• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
28 29 30 31 01 02 03
04 05 06 07 08 09 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 01

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Archiwum kwiecień 2005

Niepowodzenia(?)

Jest taka cząstka mnie, z którą kontakt utraciłam jakiś czas temu. Odpowiadała za połączenie wewnętrzenj wrażliwości z zachowaniem i reagowaniem. I... już od dawna nie dziwi mnie zapach deszczu. Nie ma nic. Tylko pogorzelisko. Tam wśrodku. Ta czerń sieje spustoszenie we mnie. Bo to jest tak, że czuję. Tylko kiedy chciałabym w jakiś sposób wyrazić, co czuję-pisemnie, słownie, to następuje taka cisza. Jakbym nie znała żadnego słowa. Męczy mnie to. Bardzo. Kiedy w trakcie dnia myślę, że wiem, co chciałabym napisać ttaj, żeby później-za miesiąc-przeczytać, to później, kiedy białe klawisze należą już do mnie jest...nic.

To takie nienaturalne...Wychodzę do ludzi i błazeński uśmiech na twarzy. Gadka-szmatka. Hihi haha. Jak tego nie cierpię. Takie wymuszony. Przyklejony sztuczny zużyty uśmiech wieczorem wrzucam do śmietnika. Rano na jego miejsce jest nowy. To dlatego gadam teraz ze wszystkimi ludzmi. Z tymi, których nie lubię nawet więcej. Tylko nie wiem, kogo to boli bardziej.

Kiedy nie pisałam minęły świetne dni. Park jest piękny. Myślałam nad tym co mówił. Chyba ma rację. Ale niektóre przyzwyczajenia...dzisiaj napiszę, że są po to by je zmieniać. Potem jeszcze kogoś spotkałam. Ja mam żal, ale tego nie powiem. Potem jeszcze były jakieś uśmiechy...To takie tanie....wystarczy się uśmiechnąć, uprzednio umalowawszy się, jakaś krótka spódniczka obcisłe ciuszki i...zatrzymać wzrok na czyjejś twarzy na dłużej. Potem, jeżeli się chce...ale ja nie chcę. Ja tylko tak. Dla mnie to gorzkie. Nieprawdziwe. Bo on by tak za 10 jednego dnia. Bo ma głód. Większość tak. A ja myślę, że nie o to chodzi. To za proste. A ja....tak nie chcę. I dlatego, z upartym "nie" idę. Już dosyć długo. Czasem mam chwile słabosci...

Nie umiem z Nim rozmawiać. Ta zepsuta cząstka mnie odpowiadała za bliski z Nim stosunek. Żeby było Tatusiu... i dobrze, że to Ty... a tak...ja milczeniem On milczeniem...Monolog milczenia...Chciałabym, żeby przyszedł...Bo potrzebuję.....

Możnaby powiedzieć, że wszytsko, co mnie spotyka, to moja wina. Bo te naiwne oczęta...A gówno!

30 kwietnia 2005   Komentarze (9)

Bez tytułu

Kapituluję. Potrzebuję ludzi. Pomimo, że są źli i kłamią. Mają też serca...I słowa. I oczy.

Nie będę już eksperymentować. Nie mam na to sił. Żadnych. Na regenerację trzeba jeszcze trochę poczekać.

Przydałoby mi się też kilka dni w ogóle bez ludzi. Żeby za każdym z nich zatęsknić. Żeby brakowało mi tego jazgotu. Żeby powrócić do siebie naprawdę. Nie tylko w tych wieczornych słowach...

Dzisiaj rozbiłam się o własne myśli. Czasem nie można mnie zostawiać ze sobą samą.

Chciałabym napisać coś szczerego, wyrażającego mnie, co by nie było tylko klepaniem w tą klawiaturę. Nie wiem czy ktokolwiek to zauważył, ale tak naprawdę od bardzo dawna mi się to nie udało. Od dawna nie wczułam się w muzykę. Po prostu słyszę tylko taki belkot wokół mnie.

