Bez tytułu
Przeżyć jutro to naprawdę zbyt trudne zadanie....
Jadę gdzieś, mam nadzieję,że się nie zgubią i wszystko się uloży.
Trzymajcie za mnie kciuki, bardzo proszę!!!
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
Przeżyć jutro to naprawdę zbyt trudne zadanie....
Jadę gdzieś, mam nadzieję,że się nie zgubią i wszystko się uloży.
Trzymajcie za mnie kciuki, bardzo proszę!!!
Ja i te moje pomysly... Kiedyś przez nie zginę...
Ale po kolei. Więc idę sobie ulicą naszego osiedla ubrana jakoś takoś - szlam po bulki. Konkretniej wracalam z piekarni i zgadnijcie kogo widzę...Szanownego pana M. No i postanowilam,że nie będę z siebie robić aż takiej idiotki nie odzywając się do niego, a...[zrobie jeszcze większą podchodząc do niego] Jako,że facet jest kulturalny nic mi nie powiedzial i pozwolil mi się odprowadzić. Zabawne, prawda? Szlismy chyba z 5 minut z czego większość czasu to ja mówilam - z reguly to co mi slina na język przyniesie. On coś tam odpowiadal, ale... Na koniec mu powiedzialam,że bardzo fajnie wygląda, on podziękowal i poszlam sobie....
Kretynka ze mnie
Zdarzalo mi w życiuwykonywać różne role, ale tak glupiej jeszcze nigdy. Nie lubię się............ Nie bawię się w przedszkole.... Innych facetów, którzy mi się podobają poznaję oczyma, ale jak jego niewyraźni ksztalt widzę, to już mi tętno przyśpiesza. Glupota.. I hate myself....
czemu różni inni normalni ludzie mogą być z tymi, ktorzy im się podobają tylko ja nie?? no czemu??
Bylo już prawie tak dobrze. Wlaśnie, prawie.....Bezsens i bezsilność......Zamkne się gdzieś daleko w ciemnościach niech mnie ludzie nie widzą
nie napiszę
nie zrozumiesz....
Hej
mam nogę w bandażu - coś sobie rozciąglam. Przy takiej pogodzie- glany i bandaż, myśalam,że mi sie noga ugotuje. Chce zmienić szablon na weselszy. Już nawet jeden taki znalazlam.
Dobra, idę na obiad do babci.
A tak wogóle to mam pustkę w glowie i pelno pretensji do siebie.
Radość. Niedefiniowalne "coś" przepełnia mnie bez powodu. Nawet nie pyta się czy można. Nie gniewam się. Tylko się śmieję, bo ona mi karze. Znów mam ptasie mleczko zamiast mózgu. Pod sufitem jest tak lekko i dużo miejsca. Wierzę,że wszytsko się uda, choć nie mam żadnych widocznych celów. Śpiewałabym z ptakami, gdyby mi pozwoliły, z kwiatkami uśmiechałabym się do śłońca, gdyby mi pozwoliło. Zostanę człowiekiem. Wesołym człowiekiem. Ludziqiem. Śmieszne. Wiem takie ma być. Czym sie martwić? Trzeba się cieszyć póki można.
Ciekawe jak długo ptasie mleczko pozostanie w mojej głowie? Nie wiem.
W filharmonii było chwilami bardzo muzycznie, i ten muzycyzm mi się podobał.Co do uśmiechu, to po trwałych besztach(od czego się ma przyjaciół) zaczął znikać, chciał nawet ustąpić miejsca płaczu, no ale wtedy czujna ja przyklejałam sobie sztuczny uśmiech, który po chwili zapominał,że jest sztuczny i był jak prawdziwy.
Planów na jutro nie mam. Coś się wykroi po obudzeniu. Słucham teraz sobie radyjka i kosztuje okruchy sernika od babci.
Ostatnio częściej się śmieję, rzadziej jestem smutna, nawet wtedy, kiedy jestem sama. Mam tak,że chciałabym się śmiać cały czas. Z niczego. Czyżby oznaka jakiejś choroby? A może zbliżających się zmian? Nigdy nic nie wiadomo. Żmian na lepsze.
Tym optymistycznym akcentem zakończę tą notkę.
Pozdrowienia dla wszystkich śpiących i nie bardzo. No i wogóle - uśmiech na twarze :=)
W szkole 5 lekcji, jutro 2 albo 3, a potem filharmonia - ukulturalniam się, jak stwierdził tata. A w czwartek wybywam na wycieczkę!!! A i jeszcze ten koncert Metallici na którym mnie nie będzie :( co za buuu.
W powietrzu czuję jakieś dziwne iskierki. Pojawiają się za każdym razem, kiedy....[no ale to napiszę, jak już będę pewna]
Dzień był wesoły. Wstałam z zamiarem spóxnienia się na pierwszą lekcję i wyszłam z domu 7.40(zazwyczaj 7.16), ale znajcie mojego pecha- zdążyłam. No ale nic.
Jak zwykle miła rozmowa na przerwach. W wolne zaczyna mi jej brakować. Jakoś nie doszliśmy do tego jeszcze,żeby się spotykać po szkole. A w sumie, jedziemy razem na wycieczkę. Do pyzówki. Gdziekolwiek to jest. Bardzo się cieszę.
Komórki wciąż jeszcze nie mam. Już nawet prof. z angola wie. Mam tam chyba ze 20 smsów, z tego, co mi się nadawcy poprzyznawali i z 5 nieoderbanych( dopóki nie siadla bateria rozmów). Ciekawe kiedy ją wreszcie będę mieć. Brakuje mi jej. To takie trudne łazić już 2 tydzień bez zegarka.
No, ale ten miły dzień się już kończy. Moje oczy chcą już spać. Ja chciałam zniknąć na kilka dni. gdzieś wpaść do ciemnego pomieszczenia z muzyką. Na 2-3 dni. Stęknić się za tym wszystkim i wrócić. Zacząć podziwiać uroki.
To dziwne...Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie czy mam przyjaciół. Kto ich tam wie? Nie jestem pewna swoich uczuć, a co dopiero czyichś. Ale... twardo wierzę,że kiedyś będzie inaczej. Ciekawiej.
No to dobrej nocy wszytskim życzę. U mnie jest już cieplutko zarówno na dworze jak i w domciu.
chce się ktoś ze mną posmiać, bo naplynęla na mnie taka ochota?? zapraszam do towarzystwa!!!!
