• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
27 28 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31 01 02

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Archiwum marzec 2006

Pt

Wiosna. Las. Chodzenie na lewo, bo żeby iść na prawo to trzeba WOS zdawać. Nasze własne schizy. Ze wsyztskich ludzi najbardziej lubię tych, którzy mi dobrze życzą. A już zwłaszcza moich przyjaciół.Ciekawe czy kiedyś rozszyfruję ten wpis i będę widzieć kogo dotyczył. Wiem, bo czasem sprawdzając poprzednie miesiące muszę przypominać sobie, kogo ten czy inny wpis dotyczył.
Bo to jest tak jak kupić bilet i wsiąść do pociągu wyższej klasy. Albo trzeba wysiąść, albo zapłacić mandat. Statek. Co do komentarzy-czynię kroki aby wiedzieć. Tylko nie wiem jak później to wykorzystać. Muszę przeczekać. Moze to nie jest takie ważne? Ale wszystko jest w życiu potrzebne.
31 marca 2006   Komentarze (7)

I hope

Na dziś pasuje to. Przerobione wczoraj w ostatnich godzinach mojego urzędkowania na komputerze.

Dziś dzień zawodu. Trochę łez i smutku. Mama przyjechała niespodziewania, a ja i telefon do szkoły zapomniałam i po lekcjach nie wróciłam do domu. I choć nie był to czas zmarnowany, to nie mogę sobie tego darować. Mama mówi, że już wiecej do tego mieszkania nie przyjedzie. Ja ją dobrze rozumiem, azyl mam tylko w moim pokoju, tylko ja mam system nieprzejmowania się ludźmi tymi, których nie cenię. Zbyt wygodne, wiec niemądre? Nie wiem, zapobiegawcze trochę.

W dodatku... nie wiem jak o tym rozmawiać, jak rozpoznać bliskość, jk się zachować, jak czuć, jak nie bazować na intuicji, jak zachowywać się normalnie, żartować przy nim i opowiadac o sobie. Już rzadko mówię o sobie(o wiele mniej niż keidyś), a przy nim to w ogóle. Wiem, że jest ważny. Ale to wszystko. Nie wiem nawet, co o tym myśleć. Nasze słowa zostaną między nami, mimo to czytając jego emil popłakałam się. Czy to dobre? Czy złe? Pytania.

Widzieliśmy kaczki na zamarzniętym jeszcze jeziorze. Wiosna, parkowe błoto... Ja naprawdę nie wiem.

30 marca 2006   Komentarze (13)

"A do domu proste drogi..."

   Już w niedzielę płakałam. Było mi bardzo smutno. Tymbardziej, że zadzwoniła mama a ja nie umiałam dokończyć rozmowy niepłacząc. Była taka odległa. Napewno siedziała w pokoju u góry, Bratek już spał, światło było delikatnie przesłonięte. Długo nie mogłam zasnąć. Wstałam, o dziwo, prawie od razu po budziku.Chciałam ubrać się jakoś bardzije kobieco(buty na obcasie i inne), ale na szczeście, przeważyła moja praktyczność. I kiedy tak sobie szłam do skzoły zadzwonił telefon. Jedna krótka rozmowa sprawiła, że choć byłam na jednej lekcji w skzole, później już nawet zmieniłam miasto pobytu.Samochód jeszcze 3 osoby. Jeden sklep, bardzo miły pan obsługujący. W trakcie zakiełkował pomysł, jeżeli będę tak blisko ammy to czemu do niej nie pojechać. Później na tyle ogarnął mnie entuzjazm wizyty, że praktycznie przesłonił wszystko inne. Autobusy miałam jeden po drugim, nawet kierowca, który powiedział, że to nie jego przystanek na nim-że się zatrzymał. Rzekł mi nawet :"Do widzenia, Pani!" Deszcz padał coraz większa, a mimo to było ciepło na tyle, że pozwoliło mi to iść w rozpiętym płaszczu(trochę za kolana, skórzany, zielony, podkreśla talię osy) ze słuchawkami na uszach, środkiem drogi i śpiewać. Im dalej szłam tym więcej było śniegu, mimo to wiosenny nastrój nie zniknął, wręcz przeciwnie, po wejściu do małego lasku(tam już była droga polna) wzrósł. Potem zupełna niepsodzianka, bo przecież miałam być wieczorem, Takie słodki uściski Bratka. Na obiad nawet trafiłam i od razu zajęłam miejsce honorowe-przy małym stoliczku brata na taboreciku a moja zaszczytna funkcja polegała na czas od czasu dokarmianiu go. Bratek nawet zbojkotował poobiednią drzemkę wybierając zabawy w pościeli z siostrą. Potem mi opowiadał, on już dużo umie. A zawsze pamięta, że aniołek ma buciki. Bo ma! Mama mówiła, że Bratek ma problemy z zasypianiem i budzi się w środku nocy, tej nocy spał, a jedyną jego wadą(zaletą) było to, że podkopywał się w moją część łóżka. Rano obudził się ucieszony i przypomniałam jak kiedyś miał niepsodzianką, że kiedy szedł spać mnie nie było, a rano nagle spałam obok niego.Jak on się do mnie tuli, wczoraj np. siedzimy przeglądamy obrazki, popatrzył na mnie i nagle ni z tego, ni z owego, bach i objął mnie ramionami całując w policzek. Z mamą rano piłam kawę  i wczorja po obiedzie też. Rozmawiałam z nią, opowiadałam jej wszystko(no, prawie) Bylo po prostu genialnie.