Tak myślałam. Nie powinnam się winić o za mało uśmiechu i pewnego nastawienia i za dużo smutku, i melancholii. Są ludzie i ludzie. Niektóre rzeczy już są. I ich się chyba nie zmieni...

Potrzebuję też Jego. W jakiś namacalny sposób...Pustynia to nie jest bezkres rozgrzanego piasku, ale hałdy popioły i wszelkich niedopalonych śmieci, które z sobą przywozisz. Trudno pogodzić się, że to jest nasz dar, który mamy złożyć w Bogu. To może być upokarzające.Wiem.

27 kwietnia 2005   Komentarze (20)

Zdumienie


Zdumienie

Patrzę na ciebie
już tyle lat,
że stałeś się doskonale niewidzialny.
Ale ja jeszcze o tym nie wiem.
 
 
Wczoraj
przypadkiem pocałowałam się z innym.
I wtedy dopiero
dowiedziałam się ze zdumieniem,
że ty
już dawno nie jesteś dla mnie mężczyzną.
  Anna Świrszczyńska

 

(..)Bo widzisz tu są tacy, którzy się kochają i muszą się spotkać aby się ominąć bliscy i oddaleni jakby stali w lustrze...są inni, co się nawet po ciemku odnajdą lecz przejdą obok siebie bo nie śmią się spotkać... (..)

To jest z dłuższego okresu czasu. Odpowiedź na jedno męczące pytanie. Choć dla mnie wciąż jeszcze delikatna sugestia. Wiedza nie z mojej dziedziny...

26 kwietnia 2005   Komentarze (14)

Mieszanina liter. Słowa, jakieś zdania......

Okej. Może i było tych tabletek za dużo. Ale ja się tak bałam, że ja, to będzie tylko to jedno rozpalone miejsce, że najchętniej, że noc będzie tak straszna, że krzyk bez głosu zbyt głośny. Są tylko dwa rodzaje bólu, z którymi nie umiem sobie radzić.

Rano. Tak wyraźnie czułam ten deszcz, że nie umiałam oddychać. Powietrze piekło jak sól sypana na ranę. Zmokłam. Ot tak dawna pierwszy raz. Lubię moknąc. Deszcz jest jak płacz, tylko na wyjątkowe okoliczności. Deszcz opływa twarz jak łzy, których nie musisz się wstydzić.

Do szkoły wpadłam na kilka minut. Dokładnie na 20. Na przerwę i fragment lekcji, z której wyszłam po 5 ze sprawdzianu. Potem do domu. Mój system odpornościowy czasem zawodzi. Ogólnie rzecz biorąc jest dosyć wytrzymały, ale jak się sypie to od razu kilka programów na raz przestaje funkcjonować. Wyspałam się(bo w nocy obudziłam się przed 2 i zaczęłam wysyłać esy do kumpli i przyjaciół-niech wiedzą, że jeszcze jestem). Braciszek znów przypomniał sobie, że do siostry się można przytulać, a nie traktować ją jak punkt widowiskowy-im wyżej się wspinasz, tym więcej wokół widzisz.

Teraz jest już dobrze. Good Day My Angel. Czego jeszcze można chcieć? Może jakiejś zapachowej świeczki...Rozmowa z ludźmi bliskimi sercu, niby nie rozmowa, wymiana literek przy migających obrazkach. A obecność mimo wszystko się czuje...

Tak. Jestem dosyć zmęczona. Ale, o ile się nie zmieni na gorsze, to zmęczenie przybiera już formę przyjemną, później będzie tylko wewnętrzny poranek i regeneracja do życia.

25 kwietnia 2005   Komentarze (12)

Z uśmiechem.

11 tabletek przeciwbólowych. To tylko ząb. A najchętniej odcięłoby się kawałek siebie dla świętego spokoju.