: =)
Wulkan energii. Do szkoły miałam prawie na 12(ustne matury i te sprawy). Weszłam do klasy i nazwano mnie wulkanem enrgii. Do wszystkich się uśmiechałam, odezwałam się łagodnie do przemka i pochawliłam jego fryz. Później skok do przyrodniczych i rozmowa na przyjemne tematy. Na następnej przerwie wycieczka koedykacyjna z Mateuszem na piętro, Achim dolączył się po chwili. Śmialiśmy się często. Potem biologia i wyobraźcie sobie ludziq podnosi rękę i się zgłasza( ehm jako,że nagroda musi być, to dostałam +). Później kolejna przerwa - uśmiech nie schodzi z twarzy. I infa i chata. Mamusi kupiłam kwiatuszka, ale ona jeszcze nie odebrała. Kilka osób powiedziało mi,że energia mnie rozpiera, choć właściwie nie wiem w sumie dlaczego.
Potem...no a potem był występ. Ja oczywiście nie przyszłam w spódnicy( co to za mamuśka w spódnicy?).Tuż przed wyjściem uśmiech mnie rozpierał(mam nadzieję,że nikogo tym nie wkurzyłam). Niom, nie wywaliłam się na schodach, choć wszystkim wydawało się,że to zrobię(ma się ten talent). Od matek dowiedziałam się,że można było przy tym płakać. Aha, i że było super. Uśmiech wciąż tkwi. Śmieję się na głos,że aż ludzie się obracają. Do czasu.
Idę dalej... No i zgadnijcie kogo widzę...Nie zgadniecie. Widziałam pana M. we własnej postaci. Wyglądal jak zwykle powalająco( nie chodzi o to,że on jest jakiś super super ale dla mnie wygląda zawsze zarąbiście). Szedl z psem i z rożą dla mamy. Pomińmy fakt,że nie widziałam go 2 tygodnie. Myślałam,że mi już przeszło. Postanowiłam,że przejdę na drugą stronę ulicy. Nie będę z siebie poraz kolejny robić idiotki( chociaż może jej nie robię, może nią jestem). Udałam,że go nie widzę, gdy on wyczuł mój wzrok. Zrobiło mi się smutno. Szkoda,że marzenia się nie spełniają. Swoją drogą to ciekawe,zawsze podobają mi się faceci, którym ja się nie podobam. Nie będę płakać.
Poszłam dalej. Już bez uśmiechu. No bo z czego się tu cieszyć?
Z tego,że moje życie nie jest najgorsze. Podpowiada logika. A co z tym fantem,że znów wyrzuciłam na wiatr jakieś moje uczucia- odpowiada serce. Konflikt zatamowany. Logiczne wytłumaczenie: Zwisa mi to, co się dzieje(zwisałoby, gdyby mogło). Jest jak jest, a co ma być, to będzie.
Nie chcę,żeby wyglądało,że jestem smętna i wogóle. Ja tylko wieczorem często mam zwalony humor. Bez przyczyny. A że notkipiszę wieczorem, to nie trudno domyślić się ich charakteru.
Mimo to,dzień był piękny. Kilka słów zachowam w pamięci. Dziękuję Ci,Życie za ten dzień.
Teraz pogrążę się w słuchaniu Armii. Potężna muzyczka.
A mialo być tak pięknie....
Było git. Jutro też tak będzie. A teraz trzeba tylko nacisnąć w pilocie przycisk wyłączający myśli. Upps, ale gdzie jest ten pilot?? A pilota nie ma.
Przede wszytskim dziękuę za komenty i przepraszam za zaleglości na Waszych blogach. Ze mną marnie. Oczy mi się kleją za szybko,śpię za krótko i za malo myślę. Za często zmienia mi się humor. Ostatnio naprawdę się śmieje tylko w kościele. Dziwne? Nie wiem. W czasie mszy. Uważam,że mam prawo. Jeżeli komuś to przeszkadza, to ma problem.
Zaczęlam się zastanawiać czy warto prowadzić tkai tryb życia. Studenckie życie w I klasie liceum- jem gdzie popadlo,śpię jak popadlo, uczę sie... czasem i wszędzie mam okropny balagan. Zamiast sesji mam sprawdziany. Wiem,że to nie to samo, no ale w końcu mam 17 lat : =)
Jutro przyjeżdżają rodzice. Nie wiem jak to będzie. Odzwycaiam się już od nich, szczerze mówiąc, chociaż bardzo często brakowalo mi wsparcia mamy. Trudno tak miesiąc przebąkać się samemu. Zobaczymy, co przyniesie jutrzejszy dzień
Gdybym wierzyla w horoskopy( albo raczej gdyby one się spelnialy) to już bym mogla się cieszyć. W trzech gazetach na cztery pisalo,że osoba, którą kocham mnie przeprosi i mile spędzimy czas, w pracy( w szkole) mnie docenią, a w dodatku szykuje się poteżny zastrzyk gotówki.
Jak na razie sprawa wygląda tak: nikt mnie nie przeprasza i nic tego nie zapowiada, co do szkoly to mam masę rzeczy do zrobienia, mam cale 15 zeta w kieszeni. Jestem ciągle niewyspana. I do środy mają przyjechać rodzice,żeby zobaczyć jak gram matkę na Dniu Matki( i po co się przyznawalam). I czeka mnie jeszcze ok. 2 godzin prób.
Z optymistycznych wiadomości : jak na razie jest jeszcze niedziela( choć pada, ale to trudno) i mama wreszcie zrobila sobie USG i w lipcu będę mieć braciszka.
Więc tak trzymajcie się mokro z uśmiechem na twarzy i ze stwierdzeniem wszystkie przeszkody to maly pikuś dla nas.
: =)
[dopisane 5 godzin później] przeżywam lekki kryzys. po dość dziwnym i wesolym zachowaniu się, przez lekki smutek do placzu...buuu... co się ze mną dzieje tego nie wiem nawet ja...
Nie myśleć
Nie płakać
Nie sądzić
Nie czytać
Nie krzyczeć
nie
uciec od siebie tylko dlatego by nie myśleć o tym, jak to wszystko jest wielkie, ogromne i przerażające. Bo ogrom zawsze przeraża. W tej czy innej postaci. Czy chodzi o tajemnicę ludzkiego życia czy o gotyckie budowle. Nie wjaśnione i zagadkowe. Służace za most Bogiem, choć tak naprawdę będące od początku mostem zerwanym. Tak jak czasem zycie. Nie prowadzi nas rzeźko do przodu. To my, a konkretniej ja musze je ciągnąć, choć upiera się z całej siły. Jak pies, jak osioł...boi się chyba bardziej niż ja. Życie, czego ty się boisz?? Nikt nas nie skrzywdzi póki na to nie pozwolimy. Życie, jesteśmy przeciez przyjaciółmi, ufamy sobie.
