Troszkę pomęczyłam się z szablonem, ale wydaje mi się, że szablon jest jak ciuch-czasem trzeba go zmieniać.
W poprzedniej notce pisałam o maturze. I, szczerze mówiąc, pisałam o mojej. Z reguły korzytsam z przyznanych mi praw, więc jeśli mam 5 lat na poprawianie to czemu nie? Być może właśnie takie poprawianie i mistrza czyni, a w główce nieśmiałe plany dopisania sobie przedmiotu i zdawania jeszcze i w przyszłym roku. Bo ja lubię inaczej, zresztą, jak się okazało nie ja jedyna. Szkoła przyjęła mnie bardzo ciepło, nauczycieli nawet pamietali, co studiuję, choć być może błędem było przyznawanie się o nieprzygotowywaniu się do matury z historii, która za dwa tygodnie. Chociaż, przecież wszystko przede mną.
Wczorajszy dzień był pełen wielu wrażeń. Ponieważ jeden z moich domów trafił szlag, nocowałam u przyjaciółki. Miło patrzeć jak nasza przyjaźń się umacnia. Mam nadzieję, że będzie trwała całe życie. Jesteśmy tak różne, ale wspaniale się dogadujemy. S. jest bardzo tolerancyjna względem mojego charakteru. Myślę sobie, że S. jest po prostu jedyna w swoim rodzaju. Jej rodzice zapewniali, że ich dom moim domem, pamiętam nawet zaproszenie do kąpieli, przedstawianie mi wszystkich szamponów, ręcznika itd. Najśmieszniejsze było, gdy razem z S. rano przy jedym lusterku majsterkowałyśmy przy własnych twarzach. Potem jeszcze jej mama dała mi życzliwego kopas w dupas, potem spotkanie z ludźmi z klasy, którzy też drugi raz. Jesteśmy bardziej otwarci na siebie, przynajmniej w tym dniu byliśmy.
Po maturze nie kremówki, ale lody z Mcd. Już u S. w domu obiad rodzinny. Te katusze potem zamieniły się w przyjemność. Później, z tego powodu, że nie jechał autobus, to łapałyśmy stopa niemalże w centrum miasta. Autobus jednak przyjechał, ale miny kierowców były bezcenne.
Uniknełam awantury, pomyliłam piętra, wyszłam ze śpiworem, uratowanymi zdjęciami, starym pamiętnikiem. Nie wiem, kiedy moja noga tam postanie(ach ten patetyzm).
Cały dzień próbowałam skontaktować się z dwoma znajomymi i umówić się na ciepłą rozmowę, ale okazało się, że trzeba było przesunąć termin. Niestety. Rozmów ostatnio jak na lekarstwo.
Do Tesco po piwo, potem Smallville. Sen i K-ce. W K-cach M. Dotykając go odkrywałam, że tęskniłam, na nowo przekonywałam się, upewniałam się, że moje miejsce własnie u jego boku. Ten zachwyt w jego oczach na widok zmian, które we mnie zaszły. 30 minut to mało, ale dużo. I znowu taki czas, że go nie kupisz, że go nie sprzedasz.
Teraz w akademiku, dwa tygodnie temu przeprowadzałam się do nowego składu. Nigdy nikt nic nie mówił o mobbingu współlokatorki. Mam inne podejście teraz. Wiem, że N. nie jest idealna, że ja też nie. Ale zarówno ona jak i ja jesteśmy na siebie otwarte. I uśmiechamy się do siebie na dzień dobry. Oby tak zawsze.
Teraz powrót do nauki, pracy, obowiązków. Coś czuję, że będzie ciężko, ale dobrze.