• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
31 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 01 02 03 04

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Archiwum listopad 2005

Bez tytułu

Wzięłam tyłek w garść i przestałam się strusić. Zrobiłam to, czego się bałam tak bardzo. Jak to będzie? Byle nie jakoś.

Mama, ja Cię bardzo kocham!
nie żartuję ani trochę!
Przecież jak się kogoś kocha,
To jest ważna rzecz.

Najpierw wysłałam Mamie to. Dzwoniła. A potem się popłakałam, bo ją kocham i tęsknię. I chcę, żeby była ze mnie dumna. I żeby była szczęśliwa, najszczęśliwsza w swoim życiu. Z nami. Moja ważna dla mnie Mama.

30 listopada 2005   Komentarze (8)

Bez tytułu

Kurs angielskiego. Ustny. Miałam opisać taką panią na obrazku: Jest ubrana w spódnicę, żakiet, białą bluzkę i...nie ma majtek! Miało być o rajstopach, ale nie na to słówko spojrzałam. Ale ryczeliśmy ze śmiechu.

List przyszedł. Choć krótki za to sympatyczny. W "Charakterach" piszą o mnie. Tzn. o moim zachowaniu. Zmienić się, nie zmienić? Bo gdyby wyjść siebie, stanąć obok i jeden dzień za sobą cały czas chodzić, to wtedy byłabym mądra. A tak?

Zadziwiłam się życiem. To na ten wieczór jedyne uczucie.

29 listopada 2005   Komentarze (15)

Z uśmiechem.

Wstałam za późno. Zamkniętymi oczyma nastawiłam wodę na kawę. Zawlokłam ciało do łazienki. Poszukałam w kranie wody i ...nie znalazłam. Więc ząbki umyłam tą dla kwiatków.

Z mojej kartkówki z historii:
Przyczyna rewolucji lutowej:
Na dworze cara był Rasputin, który źle się zachowywał.
Dopisane czerwonym:
Pokazywał język?

*
Z K. Ja:
-Ale wiesz, jedziemy tą windą z lustrem, chcę widzieć jak wyglądam.
- Ładnie, to wystarczy?
Jechaliśmy tą z lustrem. Tańczyliśmy walca na chodniku.
I coś jeszcze śmiesznego było, ale nie pamiętam.
Mama dzwoniła. Martwi się o mnie znów. Tak, uczę się i będę wierzyć w siebie. Anything else? Lubię ją. I mojego brata też. Mama do Darka:
-Nie płacz, z Manusią rozmawiam.
Słychać było jego śmiech. Ciekawe jak się tęskni nie mając jeszcze dwóch lat?

28 listopada 2005   Komentarze (11)

Tam dom Twój, gdzie serce Twoje.

A ja jestem! Już jestem, już jestem.Te trzy dni minęły cholernie szybko, ale takie ciekawe były, że nawet nie wiem, jak je sobie z mózgu zasegregować. Czwartek był najciekawszy fizycznie. W szkole szybko poszło, wsiadłam do auta moich kochanych dziewczyn i wylądowałam w Krakowie. Nie zgubiłyśmy drogi, słuchałyśmy się i rozmawiały. Potem była bardzo ciekawa kolacja w moim ulubionym pokoju. I tak spokojnie i ciepło. Jeszcze później już w takim innym domku były przywitania, rozmawiania i harbatki gruszkowo-melisowe(pyszne). Spać poszliśmy całkiem późno, a wstałyśmy dosyć wcześnie. Był kompleks zepsutej spłuczki w ubikacji, gadającej automatycznej sekretarki. A wieczorem w kręgu mojej jednej wielkiej rodziny. I dużo Braci. I śmiesznie, i ciekawie. Jak tak biorę do ręki słowa, to są za lekkie, więc...nie napiszę.

Poznałam nowych ludzi. Znalazłam to, czego potrzebowałam, teraz to zapisać, nie zgubić i realizować. Mieliśmy dużo o Wspólnocie. Ale to tak fajnie lubić ludzi z pierwszego wejrzenia i być dla nich życzliwym.