Choć, tam jest skrzyżowanie. Przejdziemy na pasach. Nikt nas nie potrąci. Nie można zawsze iść w jedną stronę, przecież wiesz. Uczyli Cię tego prawda? Byłoś przygotowane na bycie moim? Czy za mocno Cię przerazam?
No życie, odezwij się
Wiesz, zależy mi na Tobie. Jesteś ogromną i niekosńczoną tajemnicą. Nie wiem czy samo wiesz co kryjesz. Będziemy szukać razem. Choć, podaj mi rękę. Uda nam się. Jeszcze trochę i znów zaświeci słońce.
No,Życie, udało nam się. Przecież wiesz,że do odważnych świat nalezy. Dzisiaj zrobiliśmy teoretycznie mały kroczek, ale praktycznie z wielkimi pozytywnymi skutkami.
Choć, Życie nie bój się. i uśmiechnij się wreszcie.
ładnie się smiejesz. Życie...slyszysz? Jest noc...Widzisz, jaka piękna? To dzięki Tobie mogę ją oglądać. Dziękuję Ci, Życie...
Hmm od czego by tu zacząć? Nie wiem, może i jestem kimś nie w tym stylu co trzeba, no ale chyba nie aż tak...
Byłam w kościele. Nie wiem po co. Zrobiło mi się tam bardzo smutno. W kościele było, o dziwo dużo ludzi. Po mszy chciałam być jaknajdalej od wszystkich, a zwłaszcze od siebie. Ku zgorszeniu starszych pań, a zdziwieniu jakichśtam chłopców ja wyszłam sobie zupełnie nieopatrznie i nie celewo na drogę. A tam jechał trochę za nerwowy kierowca. Włączył klakson. Zaczął mnie ochrzaniać. Ja się na niego nawet nie popatrzyłam. Nie chciało mi się. Jeszcze szybciej zaczęłam iść. Starsze panie wciąż oglądały się dlaczego i o co tyle szumu. O mnie. Facet powiedział : Czy chcę....nie wiem co było dalej...prawdopodobnie chodziło o to czy mi już mózg zupełnie wyciekł i czy chcę się przetransportować do innego świata.
Zaśniemy
przecież życie jest snem
tylko snem
i ten kto żyje śpi
i śni siebie pokąd
nie prześni siebie
I tak zmarnuje moje życie. Jaka różnica kiedy? Czasem myślę o śmierci. Nigdy nie zrobiłabym sobie nic, co by miało przynajmniej 50% szans na przerwanie tego życia. Uważam,że dostałam je w prezencie. Może konkretniej wypożyczono mi je. A ja nie wiem komu oddać, dlatego muszę czekać aż się ktoś sam zgłosi. Nie chcę,żeby śmierć przyszła do mnie wtedy, kiedy nauczę się trwale czerpać radość z życia. Nie chcę też,żeby dużo osób( w co wątpię) cierpiało z powodu mojego braku. Tylko takie mam wymagania do śmierci.
Życie jest snem
całe
i wszystkie nasze sny
są snem
Nikt nie stoi, wszyscy dobrze się bawią, a może właśnie teraz napewno ktoś umiera...
Może znów udaję, albo konkretniej mówiąc bawię się w malutką dziewczynkę "nie mam nic, czego chcę ze wsztskich sił"
Moją pewną dzisejszą rozmowę, albo raczej moje uczucia po niej można okreslić tak:" gdy wreszcie przed nim stanę, to wszystko mu wygarnę, jak było, a jak mogło być gdyby mnie lubił. A gdy mu już nagadam..." to się odwrócę i pójdę. Ktoś, kto to czyta pomyśli,że chodzi o chłopaka, albo coś w tym stylu, tylko,że to nie jest tak. Po prostu ktoś mnie wqrzył, a ja nie mogę odpłaci pięknym za nadobne.
Zrobię sobie przerwę w chodzeniu do kościoła. To chwilowo nie dla mnie. Za dużo szumu. Miało być cicho i prosto. Ten zgiełk, ta wrzawa...to nie dla mnie. Zobaczę ile czasu tak dam radę. Chodzi o to,że ja wierzę w Boga. Umiem się nawet modlić. Dziwię się,że Ktoś chce mnie słuchać i realizować niekture prośby. Chcę zobaczyć jak bardzo i na ile wierzę. Może to złudzenie? Pójdę do kościoła jutro i w sobotę. W sumie to dziwne. Karam Boga i chcę zerwać z nim kontakty tylko dlatego,że atmosfera w kościele mi nie odpowiada. Wystarczy tylko zmienić kościół.
A może właśnie teraz napewno ktoś umiera i w czyjeś ramiona wylewa łzy...może on, może ona...najważniejsze,że nie TY...
Ahoj :=) no i weszlam sobie na poklad. U mnie wszytsko w porządku. Palec mi się popsul(jak to stwierdzili palec kaput)> Ale to nic. NIedlugo mi się naprawi. Bylam w kościele na majowym.Jako marianka-glany, dluga spódnica, biala bluzka i zlożone rączki. Potem piekarnia.Narzekanie na los amrianek i jazda spowrotem do kościola, bo robimy coś na dzień matki.Jak wam się ponudzi możecie zgadywac kogo gram(koń by się uśmial).
W szkole nawal sprawdzianów, ale ja się nie dam. Albo się dam, bo już kituję sobie pocichu. Aha, i zaczęlam robić jak mi się podoba i dobrze na tym wychodzę. Przynajmniej jest zabawnie.
Śmierdziel przytyl!!!!Czyli już na 198% na 100% przezyje!!!!jupi!!!!
Aha, idę już spać. Dobranoc. A i mój pokój ( cale mieszkanie też) posprzątam w sobotę- o ile będzie się jeszcze dawalo przez nie do tego czasu przejść. A i kubki czyste mi się już kończą :(
Jestem zmęczona. Ciąglym oczekiwaniem,że coś się zmieni i wytykaniem swoich wad. Rozczarowana. I to wszystko.Chociaż można powiedzieć:no gratuluje i ciesze sie ze wszystko sie udało. Eee tam. Mam nie wątpić. Ważne,że ja siebie lubię, a reszta. Dobra idę porozmawiać z moim snem. Nigdy nie wiadomo, co się przyśni tej nocy. W glowie dylemat, który wywolalam sama. Ale to nic. Oleje to wszytsko zimną wodą : =)
Sanni powiedzial: O jesteś, nareszcie.Od razu lepiej. I się do niego przytulilam. Bo ja bylam na ognisku. Ale to nic...Chce mnie porwać jakieś ufo??
