Bez tytułu
Bo jestem gorsza niż o sobie myślałam. Ale nie wiem jak inaczej żyć.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
Bo jestem gorsza niż o sobie myślałam. Ale nie wiem jak inaczej żyć.
Gdzie są te wyspy szczęśliwe?
I dlaczego bez odpowiedzi?
I ja nie wiem dlaczego tak jest, że tak żadko pisze/mówię, to, co naprawdę w jakiś sposób jest ważne, ba! może nawet najważniejsze.Ale nie jest tak lepiej, że ja uśmiechy dnia opisuję zamiast tych parszywych smętów, na które zawsze znajdzie się jakaś chwila? Kto tam wie. Nauczyłam sie, że na nic nie ma 100procentowej odpowiedzi. Trwam więc w niepewności.
Dzień wyjątkowy, bo wstałam o godzinie 4. A po co?No odpowiedź niezupełnie oczywista, jeśłi chodzi o moje wydanie, więc zdradzę-uczyłam się.Potem jakoś na chwilę nawiedziło mnie uczucie trzymania gwiazdki z nieba-mówię wam, genialne!Potem, co zdarzyło nam się pierwszy raz przestałam się odzywać do S. I chociaż trwało to może 15 minut, to uczucie było tak straszliwe. Że jak, że po co no i z kim się dzielić każdym dniem, do kogo się uśmiechać, i kto będzie wiedział to, co czuję, bez używania przeze mnie słów. No i potem znów było dobrze. Bo S. moją przyjaciółką jest. Taką z dwu równorzędnych najbliższych. I jeszcze park przez chwilę, liście codzień inne. O tej tęsknocie najwyższej.
Wracałam do domu autobusem. Kierowca i konduktor byli na tyle zniechęceni życiem, tak skutecznie uniemilali jazdę, że chyba każdy trzymał nerwy na wodzy. Niektórzy nieksutecznie. B się już lepiej czuje. Później takie zawieszenie w spokoju przez rozmowę. Takie nienazwalne i nieopisywane. potem byłam "u nas". Trzeba przyznać, że jest tylko jedna forma spłeczeństwa o której mówię "u nas". I tyle ulubionych ludzi...Bo ja ich lubię na tyle, że mogę dla nich tak wiele zrobić, tylko że nie wiem, co by mogło ułatwić im życie. Ale chciałabym, żeby się chociaż spokojnie uśmiechnęli myśląc o mnie. Uśmiech jest dobry.
Potem spacer z kimś, kto kiedyś był mi bardzo bliski To jest jedyna rzecz dla której nie lubię ludzkich zmian- niektóre oddalają od siebie bez czyjejś winy. A zimno było tak zimowo już.
Teraz malinowo-herbaciano. I śpiąco-gg-rozmowaniowo. Ale tyle różnych emocji, które były w moim środku, to dawno już nie miałam.
"Musisz być ostrożniejsza w wyrażaniu uczuć, ostrzegają mnie moi przyjaciele. Możesz się kiedyś pomylić. I zdarzy się, że obejmiesz niewłaściwego. Pewnie mają rację." Roma Ligocka A ja tak nie chcę. A jeśli tak, to nie ja.
A dzisiaj coś wyjątkowego. Trzyosobowy spacer parkiem, zsiad na polanie , wiewiórkowidok, słowo-wymienianie się, uśmiechanie, rozumienie. A wieczorem neologizmo-tworzenie.
Przyjdź.
Umaluję Cię moimi kredkami.
Tym zdziwieniem
Że jestem.
Wezmę Cię za rękę.
Pobiegniemy w kierunku słońca.
Z ostatnim jego promieniem
Znikając na zawsze.
P R Z Y J D Z I E S Z ?
To z wczoraj wieczoru. Za dużo o Małym Księciu we mnie. Listy piszę. Prawdziwe. Ktoś chce?
Pijąc herbatę w ulubionym kubku wielkości półlitrowego wiaderka myślę o czekającej na mnie historii, uzależnieniu pewnie od komputera, obiecywaniu sobie rzeczy, które nie nadążam zrobić i o pieprzonych urzędniczkach, którzy nic nie potrafią zrobić na czas. Mając podzielną uwagę słucham muzyki the white stripes i myślę nad znalezionym kiedyś cytatem:
"Twierdziła, że fantazje ułatwiają życie, rzeczywistość codzień po trochu zabija człowieka. Dlatego często chodziła z głową w chmurach. Nienawidziła spadanie do poziomu realizmu. Gdyby zabrano jej marzenia i różowe wizje z pewnością zaczęłaby znieczulać się wódką. To typ czlowieka, który nie przyzwyczaja się do rbzydoty i zła..." A można tak? Czy nie zgubi się po drodze życia? Jak trzeba? W którą stronę pójść?
