• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
25 26 27 28 29 30 01
02 03 04 05 06 07 08
09 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 31 01 02 03 04 05

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Archiwum październik 2006

Ostatnia w październiku.

Dziś interesujące spotkanie. Ciekawe, co z niego wyniknie. Choć z drugiej strony i tak zasada: ograniczonej wiary w ludzkie słowa obowiązuje. Realizować marzenia-czy to nie wspaniały cel?
27 października 2006   Komentarze (11)

O uczuciu ukrytym pod literką T.

Nie tak daleko jak chyba dziś rano usłyszałam, że taki rzeczy przydarzają się tylko mnie. Po dokładnym obliczeniu czasu i maleniu jego rezerwy do rozpoczecia zajęć ze sprawdzaną obecnością wyszłam z akademika. To, co zobaczyłam przy stojaku na rowery przerosło wszelkie moje oczekiwania: ktoś przypinając się do rurki spiął mój rower ze swoim, odbierając mi środek lokomocji. Próbowałam jakoś przechytrzyć kłódkę od współrowerowca, zrezygnowana zostawiłam mu karteczkę: " Sorry, następnym razem nie spinaj swojego roweru z moim" A potem miałam rzadką okazję przeparadowania się porannym Krakowem. No cóż, nie narzekam. Spóźniłam się 15 minut i już myślałam, że to będzie piersze spóźnienie, ale nie, na korytarzu minęłam się z wykładowcą, który(o dziwo!) nie podążał w tym samym co ja kierunku. I kiedy już się zabieraliśmy do czmychnięcia (czekali na niego 18! minut) przez szczelinę w drzwiach zauważyłam, że nici z tego. I wszyscy biegiem na swoje miejsca po drodze zdejmując kurtki. Było to najśmieszniejsze wydarzenie dzisiejszego dnia.

Poza tym od wczoraj nic się nie zmieniło, oprócz tego, że mam świadomość, że w sobotę o 3 nad ranę będę paradować Krakowem z plecaczkiem.
Chciałabym, żeby była tu osoba, której mogę się wygadać.

Właściwie, to czego nauczy mnie ten okres w życiu, oprócz,tym razem potrójnej, tęskoty.
Dziecko umie już mówić, że kocha. A ja tęsknię za jego małymi rączkami obejmującymi moją szyję.
Znowu pytania czy warto przyjeżdżać. Warto. O ile nie stanie się nic w drodze, to zmeczenie to nic w porównaniu z uczuciami. Do Babci. Tam będę.
Trzecią tęsknotą jest M. Zobaczę go może za dwa tygodnie. A właśnie teraz jego nieobecność najbardziej doskwiera.

26 października 2006   Komentarze (7)

Bez tytułu

Za dwa dni do wyjazdu, który ja nie wiem czy powinien być. Rozważam, kalkuluję. Wiem, że bardzo mi zależy, a jeśli na czymś bardzo zależy, to najczęściej nie wychodzi, wiem, że to będzie pociągiem trochę przed 5. i że ja w pociągach zawsze śpię.

Cały czas targają mnie jakieś wątpliwości. Dobrze, że chociaż zajęć mam dużo, to nie skupiam się na tym.

Jednocześnie
Chcemy być
Na jawie we śnie

Zakładamy to marzenie
Tak codziennie jak koszulę
Uciążliwe i kosztuje
Suma szczęście nie istnieje
Życie złoty to interes
Piękne jest
A księgowość wszystko psuje

25 października 2006   Komentarze (7)

Znowu o domu.

-Nie możnaby przesunąć zajęć z poniedziałku za tydzień, chcielibyśmy do domu pojechać.
-A pani dokąd chciałaby pojechać?

No właśnie dokąd ja chcę i czemu znowu trudności, problemy, piętrzenie się? Co nie zabije, to będzie jak trucizna-lekiem.
23 października 2006   Komentarze (5)

Wolne nie, nie żarty.