   Jechałam z powrotem i miałam lekkiego zonka, bo komórek mi wysiadł, a za oknem ciemno, a katowice nie były stacją końcową. Ale na szczeście wszedł przesympatyczny dziadek ze swoim wnuczkiem, może 3-4 latka. I nie dość, że miałam rozrywkę, to jeszcz emogłam wyobrażać sobie Bratka w jego wieku( a on umie już powiedzieć ile ma lat!). Tamten Pan też mi powiedział: Dowidzenia pani. Ja mu też.

   I tylko nie wiem czy ja byłam dwa dni w domu czy właśnie dwa dni w nim nie byłam. Za tym, że jednka byłam przemawia ta fala zarzutów, której nie pozwoliłam dojść do głosu podczas telefonu. Czamu nie powiedziałaś i takie tam inne. Tłumaczyć się nie będę. To bezsensu. Z kimś, kto nie słucha rozmowa jest tylko stratą czasu.

   Jeszcze jedno, kilka dni wcześniej u sąsiadki tam zmarł syn. Mama dziś rozmawiała, z jeszcze jedną też już w starszym wieku, która powiedziała, że mimo iż od śmierci jej syna minęło już 20 lat nadal jej go brakuje i czuje to bardzo. Dało mi to dużo do myślenia.

28 marca 2006   Komentarze (11)

Pustak.

Pisze list
Przerywa
drze papier
wrzuca do tekturowego pudła
leżą tam podarte wezwania
listy które otrzymuje
na które odpisał nie odpisał/ T. Różewicz

Nie wiem. Nie wiem. Nie wiem. Poczucie totalnej klęski zagnieździło się gdzieś wśrodku. Wszystkie próby odczepienia go ode mnie nie udają się. Na ulicach brudno, błoto, deszcz już nie puka o szyby. " Stwórz we mnie serce czyste"

Jedyne co dzisiaj to napisałam 1,5 lista. Nowy tydzień. Jeszcze syzbszy upływ czasu.

26 marca 2006   Komentarze (15)

Tulipan

   Jest sobotni wieczór. Wychodzę z domu do koleżanki a pod moimi drzwiami jakby nigdy nic leży tulipanke, w dodatku żółty i podpisany, że do mnie. Ja jakby nigdy nic podnoszę go i dopiero później zaczynam się dziwić. Muszę wrócić do domu i wstawić go w wazon. Poprzedni wykońcyzł się dziś rano(tulipan). No i się cieszę, jestem radosna, aż uświadamiam sobie, że był pod moimi drzwiami i nie zadzwonił. I wtedy się złoszczę. A potem już idę słuchając muzyki. Potem rozmawiam, słucham. A teraz jestem w domu i mój tulipan się do mnie wdzięczy.

25 marca 2006   Komentarze (12)

To nic. NIC.

Żeby nie myśleć o niczym zrobiłam sobie dzień dziecka albo wiosny. Nawet wieczór ze świeczką mam.

On mi mówił, że przyciągam. Że nie zawsze tych dobrych. Więc rzucam monetą. Niekiedy trafnie. Nie jestem pewna, ale teraz moneta stanęła na środku. Poza tym ciągle lubię łażenie po ciemku. A jak szarzeje, to zagladać ludziom za okiennice ich oczu. W szczególnych przypadkach lubię kiedy odwracają wzrok. I uśmiech dziś spotkanego pana też lubię. Miał oczy takie brązowe. I im dłużej żyję tymbardziej nie wiem kim jestem. Na biurku mam napar rumianku, uwielbiam go stosować zamiast toniku. Tak bardzo koi sen.

Aniele Boży, Stróżu mój...Czasami łapię się na tym, że wychodząc z domu już w windzie prawie nieświadomie zaczynam szeptać właśnie te słowa...

24 marca 2006   Komentarze (12)

Przedostała się w parszywy czas.

   Wszystkie inne czynności są przerwaniem muzyki. Rozmowy z ludźmi także. Placebo [Meds]. Na większość czasu. Na teraz Coma 100 tysięcy jednakowych miast. Pasuje do mnie na dziś. Parszywość.