A dzisiaj byłam w domu, który mógłby być moim przyszłym. I był Brat od ulubionych okularów i piosenki, Brat od krzyża w różańcu i od głębokiego głosu, Brat od Pepsi Twist i Brat Lemon. Lubię życzliwych, dobrych ludzi, takich, przy których nie boję się siebie. A Brat od piosenki zadawał pytania. A ja...a na nie nie było jednoznacznej odpowiedzi.

A dzisiaj wróciłam do domu. I już taka nerwowa, zła i cała z zimna. I list w którym Babcia stawia zarzuty. Może i ma rację. I telefon od mamy z dodaniem mi sił. I myślę, że jakoś sobie poradzę.

Bo są ludzie i miejsca, do których będę wracać. Tam, gdzie jest mój dom. Gdzie jest pokój, dobro i życzliwość. Gdzie ja jestem częścią czegoś. I to takie wzniosłe i serdeczne zarazem. I masz poczucie przynależności i bycia potrzebnym. I tyle masz, że całe Twoje bogactwo zawiera się w dwóch słowach: Tata i Niebo. Kiedyś...być może oba się połączą. I znajdę mój kawałek nieba. I jeszcze przed tem będę bardziej dla ludzi, nawet, jeżeli zranią, i tego muszę się nauczyć.

27 listopada 2005   Komentarze (12)

Gdybyś

"Gdybyś dwa razy żył, to jeszcze mógłbyś sobie pozwolić na to, żeby tylko jedno życie przeżyć spokojnie. Ale żyjesz tylko raz. I tylko raz masz szansę ocenić wszystko w prawdzie, powiedzieć wszystko, co myślisz, powiedzieć "tak", powiedzieć "nie", zrobić wsyztsko, co chcesz - stać się człowiekiem. Tylko jeden raz masz taką szansę." chwalcie i wywyższajcie Go na wieki.

Ze śpiworem i plecakiem. Znowu. Jutro. Do niedzieli.

23 listopada 2005   Komentarze (16)

Bez tytułu

Kawa najsłodsza na końcu. Dzień dzisiejszy mógłby się już skończyć, to jest najlepsze wyjście na jakie sobie może pozwolić.

Tak. Nie zna się prawdy o sobie i drugim człowieku. Z moją klasą spotykam się codziennie. I tak mało o nich wiem. Tych rzeczy, w których moglibyśmy się nawzajem wspierać. Być przy sobie. Przecież...A co będzie później?

Ogarnęło poczucie szarości. Szare niebo odbijało się w szarych kałużach, mijane szare kamienice. Szarzy ludzie w kolorowych szalikach. Zło, które własnie dzisiaj dominuje wszystko. Splot okoliczności? Przypadek? Dlaczego? Tyle ludzi cierpi. Gdybym wiedziała, że zostało mi dziesięć lat życia...nie potrzebuję zawodu. Wybrałabym pracę z ludźmi. Z tymi, którzy nie mają domów i celu w życiu.

On cierpi. Pocieszyłam go kilkoma słowami. Boję się, że to za mało.

Kiedyś usłyszałam, że jesteśmy takimi ludźmi, którzy zniosą swoje cierpienie, tylko nie umieją patrzeć na ból bliskich im osób.

Kiedy będą szczęśliwe dni?

22 listopada 2005   Komentarze (14)

Śnieg, bałwan, dziecko.

Jak ktoś mi dzisiaj w mejlu zauważył, że pisze właśnie dzisiaj, bo ja nie lubię poniedziałków. Nie lubię porannych poniedziałków, kiedy nie pamiętam gdzie są moje oczy, kto mi je skleił, gdzie jest plecak, a w zasadzie, co najważniejsze, gdzie mi się podziały dwa wolne dni. O zgrozo! Dzisiaj prawie bym biegła na autobys, ale przyjęłam taktyę zachowania równowagi. W szkole źle. Mówiąc cenzuralnie. Tylko kilka przyjemnych rzeczy było i jedna osoba.