Sobotę zajęło mi pranie, pranie i jeszcze wybieranie rzeczy, bez których niby nie mogę się obejść. Niedzielny poranek zajęło mi pakowanie tych rzeczy bez względu na konsekwencje mięśniowe.
Mój pokój już nie mój. Te obce palce, obcych rąk wszytsko poprzesuwały, poprzestawiały, poukładały. Moje było miejsce w kącie, przy biurku i komputerze. Komputer ze mną. Biurka już nie potrzebujesz, tak? Bo ja bym je zabrał.
I ten wachlarz na ścnianie. A po (filolog nie używa) mi on? Brzydactwo wszystkich czasów. Do odganiania natrętów. Tylko kiedyś powiedziałam, że nie chcę, to ona na złość, na wyrażenie swojej woli, ciup gwóździem na moja ulubioną ścianę. Ten pokój staje się pobojowiskiem historii ludzkiego życia. A, łóżko zamierza w ogóle wyrzucić, bo nie wygodne, bo kupiła sobie inne, jakby życie na nowo zaczynała, pani na włościach.

Kilka naszych godzin. Bo to jest tak, że przecież tutaj nie napiszę, że jednak oczy innych, a to nawet nie moje jest, tylko nasze. Za pisując na karteczkach ciągle gubię, w pamięci mojej własnej się wszystko zawierusza. I pociąg "Wanda" taki domowy był i przytulny, aż można było się zapomnieć.
Potem, gdy już wyszedł, a my kawałek już pojechaliśmy w stronę Kra. całyt czas czułam, że coś mi nie pasuje, że Kra. bez niego to właśnie taki niepełny jest.

Wychodząc z WC w pociągu spotkałam kolegę z LO, z którym w ciągu trzech lata ani razu nawet na cześć, a tu o studiach i o wszystkim chyba z 15 minut rozmawialiśmy. Co te studia robią z ludźmi.
Poranna kawa. Poranne przyuczanie się do 1. w życiu kolokwium.
23 października 2006   Komentarze (8)

Sennie już.

Złożyło się tak, że wybrali mnie starościną roku. I szczerze- z jednej strony mnie to cieszy, bo ludzie zauważyli mnie no i kojarzą już trochę. Z drugiej strony, podobno w czasie sesji zajmuje dużo czasu uganianie się za pierdołkami. Nic, dożyjemy, zobaczymy.
Jutro zmywam się do swojego pokoju na dwa dni.
Zauważyłam wreszcie, co mi nie gra przy naszym pokoju-że w domu rozpoznawałam po zgrzycie klucza, kto przychodzi i już chciałam z radością, ze smutkiem bądź z entuzjazmem opowiadać, a jak byłam mała to nawet przyjść i się przytulić. A tu tak nie ma...
20 października 2006   Komentarze (10)

Spis opisów.

Kiedy smutno mi, o wtedy w głośnikach Kult. więc i jest: "bo ona się bała pogrzebów".
Podejrzewam, że jeśli nawte i istnieją piątki 13, to mam je kiedy indziej niż wszyscy, np. dziś.
Najpierw niepewny sen o niepewnym, ledwo świtajacym poranku. Potem, kiedy w miarę rzeźko na rowerze, z zachowaniem przepisów jak zgrzyt żelaza po szkle przez moją muzykę przebił się pisk hamulców. Już miałam wizualizacje moich nóg, lakieru auta, dla kierowcy to był tylko znak, że 'spoko' niby.
Po jednej przygodzie z rowerem zostało mi kilka blizn i jedno niechętnie przechowywane wspomnienie. Miałam nie dawać się swoim strachom. Potem zepsuła mi się kłódka od roweru, jako tako przypięłam. Na wykładach myśli raczej o poranku, niż o temacie. A potem, to już szczerze mówiąc, ja miałam w nosie te przepisy. I trąbili ze dwa razy, ale pozwoliłam sobie przejechać przez najprawdziwsze skrzyżowanie z tramwajami i jeepami i tak szybko, na złość sobie.
I kończąc już ten epizod, ka. asystujący przy tym, jak wybiegam już ze spotkania do mnie: Uważaj na siebie. Lepiej powoli, ale bezpiecznie i do celu.
Znowu dziś odpowiadać na pytania o to, kim jestem?
-inteligentna bestia-tak o mnie, to raczej przypadek.
-miła, uśmiechnięta-gra pozorów.
-tulipanek.
-czasami, że wszedzie mnie pełno-tu akurat prawda. Sposób na politonię.
Określam siebie jako zbiór cząsteczek, ze zwierząt do mnie najbardziej kameleon, bo albo się wtapiam, albo wyróżniam.
Wiem, że bez Niego, tzn. wtedy, kiedy mi do Niego coraz dalej, to sięgorsza dzieję i jakaś rozlazła jak teraz.
Że o najważniejszych rzeczach, tych smutnych, to nikomu nie mówię. To sprawa moja. Że płacz jest dla mnie czymś tak intymnym, że nawet przy sobie,na niego nie pozwalam.
Że odpowiedzialną za grupę, to ja nigdy, ale kiedy tlyko za siebie, to całkiem nieźle prosperuję w każdych warunkach.
Że nie patrzę się na siebie w lustrze, a z drugiej strony w miarę w pełni akceptuję to, jak wyglądam, bo kilka sekund i wszystko omże być inaczej.
I że od kiedy przyjechałam do kra. to mam jakieś niejasne przeczucie wypadku.
Że jest jedna rzecz, której się bardzo boję, której sobie nie wyobrażam, która tyczy się tak najbardziej jednego istnienia. Że w tamtym roku ułożyłam się z Nim na rok, że będzie dobrze, obydwoje się spisaliśmy. Ze teraz nie mam nic cennego, do zaofiarowania Mu wzamian, że Go nie rozumiem, ale z Nim chcę.