   "Mimo prawdy porzuconej na rozstajach dróg, potrafimy w rzeczywisty sposób znaleźć się już. W domu będzie lepiej, a do domu proste drogi". To właśnie marzenie o przyszłym domu dodaje mi sił, żeby robić wsyztsko teraz najlepiej jak umiem, najmocniej i najsilniej. Wiem, że złudna ta nadzieja, ale lepsza taka niż żadnej."Nie zabraknie mi sił." "Czas poplątał kroki, jest łagodny i beztroski" tu akurat jest inaczej. Choć czas, na jego temat już nie będę się wypowiadać. "Nauczyłem się umierać w sobie" Prawda"Nauczyłem się ukrywać cały strach" Jednak nie, wyłazi bokami."Zapomniałem, że od kilku lat wszyscy giną jakby nigdy ich nie miało być". Może nie giną, ale znikają. Nie ma ich, jakby nie było, jakby pamięć fałszowała, jakby nic nie było realnym, wszystko wymysłem mojej wyobraźni. Przestroga. Nieufność."Dobre Niebo, kiedy wszyscy śpią...Tylko błagam, nie załamuj rąk, chroni nas Bóg". Na to tylko liczę. Tego sie trzymam jak zbawiennej poręczy. "Nieodległa w snach" Tak M. pisał do mnie. "To ja, ten sam, od tylu lat...sam".

Dziś M. To wystarczy.

23 marca 2006   Komentarze (9)

Coś.

   Więc dziś jest Światowy Dzień Poezji. A co oznacza, że o żadnej wiośnie nie będzie tu mowy. My drzemy ze sobą koty. Będziemy za to rozmawiać o święcie obchodzonym w niektórych miastach, a zwlaszcza w Paryżu(zawsze chciałam tam mieszkać. Albo w jakimś małym holenderskim miasteczku z dużym młynem i małym tulipanem). Wracając do tego święta to bardziej chciałabymfestyny i czytanie wierszy niż topienie marzan. Choć z drugiej strony, kto wie czy nie kazaliby nam siłą czytać tych wierszy w skzole zamiast żeby wypuścić zgłodniałych słońca dzieci ze szkoły. Mniejsza o to.

   Większa jest o to, kogo się czyta. Przynajmniej w moim pokoju. Przed chwilą czytałam słowa B. Maja, że poezję lubią niepogodzeni z rzeczywistością. A, niech mu będzie. Ja najpierw polubiłam Norwida. To było jakieś 5 lat temu. Miał coś w sobie, zresztą nadal ma. Jeszcze Byrona wtedy lubiłam i Rilkiego. Potem Miłosza. A potem klasyczne wiersze mi się znudziły i zaczęłam woleć takie bez reguł. Ulubionych wierszy mam 4 zeszyty i trochę więcej.Przed chwilą się okazało, że ten z numerem drugim się zgubił. Jak wszystko mi ostatnio. Ale głowę mam przyczepioną do szyi. Następnie zaczęłam lubić ks. Twardowskiego. To oznacza, że przeczytałam wszystkie jego wiersze. Szymborską też miejscami lubiłam, w sumie to nadal trwa. M. in. na wieży babel,"Kot w pustym mieszkaniu", końcówkę "Pejzarzu". Białoszewski, Kamieńska i wiele mniej znanych poetów.

   Ostatnio siedzę w Barańczaku. Trochę z przymusu, bardziej z wyboru. Jakieś jego słowa łażą mi po głowie( na szczęście się nie śnią), a najgorsze jest to, że muszę je skleić w humanistyczne przesłanie. No i ostatnio odkryty Różewicz. Genialny Pan. Kartotekę przeczytałam nadgorliwie, ale strasznie mi się podoba. I przypadkiem wzięłam do rąk "Wyjście-wejście". A tam wiersz "Ostatnia rozmowa":"jaki sens ma życie
jeśli musze umrzeć?"
kładąc palec na ustach
odpowiedziałem Ci w myślach
"życie ma sens tylko
dlatego
że musimy umierać"
Rzucił mi się w oczy m. in. dlatego, że kiedyś otrzymałam od znajomej osoby najkrótszy w życiu email. Było w nim napisane:"Życie ma sens." I tych słów czasami chwytam się jak ostatniej deski ratunku.
"z kwiatów jestem
z ptasiego skrzydła
wiatr we mnie mieszka
kiedy rozwinięta
wiatr chłonę
krople zielonego deszczu
budzą mnie z wiosną
i przecieram oczy"

21 marca 2006   Komentarze (16)

Niedziela.