Wracałam ze szkoły. Szyja omotlana szalikiem( O! wczoraj normalnie proboszcz mi go pochwalił, co przekazałam mamie jak dzwoniłam, bo to ona go na drutach zrobiła), czerwona czapka z uszami, spadające rękawiczki z tamtegorocznego Orsaya i zjeżdżające szelki plecaka. Nogi obute w glany ciągnęłam za sobą i...czułam się maksymalnie jak takie dziecko pierwszoklasowe. Z zadziwieniem dla śniegu, że biały i że się topi, dla butów, że ciężkie i plecaka, że po co mi on. Tak, to ja mam 18 lat i jestem odpowiedzialną osobą.

A potem...no to najpierw byłam w moim ulubionym miejscu, cicho, śpiew ludzi i taki spokój, który można nazwać błogim. Potem wracałam do domu z K. I tańczyliśmy poloneza na chodniku. Ale to nic, potem byliśmy bałwanami. Obsmarowani od stóp do nóg nawzajem z prawie zgubionym moim telefonem, dużą dawką uśmiechów i tą dziecinną moją i jego częścią. Ja swojej nie oddam tak długo jak będzie mi sprawiała przyjemność. A najfajniejsze było wtedy jak czułam jak mi spodnie do tyłka przymarzają, a w kieszeniach miałam ogromne zapasy śniegu. A ile go w buzi było w międzyczasie. I bitwę śniegową wygrałam ja. Rewanż w przyszły poniedziałek.

A teraz się uczę. O lewelach i Lelewelasto-krukowieckich.

I wszystko byłoby już tak g e n i a l n i e dobrze, bo do tych rzeczy, które mi nie pasowały zdążyłam sie juz przyzwyczaic, tzn. uodpornić, gdyby nie pawien młodzik(najdelikatniejsze słowo jakie znalazłam). Bo on mnie zmusza, żebym go pokochała. I prawie w tym celu szantarzuje. Tak nie można...Ja...nie umiem. 

21 listopada 2005   Komentarze (8)

W graść się wzięłam!

Udało mi się wszystko, co zaplanowałam. Może tylko oczy się kleją. I mata i hista i praca z PO i obydwa zadania z angielskiego. W dodatku mama dzwoniła mówiąc do mnie głosem szczęśliwym. Zaproponowała przyjazd po kasę. Została na wsi z dwoma chłopcami: jeden ma na imię Darek, a drugi to młody szczeniak. Darek ma katar. Tata w Niemczech zarabia pieniądze. Jeszcze nie wie, że nie musi mi nic dawać, bo jakaś tam przekładnia poszła w cyfrówce, więc 2 stówy kosztuje naprawa. Nie, nie możemy kupić nowego, bo mieszkając osobno, ktoś z nas by go nie miał. I jak ja mu to powiem?

Zaraz się wezmę za Gombrowicza. Jego ironię schwytam w lot. Napisze do mnie ktoś mejla? Ja bardzo lubię odpisywać. Przypomniało mi się o dwóch listach do napisania.

Można przyjmować Komunię na ręce. To znaczy, że przez chwilę już oficjalnie będę trzymać ból i Miłość całego świata. To uczucie jest niesamowite. Radosne i smutne zarazem.

I jakiś program do segregowania zdjęć ktoś może polecić? Udanego tygodnia.

20 listopada 2005   Komentarze (9)

Bez tytułu

Bezsłownie i śniegowo.

Dziekuję za słowa.

19 listopada 2005   Komentarze (15)

Rodzina. Tylko rąbek mojego widzenia.

Czy możesz wyobrazić sobie życie zupełnie bez rodziców? Uzasadnij swoją odpowiedź.

Kiedy usłyszałam, że ja mam na to pytanie odpowiedzieć, zaniemówiłam w sensie faktycznym. Czułam jak nie mam czym oddychać, czerwienią mi się uszy i aczynam płakać. Mój organizm nigdy mi aż tak nie odmówił posłuszeństwa. Widziałam tylko S. Że się na mnie patrzy i wie o czym ja myślę.