I że, to prawie z tej samej beczki-niesamowicie bardzo tęsknię za M.
19 października 2006   Komentarze (6)

A.

W dniach nieobecności minęła kolejna rocznica blogowania. Dalej w pewien sposób wydaje mi się to interesujące. Właśnie przed chwilą zamiast zapisać notkę, ją skasowałam. Teraz trochę kołysze mi się, ustawiona niepewnie dosyć, klawiatura. Jedno biurko służy mi jako komputerowe, bla kuchenny, oraz miejsce do robienia notatek. Nie narzekam. Życie jakie jest staram się sobie zabierać. Nowy cel w nim wyznaczyć sobie muszę. Na razie, próbuję rozpoznać na czym stoję.
Nawet Kra. nie zdołał zabić mojej rządzy wyjazdów. Szykują się dwa kolejne. Oby Pan je pobłogosławił, bo ważne dosyć są. Trochę czasu z turkotem pociągów. W dwie soboty pordrząd pojadę w dwie różne strony.
Jestem trochę włóczęgową, myślę, że lubię prostotę i jak mam coś powiedzieć, to mówię wprost. Tak sobie myślę, że mnie by w czasy Wędrówki Ludów.
18 października 2006   Komentarze (7)

Bez tytułu

Dziś mam prawie jak w domu i urządzam wieczór leniwca. Nie spędzę go przed telewizorem, bo siłą rzeczy, tzn. funduszów jestem go pozbawiona. Z radia staram się korzystać tylko muzycznie, a gazet, od kiedy jeżdżę rowerem, nie dostaję(tych takich metro, metropol) i własnie wczoraj uświadomiłam sobie, że aktualny świat jakoś płynie obok mnie. Że nie wiem o co chodzi w Gruzji, o tym słyszałam w kolejce po chleb, a w polityce już tym bardziej. No to mam spokojną głowę.
W pokoju pusto, W. pojechała do domu i mogę sobie tak zupełnie po swojemu. Pamiętam, jak pierwszego dnia w akademiku najbardziej zdziwiło mnie to, że dzielę łazienkę z dwoma facetami. Potem przypomniał mi się nasz wakacyjny wyjazd i to, że tam też koedukacyjne łazienki były.
A najbardziej przeraża mnie(!) wachlarz możliwosci kulturalnych. Bo tyle rzeczy można zrobić, wszystkiego się dzieje tyle, że ledwo nadążam z czytaniem ogłoszeń.
Tak sobie wspominam, że w wakacje ten człowiek mnie irytował tym, że taki spokojny i że nigdzie się nie śpieszył i że taki opanowany. A co teraz? Zauważam u siebie podobne postępowania, momentami czuję anwet jakbym przejęła sposób mówienia.
Wiem tylko, że kiedy się ograniczy potrzeby i wymagania, to jakoś tak łatwiej się żyje.
A życie mi się w tych dniach podoba tak bardzo, że boję się, żebym jakiegoś wilka z lasu nie wywołała, bo zawsze traci się to, co sprawia njwiększą frajdę.
Ciekawe jak to będzie.
13 października 2006   Komentarze (7)

tak jak dziś.