Niedokońca przespana piątkowo-sobotnia noc. Muzyka zagłuszająca ból powodująca senność. Sobota-Paweł. On wiąże za duże nadzieje, a mnie nie można uzależnić od siebie. Ja się nie przywiąże. Nie dam się. Nikomu. Nawet jeżeli on woli kłamstwo od prawdy. Wydawało mi się, że powiedziałam jasno, a jednak...

Nie chcę, żeby ktoś znowu buszował w moim życiu w swoich butach. Nie po tym ostatnim. Pod maską przyjaźni. Wykręcając si ę teraz brakiem czasu, zamiast jednej poważnej rozmowy. Ja wiedziałam, że tak będzie. Już dawno. A jednak zgodziłam się na pewien uszczerbek na sobie w zamian za to, czego się mogłam nauczyć od niego. Nie chodzi o to, że żałuję, abo oskarzam...Podsumowuję

Wczoraj. Impreza. Tak dawno od ostatniej. Tak miło. Nie wiem kwestia czego. W szczegóły nie będę się wgłębiać. Ale naprawdę warto było. Wracaliśmy śpiewając nieaktualne hymny dawnych mocarstw idąc środkiem drogi. Było późno. I tak przytulnie. W 4 środkiem. Bo na chodniku za mało miejsca.

A dzisiaj. Pomimo zęba, dentysty, kataru(albo alergia, albo zatoki), niewyspania mam dobry humor. Pomimo tego nawet, że zapisana przedtem notka, która była może bardziej wylewna zniknęła niewiadomo dlaczego i pierwszy raz od dawna. Z uśmiechem.

P.S. nie wiem, czy jestem brutalna. Może po prostu czasem szczera...

24 kwietnia 2005   Komentarze (18)

A rzeczywistość swoje.

Dzień...Oddałabym dużo, żeby go przespać. Może nie to najcenniejsze, co mam, ale naprawdę dużo. Po słowach najgorsze jest przejście do czynów. I potem uniknąć momentu natrzaskania po palcach.

Chyba zaczynam umieć( a można tak) przekazywać własne poglądy w niezaawoalowany sposób.Cieszę się, że z bratem L. się wyjaśniło. To było dość ważne i późniejby mnie truło.Dobra, bo ja idealizuję ludzi. Dzielę ich na dobrych( z którymi rozmawiam), złych( z którymi nie), a reszta jest po środku. Ale tak jest od kiedy siebie pamiętam-to znaczy bardzo długo.

Poza tym okazało się, że to miejsce w olbrzymiej sieci przestało być tym, w którym mnie znają tylko z literek i zdań pisanych codziennie. Może by mi to i przeszkadzało, ale z drugiej strony, jeżeli mam być, jak to ktoś zapewne mądry powiedział, odpowiedzialna za to, co odczuwam, to niech tak pozostanie. Nie przeniosę się stąd, za bardzo jestem przywiązana do tego miejsca i ludzi wokół.

To dzisiejsze spotkanie było w dużej mierze wymuszone. A było tak rodzinnie. Ale..mimo to chciałam wyjść. Właściwie chciałam dwie rzeczy. Jedna wymagała kasy, a druga tylko krótkiego telefonu z wymienieniem godziny. Choć z drugiej strony nie chciałam człowieka obok...Bo z takim trzeba rozmawiać, albo udawać, że się chociaż słucha...Daruję sobie. Poszłam w to miejsce, gdzie chciałam być już bardzo dawno. Posiedzieć, poczytać.Spotkałam niesforne dziecko i jego matkę bez autorytetu. Miejsce utraciło magię. Poszłam na huśtawki. Wyciągnęłam książkę. Przyleciał ptak. Gołąb. Dałam mu drożdżówkę mamy, noszoną w torbie od rana. Ten to się ucieszył, że mnie spotkał. Był tak blisko, że prawie wchodził mi na buty. Spotkałam skina. Łypnął na mnie tym wzrokiem i poszedł dalej. Przeczytałam następne kilka kartek. Weszłam w osiedle, gdzie mnie jeszcze nie było. Kapnął deszcz. Wbiegłam do autobusu. Chciałam zmoknąć okrężną drogą do domu. Deszcz przestał. Godzina 20. Mój przystanek. "Za 10 minut pod Twoim blokiem, co?"