Niedziele były postrzegane jako nudne i spokojne. No bo praktycznie do godziny 18 tak było i tym razem. O 18.20 z K. umówiona na dola na wspólnomszopójście. Nie było go. jak się okazało czekał na przystanku, a autobus zdążył ucicec. Bo K. zakwasy ma. No nic, że świadomością, że się spóźnimy staliśmy następne 11 minut na tym przestanku. Potem w autobusie chciałam się podzielić  tą wieścią z M. pisząc do niego esa, ale mi się znudziło. Potem szliśmy przez park ściażkami odrobinę po omacku. K. opowiadał trovchę o swojej klasie, którą miałam okazję poznać. Podzieliłam się z nim moim odkryciem, że najtańszym sposobem antykoncepcji jest bezpłodny mąż. Później K. się potknął-i jego zakwasy się odezwały. I trzeba było czekać aż odsapnie. Ale zdążyliśmy na przedczytaniem, bo jeszcze pieśni do Ducha były. I niefortunnie wybrałam ławkę, bo pani nie chciała się posunąć i trzeba było się gnieść. A jak patrzyłam z jakim namaszczeniem K. wstaje i siada, to było mi go szkoda, zresztą każdy kto miał powazne zakwasy to wie. A w kazaniu było o ptasim mleczku->bo najpierw się je czekoladę. Ale ogólnie to kazanie było o uczuciach. Jak wychodziliśmy z kościoła, to powiedziałam K. że dzisiaj jest dzień, kiedy go lubię najbardziej. Potem szliśmy na autobus opowiadalam mu, co zdarzyło się ostatnim czasem. trochę śmiesznie było. Potem na przystanku o wizualizacjach i m. in. o tym, że ja w windzie myję zęby, bo tam takie duuże lustro jest. A nieprawda, bo łazienkę mam stale wolną. Ale w ogóle taka wesoła się czułam i wolna. Potem poslziśmy na spacer dookoła osiedla w sumie gadając nawet trochę naprzemian. Bo ja opdobno nigdy nie chcę iść do domu. I kiedy my tak gadu-gadu, niedziela przecież kojarzyła się z telefonami od mamy. I kiedy ja chcę sprawdzić czy dzwoniła...okazuje się, że telefonu nie ma. To było już trzy godziny później.Taka panika z mojej strony. "K., ale pamiętasz, kiedy ja miałam ręce w kieszeni? Bo wtedy już były puste. Gdzie on może być?" No i sprawdzanie w autobusach. Z jednego wyskakiwaliśmy, to ja zdażyłam, ale K. trochę rękę przytrzasło(ale on nadal mnie lubi), później na następny przystanek przyjeżdża drugi autobus i ja iegiem, a on z tymi zakwasami za mną. No i sprawdzam czy jest. Nie ma. A taka dziewczyna się pyta czy szukam phona, a ja, że no tak. I miała go biletosprawdzaczka, a to był jej ostatni kurs. I mi oddała. I ja chyba jestem głupia, bo mam szczęście, ale nadal nie umiem w to uwierzyć. Fakt, że gubiłam go już dwa razy i znalazłam. Chyba św. Antoni mnie lubi. Potem jeszcze suzkaliśmy niegazowanej wody. I tak chodnikiemprzebiegła czarny kot. K. do mnie"Wierzysz w przesądy?" Ja;"Nie, ale M. zawsze przechodzi w takich sytuacjach pierwszy". Wracaliśmy już na dobre do domu, bo K. to mój sąsiad.  No i jako nagrodę za te wszytskie troski, pomyślałam, że Twist się przyda. On: ale caly czas mówiłaś o piwie. No i z tym Twistem w buzi-"wiesz, ale ja Cuie jednak lubię" I K. się zaksztusił. A ja w śmiech. I póxniej jeszcze było wciągaj, wciągaj. I kolejna wizualizacja. A teraz siedzę w domu, ręce już nie są przemarznięte. Uf...

I pomyśleć, że tej nocy cały sen, który pamietam to tango z Moulin Rouge El tango de Roxanne, i że budziłam się w nocy ze słowami tej pieśni, a tam taki zgiełk.

Ale pryznajmniej śmiesznie było.

I bliscy ludzie są jak ulubione gwiazdy. Kiedy znikają można poszukać następnej, ale to już nie będzie taka sama...

19 marca 2006   Komentarze (7)

Miasto mojego żalu.

MIASTO MŁODOŚCI

Przystojniej byłoby nie żyć. A żyć nie jest przystojnie,
Powiada ten, kto wrócił po bardzo wielu latach
Do miasta swojej młodości. Nie było nikogo
Z tych, którzy kiedyś chodzili tymi ulicami,
I teraz nic nie mieli oprócz jego oczu.
Potykając się, szedł i patrzył zamiast nich
Na światło, które kochali, na bzy, które znów kwitły.
Jego nogi, bądź co bądź, były doskonalsze
Niż nogi bez istnienia. Płuca wdychały powietrze
Jak zwykle u żywych, serce biło
Zdumiewając, że bije. W ciele teraz biegła
Ich krew, jego arterie żywiły ich tlenem.
W sobie czuł ich wątroby, trzustki i jelita.
Męskość i żeńskość, minione, w nim się spotykały,
I każdy wstyd, każdy smutek, każda miłość.
Jeżeli nam dostępne rozumienie,
Myślał, to w jednej współczującej chwili,
Kiedy co mnie od nich oddzielało, ginie,
I deszcz kropel z kiści bzu sypie się na twarz
Jego, jej i moją równocześnie. / Cz. Miłosz