Najpierw bolała mnie głowa. Potem impreza integracyjna akademika. Na bloczki.
Wciąż fascynują mnie ulice. I chociaż jeżdżąc na rowerze czasami właśnie zaludnionymi chodnikami mam okazję przyjerzeć się wyniosłości i poczuciu wyjątkowości mijanych ludzi. To widać sposobem jakim idę. Że chcą, idąc po angielsku, bo nie z tej strony, to żeby inni im usuwali się z drogi. Że strojem próbują podkreślić jakimi to nie są.
Czasami wydaje mi się, że nigdy nie było żadnego przedtem.I gdyby nie myśl, że M. to śląski jest, to nie chciałabym, żeby było jakieś potem. Żeby tylko teraz. Bo życie chwilą tylko jest. Że jest tyle możliwości, i że czas ucieka przez palce-myślę, że to najbardziej zadziwia mnie w tym mieście. I że o 9 mogę po rynku rowerem. I że Kraków najbardziej krakowski jest o niedzielnych wczesnych porankach, albo wieczorem. Kiedy żadnych aparatów...to myślę, że wtedy Kraków-jego rynek i stare miasto spełnia funkcję estetyczną:kontemplacja i wyobraźnia, jakiś bardziej sentymentalizm i szukanie w sobie choć przez chwili tego, co nieuchwytne. Tak sobie czasem myślę, kiedy wracam wieczorem do domu(bo tam, dokąd wracam jest zawsze dom, więc skoro przez 9 miesięcy będę wracać właśnie do tego miejsca...).
12 października 2006   Komentarze (4)

Bez tytułu

M. właśnie jedzie do domu. Za 45minut będzie w Katowicach. Godziny spacer do akademika z dworca. W takich chwilach czuję, że kra. to nie moje miejsce, że zawsze jest o coś mniej, jeśli właśnie o tym można w ten sposób powiedzieć.

 

01.10.06

No to od 2 dni mieszkam w Krakowie. Konkretniej od jednej nocy i 3 godzin czekania w kolejce po klucz. A teraz jem swój pierwszy obiad( gołąbki od Mamy, jedzone wczoraj także i na kolację.)

Pierwszy dzień skończony. Po chwilach przemyśleń i zadawanych sobie pytaniach dlaczego ja tutaj i w jaki sposób.

Przyjechałam z Kierującym Drogą, który potem stał się Wujkiem i z K., który też do tutaj, ale na warunkach inne niż moje. Potem mój własny, prawdziwy Brat, który chciał zostać ze mną w akademiku. Ale żłobek też jest. Akademicki.

Wciąga mnie i kusi wszystko.

M., jak dotąd, dzwonił codziennie. Tęskniło mi się za nim, spacerem powrotnym wieczornym kra. dziś, strasznie. W środę przyjedzie. Chyba. Odliczam. Brakuje, bo przecież tak bez sensu kra. bez M.

Acha, no i mf niby pierwszy. Odkąd rok temu pierwszy raz zobaczyłam okolice salki i w ogóle, to jeśli chodził o kra. ze mną wzbudzał największe obawy. Tak jest dalej. Chciałam wyjść po chwili  od przyjścia, ale są rzeczy, których zrobić nie można. Może dlatego, że potem Brat Główny? Nie, to nie to. Nie wiem. Muszę tam być.

A, dzisiaj rektorów widziałam i innych takich poważnych. I Gaude Mater i koleś z radia.

A ja taka mała...

07.X.

Bez kilku godzin tydzień tu jestem. Przyjechałam z Kierującym Drogą, który potem jakoś tam się przeistoczył w Wujka(pewnie wtedy, kiedy na własnych plecach niósł moją największą torbę) i K., który też został w Kra., ale w inny sposób.

Czuję się tu już jak u siebie, znam wszystkie skróty i pierwsza wszystko wiem. Nie, idę na łatwiznę, bo jak się wie to potem łatwiej zapanować.

Przed chwilą zrobiłam przemeblowanie w pokoju i wyrzuciłam całą szufelkę kurzu pewnie jeszcze po starszym roczniku. Kolesie z naszego składu okazali się nieźli. A bo i starsi i więcej wiedzą, i lodówkę mieli, ba! dowiedziałam się, że jest pralka nawet akademicka, tylko kolejka na zeszyty. Muszę jeszcze kupić kabelek do komputera, pan w sklepie będzie wiedział jaki, bo może od poniedziałku zamówię internetem.

Tylko czas tu szybciej płynie.