Notka pisze się do twojego komentarza. Nie zjebany.Można to określić tak: gorzej niż zjebany, bo
:facet- stary chlop, myślalam,że jest mądry. W kazdym bądź razie powinien taki być, przeprowadzil ze mną krociutki dialog, lo calkim optymistycznym akcencie:
-Jak ty wygladasz?
-Jak ufok- ja na to
-jak co??
-no jak ufo
-gorzej.
-a tak można?
-no.
- czyli wyglądam gorzej tak,że gorzej już nie można?
-tak
-dziękuję za komplement. przez całe życie chciałam takie coś usłyszeć.
Wszystko z obustronnym uśmiechem na twarzach. Do 4 włącznie. A w myślach-przywalić mu? nie. Matka przynajmniej mnie kultury nauczyła.
Wyglądałam całkiem zwyczajnie:mokre włosy(padał deszcz), glany, mokra skórzana kurtka, rozpieta i mokre do kolan spodnie.
A poza tym to moja sprawa jak wyglądam.
poza tym skłamałam poraz pierwszy, ale tylko dlatego,żeby si o mnie nikt nie martwił
ale był fajny, bo:
nie będę się przejmować żadnym przejechanym przez walce głupkiem
wypiszę się po krótce z marianek- dyska przy kściele, większośćosób po bardzo wysokim procencie, a poza tym zrozumiałam,że to nie moje towarzystwo
wrócił mi humor i mam siły do walki. życie jest jedno i trzeba z nim dać radę.
jutro mogę mieć gorączkę. zaliczyła w drodzę powrotnej wszytskie kałuże, które były możliwe. i przytuliłam się do kumpla. bez żadnych podtekstów. ale to mi dodało otuchy + hasło: nie lub mnie, nie możesz, bo mnie nikt nie lubi. bądź jak wszyscy. O komórce słuch zaginął.
jedyny minus trze było wygarnąć temu facetowi co o nim myślę, ale wtedy musiałabym zniżyc się do jego poziomu. nieładnie tak.
wniosek: mam wszystko w dupie!!!! będę robić jak mi się podoba!!!! i to czyjś problem, jeżeli nie będzie odpowiadalo!!!
Dobranoc!!!Milych snóów!!!
Dzisiaj jest jeszcze gorzej niż bylo ze mną wczoraj. Ale przynejmniej to ma jakieś wytlumaczenie. Otóż jako jakaśtam marianka pojechalam sobie na pielgrzymkę marianek. Nie bylo za ciekawie. Te ryki w autobusie, które nie można nazwać spiewaniem, a zwlaszcza 2 piosenki z jazdą na księży kompletnie mi się nie podobaly. Zwlaszcza,że jechal z nami calkiem w porzadku ksiądz. Potem jak to bylo: bodajże na radosnym wyczekiwaniu, czy jak to się nazywalo, powiedzialam 1 malemu synkowi, który się zachowywal lekko denerwująco: jak się nie przymkniesz, to ci jebne tym glanem :) zdolna jestem.potem weszlam w rozmowę jakimś 2 księżom, bo gadali coś o franciszkańskich organizacjach( a ja do takiej jednej staram się należeć). Później jako przykladowe marianki nawialyśmy z majowego. W tamtym roku też tak zrobiliśmy. x.Tomek chyba zauważyl, ale nic nie powiedzial.
Gorzej bylo w drodze powrotnej. Krzyk w autobusie nie ustawal, a ja chyba w tymże autobusie zostawilam komórkę, ale wtedy jeszcze o tym niewiedzialam. Przy księdzu powiedzialam: kurwa mać. Udal,że nie zauważyl. Chyba. Wolalabym,żeby mnie ochrzanil. Oznaczaloby to, że w jakiś sposób kogoś obchodzę. To takie glupie:chieć pogadać, a nikt na ciebie nie zwraca uwagi. Mateusz wczoraj tylko odpuścil sygnalka. Totalna olewka. Kogo obchodzi taki ufok jak ja?? Odpowiedź jest prosta. Po drodze do domu skaplam się,że brakuje mi komórki. Przyszlam do domu i jeszcze raz wszytsko przeszukalam. Jak nie ma to nie ma. Więc ja biegiem do kościola.x.T. w budce. To ja czatuje aż wyjdzie.No i dal mi numer od tego przewoźnika.No to ja do domu i dzwonię. A on mi pada muszę zadzwoić do kierowcy, bo ma kurs i zadzwoń do mnie jutro.
Świetnie. I ja teraz czekam na jutro. Zadzwonilam do babci: Czemu masz taki mięki glos? Mięki to znaczy jaki? Jakby Ci się nie chcialo nic mówić. Nie!
Ta komórka w sumie nie jest nic warta: zero kasy i najstarszy model sagema. W tamtym roku kosztowala 2 stówki. Tylko,że : rodzice nie bedą mogli się do mnie dodzwonić i mogą zacząć się martwić; a po drugie nowej komórki nie dostanę. I będzie,że jestem nieodpowiedzialna. To jest moja pierwsza zgubiona rzecz. W sumie jak ja nikogo nie obchodzę,to co kogo obchodzi moja stara komórka. Jakoś nawet nie liczę,że się znajdzie.
A wogóle to mam pelnometrażowego dola. Więc lepiej będzie dla wszystkich, jeśli dalej będę siedzieć w domu. Tym bardziej jutro gardlo się zemści na mnie, bo dzisja ja na nim: do mojego bardzo sprawnego fizycznie gardla dodalam loda i zimną coca-colę + zmoknięcie w deszczu. Będzie dobrze. Kurwa mać.
Potem samotnie patrzeć w biel sufitu.
Czeka z nadzieją dzwonka telefonu.
Chwile okropne? Te napewno przyjdą.
Żeby mnie zastały nie wychodzę z domu.
Jest prawie w porządku. Przez bałagan w pokoju prawie da się przejść. W kuchni piętrzą się nie zmywane od 3 dni kubki. Nic im się nie stanie. Ta moja wolność mnie przeraża. Chcę być członkiem czegoś i czuć się potrzebna. Komu? To mniej ważne. Może gdyby to sobie przeżywał facet dla zwięzłości napisał by tylko: kiepsko się czuję(możne by napisać trochę inaczej), ale ja chcę wiedzieć dlaczego,żeby coś z tym zrobić. Głupota. Trzeba zamknąć w okno, zgasić światło i wpatrywać się w ściany.