O! Dzisiaj własnie minęło 4 miesiące i 1 dzień od kiedy rodzice się wyprowadzili. Jak jest? Nie radzę sobie i płaczę(ten w radiu właśnie śpiewa, że chłopaki nie płaczą. no cóż, kobietą jestem). Mówili, że mamy ich budzą i robią śniadanie. Budzik nastawiam dwa razy. Śniadania nie jem. Piję kawę. Czasami musi być maksymalnie gorzka. Jest cicho i ciemno. W pokoju obok śpi babcia. Szybko wychodzę z domu, słuchawki na uszy. I myślę. O tym jak mało mi forsy zostało,c o nie zrobiłam, jak będzie z maturą, jak długo będę jeszcze mieszkać w tym miejscu i że fajnie byłoby być przytulonym przez mamę. Tak. Mam te 18 lat i jestem samodzielna. Tylko sobie nie gotuję, bo to jest czasochłonne. Najbardziej boję się wieczoru, kiedy będę wychodzić na studniówkę. Poza tym przyzwyczaiłam się do niewitania mnie i nieżegnania jak wyjeżdżam.

Mam zawsze mówiła mi coś słodkiego, samo patrzenie się na nią poprawiało humor. Mama przytulała i rozmawiała. Mama nieodłącznie kojarzy mi się z Darkiem.

Dopóki nie wzięłam Darka na ręce nie chciałam mieć dzieci. Miał całe pół roku, już siadał, kiedy pierwszy raz wylądował u mnie na rękach. Teraz, jak przyjeżdżają na ten jeden dzień pierwsze, co robimy, to wtulamy się w siebie. Ja wiem, że on tęskni. Nie wiem jak jest z małżeństwami. Za bardzo w nie nie wierzę. Jestem samotnikiem. Zrezygnowanie z własnej wolności i części zasad jest dla mnie conajmniej niepokojące. Do tego dochodzi jeszcze wiernoścć i chociażby te skarpetki.

I nie wiem czy będę potrafić kiedyś znów zamieszkać z rodzicami. Jeśli dojdzie do tego, to będzie oznaczało, że nic mi się nie udało, że nie mam pracy, pieniędzy, mieszkania i miłości.

18 listopada 2005   Komentarze (20)

Na chwilę tu jestem i tylko na chwile

Jest tak pięknie, że muszę to zapisać. Kolejne szczęście, zazdrość radosna, uśmiechy, kolorowe obrazy, miłe wagarowanie i życie, które zawsze mogłoby być takie.

17 listopada 2005   Komentarze (18)

3

W życiu piękne są tylko chwile...Śmignęło przez głowę zasłyszane w radiu. Nie umiem się nie zgodzić.

15 listopada 2005   Komentarze (15)

O bez wiedzy.

Właśnie, mam napisać notkę, i ...ktoś mnie męczy, że nie pisuję listów i emaili...To przynajmnije notke napiszę. Bo to lubię. W przeciwieństwie do uczenia się, które w obecnej chwili powinnam praktykować, zważywszy na mój obecny poziom wiedzy, albo raczej niewiedzy.

Dzisiaj mieliśmy ćwiczenia poloneza. A ja? No cóż, kiedyś na lodowisko zaklepałam sobie faceta do tańca, sama o tym nie pamiętając, ale mi przypomniał, a ja mu na to, że nie idę, a on, że mogę się jeszcze przecież zastanowić. A ja wczoraj obejrzałam film pierwszy od tygodni i napisałam esa, że idę na studniówkę, póxniej taki dyg, a moze będę musiała tańczyc z dziewczyną, a potem wskocz do K. Mówiłeś coś o polonezie? No to wiesz, tańczymy razem :-) Na to A., że zdecydowałam sie dosłownie w ostatniej chwili, tak kobieco. P. też idzie. A ten polonez to taki dziwny taniec jest, bo K. musiał mnie pilnować, liczyć i podtrzymywać, a ja miałam spodnie za długie, i jeszcze musiałam się mu w oczy patrzeć, tzn. na niego, ale on je ma na równi z moją głową.

I co ja biedna pocznę, tatuś znowu mi o parę dych forsy mniej zostawił.

Wdepuję na przestrzeń realizmu. Nie przeszkadzać. Pozdrowienia dla edukujących się.