Jakby nie patrzeć to jego ramiona chciałam. Las. Jedyne miejsce w tym całym mieście do dupy, które lubię. I to jeziorko. Z zimową twarzą w pamięci. "Kocham Cię." "Paweł wiesz, że jak ja powiem to samo, to skłamię."Bo, do cholery jasnej, co miałam mu powiedzieć? Jestem świadoma jego kruchości. Imponuje mi delikatnością. Tym, że się troszczy itd. Ta rozmowa, tydzień temu, była ważna. Powiedziałam mu, jak uważam. Zostawiłam wyjście. Mógł przestać się odzywać."chodź, odprowadzę Cię już do domu". "Nie, wiesz, chcę jeszcze być sama"

Ja bardzo lubię noc. Jest mroczna i łagodna. Uwielbiam miejskie uliczki wieczorami. Nienawidzę spotykanych ludzi.Dlaczego tym całym osiedlem nie można przejść nie usłyszawszy zaczepki??? Przecież, ja tylko bardzo lubię noc...tylko tyle...

Pamiętam, wtedy, noc o wieczorze i o poranku i o północy. To poczucie bezpieczeństwa. Bo on jest obok, bo on obroni choćby nie wiem co, bo poniesie na rękach, bo mu ufam. Tak bardzo mi tego brakuje. Wtedy, w te kilkadziesiąt godzin, było jak dawniej...

Ja wiem, że bezradność mam wypisaną na twarzy. I chętnie zmienię tą twarz.

Powrót do domu zajął mi ponad 4 godziny. To był jeden z tych okrężną drogą. Teraz najchętniej najdalej od ludzi. Wszystkich. Noc, a potem nowy dzień. O każdym następnym, który się zdarzy, będę mogła powiedzieć, że jest lepszy niż ten.

22 kwietnia 2005   Komentarze (16)

Przysięga.

Wkurzyłam się na te wszystkie reguły i mam zamiar z niektórych zrezygnować. A co? Wolno mi! Dosyć już tego, że jestem uważana za grzeczną, że mam w siebie nie wierzyć i patrzeć się na innych martwiąc się o to, co o mnie powiedzą. Niech sobie mówią, to tylko swiadczy o nich.

Co do mnie, to ja ani plotkować, ani kłamać nie umiem. Mówię to z pełną odpowiedzialnością. Może dlatego nienawidzę tych dwóch rzeczy praktykowanych przez dość duży odsetek osób. Nie będę siedzieć cicho bojąc się, że mi nie uda. Jak się nie uda, to spadnę, ale przynajmniej będę lecieć!

Tak mi dopomóż Bóg.

Zakończę tym tekst tej niby przysięgi. Ma być poprostu inaczej! Aktywniej! Mniej zamyślenia, więcej ruchu!! A teraz w tym wytrwać...

21 kwietnia 2005   Komentarze (13)

Zdjęcia, samokształcenie i polityka...

A jutro znów zacznie się od nowa. Taki etap, jeden z wielu, kiedy postanawia się na nowo zostać dobrym.

Podczas sprzątania znalazłam jedno liryczno-tkliwe opowiadanko sprzed dwóch lat...Takie rzeczy pisać-o żebraniu miłości...Istna ja. Jakżeby inaczej. Byłam też na zakupach. Dwie bluzeczki, za ciemny lakier do paznokci, branzoletka i łańcuszek. Na trampki zabrakło. A zresztą, one też jak i glany, straciły swoją pewnego rodzaju elitarność...