Zawsze chodzę własną drogą.
Tydzień wolnego...Chyba mi brakuje ich - Mateusza, Sandry, Magdy i Sanniego. Może nie gadamy poważnie, ale czuję się z nimi lżej. Chociaż, gdyby im zależało mógłby się ktoś w końcu do mnie odezwać. Chyba jestem sobie tą cholerną egoistką. Chociaż nie wiem. Żałuję,że nie byłam na mfie. W przyszłym tygodniu musze na 100% pójść. Muszę, bo tego potrzebuję.
Nie, nieważne...zgaszę światło i będę wpatrywac się w sufit. Może to jest ciekawe??
Bałagan wszędzie. W głowie, w pokoju w kuchni. Całkowity brak sił. Wokół unoszą się opary mojej złości. Nie jest dobrze. Najpierw prosiłam o odprawienie egzorcyzmów Nirvanę ale zrezygnowałam z jej usług. Kolej na Metallice. Ale tak też nie jest dobrze. Najchętniej pogadałabym z kimś, ale to oznacza wywalenie wewnętrzengo oporu, poraz kolejny trzeba będzie się ubrać i wyjść na dwór w poszukiwaniu słuchacza. Oj nie jest dobrze...Już nawet Metallica zaczyna mi śpiewać,że wszystko inne jest bez znaczenia. Wewnętrzne znudz(ż)enie. Samym sobą. Moim towarzystwem. Inny towarzysz myslenia zapewne by się przydał, ale nie będę tu narzekać(gdybym miała weselszy humor napisałabym kaj tam wcale). Ten syf trzeba będzie kiedyś posprzątać. Piętrzącą się we własnej głowie, siejącą postrach góre obowiązków pokonać. Co właściwie znaczy słowo kiedyś? Jutro, za rok czy za 10 lat??
Nie nadążam już za światem. Wszystko się zmienia. Kolejne wojny, konflikty,bezsens. Dlaczego nie siadą w spokoju? Wolałabym być robotem. Ale nie zawsze istnieje łatwiejsze rozwiązanie. Okres spowiedzi zakończył bezstresowe czasy. Po wybiegnięciu z kościoła poczułam,że cel osiągnięty, chociaż to nie spowiedź, a zadowolenie z siebie miało nim być. W nocy trwało powolne opadanie, by dziś dotknąć dna. Nie tak łatwo będzie się wzbić. Poszybować.
Jest ciemno
cisza
Nawet słońce
przeraziło się
moich myśli
Nawet wiatr
wolał zwiać
niż słyszeć
zarzuty
pod własnym
nieokreślonym adresem
Nawet ja
patrząc na siebie
przymykam oczy
Nawet ktoś...
Nie wiem. To strasznie głupie. Chore. Czy sens to coś związane ze szczęściem czy bardziej z uganianiem się za własnym ogonem? Znów jeżdżę po schodach. Raz w górę raz w dół. Czasem się przewracam. Obijam się o ściany. Jutro znów mam wolne. Mam się wygrzewać. Zatoki...cholerny ból głowy przy co drugim poruszeniu się. Jest dobrze. Mogło być gorzej. Zostaję ze sobą w domu. Nie ma to jak miłe towarzystwo...
Zużyłam dzisiaj 7 paczek husteczek. I to jeszcze nie koniec. Zastanawiam się mam nos czy czerwony pomidor na twarzy? Pewnie to drugie. Zimno mi.
Byłam do spowiedzi. Przez moja chrypkę musiałam wykalkulować sobie czas tak, aby przyjść na początek mszy, bo nie potrafię zniżyć głosu do szeptu. To była ciekawa rozmowa z księdzem. Rozmowa - bo po wyrecytowaniu tego, co zAmierzałam wtrącałam się do jego przemówienia do mnie. Nie udało mi się go wybić z toku myślowego. Ciekawe doświadczenie.
Ja już nie chce tego pomidora!!! Niech mi ktoś odda mój nos!!!
Im gorzej ja się czuję tym ze Śmierdzielem lepiej. Cieszę się. Z drugiej strony jestem na niego zła,że tak mnie nastraszył. To nie jego wina.
To co z moim nosem??
:=)
Dochodzę do siebie. To nie jest takie trudne. Chciałabym...Nie, to nie tak miało być. Więc napiszę po kolei. Po kolei to znaczy od początku. Trzeba go gdzieś odszukać.
Głównie chodzi o to,że ja dalej chcę być obok. Przez większość mojego życia nie pakowałam się w żadne układy. Byc obserwatorem jest łatwiej. Nie chodzi o to,że nie rozmawiałam z nikim, tylko o to,że czasem od zabaw na placu, albo spacerów po lesie wolałam posiedzieć sobie sama. To jest dość przyjemne odczucie.
Zawsze gdy jest się zaangarzowanym, to trudniej się wyrwać. Wtedy jest się powietrzem. Ja wolę być parą wodną. Widać ją, ale tylko czas od czasu. Może dlatego,że nie boję się samotności.
Wierzę w tą moją pozorną wolność.
Wolność bo:
nie muszę robić tak jak robi moja przyjaciółka. Całe szczęście,że nie próbuje mnie zmieniać;
nikt za (ze) mną nie chodzi, wtedy kiedy chcę pomyśleć;
umiem pomagać;
w konfliktach jestem neutralna;
jak ktoś potrzebuję pomocy to chętnie mogę pomóc;
jak ja chcę pomocy, to też znajdzie się ktoś, kto jej udzieli;
nie myślę cały czas o facetach;
nie muszę dzielić z kimś mojego wolnego czasu;
mogę skręcić i dojść tam, gdzie mi się podoba, a nie konsultować się z towarzyszem;
do czarnej spódnicy i białej bluzki ubieram glany, chociaż mam całkiem ładne wyjściowe buty;
mówię zawsze prawdę, tylko inni nie chcą mi wierzyć, bo szukają jakiegoś podstępu;
czasami ze wzglęndu na poprzednie zdanie powstają nieciekawe ploty (jak np. od niedawna wg małych miników chodzę z moim kumplem/gdyby on mi się chociaż podobał, to pół biedy, ale ja sobie ostatnio olewam facetów/);
doprowadzona do ostateczności mówię,że mi wszystko "zwisa", albo raczej zwisałoby gdyby mogło;
lubię śpiewać mam wszystko w tyle.