Acha, wczoraj byłam w bibliotece wojewódzkiej. Od mojej różni się nie tylko wielkością, a i tym, że jest za friko. I o ile u siebie nie umiałam znaleźć żadnego wiersza J. Podsiadło, tak tam od razu wpadła mi w ręce jego tomik poezji wybranej. A najbardziej wiersza napisany równo 11 miesięcy przed moimi urodzinami.

to jest odwrotnie:

ja stoję

a Droga przelatuje obok

machając skrzyżowaniami

jak spragniona przygody autostopowiczka./"Easy Rider"/

Jak dobrze, że z taką łatwością odnajduję wszędzie dom. W chwili obecnej odległość między najdalej położonymi wynosi ok. 500 km. Kra. jest prawie pośrodku.

 

10 października 2006   Komentarze (7)

Jest radość, jest internet!

Załapałam okno na świat. No i dlatego przegryzając dżemem truskawkowym herbatę i to także trawiąc wkleję sobie to, co myślało mi się we wrześniu:

16.09 to sobota.

            Wstałam. Sen był niemęczący, pewnie nawet błogi, bo obudziłam się wypoczęta. Po moich nocnych wędrówkach pościel była cała umazana czekoladą, więc do wymiany. Lubię pierwszą noc w nowej pościeli, zwłaszcza po długiej kąpieli. Jutro pewnie też się wyśpię.

Otworzyłam okno. Powietrze pachniało wiosną. Przypomina mi to zawsze te doświadczenia, które już na zawsze tylko zostaną wspomnieniami.

M. obudził we mnie zdolność i chęć podróżowania. Kiedyś lubiłam sobie siedzieć na jednym miejscu. Marzą mi się różne kraje, budzi się zapał do życia.

Muszę sobie przypomnieć języki, które umiałam.

 

Wczoraj czułam się tam strasznie obco. Nowych wszyscy jakby już znali, a ja z racji tego, że wszędzie tylko na chwilę. Trzeba się zmienić. Czuję to już od dwóch miesięcy. Ale łatwiej stłumić w sobie to czucie, niż próbować się zmienić.

 

Kiedy piszę, to jakbym rozmawiała ze sobą.

Lubię mówić sobie, że piszę. Wydaję się sobie wtedy ważniejsza.

 

18.09. pon.

Dziś teoretycznie powinnam wiedzieć o akademiku. Ale nie ma tej pani, co mnie już pamięta. W sekretariacie też mnie już pamiętają. Jutro znowu do kra.

Ostatnimi dniami żyję telefonami.

Od prawie obcej osoby w sobotę:

-Co robisz? (to jak dawniej od Cioci! Zwłaszcza, że potem):

-To o której przyjedziesz?

Wczoraj od ka. NieTeraz:

-Śpisz jeszcze o tej porze?

-Kiedy przyjedziesz? Gdzieś tam się nawet Dziecinko przemknęło.

Dziś od Mamy.

-Martwiłam się wczoraj, mogłaś odebrać...

Pojechali tydzień temu, a mi, że albo ich nie było, albo cała wieczność minęła.

Wczoraj byłam chora.

W związku z tym mocne postanowienie poprawy: nie zaniedbywanie ciała. Bo znowu jeszcze schudnę przez przypadek.

*

Najpierw M. Drobne zderzenie z nią. Potem ona niby przepraszała. Cieszę się, że wyprowadzam się z mieszkania, w którym ona zajmuje drugi pokój.

            Potem u M. z poznaniem jego dobrego kumpla. Odwiózł mnie autem tak, że w ostatniej chwili zdążyłam do Kierującego Drogą, tzn. spóźniłam się, jakieś 5-6 minut.  Tam, dla odmiany zamiast na fotel, trafiłam na kozetkę. Ale to tak z przymrużeniem oka można powiedzieć. Rozmowa, dłuższa niż przypuszczałam, przywróciła mi równowagę. Wyniosłam rzecz, która zważywszy na swoją wielkość zajmuje stanowczo za dużo moich myśli.

Może ten przedmiot otaczam za dużą otoczką? Może dlatego, że kiedyś było to tabu. Czy ja wiem? Spróbuję zobaczyć na ile kusi i czy będzie "nie", bo właśnie tak wybrałam. Wiem, kręcę, ale jeżeli chodzi o to, zawsze tak było.

Wyszłam z parasolem, miało padać przecież na dłużej, a to tylko chwila krótka.