Jutro jadę do Gliwic do UM. Swoją drogą to bardzo zabawne, od dawna biorę udział w jakichś unijnych programach, a wiedza na jjej temat wyskakuje z głowy jak tylko wypełnię poprawnie jakąś ankietę. Co ja tam będę robić pośród tych politycznych ekspertów konstytucji europejskiej. Ja? Co to się ze mną dzieje...Ale do szkoły nie idę i z domu wychodzę po 9, więc może troszkę się pomaskuję pośród nich?

Idę poczytać. Ostatnio degustuję w poradnikach psychologicznych i podręcznikach z filozofii. Dokształcam się...

Dziękuję za tak pochlebne opinie na temat zdjęcia. Jeszcze jedno-mi się podoba najbardziej.A teraz wyjawię sekret-ja naprawdę to nie jestem fotogeniczna, ale powiedziałam Marcie, że jeżeli zdjęcia się nie udadzą, to czeka na nią sesja zdjęciowa w moim wykonaniu. A jak Marta reaguje na aparat...I jeszcze fragment mojej drogi do szkoły, jak już wysiądę z autobusu i wejdę do parku...

20 kwietnia 2005   Komentarze (13)

Plan.

Papież jest. Podświadomie nie chciałam, żeby to był on...

Wczoraj w parku kilka zdjęć:ja bardzo lubię drzewa...

Wypluta jestem ze wszystkiego. Może dlatego wzięłam się za sprzątanie? Typowo kobiecy odruch. Brakuje mi go. A jeszcze w sobotę myślałam, że to nic takiego. Tylko nie wiem czy brakuje mi go jako faceta, czy jako konkretnie jego...Nieważne zresztą. Do soboty jeszcze daleko. Maturzyści...w tym roku ich lubię-dzięki nim wolne. Za rok ja...Starzeję się...Jak każdy. Może dlatego wszystko się zmienia, że zmieniają się poszczególne osoby? Ja też. Bo chcę być. I chcę dojść do czegoś realizując własne marzenie. Ambitny plan. Mój.

19 kwietnia 2005   Komentarze (17)

Ktoś się pojawił.

Pogoda wczoraj była niesamowita, w porównaniu do tej sprzed tygodnia. I dobrze. Bo miałam niesamowite plany na wieczór. Szliśmy w mój kawałek lasu. Miało być ciepło. Było. I przytulnie. Też było. Na początku tak troszkę -wrażenia z minionego tygodnia, masa pytań. Trudności z trafieniem do leśnej knajpki. Paweł zgubiłby się, gdyby nie moja intuicja-kobieca. Odbyliśmy szczerą rozmowę. Była ona wynikiem tego, że po drodze spotkaliśmy trochę znajomych...i wynikła potrzeba uzgodnienia naszych wzajemnych relacji. Otóż my się po prostu spotykamy...Ale naprawdę miło tak słuchać komlementów, widzieć oczy, które tak patrzą tylko na mnie i słuchać, że ze mną jest lepiej...Nie wiem, czy z tego coś będzie. Poruszyliśmy kwestię wieku. Paweł jest ode mnie młodszy. O jakieś półtora roku. Dopytywał się nieustannie czy i czemu mi to przeszkadza. Tak naprawdę to nie wiem...Niestety. Ale to nic. Niedługo kolejny spacer. Robiliśmy zdjęcia. Ja i mój las...

Wzięłam się do roboty. dzień upłynął na nauce. W stosunkach międzyludzkiech lepiej. Trzeba się po prostu otworzyć.

17 kwietnia 2005   Komentarze (19)

Bezsensu.

Powinnam pamiętać, że ludzie to przede wszystkim do zwierząt, tylko niektórzy do rozumu. fajny tyłeczek. Jak cholernie mnie wkurzają te zaczepki. Ani im nie dodają urodu, ani męstwa, ani rozumu...Głupcy.

Kasia vel Detek zrezygnowała z próby porozumienia jednym kliknięciem myszki. Jej wybór. Ja więcej próbować nie będę.

Michał się nie odzywa a i nie tylko on. Agata podziwiała za opanowanie.A mi po prostu cholernie zależało.

