A ja jestem! Już jestem, już jestem.Te trzy dni minęły cholernie szybko, ale takie ciekawe były, że nawet nie wiem, jak je sobie z mózgu zasegregować. Czwartek był najciekawszy fizycznie. W szkole szybko poszło, wsiadłam do auta moich kochanych dziewczyn i wylądowałam w Krakowie. Nie zgubiłyśmy drogi, słuchałyśmy się i rozmawiały. Potem była bardzo ciekawa kolacja w moim ulubionym pokoju. I tak spokojnie i ciepło. Jeszcze później już w takim innym domku były przywitania, rozmawiania i harbatki gruszkowo-melisowe(pyszne). Spać poszliśmy całkiem późno, a wstałyśmy dosyć wcześnie. Był kompleks zepsutej spłuczki w ubikacji, gadającej automatycznej sekretarki. A wieczorem w kręgu mojej jednej wielkiej rodziny. I dużo Braci. I śmiesznie, i ciekawie. Jak tak biorę do ręki słowa, to są za lekkie, więc...nie napiszę.
Poznałam nowych ludzi. Znalazłam to, czego potrzebowałam, teraz to zapisać, nie zgubić i realizować. Mieliśmy dużo o Wspólnocie. Ale to tak fajnie lubić ludzi z pierwszego wejrzenia i być dla nich życzliwym.
A dzisiaj byłam w domu, który mógłby być moim przyszłym. I był Brat od ulubionych okularów i piosenki, Brat od krzyża w różańcu i od głębokiego głosu, Brat od Pepsi Twist i Brat Lemon. Lubię życzliwych, dobrych ludzi, takich, przy których nie boję się siebie. A Brat od piosenki zadawał pytania. A ja...a na nie nie było jednoznacznej odpowiedzi.
A dzisiaj wróciłam do domu. I już taka nerwowa, zła i cała z zimna. I list w którym Babcia stawia zarzuty. Może i ma rację. I telefon od mamy z dodaniem mi sił. I myślę, że jakoś sobie poradzę.
Bo są ludzie i miejsca, do których będę wracać. Tam, gdzie jest mój dom. Gdzie jest pokój, dobro i życzliwość. Gdzie ja jestem częścią czegoś. I to takie wzniosłe i serdeczne zarazem. I masz poczucie przynależności i bycia potrzebnym. I tyle masz, że całe Twoje bogactwo zawiera się w dwóch słowach: Tata i Niebo. Kiedyś...być może oba się połączą. I znajdę mój kawałek nieba. I jeszcze przed tem będę bardziej dla ludzi, nawet, jeżeli zranią, i tego muszę się nauczyć.