Trudno byłoby o tym nie napisać, ale własnie to tłucze się w mojej głowie najbardziej. Jeszcze ten tak doskonale pasujący znaleziony dzisiaj wiersz. Bo jakżeby inaczej to nazwać. Chodzenie ulicami lat dziecinnych, trochę innych, wbrew upływu czasu młodszych, bo wyremotnowanych. Zaglądanie napotkanym ludziom w twarz. Przecież ja tu kiedyś mieszkałam, musze kogoś znać. Tyle ich było. Jakiejś radości mimo smutku, wspólnych spacerów, albo nas pięciu wtedy. Moja druga miłość(nie, nie każda jest ponumerowana). Pewnie to nie miłość, ale wtedy to było ważne, więc się liczy. Wtedy jeszcze wierzyłam, a teraz próbuję. A ścieżki wsyztskie pamietałam, tylko na miejscu niektórych powstały moje domy. I tak jakby mnie nie było. Czas... 

18 marca 2006   Komentarze (10)

Warto.

Zasadniczo rzadko oglądam filmy. Tylko ostatnie trzy dotknęły mnie do łez i myślę, że wiele ukazały.

Pierwszy z nich to Znaleźć Nibylandię.Podobał się od początku. Z zachwytem oglądałam kolejne sceny, obserwowałam, po to, żeby dojść do płaczu nad końcem życia(a raczej tym, czego boję się-śmiercią kogos bliskiego), a na końcu zobaczyć, że miłosć istnieje i zmienia ludzi. Ta dobra czyni ich lepszymi.

Kolejny film to Hooligans. Bardziej osadzony w naszych realiach zwłaszcza po ostatnich piłkarskich wydarzeniach. Zresztą i w nim dochodzi do podobnych zajść.Giną ludzie w imię jakiejś absurdalenej idei, wyboru złego sposobu na hobby. Zżera ich nienawiść, zazdrość, potrafią się sprzedać. Główny bohater na końcu idzie ulicą wieczorową porą, pokonał swój strach, zaczął na nowo życie, stał się bardziej świadomu i śpiewa "Wciąż dmucham w powietrze piękne bańki mydlane". Była to ich piosenka. Nauczył się tego, żeby się nie poddawać. Żyć tym, co dla niektórych może wydawać się dziecinne, zbyt wymarzone...żeby "sięgać tam gdzie wzrok nie sięga" i nie dać się zastraszyć.

Moulin Rouge musiał bardzo długo czekać. Zresztą to pierwszy film w całości obejrzany bez napisów. Myślałam, że będzie kankan, jakiś bal-lekko i przyjemnie. A tymczasem czy nie najbardziej brutalny film jaki kojarzę. Nie, oni nie tłuką się, nie chrzeszczą ich kości, to tylko serca i dusza. Przy czym tym niezainteresowanym chodzi tylko o widowiskę, dobrą zabawę, o połechtanie siebie kosztem kogoś. Jakby przesłaniem filmu było graj póki możesz, dopóki starcza Ci sił. Chociaż...czasami warto postawić na jedną kartę. Zwłaszcza wtedy(a zawsze tak jest), kiedy niewiadomo ile jeszzce do końca. A piosenka to Josh Groban Your song, no i jeszcze El tango de Roxanne to wtedy, kiedy trzeba zagryźć wargi i powiedzieć- nic się nie stało.

Jeżeli chodzi o mnie, to znowu jestem chora. Jeszcze nie zdążyłam się pozbierać po poradnim przeziębieniu jak przyszło mi nowe. W tym roku choruję średnio raz w tygodniu. Ot dla przykładu-katar mi się skońcyzł w tamten czwartek, tylko po to, żeby pojawić się w piątek wieczorem.

17 marca 2006   Komentarze (14)

Pisanie.