A ja mam to już w nosie. Ich wybór. I gówno mnie to wszystko obchodzi. W przyszłym tygodniu wstaję z innej nogi, choć wątpię, żeby to coś zmieniło. A jutro się wyżyję...Oczywiście mam taką nadzieję.

15 kwietnia 2005   Komentarze (24)

Pamiętam.

*** (Myślałam, że będę mówić)
Hillar Małgorzata

Myślałam
wreszcie będę mówić

Tyle się we mnie
słów zebrało
Tyle słów
dojrzałych i twardych
jak ziarnka żyta
cierpkich jak gruszki polne
aksamitnych jak pszczoły

No własnie. Mija dzień za dniem. Tydzień gorszy od dawnych potrzebnych. Tydzień, który dawał nadzieję, na chwilkę, by ją zabrać. Spojrzałam na siebie. Tak. Nie mam się czego wstydzić. Głupio, że próbowałam, że tak długo, że zamknięta, że w sobie. Bo to nie moja wina, ze tak wyszło. Taki zbieg okoliczności. Tak czy siak, ktoś by musiał żyć moim życiem. Jakże by mogła tak piękna historia się zmarnować. Bo piękna. Bo łącząca przeżycia wielu osób. Tak naprawdę wielu. Różnych-wysokopostawionych i bliskich. Fakt, że za bardzo się tym wszystkim przejmowałam, rozważając w sercu, ale to nie moja wina, że tak wyszło.

Jako mała byłam szczęśliwa, choć chwilami byłam już dorosłą. Przedszkola tylko tydzień. Lubiłam mój dom. Mój pokój, kiedy tam nikogo nie było. Zabawa w lalki była strasznie nudna. Miały plastikowe oczy i były zimne. Tylko jedna coś pomrukiwała, ale miała wypchany środek. Przyjaźń. Wspomnienie, kiedy byłam mała. I on-mój kuzyn. Rodzice gdzieś w innym pokoju, najprawdopodobniej się obudziłam, a był już mrok. I byłam sama. Wtedy on przyszedł i już nie byłam sama. To było jeszcze w tym małym dziecięcym łóżeczku. Może od tego prawspomnienia wszytsko pochodzi?Ta wiara w ludzi i ufność? I całe życie przyjaźni, choć teraz bardzo dalekiej. Nie, ja już się nie dziwię, że ufam ludziom i wierzę im. Mając takiego przyjaciela-był moim autorytetem. O innych wspomnieniach nie będę pisać-są tylko moje, do żadnego wglądu...

Jeszcze chyba nikt nie płakał na lekcji o Potopie...Ale nie o Potop chodziło...Dobrze już jest.

Z mężczyznami jakoś mi się układa. Może to i lepiej. Na szczęście. Żeby zacząć zmieniać siebie, trzeba się wpełni zaakceptować. Na razie nie rozumiem, ale próbuję.

14 kwietnia 2005   Komentarze (14)

Jest tylko dzisiaj?!

Jak tak patrzę...Mam za długie archiwum. Zaczyna mi przeszkadzać. Ta inna, albo tamta, którą byłam, kiedy czytam zapiski sprzed roku ironicznie mi się przygląda. Tak, ma rację-trzeba było używać imion nazywając osoby, już teraz nie pamiętam kto wtedy i co powiedział. A może to mało ważne? Jest tylko dzisiaj?! I tylko ono się liczy...

Nie lubię poniedziałków. Zaczynają się z reguły wtedy, kiedy budzę się w nocy i sprawdzam ile czasu snu mi zostało. Smieszne, prawda? A potem już nagle, choć przed chwilą-przysięgłabym-była 4, trzeba biec, myć się, coś zjeść, zabrać uśmiech małego, zostawić mu w zamian swój, powiedzieć "papa", wyjść, ubrać buty, wrócić sie, bo zapomniałam któryś zeszyt. W autobusie pokazać bilet, wysiąść za 7 minut dzwonek, do szkoły wejść za 2. Dzień będzie mniej lub bardziej udany. Najlepiej z niespodzianką. Pomyśleć o tym dniu w innym wymiarze. Powiedzieć do jutra. Wyjść. Autobus. Bilet. Przystanek. Spotkam znajomego. Cześć albo i nie. Obiad, Darek, angielski. Autobus. Dom. Kolacja. Chemia. Historia.Gadu. Dobranoc.