14 listopada 2005   Komentarze (12)

Krótko, zwięźle, na temat

-Ja tam nic nie wiem o miłości.

-Wiesz, wiesz, na pewno

-Nie. Nawet się nad tym zastanawiałem. Ale nic z tego nie rozumiem.

-Co masz na myśli?

-To znaczy...czasem miłość wydaje się łatwa. Na przykład łatwo jest kochać deszcz...i jastrzębie. I dzikie śliwki...i księżyc. Ale z ludźmi nigdy nie wiadomo. Wszystko jest jakieś zagmatwane. To znaczy, jednoą osobę możesz kochać w jakiś sposób, a drugą w inny. Ale skąd masz wiedzieć, że kochasz właściwą osobę we właściwy sposób?

-Nie jestem pewna, ale myślę, że takie rzeczy się wie. Jeśli tylko trafisz na tę właściwą osobę, zrozumiesz, że to jest lepsze niż deszcz i jastrzębie, i dzikie śliwki. Lepsze niż księżyc.

Niż to wszystko razem wzięte. "Tu, gdzie jest serce" Billie Letts

No to ja właśnie czekam, żeby zrozumieć.

13 listopada 2005   Komentarze (19)

Relacja.

  Wróciłam. Stęskniona za domem. Errad miał rację- odnalazłam potrzebną mi radośći. I Dziadek miał rację, bo są ludzie, którzy mnie lubią, a ja ich lubię. I Was lubię też, bo jesteście dla mnie ważni. Nieznajomi znajomi.
   Jak było? Do samej Warszawy powtarzałam, że ja chce do domu. Czym denerwowałam moją sąsiadkę, ale ona się nie gniewa.Potem na giełdzie najciekawsze były ruchome schody(-dajcie dziecku tą radość-)i to jak A. wchodzi pod górę po schodach zjężdżających na dół. I był tam jeszcze automat do robienia zdjęć. W sejmie, na szczęście, zamiast 3 godzin byliśmy może półgodziny. Ale traktowlai nas tam wzrokiem jakbyśmy chcieli im cały sejm do Bytomia wywieźć. Okazało sie, że pan G. jest siwy, pan R. bez kapelusza jest bardzije siwy, pan L. bardziej czerwony, a pani B. ma dosyć nieuporządkowane długaśne włosy, pewnie przeszkadzają temu panu, co się dzi obok. W dodatku posiedzenie sejmu trwało około 20 minut. Tak to ja nawet do szkoły mogę przychodzic. A wszystko tak szybko jakgdyby pan przewodniczący obradom chciał siusiu.
Potem miastozwiedzanie. Cały czas obok. Cały czas z P. Mamy podobne kanony wyglądu dziewczyn i chłopaków, ulubione kolory, podobają nam się takie same męskie rzeczy. On nie lubi koralików i mojej żółtej branzoletki. W kościele zamiast szukać czyjegoś serca rozmawialiśmy.Potem...potem była chwila mojego spontanu. Korzystając z jego komórki pisałam smsa do kogoś, kto dodał do ulubionych las. Powiedział mi-
-Aktor tam szedł.
Odwróciłam się. Te siwe włosy poznam wszędzie. Fakt, nie pamiętałam nazwiska, tzn. je przekręciłam.
-Idziemy za nim? to ja
-Nie. W tym momencie pobiegłam za Aktorem. To nic, że uszedł już daleko, a ja zdyszałam się nim pobiegłam. Sprawdziłam czy to na pewno on i wypaliłam bez zastanowienia:
-Niech Pan coś powie, bo bardzo lubię Pana głos. (ta moja bezpośredniość)
- Ale co ja mam powiedzieć? (przecież już samo to zdanie wystarczyło)
I gadaliśmy. Ja tylko chciałam, żeby mówił, mówiąc sama więcej niż on. P. doszedł w którymś momencie.
- Może Pan nam dać autograf?
On, jak to facet, miał wszystko uporządkowane i kalendarz przy sobie. A ja co? Przewracam wszystko w  torbie, prawie mi wypada jabłko, znajduję kartkę korespondencyjną z P., darmową gazetę, aż w końcu zapiski gombrowicza, a w nich  k a r t k ę w kratkę. No!
Powiedział nam:
-Trzymajcie sie, cześć.
Wyglądał na starszego niż w telewizji. Szedł jakiś zamyślony. Jeśli ktoś nadal nie wie czyj głos ja bardzo lubie, to powiem: Krzysztof Stelmaszyk. Ma ktoś jego mejla? Bo mając przy sobie dyktafon nie nagrałam nic z tej rozmowy. Ale to było genialne, wesołe i napewno go zaskoczyliśmy.
Musiałam tłumaczyć wychowawczyni na czym polega moja czynna napaść słowna na ulicy. Potem było schronisko. A tam bawiliśmy się we własnym gronie. A moje łóżko było centrem dowodzenia dla osób nie grających w karty. Tzn. najpierw jeden facet, potem dwóch facetów i ja, z tym, że ja mam najmniej miejsca. I P. był tak blisko. Bliżej niż na wyciągnięcie ręki. I w ćwirka graliśmy:"ćwirek numer jeden ćwirka do ćwirka numer 6" i machanie przy tym rękami przy głowie świadczący że nie wszystko tam jest dobrze poukładane. O i jeszcze, tam obok pałacu kultury jest 9 sex-shopów jeden przy drugim :) naprzemian z monopolowymi.Drugi dzień zaczął się 2 godziny przed pójściem spać.Rano zimno jak nie wiem co.Kolejne zdjęciorobienie we własnym gronie(tak bardzo je lubię). Wilanów, w którym wszyscy patrzyli się na nas jakbyśmy mieli zamiar któryś stół wynieść i Łazienki, w których nie było łazienek ale dużo pawi.Potem zakupooglądanie. I powrót do domu. Podobał mi się. jechaliśmy wieczórem, ciemno i ja obok kogoś, na czyim ramieniu można bezpiecznie położyć głowę. I jeszcze zostałam odwieziona do domu, nie ruszając w tym celu nawet palcem.
A dzisiaj od rana tęsknię. Za P. oczywiście.
I wstydzę się za siebie. Bo zrobiłam coś nie tak, naważyłam kaszy, ale nie chcę jej jeść.
Postaram się poradzić sobie, pamietając, że gdzieś jest kraina szczęścia..Miałam telefon. Już nie jest wszystko dobrze. Płaczę. Cierpię. Boję się