Potem na chwilę do tej, która zaopatruje moje mejle w wiersze, studentka dwóch kierunków, dziewczyny z jednego z dwóch roczników starszych ode mnie dziewczyn, z którym utrzymuję kontakt. Lubię jej dom i jej zamiłowanie do kawy. I nasze rozmowy, zwłaszcza tą dzisiejszą.

            W ostatnich dniach przydarzają się same miłe niespodzianki. Czy czeka mnie jakiś obuch w łeb? Bo ja lubię równowagę, przemieszanie dobrych i złych przypadków. TWedy przynajmniej wiem na czym stoję, mniej więcej.

Jeżeli chodzi o te miłe niespodzianki-spotykam ludzi, którzy tu zostaną, a którzy jednak warto, żeby prawie na co dzień.

Marzeń się nie wybiera(?)

Najpierw chciałam ukarać się za swoją tęsknotę tym, żeby nigdzie nie zagrzać sobie miejsca na dłużej. Teraz, obudziło się we mnie pragnienie podróży.

 21.09.

            Od wyjazdu rodziców M. spędzam w jego mieszkaniu trochę więcej czasu, może chodzi o niekrępowanie się oceną? Zaczęło się od tego, że pojechaliśmy do Kra. A najzabawniejsze jest to, że tam i z powrotem zawiózł nas ten sam przedstawiciel handlowy. Trochę opowiadał o sobie, my też coś tam niby. M. ma o tyle lepiej, że łatwiej mu nawiązać kontakt z kierującym, bo ja ze względów bezpieczeństwa zawsze siedzę po drugiej stronie. Jeszcze łącznie tego dnia przejechaliśmy z 60 km tirem. Pierwszy kierowca potraktował nas jak zło konieczne, a drugi był taki ciepły i życzliwy, pewnie sam w naszym wieku nie lubił siedzieć na tyłku.

Kraków? Podejrzewam, że moja idealizacja tego miejsca skończyła się bezpowrotnie. Ciągle nic nie wiadomo, nadal nie wiem, gdzie będę mieszkać, jakieś kolejki, z UJ, co poznałam to jedynie trybiki biurokracji.

            Co do M? Powiem tak, tylko ja się przeprowadzam. Odbiera mi to pewność, że Kra. moim miejscem, smuci mnie i martwi. Nagle, zaczynam zdawać sobie sprawę, że ze znanych przeze mnie ludzi, przeprowadzają się ci, bez których ja umiem się obejść. Że zostaje S. i A., moja ławka z tamtego roku, że MF będzie inny, że Leśny, że znane drogi, że osiedlowi znajomi od spędzania niektórych wieczorów, że Przyjaciel, który nie wierzył w naszą przyjaźń, że przetrwa i miał rację, chyba, bo ...zmienił się czas, jeśli tak można to nazwać.

W Kra. z miejsc pewnych są tylko ka. No i jeśli o nich chodzi, to wczoraj krótkie podglądanie kolacji dwóch takich i wesołość i pytania o Włochy, bo tam kiedyś pojadę.

            I to, tak wyszło mi i S., że Bóg znowu coś kombinuje, że w zasadzie Jego plany są niezrozumiałe, że są na świecie zmarli z żywego różańca, więc jak oni mogli, i o co właściwie chodzi z tą radością, kiedy wiem, co mnie raduje.

Rodzice przyjeżdżają. Właśnie wtedy, kiedy mieliśmy na dwa dni do Wro. pojechać sobie. I tak jest zawsze, kiedy coś jest, na czym mi zależy, to oni wtedy akurat zjawiają się. Nie, nie mam nic, do zjawiania się Mamy, jak najbardziej. To po prostu reguła już jest.

Tęskni mi się. Za czym, nie wiem. Tęskni mi się. Walcz, kobieto, walcz.

            Dziś na spacer wieczorkiem, wiedziałam kogo spotkać, tzn. czwartek na naszym osiedlu. Wybrałam ciuchy, w których najłatwiej przybrać minę udacznika. Pierwsze dwie rozmowy, jedna dla zabicia czasu i trochę przez pomyłkę, druga(?) może poigranie na nerwach, potem już milej. Szli bardzo powoli, w związku z czym udało mi się ich dogonić. I ją zawsze zwariowaną, i ją, z którą kiedyś wspólnie znajdowałyśmy wesołości, i jego, do którego impuls na rozmowę mi się pojawił, i jeszcze jednego i ją, której cechy dbające, kiedy zauważyłam, to nieudolnie nazwałam ją matką-polką, i musiałam się tłumaczyć, wtedy jak byliśmy w kra. podczas wizyty Papieża.