Pozorna, bo:
chciałabym,żeby część ludzi odkryła jak się sprawy mają, ale nikt nie wykazuje takich chęci - więc o ile się nie mylę nadali mi maskę błazna;
ukrywam swoje uczucia, do tego stopnia,że jak chcę je wypowiedzieć, to potem nie umiem;
Właściwie to nie mam pojęcia po co to piszę, ale to się tak gromadziło.
Nie wiem czy chciałabym codziennie chodzić gdzieś w kila(naście) osób i robić od cholery larma.Czas od czasu mi wystarczy.
Nie wiem czy mi to przeszkadza. Hasła :dobrze jest jak jest i zawsze mogło być gorzej mam wpojone na tyle,że się nie zastanawiam nad innymi propozycjami.
Śmierdzielo-Brudasek zaczął jeść. Wygląda tak jakby uczył się chodzić. Rano było strasznie. Zaklinałam go:żyj
Chyba umiem się modlić, albo Bóg ma na tyle wolnego czasu,że zrealizowanie prośby na temat życia świnki morskiej nie wydało mu sie błahostką. To dobrze.
Każde wejście do domu przepełnione jest strachem - czy usłyszę jeszcze to kwilenie? czy może trzeba było zostać i go pocieszać. Myślę,że mój przyjaciel da radę. Powinien.
I tak jeszcze się boję.
Ponoć ważne jest bycie sobą. Słysząc to zawsze zadaję sobie pytanie: sobą to znaczy kim?? to jest ważne odpowiedzieć na pytanie: Kim jestem. Ale ma to być odpowiedź zaawansowana. Ja mam już niejakie pomysły na nią. Ale nie odpowiem na to pytanie, póki z lotu nie będę potrafić je wymienić. Stanie się to za jakiś czas. Jak do tego dorosnę.
Jestem chora. Chrypka, bule gdzieś w okolicach puc, bóle gardla i ciągly katar. Ma się ten talent.
Dzisiejszy dzień napewno zapamiętam. Byl bardzo dla mnie trudny. Jak przyszlam do domu, to moja świnka, mój przyjaciel leżal praktycznie do góry lapkami. Przeżylam bardzo poteżny szok, przyprawiony placzem. Biegiem do weterynarza, który przepisal jakąś maź. Śmierdziel się zachowywal irracjonalnie- byl albo mocno pobudzony, albo ospaly, ale najgorzej bylo po przywiezieniu go do domu - stracil zupelnie orientację w terenie i omalo nie spadl mi z biórka. Poza tym potem siedzial nieruchomo w klatce z zamkniętymi oczyma i wcale się nie odzywal. Mój strach narastal. Jest z nim bardzo źle. Nie wiem, co będzie jak on sobie ode mnie pójdzie. Bardzo mocno go lubię.
Żeby nie patrzeć jak cierpi wyszlam na dwór. Myślalam,że pogadam sobie z detkiem, no ale przeliczylam się. Jak zwykle jej trochę braklo dla mnie czasu. Trudno. Wiem,że tak będzie zawsze, dlatego zgodnie z zasadą:kto nie idzie do przodu, ten się cofa - zmieniam mój stosunek do niej.
Ale kompletnie mnie zaskoczyla Kasia. Jako,że ja nie chcialam sama być, powiedzialam,że ją odprowadzę - skończylo się na 3 godzinnej pogawędce przy kawie. Bylo bardzo sympatycznie. To byl jedny z nielicznych razy, kiedy nie balam się,że braknie mi tematu. Bardzo się dziwię,że wlaśnie ona znalazla czas dla mnie. Nie znaliśmy się przedtem za dobrze. Ostatnio potrafię mówić z ludźmi na ważne dla mnie tematy. Bardzo mnie to cieszy.
Nie zmienia to faktu,że wciąż się bawię o Brudaska( do wczoraj Śmierdziela). Wiem,że to świnka, jedna z wielu, ale dla mnie jest to ktoś więcej, ktoś bardzo ważny. Czuję się odpowiedzialna za jego stan. Jeżeli jutro będzie jadl, to znaczy, że zostanie przy mnie. Bardzo bym tego chciala.
Czlowiek zbyt mocno się przywiązuje. Nie wiem czy to wada, czy zaleta. Jak na razie slucham NIRVANY, w nadziei,że mi to pomoże.
Nie śpiesz się.
Nie musisz uśmiechać się
na trzy cztery.Czas jest Twój
i ten wycinek świata
należy tylko do Ciebie.
Przyjaciele czekają obok.
Wszyscy aniołowie,
których Bóg wysłał,
by czuwali nad Tobą,
są na wyciągnięcie ręki.
Zobaczysz ich,
gdy już zdołasz
podnieść głowę.
Gdy przestanie być
tak ciemno. Wtedy rozjaśnią
i ogrzeją Twoje serce.
Nie śpiesz się. Kiedy ból
przepali CIę do końca
rany nie będę się jątrzyć.
Niedziela się powoli kończy. Bardzo mi przykro z tego powodu. Dość duzo zaplanowanych rzeczy nie zdążylam zrobić(np. biologia,polski-książka wyparowala). No ale we wtorek wolne...No więc lepiej będzie jak się podzielę wrażeniami z W-wy.
No to tak wstalam sobie o 4.15. Zrobilam kanapki i wybylam na przystanek. Potem o 5.30 zbiórka. Odjechaliśmy o 5.54(gdybym to wiedziala wstalabym trochę później).Potem 5 godzin jazdy. Przyjazna rozmowa z kilkoma mlodzianami z samochodówy. Calkiem fajnie bylo. No a potem ujrzalam caly majestat kolumny zygmuntowskiej.:=)Z Sandrą stwierdzilyśmy,że nie sluchamy marudzenia polityków i innych, więc poszlyśmy sobie na zwiady.przez przypadek jakiś facet zawolal do mnie po imieniu.Rozmowa się nie udala(niestety), więc ruszylyśmy dalej.A potem byla parada schumana, gdzie my najpierw szlyśmy pod antyunijnym sztandarem, potem w unii wolności a na końcu jako gimnazjum w częstochowie.Niezly ubaw. Potem znów zwiady. Zrobilyśmy zdjęcie kościotrupowi, jakieś syrence, albo co to bylo to się okaże po wywolaniu filmu,zgubilyśmy się na nowym świecie, zobaczylyśmy gmach sądu najwyższego, zrobilyśmy zdjęcie żolnierzom z wachty,jak oni sobie patetycznie marszerowali, co wywolalo lekki uśmiwech na ich twarzy :=) a potem jakieś krakowskie przedmieście, przez przypadek zostalam zamknięta w księgarni( zostalabym do poniedzialku :P), moliera nigdzie nie znalazlam, nawet w antykwariacie uniwersyteckim, byla tam też jakaś impra, ale trochę czasu braklo. no i tak minąl czas,przez przypadek zlapalam sobie chrypkę( tata określil ją jako "pijacka"). stalam 15 minut w kolejce do kibla, nie spalam 20 godzin, a spalam 10, no i tak sobie minąl czas.
