• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
31 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 31 01 02 03

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Archiwum sierpień 2006

W domu rodzinnym.

No i jestem.

A ten dluzszy pobyt w Krakowie, to okazal sie zalatwieniem akademika, spedzeniem kilku godzin u ka., naduzywaniem ich dobroci zostawiajac u nich plecaki, przesiedzenie godzinki w pubie, bo noc juz byla, a spac sie chcialo, 1,5 od 2 do 3.30 w nocy na lawce na plantach(no ale udalo nam sie nie spac na dworcu).No i to, co innym zajmuje 8-9 godzin, to dojechanie tam nam zajelo 36, ale nie zalujemy. A potem? Przywitanie, scielenie lozka M. radosc i cieszenie sie, rpzygotowywaniem sniadan i kolacji.Rozmowy z Babcia i Przyjacielem moim Pierwszym. I wszystko razem z M. Nigdy bym nie pomyslala. Teraz poszedl sie przejsc, a ja mam chwilke na poukladanie mysli.

Cieszy mnie to, ze bloga mozna sobie sciagnac w calosci, kiedys spojrze na siebie z inaczej.

Takie rzeczy zdarzaja sie tylko raz.

Tak mysle.

25 sierpnia 2006   Komentarze (20)

Przed.

Bo to dziwne takie urodziny były. Dwa lata temu w ten dzień umarł mój Śmierdziel. Bo przyjaciele umierają. Śmierdziel dwa w przednoc moich urodzin też mógłby zginąć. Jego klatka na wis na dworze stała, Mama chciała zamknąć w domu okno i zauważyła kręcącego się wokół klatki psa.
Kiedy ja tam przyszłam, klatka była rozszarpana. Usiadłam i zaczęłam płakać. Pomyślałam, że to jakieś fatum, ale od razu, jak to ja zaczęłam go szukać. Jeszcze łzy nie obeschły, a zauważyłam, gdzie się ukrywa. Bał się na tyle, że uciekał przede mną. Ale kiedy już wreszcie miałam go w ręce, idąc z nim w mojej koszuli nocnej, nie odczuwałam chłodu, ani gryzień komarów.
Następnego dnia, Śmierdziel jakby zaczął życie na nowo, był bardziej żywy, niż kiedykolwiek, jadł nawet jeżyny.
Więc ja i mój podopieczny wiemy jak to jest prawie już nie być.

Wczoraj, kiedy wracałam, myślałam tylko, żeby dojść do tego pokoju i się upić. Potem, uznałam to za nierealne, i w związku z dzisiejszym wyjazdem, i w związku z tym, że to nie pomoże zapomnieć.
Siedziałam na przystanku, kiedy przyszła taka rodzinka:mąż, żona i mama któregoś z nich. Zastanawiałam się, kto w tej trójce najbardziej dyryguje resztą.POtem obie panie o coś się mnie spytały, a kiedy zostawili babcię na przystanku, to wywiązała się między nami rozmowa. Matka dzieci wykształconych przez UJ, jej córka też zakończyła rusycystykę, więc pani powiedziała,że z moim wyborem nie jest tak źle.O tym, jak jej syn sał na dworcu, bo zagubili mu podanie o akademik i kilka innych ciekawych rzeczy.Wcześniej jechałam stopem ze wsi do wsi, pierwszy raz sama, a tamten pan był jakiś taki zamyślony, ze omało mi z torbą w bagażniku nie odjechał!
Lubię rozmawiać ze starszymi ludźmi, kiedy jeździmy stopem, poznajemy tych, którym bardziej się udało i tych, którym mniej.

Ale dzisiejsza podróż będzie tradycyjna, przez Kraków i dalej.
Do czego? dokąd? zaprowadzi.
Piję poranne łyki kawy, za chwilę wychodzę.

22 sierpnia 2006   Komentarze (9)

Ze smutkiem splecione...