Wtorek to zupełnie inny dzień. Najlepszy jest czwartek. Nic nie wiem, idę spać.

11 kwietnia 2005   Komentarze (21)

Co się stało?

Rozpoznać szczęście, kiedy leży u twoich stóp, mieć odwagę i zdecydować się, by pochylić się, chwycić je w dłonie...i zatrzymać.To mądrość serca. Mądrość, która jest tylko logiką, to mało.

Niedługo napiszę notkę, o tym co czuję. Dokładnie wtedy, kiedy będę o tym wiedzieć.

10 kwietnia 2005   Komentarze (16)

Dni.

Wszystko się zaczęło jeszcze we wtorek. To był dizeń, w którym będąc w skzole od rana, mieliśmy tylko 3 ostatnie lekcje. Na geografii pisaliśmy zawiadomienie o Białym Marszu Wdzięczności, który miał się odbyć w czwartek. Potem zawieźliśmy je do wszystkich szkół ponadgimnazjalnych. W sumie 85 sztuk. Niektóre wisiały też przy kościołach, inne nie zawisły wcale. I czekaliśmy na czwartek. Baliśmy się, że przyjdzie tylko nasza szkoła...Pieczę nad tym miał MF i brat L.

W czwartek...Autobus do centrum był pełen młodzieży. Bardziej niż 1 września. Na rynku tłum ludzi. I świecie. Dochodzili w trakcie marszu. Policja naliczyła około 16 tysięcy. Jeszcze nigdy nie widziałam tyle ludzi w moim mieście w jednym miejscu...W kościele śpiewaliśmy...Śpiewali wszyscy. Tak głośno. Trzymając się za ręce. W świecach był przykościelny krzyż i mur. Po 23 wróciłam do domu. Poczucie jedności z obecnymi nasiliło się przy Abba Ojcze...Z tyłu ktoś wśpiewywał jeszcze Tatusiu...Płakałam.

Potem była msza pogrzebowa...

Umówiłam się. Spotkanie było najgorsze ze wszystkich możliwych. Pierwszy raz się obraziłam na kogoś. Nie odbieram telefonów. Ja myślałam, że szacunek do kobiet jest rzeczą wrodzoną, albo przynajmniej nabywaną. Potem poszłam na spacer. Lubię mój kawałek lasu. Moją ścieżkę...Rosły tam takie białe kwiatki i liście na drzewach. ziemia była usłana tymi uschniętymi...Kiedyś będę mieć dobry aparat fotograficzny, żeby mieć obrazy zamiast słów.

I było już dziś. Tym razem z kimś innym.Z nim zawsze jest fajnie...Tak jak wtedy w tym lesie, na zamarzniętym jeziorze. Dziś był komizm sytuacyjny i dużo błota, i elegancki parasol........I słowa...Teraz muszę pomyśleć. Czy może też być tak, że "my jesteśmy tylko przyjaciółmi, którzy czasem się całują"?

09 kwietnia 2005   Komentarze (15)

Nadal jest inaczej.

Pomiędzy teraz a teraz

pomiędzy ja jestem a ty jesteś 

słowo most

Taki most międzyludzki byłby największym rozwiązaniem. Trzeba się cieszyć, że nie jest to zwykłe urwisko. Potrzebowałam, żeby mi ktoś poukładał. Pierwszy raz od dawna była to mama. Ludzie się nadal smucą. Nie wiem już czy udają. Po tym, co widzę, schylam się ku temu. Trzeba wszystko przeżywać bardziej w sercu niż na widoku tłumu ludzi. Nie wierzę, żeby całe moje osiedle tak strasznie wydobrzało. Może tylko trochę osób. Nie potrafili nawet dobrze udawać, że się modlą. Przyszli tam, żeby postać.Może pokazać się?