Wnioski z W-wy: mają fajny sklep indyjski,i trzeba mieć duzo kasy,żeby cokolwiek sobie kupić.
no a jutro do budy... /buuuu/
a w autobusie caly czas poszly spiewki śląsko-popowo-hip-hopowe w wykonaniu uczniów samochodówki. Bylop nieźle.
Nawet nie wiesz,
ile jest w Tobie siły.
Nie wiesz,ile możesz znieść
i ile jeszcze dla Ciebie
przygotowano.
Nigdy nie spotyka
nas większe nieszczęście
nież to,które możemy udźwignąć.
Twoje życie
jest na Twoją miarę.
I nawet gdy coś
przygniata Cię do ziemi,
pamiętaj,że od dna
też możne się odbić
Wstawanie o 4.20 nie jest takie trudne. Po domu rozchodzisię zapach parzonej kawy, przydalyby się jeszcze maślane buleczki, ale dobra. Plecak już spakowalam. Jeszcze się tylko ubrać. Wstanie nie bylo takie trudne,trudniej mi się wstaje do szkoly. Będzie fajnie :-) będę już jutro.
Wczoraj mialam napisać pierwszą przemyślaną notkę, ale blogi byly could not connect :-) no więc chcialam powiedzieć, że Magda chyba mnie dobrze odczytala, ja o tym przedtem nie myślalam,ale okazalo się,że zawsze za każdą decyzją lubię mieć przysobie furtkę, przez któórą mogę uciec.Nie wiem czy to zle. Ja się tylko boję dlugotrwalej odpowiedzialności, nie za siebie, bo sama sobie dam radę, za inych i za mój wplyw na nich. Nie wiem jak to brzmi, ale chyba tak wygląda,przynajmniej w niektórych sprawach poważniejszych. To jest jak skakanie na glówkę nie wiedząc jak wygląda linia brzegowa, no i to na co się spadnie. Trzeba się najpierw tego dowiedzieć, a potem pomyśleć czy koniecznie...
Pije kawe. Jest taka wyjątkowa. Idę się ubierać. Pap
Zmienilam szablon. Ten jest jakiś taki dziwnie spokojny. Na razie nie wiem czy pasuje do mnie. Ostatnio wogóle nic nie wiem. Takie same znaki zapytania. Chyba się za dużo uczę. Efekty są nader mierne. Jutro już piątek. Nareszcie. Wlaśnie wybiera się ktoś w sobotę na paradę schumana?? Bo ja tak. Mam być o 5.30 przed szkolą. heh
dobra, przepraszam za nieciekawę notkę. Chcialam sprawdzić czy jeszcze żyję. Chyba tak.
Przepraszam za małą aktywność w komentowaniu. Nadrobię to wkrótce.:=) Muszę się w najbliższym czasie wyspać!!!
Ktoś powiedzial: Nienawidzę czasu. Zaświadcza tylko ludzką bezsilność. Nic się nie wydarzylo. Czuję się taka wypompowana. Gorzej od mojego kompa. Chociaż to on zawsze pomrukuje i się zawiesza. Co zrobić z czasem? Ciągle mi jakieś sprawy pozostają do zrobienia. Nie mam czasu się porządnie zastanowić. Tak naprawdę nic ważnego nie robię. Dziwnie...Chcialabym czasem,żeby jedno popoludnie trwalo 8 godzin. Zdążyć zauważyć liście, kwiatki i slonko. Może za dużo chcę. Może za dużo czasu się uczę. Chcialabym mieć normalne życie. Nie, nie mam upatrzonego modelu rodziny i tych spraw. Chcę tylko wiedzieć, że będę mogla sobie kiedyś za wlasne pieniądze kupić rzeczy, które mnie uszczęśliwią. Nie jestem materialistką. Chcę być czlowiekiem na poziomie. Mam szacunek, wiarę. Tylko moje możliwości nie bardzo mi odpowiadają. Mialo być tak pięknie. Minąl tydzień odkąd "zaczęlam się zmieniać" a ja już widzę schodki. I nawet nie wiem dlaczego skąd i za co. Nie wiem nic. Wierzę w pewne wartości. Moje idealy się co krok to zmieniają. Nic nie jest idealne. Przesadzam.
Jeżeli chodzi o ważne rzeczy to zawiodlam się na milości. Może ja ją inaczej rozumiem. Nie wiem. Tak się martwilam przez M. A jak narazie jest wszytsko oki. Jest mi obojętny, bo taki w sumie ma być ktoś, kgo praktycznie nie znam. P. też ma dziecinne rozumeinie milości, więc niepotrzebnie się martwilam. Może nie umiem czytać w oczach? Chwilowo wydaje mi się,że mam rację. Jeden problem mniej.
Teraz chcę innej rzeczy: nie odczuwać biegu czasu.nie mieć świadomości,że jeżeli się nie pośpieszę, to się spóźnię.....mieć mnóstwo czasu.......umiem marzyć....
troszkę się dziwnie zrobilo...no ale wszystko po kolei.jako przykladna marianka poszlam slużyć do kościola na majowe(to nic, że sznurówki w glanach byly czerwone. Nikt nie mówil jakie mają być buty). Potem wracalam sobie z Markiem.On jest moim kumplem z gimnazjum. Zaprosl mnie na swoje bierzmowanie, ale gdyby powiedzial trochę wcześniej to by bylo oki. Po drodze spotkaliśmy moją psorkę z maty, która zobaczyla mnie w dość wdzięcznej pozycji- mianowicie próbowalam sprawdzić czy cingulum mozna użyć jako rogi na glowie. Jak się okazuje nie bardzo. Bardz milo się uśmiechnęla na mój widok. Potem bylo już tylko z górki. Moje osiedle to taka wiocha(albo ja znam tak dużo ludzi),że nie da się przejść i nie zobaczyć kogoś znajomego. Najpierw babka Marka z polaka, potem z niemcola, potem kilku malych miników, a potem jego koledzy. No i chyba w mniemaniu innych mam nowego chlopaka. To nic, że trochę mlodszego. Ale my przynajmniej sobie pogadaliśmy szczerze. Jakoś ostatnio z częścią ludzi umiem się sensownie dogadywać. No i jest tak: Marek pocaluje się z kimś kogo bardzo będzie lubil. Boi się sparzyć. Wciąż czeka. Ja i Marek: jesteśmy w ukladzie kumpel kumpel; ja jestem starsza, więc nigdy nie będziemy ze sobą, choćby nie wiem co. Dziewczyna Marka musi być w jego wieku, a poza tym musi być romantycznie. No ale dobrze. Ja tam się w nim nie zamierzam bujać. Wystarczy mi M.(dlaczego to akurat czego chcę jest nieosiągalne??)