Chwilowo radosna. Co nie znaczy, że cały dzień. Reszty nie powiem.
A herbatka leśna no i D. Warto było tak śpieszyć się i zostawiać bałagan wokół, żeby tylko być.
I choć jak co piątku, uciec od siebie, biec coraz szybciej, uciec od tego człowieka we mnie. To szczęśliwa, bo z Tajemnicą wśrodku, bo On ją dał, bo to mój wybór i ilekroć przyjdę...Tata jest.
Poza tym coś złego się dzieje. I podejrzewam, że nie potrafię tego zmienić. I nigdy już nie będzie tak. Bo codziennie inaczje. I nie chcę...Niech ta noc trwa. Bo lubię topić się w niej.
A K. napisał tak :"Eliksiru snu nie spijaj bowiem sama od Siebie posiadasz Piekne sny W których sama jesteś wróżką
(...)czyli jestes Ludkiem odkrywczym Ciekawy tego swiata i widac dostrzegasz wiecej piekna na tym swiecie niz inne osoby" i jak tu się nie cieszyć. A na ulicy dwaj zagłuszając mi muzykę mijając mimochodem rzekli: " Kolorowa, uśmiechnij się!"
Może dla takich chwil...może warto? Bo mi jest dobrze, mam wszytskie odczucia powody do radości w postaci promyków słońca, ciekawych form chmur, ludzi spotkanych na ulicy, tego, co mam, bo moje. A jednocześnie chwilę później tak mi źle, jakbym zamiast serca jakiś drewna kawałek miała.
Kawa. Rano. Sen w strzępkach i wyczytane to:
"...kiedy już został mi tylko jej zapach-okno zamykałem, żeby go nie wypuszczać, i włosy pojedyncze odnajdywałem gdzieniegdzie na kocu, na koszuli mojej, koszuli, którą uwielbiała wkładać do nocnych bezsenności, rozmów, na balkon wychodzeń i przeciągnięć księżycowych, gęsich skurek, do łózka powracań, wtuleń. A kiedy już tylko zapach i włosy i jej ślady pomniejsze ze mną zostały, byłem jak pies, który nigdy pojąć nie zdoła, że pani wyszła po to, by wrócić, bo panie zawsze wychodzą na zawsze, a my, psy, za każdym razem umieramy na ostateczne osamotnienie, tedy kazdy ich powrót do nas jest powrotem niespodziewanym i wskrzeszajacym. A kiedy tak już znikała, myślała mi się nieprzerwanie, skórą, krwią, tętnem, i uśiłowałem sobie przypomnieć jej twarz, i z tęsknoty nie mogłem, i bez skutku próbowałem sobie uzmysłowić, skąd się znamy, kim jesteśmy. Kiedy jej nie było, nie było jej odwiecznie; kiedy wracała, nie pamiętałem, żebyśmy się kiedykolwiek rozstawali." W. Kuczok "widmokrąg"
(a tego tam nie miało być)
Dostałam dzisiaj list. Sz. pisze niemalże zwiewnie i tak ciekawie, że czuję jakbym też tam była. W dodatku pisze tak jak myśli i dodaje jeszcze morał twierdząc, że amreyki nie odkrył. Tak mi się miło jechało autobusem czytając ten list. Potem spotkałam S. Nie widziałyśmy się od aż piątku. I kolorowych uśmiechów w związku z tym ile było, jakby miesiąc minął. Na biurku żółte klonowe liście. Na dworze coraz zimniej. Powietrze wręcz zaczyna zimę sugerować.
Oddycham. Wdychana mieszanina tlenu, azotu i innych takich pachnie wieczorem.
Kawa spijana do godziny 12. Wgryzanie się w Kapuścińskiego. Druga kawa. Herbata afrykańska. Wieczorny spacer z młodocianym chłopakiem i dobrą koleżanką. I jeszcze pies. Aż dziw, że mu uszy nie zwiędły. Ciekawe, jakie sny go spotkają...A na koniec jeszcze mejl z dużą dawką optymizmu i ulubionym "trzymaj się dzielnie". Pewnie ma rację. Pewnie muszę się trzymać. Ale nie zawsze potrafię. Dobranoc.
A jutro dzień pisania życiorysowych listów.