11 listopada 2005   Komentarze (10)

To sum up.

Więc tak. Więc wyjeżdżasz, więc beze mnie...uświadomiłam go, że i tak się spotkamy, przecież mnie lubi. W dodatku to tylko na dwa dni. Ale ma do mnie pisać, chociażby smsy.

Dzień okropny. Albo i nie. Okropniejszy pewnie niejeden będzie. Nakarmiona słowami. Kolorem, myślami czyimiś, podkradniętym spokojem, dzieląc się rozumieniem, zajadając pączki z leśną herbatą. To wszystko wyjaśnia.

A jutro Warszawa. Jakaś nowość mi się przyda. Niedługo jednak napiszę modlitwę o monotonię. Posądzam siebie o pisanie biografii. Szczegóły wkrótce. Pilnie się uczę.

P.S. myślałam, że jeśli ludzie twierdzą, że brakuje im czasu, to ktoś jednak zgodzi się na dodatkowe życie. Zapomniałam, że to nie gra komputerowa.

08 listopada 2005   Komentarze (17)

Prezent

Kiedyś, dawno temu, właściwie nawet już dobrze nie pamiętam tego moemntu, został dany mi prezent. I wszystko mogłoby być dobrze, ale on miał jakieś felery, w dodatku ja usilnie starałam się na niego zasłużyć, nie zniszczyć przedwcześnie i-o, zgrozo!-dobrze spożytkować. Prezenty, które zostają Ci dane na wyrost bywają nieco kłopotliwe, nigdy nie wiesz wyrzucić czy schować na dno szafy. No właśnie, dlatego tak siedząc i psując mój prezent coraz bardziej doszłam do wniosnku, że właściwie, nie jest mi potrzebne. Tak więc:

oddam w dobre ręce dobrze odchowane, ubrawione, kolorowe, nigdy nie szare, strasznie męczące 18 letnie z kilkoma miesiącami życie. Mogę nawet dopłacić. Znudziło mi się, nie mam na nie siły, zresztą, to jakiś wadliwy egzemplarz. Ale, potencjalny nabywcu, ono ma jakies walory, bo gdyby nie, czy czytałbyś teraz te słowa? Tak więc dobrze się zastanów, może się zdarzyć, że dobrze na tym wydziesz. Bo ja zrzekam się do niego praw.