    Miałam niewiele ponad 5 lat. Zapadał letni wieczór. Trzeba przyznać, że nasze podwórko było piękne latem-wierzby, kasztany, klony a pomiędzy nimi porozsypywane huśtawki. Z okna widziałam następny blok, w oknach którego odbijało się zachodzące słońce. Wtedy pamiętam był już wieczór. Księżyc był taki...teraz bym powiedziała romantyczny...taki ni to flirtujący, ni to zamyślony. Wtedy potrzebowałam na to więcej słów i to chyba był pierwszy raz kiedy coś napisałam z tego, co mi się umyśliło. Czytać też wtedy strasznie lubiłam. Szybko mi to szło, dlatego przeczytałam wszystkie dostępne w bibliotece bajki-zajęło mi to jakieś dwa lata. Żadnej nie pamiętałam, wszystkie kończyły się dobrze, każda droga miała dwa rozwidlenia, trzeba było wybrać jedno, żeby przeżyć. Potem pisało mi się już zawsze. Nigdy tak bardzo regularnie-wszak wtedy miałam do dyspozycji wyłącznie kartkę i długopis, a dużo napisać w takich układach nie można, bo boli ręka. Tylko raz przeczytałam od początku do końca jeden z pamiętniczków. Czego się nauczyłam to nie pisać w złości o ludziach. Zresztą, jak teraz widać, o ludziach innych piszę bardzo mało. Człowiek to taka szkatułka-niewiadomo jak ja nieść i co cennego jest w środku, żeby nie upuścić. Potem jeszcze układało mi się słowa obok siebie. Kiedyś nawet nazywałam to wierszami, ale teraz nie-to tylko słowa tęsknoty i żal na świat, nic szczególnego, każdy to ma. Bardzo często piszę listy. Właściwie to gdzieś od 10 lat, a tak regularnie od 6. Mój najdłuższy miał 16 kartek. Nietrudno się domyślić, że do przyjaciela.

    Nie umiem nie pisać. Prześladują mnie myśli. Mam ich za dużo, trzeba wyrzucać. Jeśli ich nie mam, to znaczy, że dzieje się coś złego. Nie znajduję siebie w sobie. Jest bez-myśl.

16 marca 2006   Komentarze (15)

Bez tytułu

   Przyjechałam do domu (który to już?ale tam jest dom, bo tam jest mama) w piątek wieczorem. Bratek już spał. Byłam trochę zmęczona, kleiły mi się oczy. Przytuliłam się do mamy. Opowiadałam o wszystkim to znaczy o tym co ludzie, co w szkole przy pączku roboty mojej mamy. Później poslzyśmy do góry i też rozmawiałyśmy. Tak, ja teraz wiem, jak cenne są rozmowy z mamą. Później mama jeszcze coś opowiadała, ale w obawie, żebym zamiast słuchać nie zasnęła, zrobiła to przede mną. A rankiem była niespodzianka-Bratek obudził się i tu dosłownie-oczom nie umiał uwierzyć. Bo byłam obok. I ta jego radość, błyski w oczach. Wspólne zabawy w domowych pieleszach. To wszystko jedyne, wyjątkowe, bezcenne. I jeszcze Klucha- to królicha, która wygląda jak moja maskotka do snu (taka duża). Sobota myliła bardzo szybko, a niedziela o wiele szybciej. I trzeba było jechać. Bratek obraził się na mnie jak tylko zobaczył spakowany plecak. Obrócił się plecami. Później przez okno machał mi ręką. I trzeba czekać miesiąca później.

  W sumie to tylko przyśpieszenie o kilka miesięcy. Dużo się nauczyłam. Przede wszystkim wiem, jak cenna jest moja mama.

  Poniedziałkowe poranki jak zwykle koszamrne, w ogóle poranki są koszmarne. I wieczory przed snem-obawiam się, że się nie wyśpię i więcej czasu zajmuje mi zasypianie. Jak na przekór.

  Obserwuję ludzi, próbuję się zdystansować. Ostatnio zauważam podobieństwa w zachowaniu tych osób z kręgu w którym siłą rzeczy zmuszona jestem przebywać. Jak to jest, że każdy myśli, że jest wolny, a tak naprawdę naśladuje innych? Czasami to jest dobre. Jeżeli łapie się na tym, że powtarza się gesty ukochanej osoby, te, które innym sprawiają radość. A co jeżeli powtarza się tamte, raniące i rani się tym podwójnie. Jak daleko człowiek musi być przekonany o swojje nieomylności, żeby ciągle twierdzić, że się nie zmieni, bo nie widzi potrzeby. Brak refleksji? Zarozumialstwo? Egoizm? Wiem, ja też.

13 marca 2006   Komentarze (12)

Bez tytułu

3 dni-wydawałoby się, że conajmniej tydzień, w drodze powrotnej były już jedną chwilą.

To tylko droga przez to kim jestem, przez wszystkie tworzące mnie cegły.

Więcej nic nie wiem. Rozpoczynam walkę. O moje dalsze cegłówki. Może być ciężko, może być bardzo ciężko, ale od czego zaciska się zęby i idzie się dalej?

Pokoju więcej do serca poproszę.

12 marca 2006   Komentarze (15)

Na 3 dni.

   Uff. Staram się tylko pamiętać co obiecałam przywieźć. Pewnie lubię męczące podróżami dnie. Kraków-Częstochowa. Ciekawa tego, co mnie spotka. Z pytaniami do wyjaśnienia.

   Żeby tylko było dobrze.

   A dziś M. Mój M. Lubię wchodzić z nim do księgarni. Czytać wybrane fragmenty książek.