No więc...Trzeba byłoby jakiś chociaż tort z tej okazji kupić, albo ciasteczka, bo dzisiaj mijają dwa lata od momentu mojego zamieszkania na blogach. I strasznie dużo się zmieniło, chociaż herbata nadal u mnie obowiązuje. Nie jestem chora, swoje odchorowałam we wrześniu, bardziej pewna siebie, z włosami mojego modelu, z ciuchami mojego łączenia, z pewną nadzieją, bezfaceciata, bez przyjaciela, któremu nawet nie zdążyłam powiedzieć, że nawet umiem bez niego sobie poradzić, ze wspaniałymi zdjęciami, ulubioną spódnicą, czerwonym paskiem i kolczykami z Krakowa, nowym bratem i śmierdzielem, z tym co czuję i jak to nazywam. Tylko dzień taki inny pogodowo dzisiaj był. Ale go nie żałuję.
Życie to gra. Ty bawisz się tym, co o Tobie sądzą inni. Oni bawią się tym, co sądzą o Tobie. Bo co tak naprawdę można wiedzieć o człowieku dzisiaj, żeby na 100procent było aktualne jutro? No chyba, że człowiek ma monotonne życie, ale moje do takich nie należy.
ta pani palipani obok
mruga zieloną powieką
wrzuca łzę w rozcieńczoną kawę
pani spod okna
patrzy - daleko
pani z kwiatkiem w butonierce
słucha szumu
strzepniętego popiołu
jutro wyjeżdża
będzie szczęśliwa
O, jakbym chciała należeć do tych szczęśliwych wyjeżdżających.
Bo czasami bardziej poznasz ludzi, jeśli z nimi wypijesz. A dzisiaj chciałam być dziecinną blondynką, cokolwiek o mnie by myśleli. To był sposób na odgonienie tego, co mnie męczy i niszczy od środka. I udało mi się, tak lekko, czasami umiem jeszcze udawać, zadziwiać.
Nie wiem kim jestem, sam nie wiem kim mogę być.
Bo ja tylko do Krakowa chcę. Na zawsze, na wieki i do końca. Jak żyć, żeby przeżyć.
Dlaczego nie mogłam być roślinką, żyjącą krótko, bez słów, obumierającą na jesień na zawsze? Czemu stworzył mnie człowiekiem?
Bo żeby był ktoś, mówiący z boku, co robię nie tak.
Utulam moją samotność z wyboru.
*
-Ładnie dziś wyglądasz.
-Ściemniasz.(zbyt długo mnie nie widziałeś...)
Melancholijnie. Smutno. Niektóre rzeczy docierają do mnie ze zdwojoną siłą. Myślałam, że ta bariera, choćby to, że ciągle coś robię, nie pozwoli na to.
Nie wiem gdzie jestem i dokąd zmierzam. Dlaczego?
Im więcej rzeczy mam zrobić, tym większą satysfakcję daję mi skreślenie ich z listy i zaliczenie do wykonanych.
Ucząc się uśmiecham. Mój znajomy i ja .
*
Jak to było u mnie?Pewnie inaczej, bo cytując za niedawno otrzymaną korespondencją: pojecie normalnego zycia jest rozne, ale nie ulega wątpliwości, że Twoje jest inne niz Twoich rówieśników. Żeby wiedzieć jaki jest sens życia, trzeba mniej więcej poznać siebie. Przede wszytskim wiedzieć, co jest długoterminowo dobre. Wtedy można już o czymś decydować. Sensem życia jest najwazniejszy cel, do którego się dąży. Tak jest wtedy, kiedy życie nie jest monotonne, każdy dzień chwyta się jak ostatni. Swoją drogą, jak mogę o tym pisać ja, kiedy jeszcze niedawno rządziłam się w chwilach nieciekawszych dewizą: Wierzę, bo jest łatwiej, ufam, bo wypada, żyję, bo muszę.
Standartowo żyje się po to, by mieć rodzinę, pieniądze i dzieci. To znaczy, trzeba wierzyć w wielką miłość, w to, że praca może być dochodowa, dzieci są słodkie, kochane przez oboje rodziców i prawie nie sprawiają problemów, a w dodatku udaje im się to, co nam nie. Wracając do dziewczynki. Pojawiła się. Kochana przez mamę i Babcię. Razem z nimi przechodziła przez kłopoty finansowe. Sąsiad jeden, drugi, wujek, spotkany na ulicy z wyrazu oczu, rzaden nie był podobny do czyjegoś księcia, wyglądali raczej na gwałtownych. Ale udawało jej się to, co mogła chcieć mama. No tak, zdaje się, że były takie cele, które sprawiały, że budziła się rano, wiedziała, że to, co robi, jest ważne, daje jej satysfakcję, w związku z czym uśmiechniętym człowiekiem jest.
