coś, na czym jej zależało, nie wychodzi. To nic, ze mogła to sobie wcześniej odpuszczać całkowicie. Czasami słowo, wywołujące wspomnienie przywodzi ją do płaczu. Wyobraź ją wtedy sobie.Ma zastrzone rysy twarzy, ściśnięte pięści i łzawiące oczy. Karykatura normalnie. W dodatku nie jest pewna czy za to, co powie nie trzeba będzie potem przepraszać. Dlatego zawsze, kiedy ją to nachodzi chowa się w jakimś kącie. Musi być ciemno i musi być muzyka zagłuszająca oddech. Jeśli się w nią zatopi, to przejdzie jej. Uśmiechnie się nawet. Wie, że to może być błahy powód, tylko jej stosunek do niego wywołał tą złość.Może to i świadczy o słabości charakteru i niepanowaniu nad uczuciami, ale od ludzi wtedy uciec musi. Kiedyś uciekła w szczere pole na 2 godziny. Było zimno. Zapadał wieczór. Dzisiaj, na szczęście, dom jest pusty.

Przecież nic się nie stało. Nie po to się jest odpowiedzialnym i samodzielnym, żeby się przejmować czymś takim. Ale ta radość z kilku godzin przed. Bieganina, układanie w czasie, nadzieja, spięcie i chwalenie się od tygodnia wbrew niezrozumianym spojrzeniom znajomych. Gdyby nie ta cała otoczka to naprawdę nic by się nie stało. Więc to moja wina. A poza tym, jak powiedział, że ja zrozumiem, że przecież jak na mój wiek i w ogóle, to przypomniało mi się może innych sytuacji, kiedy przez to właśnie zrozumiem traciłam to, co dla mnie ważne. Nawet przez to, że ja zrozumiem i poradzę sobie, nie mieszkam z Mamą, z Darkiem i z tatą. Mama ostatni raz dzwoniła tydzień temu. Ja nie umiem się do niej od dwóch dni dodzwonić. Ok, to może jeszcze udam, że się nie martwię

Za kilka godzin mi przejdzie. Chciałam, żeby ten dzień był dobry. Nie wyszło mi.

08 grudnia 2005   Komentarze (11)

Relacje między

Prezentacja z polskiego nabiera kształtów. Na razie tyle. Wszędzie mokro.

Moja klasa stała się zupełnie inna. Rozmawiam z ludźmi, z którymi nigdy dotąd. Jesteśmy bardziej całościowi, niż w tamte dwa lata. Jak pomyślę, że niedługo każdy wyląduje gdzie indziej, no to...I jeszcze P. czuję jak dogadujemy się coraz bardziej. Staram się zauważyć ten proces. Bo jeśli chodzi o inne osoby, to jakoś to uleciało. Nagle, teraz wiem, że bez tej osoby byłoby w moim życiu bardziej pusto. Inaczej jest z internetem. Uważam, ze można zaprzyjaźnić się przez internet, nawet łatwiej niż w rzeczywistości. Szczerzej. Bo nie boisz sie, że ktoś zabierze coś, na czym Ci zależy. I że zdradzi. Bo w sumie, nikt oprócz was/nas dwoje nie wie, że się znamy. Bo niby jak, nigdy się nie widząc. No to w takiej internetowej relacji łatwiej jest zauwazyć moement, w którym przyzwyczajasz sie do drugiego człowieka.

Dziś do napisania listy 2 mam.

07 grudnia 2005   Komentarze (7)

List.

Kochany Święty Mikołaju!