 

Coś próbuję. Ale nawet nie wiem czy chcę, żeby wyszło.

06 kwietnia 2005   Komentarze (24)

Inaczej

Wszystko inne stało się takie nieważne. Choć śmierć powinna być postrzegana jako czysta formalność. Może nawet jeżeli ja ją odbieram jako coś, co musi nastąpić...Ale kiedy odchodzi ktoś, a my zostajemy sami, to odczucia są zupełnie inne. Jakie, o tym wie każdy z nas...

04 kwietnia 2005   Komentarze (22)

Bez tytułu

Wciąż dziwi postawa ludzi. Nawet dzisiaj. Zawsze mówiłam, że są dziwni...

Mam przyjemność spotykania mężczyzn, którzy mi mówią, że kiedyś byli we mnie zakochani. Odpowiadam im - przykro mi...Nie darmo jestem ateistką miłosną...Czy kiedyś moje serce pozbędzie się instynktu samozachowawczego? Może to sposób na życie? Bo nie wiem...

Wszystko się zmienia...A...nie, "nie napiszę, nie zrozumiesz"

Niedziela miłosierdzia, którego wielkie pokłady ukazał nam właśnie Papież dobiega końcu.

03 kwietnia 2005   Komentarze (13)

NIe lękajcie się [21.37]

Odszedł jeden z największych papieży Kościoła. Ten, który w naszych czasach uświadamiał ludziom, że warto, przekonywał, ukazywał wielką Bożą Miłość. Bo Bóg nie jest wyłącznie Sędzią sprawiedliwym. Z pewnością teraz Jan Paweł II znajduje się w miejscu, do którego chciałby dotrzeć każdy. Nowe życie...Każde cierpienie się kończy.

To jest czas na przemyślenie...

Nadal powinniśmy się modlić. O to, żeby nowy papież był godnym kontynuatorem dzieła.

Wczoraj nie umiałam napisać nic. Dzisiaj dobijająca rzeczywistość. W radiu, telewizji jego głos, zdjęcia, słowa, świadectwa. Wykorzystać godnie jego dziedzictwo.

Ja nie miałam okazji być na jakimkolwiek spotkaniu z Papieżem. Kiedy byłam mała, mówiono mi, że mam jeszcze czas. Potem jego obecność stała się tak naturalna, a zresztą sama nie chciałam. W tym roku miałam już pojechać na spotkanie. O rok za późno...

We wszytskich kościołach tłumy ludzi. W swoej ostatnie dni zjednoczył najwięcej ludzi. Większość zdała sobie sprawę, że cierpienia się kończą, że człowiek umiera. Że pewnego dnia po prostu może go nie być...

02 kwietnia 2005   Komentarze (19)

Przemienia lęk w odwagę.

Dzień się zaczął jakkolwiek dziwnie. Otworzyłam oczy. Przedtem była zupełna ciemność. Umyłam się. Zadzwoniłam do Babci. Ma dzisiaj urodziny. Ciągle jeszcze nie umiem mówić o tym, co najważniejsze, a już tym bardziej nie przez telefon....Smutno.

Teraz myślę o namiestniku św. Piotra na ziemi. O ludziach, którzy się modlą. O tłumach w kościołach. I o chorym człowieku. O nim przede wszystkim. O tym, który swoim uśmiechem wprowadza Bożą łaskę w życie wiernych. I chcę, żeby był. Każdego kolejnego dnia. Tak jak zawsze, odkąd pamiętam. Żeby Bóg...Ale to Jego wola jest najważniejsza. Tymczasem można z Nim rozmawiać, prosić, wznosić modły...

Na nic innego dzisiaj mnie nie stać, choć głowa pełna myśli.

01 kwietnia 2005   Komentarze (22)
Moje | Blogi