07 listopada 2005   Komentarze (8)

Zabierz to, co boli, by wróciło do mnie....

I co? Leży przede mną ten cholerny wniosek mający wreszcie zrobić ze mnie kogoś normalnego i z rodowodem. Mam napisać własny życiorys. Im więcej faktów pozytywnych tym lepiej. Nie wystarczy ta krew, która we mnie płynie. Minie jeszcze tydzień i wreszcie ro zrobię stając się tym samym dla urzędników na okres dwóch lat numerkiem. A później tak, nie, ewentualnie warunek.

I gdybym miała wymieniać problemy, które właśnie dzisiaj się najaskrawiły trochę bardziej-pewnie po to,żeby mnie postraszyć, to wyszłoby ich trochę za dużo.

Do piątku żyję nadzieją. Od następnego poniedziałku tęsknotą.

Myłam sobie twarz, kiedy przypomniał mi się słoneczny Lwów. Przyjacieskie opatulenie i bezpieczeństwo. Wyłapałam tam pewny stan ducha. Taki sam jak w Krakowie i jeszcze jednym mieście mojego żalu.

Chwytam się jako ratunku słów" Wszystko mogę w tym, Który mnie umacnia". Sprawdzę, czy tym razem wypłynę na powierzchnię.

06 listopada 2005   Komentarze (10)

"Otoczę się milczeniem i rozkwitną we...

Coś mi mówi, że w moim małym świecie przychodzi czas milczenia. Za dużo słów i myśli. Zagłuszyć wszystko.

A dzień z tych dobrych. Warto pamiętać jedną przerwą, uśmiech, szkołę i ławkę na rynku, autobus uciekający i spacer osiedlowy.

04 listopada 2005   Komentarze (20)

Bez tytułu

Padnięta na ryjoczek. Do domu wpadłam o 17.30 na półgodzinki po obiad, potem wybieg w ciekawe towarzystwo.A teraz napisałam wypracowanie- żadnego polotu, nic z siebie, takie właśnie jak na maturę trzeba.

Ale informacja dnia -dostałam order P R Z Y J A C I E L A! Narysowany odręcznie specjalnie dla mnie wysłany pocztą.

Sz. twierdzi, że jestem realistką i marzyć nie umiem. Może i umiem, ale raczej w stylu smutnym. Ale z marzeń to się przecież na taki zbity pysk spada, że hej! Bo ja mam takie jedno, ale ono się nie ziści- o brązowej sukience z kapturem, który można wykorzystywać jak torbę i białym pasku do niej. A mogłę mieć tylko pewny współudział duchowy. Bo to jak moja rodzina jest.

Zastanawiałam się dlaczego od tak dawna nie piszę o Tacie. A to dlatego, że mam świadomość, że On jest. Tak jak ten Anioł na moim ramieniu, że wszystko co robię, robię z Nim, a wszystko, z czego rezygnuję robię przez Niego i dla Niego. Za to, że mnie przygarnął.

Lekki niepokój brakiem telefonu. Jeśli się nie uda, to znaczy, że On patrzył się z boku, no i właśnie co widział, zalatanie, rezygnowanie, chorobę czy...Wiedzieć chcę.

03 listopada 2005   Komentarze (13)

A ja tak sobie myślę...