Jest jeszcze druga sprawa. Maraek powiedzial, że P. się we mnie zahuśtal. Zgadali się na mój temat. Pytal się go co ja lubię i wogóle. P. jest ode mnie jeszcze bardziej mlodszy niż Marek. jest świetnie :( Problem polega na tym,że ja P. lubię i nie chcę go zranić, tym bardziej że prawdopodobnie jestem pierwszą dziewczyną, w której się zahuśtal. No ale ludzie, jak ja mam z nim wszytsko wyjaśnić?? Powiedzialam mu,że gustuję w starszych, a on przecież nie może siebie postarzeć. Czemu to wszytsko się tak pokomplikowalo??
Ja chcę tylko z M. pogadać przyjaźnie(hmm wierzyć w cuda chce). Ale dupa. Tu nawet nowe skrzydla nie pomoga. ehh
Problemy rosną razem z wiekiem.
niech mi ktoś napisze co mam P. powiedzieć. Bo ja nie wiem.
Pierwszą bitwę ze sobą wygralam. Moglam znów chodzić smutna, ale tak się nie stalo. Bardzo się cieszę. Myślalam,że ten etao mam już za sobą. Chcialam już napisać,że dobrze mi się żyje nie myśląc o M. Ale dobrze mi się żyje także wtedy, gdy on się do mnie uśmiechnie, chociaż to się zdaża bardzo rzadko. Wykorzystuję swoją wiedzę o ludziach, żeby mniej więcej wiedzieć o co mu chodzi i jak on to odbiera, ale tym razem widzę przed sobą scianę. Mimo to wygralam. Czasami jednak umiem się cieszyć z drobnych gestów. Czuję się troszkę starsza w porównaniu do mnie we wtorek. To dobrze. Skrzydla wczoraj trochę oklaply, ale potem powrócily do normy.
Dzisiaj się wyspalam, nie śpiąc o wiele dlużej niż zwykle, bo zalożeniem bylo,że się wyśpię.
p.s. co się stanie jak zmienię szablonik??
Pozdrowienia dla czytaczy :-) carpe diem i wogóle życie jest tylko jedno!!!!
Więc tak: najpierw troszkę zapsalam,potem naszykowalam prowiant i biegiem na przystanek.tam spotkalam Kasię. Pojechalyśmy razem a potem dosiadla się jeszcze 1/7 jadących dzisiaj do miasteczka śląskiego kolejką woskątorową.na powitanie brat nazwal nas dziećmi z domu dziecka, my nie chcąc być dlużni nazwaliśmy go księdzem.jazda do byla calkiem spoko.rozmwaialiśmy glównie na blahe tematy(szkola, stosunki między nauczycielami i planowana zmiana regulaminu szkolnego na naszą korzyść).stoję w kolejce u achima po najnowszą książkę Coehla.potem zdjęcie przy lokomotywie i wędrówka w pole.najpierw króciutka modlitwa przepelniona emocjami,potem spotkanie zakochanych jaszczurek,którym przerwaliśmy(sami wiecie co :P), omijanie bagien i zaglębienie się w lesie sosnowym.tam przerwa na jedzonko i opowiadanie dowcipów(hmm nie powiem jakich :P) większości nie znalam. potem jeszcze takie badziewne rozmówki i marsz dalej. w lesie nikogo praktycznie nie spotkaliśmy.zrobiliśmy jeszcze jedną przerwę i poszliśmy nad zalew.niestety, jak się żyje w świecie,gdzie mieszka 6 miliardów ludzi, to trudno znaleźć miejsce ustronne.brat próbowal iść po wodzie, ale mu się nie udalo.znaleźliśmy miejsce bez ludzi i tam byla msza.posród plecaków, z platrzem stworzonym z pudla po obuwiu i prezbiterium(2 drzewa).bylo to naprawdę dla mnie ciekawe przeżycie. w dodatku znalazl sie ktoś, kto mnie wysluchal. zaczajcie to-po 2 tygodniach czekania!!!!
wnioski:
brat L. jest calkiem spoko :=) po dzisjeszej wycieczce wyrobil o mnie zapewnie dość prawdziwe zdanie( nie udalo mi się 3mać kupy i wszędzie bylo mnie pelno)
magda-przemek chyba jest tylko przykrywką.mateusz...ona chcialaby być więcej niż jego koleżanką z klasy.
sanni-polubil mnie trochę bardziej.jest dobrym przyjacielem magdy.
kasia- calkiem spoko jest.
witek-porządny chlopak.trochę mi przeszkadzal w czasie mszy imitując galązką owada
ja-chodzilam przez caly czas w czapce mateusza.dogadalam się z magdą.liderką.wiem mniej więcej o co chodzi.traktuję siebie poważnie.dążę do urzeczywistnienia wlasnych idei.polubilam las.
dzieliliśmy się już po mszy jedzeniem-każdy wyciągal co mial i puszczal w kólko.bylo wtedy też bardzo wesolo.pierwszy raz poplakalam się ze śmiechu.to brat wymyślal dziwne historie o pochodzeniu mojego pokarmu.
czuję się lżejsza i spokojniejsza.
przyjechawszy na osiedle poszlam do piekarni, wracając weszlam do kościola.byla msza(dokladniej kazanie) bylam do Eucharystii.glupio mi bylo-oni w garniturach, ja w trampkach i potarganej przez sosnę koszuli.stwierdzialm,że tak nie wypada.cośtam powiedzialam Bogu i wyszlam.musialo to odrobinę dziwnie wyglądać, ale to nic.
szczerze mówiąc nie przypuszczalam dzisiaj,że oprócz wycieczki pójdę gdzieś indziej.ale zdalam się na jakąś iną silę i bylam w innych dziwniejszych miejscac. w tym w kościele.ze mna tak jest.często dzialam spontanicznie.