    Ciekawe do czego to wszystko prowadzi. Czasami wydaje mi się, że pownno się żyć, choćby ze względu na zwykłą przyzwoitą ciekawość.

09 marca 2006   Komentarze (20)

Drżenie

Stojąc przed lustrem odkryłam, że żyję dopóki drży moja lewa pierś. Więc życie to tylko drżenie. Początkowo zamurowało mnie dosłownie. Wszystkie filozoficzne, naukowe rozprawy, każdy wiersz, to na nic. Tylko drżenie. Miłość pewnie, jeżeli oczywiscie jest, to jakiś ułamek ledwo zauważalny. Wszystko inne jeszcze mniej istotne. Za czym więc biegniemy, jeżeli...?

Pilnuję tego drżenia. Sprawdzam czy jest. Czasami się przesuwa, serce jest gdzieś w kolanach. Wtedy to oznacza, że bardzo się boję, że z łatwością znajdziesz mój puls. Czasami to jest trudne.

Proza życia-drżenie.

A chmury są wyłącznie koloru szarego.

08 marca 2006   Komentarze (15)

Homo sum.

   Człowiek to zwierzę-wystarczy dobra kolacja z doskonałym aromatem pobudzającym zmysły, żeby podnieść poziom radości i nasilić zmęczenie.

   Z pozostałości człowieka tej wyższej  mojej warstwymuszę napisać, że właśnie jest wypełniona pustką. Czasami osiąga monumantalne rozmiary. Kiedy indziej jest praiwe nie widzialna, jednak czuję jak mnie wsywa gdzieś wgłąb. Próbowałam już różnych rzeczy, jakichś powrotów do któregoś z poprzednich stanów, ale ona nie znika. Ta pustka nie jest pustynią. Przynajmniej nie taką, do której jestem przyzwyczajona. Mam z Nim kontakt, mwóię do Niego, wiem, że jest. Przychodzę, klękam, mówię jest tak a tak. Potem, że zdarzyła mi się taka albo inna sprawa. I czuję, że mnie słucha. Zwłaszcza wieczorami. Może On ma wtedy więcej czasu? Nie wiem, najważniejsze, że jest. Może jeżeli On jest, to tamta pustka nie jest taka bez dna? Zupełnie już nie wiem. Walczę z nią, zaciskam zęby, przygryzam wargi, próbuję nie czuć.

   Dlatego jeszcze wiem, że potrzebuję zmiany. Ufam w to, że jeżdżenie wieczorem pociągiem nie przyniesie mi nic złego. Tylko jak pomyślę, co mnie spotka kiedy już dojadę. Twarz Bratka, jego słodkie przytulenia, rozmowa z mamą. Wolę zaryzykować. Zwłaszcza, że w tym samym dniu będzie Kraków. Tak, żyję już wizją piątku rano.

   Zmęczona kładę się spać. Spróbuję śnić o czymś pięknym.

06 marca 2006   Komentarze (10)

Postanowienia.

  Czas ucieka między palcami. Wiosny jak nie było tak i nie ma. Za dużo we mnie o sobie. I jeszcze parę innych wad się znajdzie, na nowy model nikt mnie nie zamieni. Nie wiem co robić dalej. Polubić ludzi, ale to jest chwilowo trudniejsze niż uczenie się historii. Trzeba by poświęcać im czas i słuchać. Nie umiem ich słuchać odkąd wiem, że czasami mówią nieprawdę. I sama muszę mówić mniej. I w tym tygodniu komputera tylko półgodziny dziennie. Wiersz przeczytać, zapalić świeczkę, pomodlić się dłużej. I chcieć rano wstawać. Tego w tym tygodniu chcę. I byle do piątku, właściwie już czwartek wieczór będzie właściwie na miejscu. I z M. porozmawiać naprawdę.

05 marca 2006   Komentarze (10)

Sobotnio-poranne rozmyślania przy łyku...

Towarzyszy mi smak kawy. W nastroju rozleniwienia. Powinnam szybko wybiec na zakupy, a potem poświęcić się prezentacji maturalnej i obcowaniu z panem Barańczakiem. Jeżeli zrobię ją do końca czeka mnie w przyszłym tygodniu nagroda.

Denerwuje mnie świadomie bądź nieświadomie. Jest dla mnie dobrym materiałem do trenowania panowania nad uczuciami. To jest lepsze niż bieganie niewiadomo w jakim celu. Chociaż obecnie tego też potrzebuję jak cholera.

Wczoraj był dosyć dziwny dzień. Muszę M. powiedzieć, że nie traktuję nas jako zabawę. Wyrosłam już z tego. W tej chwili jestem o tym przekonana. Właśnie w tej, która może za chwilę minie wraz z tym przekonaniem.

W tej kaplicy było wczoraj nabożeństwo. I tak się czułam jakbym stała w progu. I nie przekroczyłam go do końca, aż wreszcie musiałam wyjść.