Jakoże dzisiaj trochę się spóźniłam, zresztą w tym roku za dużo listów piszę, to spróbuj wypełnić moje życzenie w przyszłym roku. Nigdy nie pisałam do Ciebie listów. To takie śmieszne. Wiadome przecież było to, że moja mama spotykala Ciebie razem z kłapouchym zajączkiem w lesie, kiedy wracała z pracy. A w lesie zbyt dużego wyboru nie ma. Zresztą zawsze przynosiłeś dobre cukierki. Pamiętam raz chciałam Ciebie zobaczyć, ale nie dało się tak jak w tych opowieściach o Tobie,żebyś wszedł przez okno albo przynajmniej przez nie zaglądał, bo na 5 piętrze mieszkałam. Mikołaju, nie znasz mnie zbyt dobrze. Nigdy nie przyniosłeś wymarzonego prezentu. Może dlatego, że za mało o nim marzyłam? Marzenia dobijają rzeczywistość. Ale może warto. Choćby po to, żeby było po co żyć, nie uważasz? Zresztą masz przy sobie Aniołków...A one są jak uśmiech. Tak samo ciepłe i nieuchwytne.

Nigdy Ci o tym nie mówiłam, ale jak kiedyś dojrzeję tak bardzo, żeby móc oddać głowę za czyjeś życie, to wtedy będę mieć syna. Będzie się nazywał jak Ty. I będzie wrażliwy. Też jak Ty. I dobry. Ale też musi być twardy, bo inaczej nie da sobie rady.

Ale na razie mam 18 lat i proszę Cię o bezpieczeństwo, o szczęście przez 3 dni na 10 możliwych, o radość przez 5 minut codziennie, o szczęśliwosć w oczach mamy i uśmiechu brata, o zdrowie i spokój dla Babci.O uporządkowanie w domu kogoś, do kogo tak trochę ostatnio się przywiązałam i o moich przyjaciół. Podejrzewam, że pieniędzy nie masz, słodycze Ci się skończyły, skarpetki kolorowe też pewnie wyszły, a kolczyki sama mam jakie lubię. Jeszcze gdybyś mógł, to naucz mnie witać kazdy nowy dzień uśmiechem, a nie grymasem twarzy. Poza tym, mógłbyś poprosić Tatę, żeby mi wreszcie dał jakieś olśnienie odnośnie tego, co będę robić za kilka miesięcy. I wiesz, chciałabym za kilka lat mieć swój bezpieczny dom. Może być całkiem mały, mogę w nim nawet mieszkać z kimś. Takim kimś, który będzie mnie złościł i radował. I ja go mogę też. Ale jeśli go nie będzie. Albo będzie o wiele bardziej zły niż dobry, to wolę sama. Siebie mogę znieść.

Tylko widzisz, Mikołaju, jak tak teraz patrzy i myślę o tym, że Ty czytasz to własnie w tym momencie, to podejrzewam, że łatwiej dla Ciebie byłoby gdybym napisała coś o nowych spodniach, wygodnych butach albo rękawiczkach. Wiesz, jak przyjdziesz do mnie, to Cię przytulę tak ciepło, tam buzi w Twój czerwony policzek  i usiądę na kolanach jakbyś był moim dziadkiem. I przez chwilę będę wiedzieć jak to jest kiedykolwiek  go mieć. Pewnie już sobie gdzieś lecisz, więc do zobaczenia w przyszłym roku.

P.S. u mnie wszystko dobrze.

06 grudnia 2005   Komentarze (11)

Upupienie.

W tym urzedzie, w Katowicach, celowo upupiłam się Gombrowiczowskim stylem. Bo jako upupione dziecko miałam prawo nie wiedzieć, pytać się i uśmiechać. Zresztą z plecakiem i przyczepionym do niego Dusiołkiem, bałaganem i nieuporządkowaniem, stertą rzeczy w rękach, szaliku, czarnej czapce z sercem, zatopiona do chwili temu w muzyce, no jak tu było wyglądać dojrzale? Już prawie załatwione. W szkole pierwszy raz podobało się od bardzo dawna. Mama odczytująca smsy powinna teraz być ze mnie dumna.

A propos jutra, Mikołaj to kiedyś był, ale potem poszedł do Nieba, a tam nie ma żadnych fabryk z cukierkami, kosmetykami, skarpetkami itd, więc nici z czegoś jutro pod poduszką. Więc kupiłam sobie balsam do ciała odmładzający. Jutro będę mieć pupę niemowlaka. Jak upupiać się to do końca. Optymistycznie wracam do kafki, ale nie tej z mleczkiem, tylko tej z procesem. I to dopiero jest początek mojej dzisiejszej edukacji.