Był ciemny zimowy wieczór. Jak to w takie wieczory bywa, siedzenie w domu nie jest niczym przyjemnym. Zwłaszcza, kiedy wypiło się już niejedną paczkę herbaty, ulubiony żółty kubek znudził się niesamowicie, czytanie książek boli, a wełniane skarpetki gryzą w stopy. Stąd ten spacer w światłach padających z okien na zmrożony śnieg. Dziewczyna trzyma swojego chłopaka z konieczności za rękę i mówi mu, że uważa, że typowy scenariusz życia już przeżyła. Zbytnio nie przejmuje się śmiercią, bo do świata przywiązana za bardzo nie jest. Chłopak przytacza jakieś argumenty słuchane przez nią jak wiadomości z ucha w ucho. Czas, jak to on zwykł, mija niepostrzeżenie…W przeciągu miesiąca dziewczyna powinna napisać cokolwiek o sensie swojego życia.
*
Dziewczynka, którą byłam-
znam ją, oczywiście.
Mam kilka fotografii
z jej krótkiego życia.
Czuję wesołą litość
dla paru wierszyków.
Pamiętam kilka zdarzeń. (Śmiech, W. Szymborska)
Na pewno pytania po co się żyje, nie zadaje się w wieku 5 lat. Ale jako rzeczywistość przyjmuje się fakt o księciu, jakimśtam koniu i na pewno o długo i szczęśliwie. Owo zakończenie nieskończonej ilości bajek przyjmuje się jako cel życia, pewnie do moementu, w którym oczy przestają patrzeć jednokierunkowo Wtedy można mieć lat 8, 14 w niektórych scenariuszach życiowych nawet 20parę.
Słońce się do mnie uśmiechnęło. Nie będąc wcale zimnym. Liść jesienny był jak wiersz ulubiony. A on patrzył się tak jak ja lubię. I wszystko jest nieważne. Dam radę, bo nie chcę, żeby było gorzej.
Kolorowym uśmiechem.
Życie zawsze wydawało mi się jako takie, że krok do przodu i o głowę wyższe. Choćbym jak nie stawała na palcach jutra nigdy nie mogłam dojrzeć. Zwłaszcza, gdy miałam je dokładnie zaplanowane, gdy zależało mi na nim, jak na niczym innym. Dlatego przestałam. Aż w końcu doszłam do momentu, kiedy we własnym życiu się topie, kiedy ono ogrania mnie z zewsząd i pochłania jak jakieś grzęsiste błoto. I choć po to, żeby uświadomić mi, że mam bardzo dobrze, wystarczyłoby zabrać mi którąś pozostawioną rzecz...to pewnie wtedy rzeczywistośc wydawałaby mi sie rajem. Tak jak czas do maja. Może dlatego, że teraz go widzę, jest jeszcze mniejszy niż ja.
Bo jak przyjąć coś o rozmiar za duże?
"Nie wracaj do swoich dawnych miejsc zamieszkania. Nie łudź się: nie wrócą nigdy tamte "dobre czasy". Nie odnajdziesz swoich dawnych znajomych ano oni w tobie nie odnajdą tamtego człowieka. Będziesz dla nich upiorem dawnych lat. Bo inny jest świat, który był wtedy twoim, bo innym jest świat, w którym żyjesz.
Wtedy, gdy będziesz ostatecznie rozgoryczony do ludiz i do siebie, gdy się poczujesz wypruty ze wsyztskiego, pusty jak dzban, niezdolny do jakiejkolwiek inicjatywy, kiedy się przkeonasz, że nikt nie może na ciebie liczyć i nie stać cię na nic wielkiego, kiedy nawet stracisz przekonanie do tego wszystkiego, coś dotąd zdziałał- wtedy na pewno przyjdzie światło: może podejdzie ktoś do ciebie i powie, że jest ci wdzięczny albo może dostaniesz piękny list, albo ktoś się do ciebie uśmiechnie."
Czekam. Ja spróbuję pozapalać gwiazdy.
No jestem. Oczy kleją się. Coraz bardziej chora. Nie ma układu, któryby nie szwankował w ostatnim tygodniu choć raz. Skłonna jestem powiedzieć, że najbardziej ze wszystkiego potrzebuję zdrowia. Nawet jeśli to nie dokońca tak.
Znów przez chwilę myślałam nie w tym języku.
A najśmieszniejsze jest to, że wszystko, co nie zrobię jest jednakowo złe. A z tego nie wynika tym razem, że jednakowo dobre, bo o wiele więcej w tym negatywów. Po spaniu ostatni raz w noc na niedzielę i to jako tako, gdyż mój nieprzewidywalny organizm postanowił zastrajkować nadmiar stresów, poszłam dzisiaj do szkoły. Na sprawdzianie z maty, nawet dosyć ważnym, nasunęło się jedno zdanie o pomocy Ducha Św., a mianowicie, że powiedział nie tym razem.
A my przemijamy. Jakoś daremnie poszukując szczęścia.
Tym, co ciągle jeszcze skleja mój świat jest nadzieja.