Tak się zmieniłam w moim widzeniu siebie. Nie znajduję w sobie tej dziewczynki. Całe szczęście, że jej radość pozostała we mnie. Wszytsko takie konkretne-zrobić to i to, pójść tam i tam. Powiedzieć właśnie to. Wieczorem chwila na małe rozmyślanie, wrywanie się w łóżko bez jakichś specjalnych przygotowań. Budzenie się z tym samym wyrzutem do kolejnego dina, że za szybko przyszedł. Z przerażeniem czasu, który upłynnia się tak szybko i tym, że do m. jeszcze tak mało umiem. Podali nam już nawet terminy ustnych. Ki czort mnie podkusił na rosyjski? Kiedy ja się tego nauczę? Zwłaszcza, że mi pomieszają się w głowie języki-to potem takie dziwne, że nad każdym będę musiała zastanawiać się. Czasami to lubię. Mówiąc w rosyjskim będę pamiętać tylko angielski i odwrotnie.

Ale gna mnie nadzieja. Nadzieja zawieść nie może.

04 marca 2006   Komentarze (19)

Prośba.

    Leniwie obudziłam się. Był czas na kawę i rozmowę podczas której ja, że jestem łagodnością. Później przechodzenie przez tory tramwajowe-jednak boję się tramwajów. Ale w tym momencie uświadomiłam sobie, że przepełnia mnie jeszcze entuzjazm, bo tylko kilka lekcji, a spotkam się z M. Później już myślałam o moim wniosku, który mnie nadszedł na niezawołanie- że własciwie lepiej przyjąć, że jestem Burakiem, bo wtedy każde ponad bukrakowate zdarzenie daje radość, a jeżeli stworzę sobie niedościgniony wzór, to po prostu się niedoścignę-proste. No, spróbuję.

   Z M. wspólne czytanie książek w księgarniach, trzymanie się za ręce. Jego zarost. Nie jestem pewna, zresztą. Jeżeli on chce być czekany przeze mnie, to może pozwolić sobie na chwile szczęścia. Zwłaszcza, że to jedna z nielicznych rozrywek na które sobie pozwalam-właśnie te spotkania z nim.

   Mam szatański plan na piątek-niedzielę zatygodniową. Szatański, bo jak się ziści, to będzie tak...A na razie mnie to motywuje.

...i zrozum to wreszcie, nie liczy się nic, liczą się przyśpieszone tętna.Choćby chodziło o zwykłą adrenalinę.

   Wczoraj stałam na przystanku i przypomniała mi się piosenka, tu załączę jej tłumaczenie, lubiłam ją od zawsze czy to przez głos śpiewającego, czy przez treść: Nie posypuj mi solą rany, która jeszcze się nie zagoiła. Nie posypuj mi solą rany, która jeszcze boli.

02 marca 2006   Komentarze (10)

Bez tytułu

Mój Bóg( J.Twardowski napisałby po prostu Bóg) jest dzisiaj gwiazdą. Gromadzą się tłumnie, ciągną za sobą dzieci niewiele im tłumacząc. Kiedy już wchodzą do tego pomieszczenia chcą być jak najbliżej tego miejsca i w dodatku najwygodniej. Kiedy im to się nie udaje, a już goni ich czas, w zasadzie On już się pojawił, nagle stwierdzają, że właśnie tam jest wygodniej. Pani obok dostaje z bara, a pan po lewej niechcący nadepnięty na nogę(mógłby sie przecież szybciej przesuwać).Potem się trochę nudzą, zwłaszcza ci stojący, ale najwazniejsze jak zwykle jest na samym końcu, więc nie mogą tak zwyczajnie wyjść, no bo jak? Później dają Jego, w takim białym opłatku. Formuje się kolejka, ale byle szybciej Go mieć, tamta staruszka znowu mogłaby szybciej się ruszać. Potem nareszcie jest moment właściwy i mówią posypmy głowę popiołem. A czemu go tak mało? Można troszkę więcej? A jeszcze moje dziecko w wózku, ono też by chętnie. Za 37 dni ci sami ludzie znowu przyjdą tlumnie.

Wiem, było tam grono tych osób, którzy wiedzieli o co naprawdę chodzi. Ale smutno mi mimo wszystko. Bo bardziej chodzi o tradycję. I jeszcze myślę, że ja najchętniej Wielkanocną mszę w drewnianym kościółku w którym będzie 10 osób. Będzie cicho i On zmartwychwstanie  tak, że to poczuję.

Ta msza posłużyła mi jak małe rekolekcje. Bo jestem też zła, za dużo myśląca o sobie, mało szanująca innych ludzi i ich pracę. I w moim życiu chcę tylko nie zgubić Jego. Ten, do którego przychodzę jest delikatny. I jest Miłością.

01 marca 2006   Komentarze (15)
Moje | Blogi