05 grudnia 2005   Komentarze (14)

Niedziela, szczęście, czas.

Najbardziej nie lubię niedziel i poniedziałków. Może i powinnam. Ale wtedy czas szczególnie szybko płynie, a ja dowiaduję się jak wiele nie umiem. Po rozmowie z ludźmi dosżłam do wniosku, że osiadam na mieliźnie, a ludzi w okół mnie nigdy nie zrozumiem. Męczy mnie też ciągłe dawanie sobie obietnic i potem nie nadążanie z ich wypełnianiem. Położyć sie i zapomnieć. A jak mi się nie uda? Nie uda mi się to, na co tak liczę? I po co się oszukiwać, jakoś dążyć do szczęścia? Może ono nie jest wpisane w scenariusz życia? Może biegnąc za nim gubi się bardzo wiele innych rzeczy?

I czuję jak oszukiwałam się myśląc, że coś robię dobrze i właściwie. A ten Turnau wywołany z pamieci mówi, że "zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze" A ja bym mu powiedziała, że tak nie idzie, ze wtedy byłoby za prosto. Że wtedy, kiedy mieliśmy naprawdę okazję być szczęśliwymi, to nikt z nas nie wiedział czym jest szczęście. Wrócić do dzieciństwa, tam było tak bezpiecznie. Nie musieć odpowiadać za to, co się czuje i czego nie. Nie śpieszyć się i nie bać się czasu. Bo on jest najstraszniejszy.

04 grudnia 2005   Komentarze (12)

Niebo z widokiem na raj.

A ON kocha. Pokazał gdzie jest dom. Przebaczył. Tęsknota delikatna jak ptasie piórko, jak mgiełka, tęsknota za Niebem. I Aniołami. Bo On jest obok mnie cały czas. Ja czasem uciekam, chowam się, zalepszam się od tej, którą jestem. Zapominam o prezentach, uśmiechach radościach. Potem przychodzę. Pukam, a On otwiera. Przytula. Daje mi moje uszlachentiające cieprienie, a potem ja opowiadam jak nauczyłam się dzięki niemu różnych rzeczy. Potem siedzimy sobie w ciszy, albo ja Go zagaduję. A On słucha albo sprawia mi wrażenie, że Go nie ma. A potem się znajduje razem ze szczęściem albo z antysamotnością. "Za darmo ukochał mnie Pan" Jedyna pewna rzecz na tym świecie. A ja do Nieba chcę. I ciągle. I ciągle. Bo niebo do wynajęcia jest. A tam...tam to dopiero będzie poezyjnie, prawdziwie, szczęśliwie i z wielką, bardzo dużą Miłością. Bo On dał mi odczuwać. Czuć.

Nazywają Go Ojcem, ale ja bardziej lubię Tata.

02 grudnia 2005   Komentarze (16)

1st of December

Chwilowo bezpiecznie. I to jest najważniejsze.

Poza tym jako takie sukcesy na polu edukacyjnym.

I cukierki od chłopaka z grupy z angielskiego. I zaproszenie na koncert do Tychów na wygrane bilety. "Bo wiesz, gdybym ja miał Twój numer, to bym do Ciebie wczoraj napisał..." Ściem? A gdyby napisał, pojechałabym? W każdym bądź razie interesująco. I prawie mam suknie na studniówkę. I czekam poniedziałku.

A na jutro jeszcze nic. Eh, to nasze starsze pokolenie o przyśpieszonym końcu semestru. I propozycja o Mamy o zakupienie sobie własne prezentu mikołajkowego i zwrot kosztów. Rozwazy się. A, i nie pamiętalam jak się nazywa to pod prysznic. To znaczy żel. A ostatnio nie pamiętałam, co faceci noszą pod spodniami jak jest zimno. Tzn. kalesony.

I grudzien zaczął się od nowa. Pierwszy raz spodobało mi sie puste okienko do zapełnienia.

01 grudnia 2005   Komentarze (15)
Moje | Blogi