            I się okazało, że aż tak sama w kra nie będę, bo K. będzie czasami miał czas, żeby się spotkać. Mam nadzieję, że zamiast narzekania będzie spostrzeganie różnorodności.

            Kombinuję transport, choć nie wiem, czy moich 'wielu' rzeczy nie da się po prostu pociągiem przewieźć.

Mam siłę.

22.09.

Świetliki i Linda- Niebieskie

"Wybieraj sam. Ty musisz wybrać, bo wybiorą za ciebie, musisz się zdecydować, wybieraj sam. Wybieraj sam: na drugą stronę przy świetle zielonym, na drugą stronę przy świetle czerwonym."

I właśnie po dokonaniu tego wyboru stwierdziłam, że chodzi tylko o jedno: o 5 minut w samotności na tle gwieździstego nieba, 5 minut ciszy, 5 minut na pożegnanie z dniem, który ucieka jak dym.

            Niektóre rzeczy doceniam prawie już wtedy, kiedy je tracę. S.- przecież my totalne przeciwieństwa. Tak mało czasu, wszystko można było inaczej. Teraz dopiero jestem bogatsza o tą wiedzę.

Spraw, abyśmy mogli (...)nie tyle szukać miłości, co kochać.

            Niektórych rzeczy wolę nie nazywać, żeby nie wiedzieć ile znaczą, żeby nie czuć bólu, kiedy stracę, mniejszą radość, kiedy ich przybędzie, żeby w dalszym ciągu sta ć w tym miejscu, gdzie stoję, byleby tylko nie spaść niżej.

"stworzony by biec, w pogoni za swoim dniem(...)uciec chce, by dalej żyć. stworzony by biec, nie może zatrzymać się...."

23.09.

            Wczoraj, niechcący zostawiłam u niego swój notes. Zauważył trochę po powrocie. Wysłał smsa mówiąc, że z miłą chęcią przywiezie. Czasami mam wrażenie, że b. boi się poznać, to, czego mu nie pokazuję. Szanuje tajemnicę korespondencji. Niemniej jednak ja już drugi raz mam okazję czytać jego osobiste notatki. O tym wszystkim myślę patrząc na jego polar. Wczoraj przywiózł mi go razem z notesem, kiedy poczułam zimno. Pilnowałam każdej cząsteczki jego zapachu, żeby nie uleciał. Tworzę sobie jego portret. Rzeczywistość odgrywa w nim duże znaczenie.

            Za tydzień będę gdzie indziej. Mama zapowiedziała, że jak przyjedzie, to pomoże mi się spakować. Pakowaniem nie przejmuję się w ogóle. Myślę, że tak, jak zwykle, półgodziny mi starczy.

27.09.

Do pokoju wchodzi mi zapach kawy. Kawy mocniejszej niż poranna, pita trochę ponad 100km stąd. Towarzyszy mi wręcz przeciwny nastrój.

"Najgorsze jest jednak to Twoje rozczarowanie...więc lepiej mnie zabij, wyrzuć z pamięci, lepiej odejdź, pozwól mi odejść, lepiej zapomnij, pozwól zapomnieć, lepiej daj mi następną szansę..."

Klnąć się chce. Ciemności się chce. Samotności się chce. Krzyku się chce.

30.09.06.

Za dwie godziny wyjeżdżam. Nie cieszę się wcale. Realizowanie marzeń, więc boli. Nie wie co to gorycz, kto nigdy nie marzył...Więc to tak. Albo podobnie.

Teraz myślę, że było to bardzo dawno...Kilka światów stąd.No...tak mnie zadrzemił ten dżem, że błąd zrobiłam.

09 października 2006   Komentarze (6)

Uff

Pierwszy raz od 2 tygodni komputer z internetem. Ja już w Krakowie. Muszę lecieć jeszcze dziś na wf, który nie wiem gdzie jest i w ogóle wszystko dzieje się strasznie szybko, a oni dziś uświadomili mnie, że ja jako filolog muszę dbać o kulturę języka i żadnych "zajebiście", ani nawet "fajnie", a już tymbardziej wiadomo co, nie powinnam mówić. Od poniedziałku być może znowu będę miała swoje ulubione pisadło :)
04 października 2006   Komentarze (11)
Moje | Blogi