Jakoże pochwalić się mogę dwoma uzaleznieniami:kawa i internet.Kawa i komputer już były, a ja za chwilę wychodzę, żeby nie kusić się o notkę wieczorem(czas to pieniądz) napiszę teraz. Z ostatnią z października chodzi mi o to, że mam wrażenie, ze ludzie myślą o mnie lepiej niż powinni i ja nie wiem w czym ich niechcący oszukuję. Zresztą, sama sobie stawiam rosnące wymagania, a trudno z nimi iść. A dzisiaj zazdrościli mi(ale tak pozytywnie), ze tyle rzczeczów zdążyłam zrobić, bo: i internet oj chyba ponad 10 godzin, i rozmowy żywcowe około 5 i przytulanki braciowo-rodzinne, i sny kolorowo, siatkogranie, cmentarzochodzenie i mszosłuchanie, i nauko-robienie. A 5 dostałam! I nie chwaliłabym sie, gdyby nie była bardzo upragniona. I dziękuję za wczorajsze gadu. A dzisiaj na polskim stworzyłam credo tej religii, o której mówiłam pewnej pani z niebem na dłoni:

Gorliwie praktykuję
mój ateizm miłosny.
W konfesjonale uczuć
odpuszczam każdego,
który weźmie mnie
głębiej do serca.
Zasypiając marzę o ogniu
palącym serce
na wieki wieków amen.
Budząc się
liczę na to, że zmienny los
nie trafi mnie ze swojej
b r o n i

I jakby to głupie nie było, wybieram nie-czuć niż czuć, bo b e z p i e c z n i e j, no nie?

02 listopada 2005   Komentarze (14)

W pustce sam na sam.

Czuję w sobie gniew. No tak. Gdyby pozwolić łzą płynąć po twarzy to by mnie zalały. A mi sie już nie chce panować nad wszystkim, nad wypowiadanymi słowami, zwłaszcza. Bo jeśli do innych na święta przyjeżdża daleka rodzina, tak do mnie przyjechali rodzice. Przed chwilą odprowadziłam ich z powrotem. Wyściskałam brata, ucałowałam mamę i wracam do mojego życia, które całkowicie przestało mi odpowiadać. I nie wiem czy potrafiłabym na stałe dalej z nimi mieszkać, z krzykami brata, ale topnieje ich siła, przy jego całusach, pieszczotach i uśmiechach oczu, z tym, że ktoś za mnie  ma prawo decydować o moim życiu. Ten gniew, żal złość, poczucie niesprawiedliwości rozpierdalają moje wnętrze. Stanowczo bardziej wolę być wyjeżdżajacą niż tą która zostaje...I coś mi tak cichaczem mówi, że wszędzie dobrze tam gdzie nas nie ma. Możliwe, że gdyby nie był w miesiącu taki wyjątkowy i bolący i szczęśliwy dzień, wktórym przyjeżdżają, to odzwyczaiłabym się całkowicie. Ironiczny głosik mówi: nie martw się, zobaczycie się na święta...

Na cmentarzu byłam. Ale nie umiem uszanować bólu innych osób. Bo Ci którzy odeszli mają Niebo, swoją ziemię na własność, krainę radości...A ja nikogo nie utraciłam aż w ten sposób. Dlatego się boję, że odejdzie ktoś mi bliski. Kiedyś...Tak anprawdę siłą napędową mojego życia jest to, ze odejdzie moja Babcia. I choć z nią nie mieszkam, dzieli nas 600kilometrowa odległość, to żyję potrochu dla niej. Jako jej ulubiona wnuczka, chcę żeby się cieszyła, że mnie ma. Że jej wyżeczenia nie poszły na marne, że o niej pamiętam...Teraz, kiedy rośnie liczba osób na których mi zależy boję się trochę bardziej. Bo przecież nikt nie mówił, że młodzi nie umierają. Nigdy się nie bałam mojej śmierci, ona byłaby tylko wyzwoleniem dla mnie...To odejście innych wpłynęłoby na moje życie, wyrywając kawałek mnie i zabierając ze sobą.

Niech już ściemnieje. Na ulicy nie będę zauważać ludzi, pójdę do mojego lasu się przejść, z tą muzyką, która zagłuszy wszystko.

Nie myśleć, nie oddychać, nie trwać...

01 listopada 2005   Komentarze (11)
Moje | Blogi