Wróciłam. Ale znowu jadę, jutro rano. plecak na nowo przepakowany. Droga trochę dalsza i bardziej nieuporządkowana, ale liczę na to, że jakoś pójdzie.
czas miniony obfitował w dużo złości. W słowa, które musiałam powstrzymać, ale nieopłacało się. Bo jest taki człowiek, który...Tak bardzo chciałabym, żeby na to był sposób, sposób na niego. Nie znam.
Chciałabym tylko odgrodzić od niego innych.
Jak będzie? Nie wiem. Tym razem trochę się udało.
A on śmiał się. Nie mogłam się powstrzymać: ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Potem zgrywał się. Nie ufaj ludziom, którzy...
HEY jednak coś w sobie ma.
Jak pójdzie bezpiecznie to przez kilka dni będziemy z M. razem. Niby nasza wycieczka. Tak, cieszę się. Ale i się martwię.
Potem może pojadę w góry, potem chyba wrócę tu. Ale będzie już wrzesień.
Chciałabym odpocząć w te wakacje
Dopiero wracając do domu odkryłam, że dlaczego urodziny to niby moje święto? Jakie moje jak powinno być mojej Mamy.
W tym mieszkaniu w dalszym ciągu pusto.
To dlatego suzkam następnego.
Pozdrawiam, udanych dni.
21 sierpnia 2006   Komentarze (9)

Tak myślę.

"Miłość się ukrywa, bo jest sobą...."
Bo to nasze wspólne istnienie ma w sobie tę moc.Tą świadomość. Nie wiem, ja na tym się nie znam, ja to czuję. Ten taniec w moim pokoju.Wspólne rozmowy, ta dzisiejsza, prawie tak samo wazna jak ta na wydziale filologii. Oby wszystko pamiętać.
Kiedyś mówiłam: wierz, ufaj, żyj, a kiedyś będziesz kochać.
Czyżbym osiągnęła już wszystko? Przynajmniej chwilowo? Niedalej jak dwa lata temu wydawało mi się, że to plan na następne dziesięć lat, że kiedyś to się pojawi, nabierze ksztaltu, urzeczywistni.

Wiara przyszła sama. Może wtłoczyli mi ją do głowy?Wiara rozkwitła w te wakacje, bardziej jeszcze niż w tamte. Zwłaszcza pomyślę jak tego 31. zawalił mi się świat, nie umiałam sobie spojrzeć w oczy, nie miałam nadziei, a jednak!
Zaufanie? To grupa ludzi. Kilkoro przyjaciół i ka. Im ufam, bo wiem(tak, znowu wiedza),że nie mają w tym interesu, żeby mnie skrzywdzić.
" Kochaniem samotność można wypić do dna.
Więc z momentem utracenia ważnych w moim życiu istot zaczęłam ich kochać na tyle, żeby kiedy z nimi jednak jestem doceniać tą chwilę na wiele sposobów. Piszę tu o mojej rodzinie.
Istnienie w moim życiu M. to już zupełnie...

I co ja sobie myślę w tej mojej głowie, która za dwa dni będzie już utrzymywana na szyi przez okragłe 19 lat, to to, że w życiu zawsze jest coś za coś, coś w zamian. Tracisz jedno, zyskujesz albo wiedzę, albo coś innego.
Nie ma nic za darmo Mówią, że Boża Miłość.
Nie wiem, ustosunkuję się do tego.
Na razie dźwięczą mi w głowie słowa o Bożym doświadczaniu.
Kogo boli jakaś wewnętrzna rana, ten nie tylko zewnętrznie pięknieje, ale także zyskuje wiedzę. Uszlachetnia się.

Do Babci chcę tak bardzo, do mojego jeziora, nad brzeg, do skweru, do parku...Nie teraz, nie teraz, nie teraz...
Jutro znowu wyjezdżam. Nie wiem na ile, chyba niedlużej niż na tydzień. Potem kilka urzędów i może uda mi się wreszcie dotrzeć tam, dokąd zamierzam. Bo u mnie ten rok trwa od sierpnia do sierpnia. Kiedy tam dotrę, w moim świecie będzie sylwester.
Najważniejsze to iść swoją drogą
17 sierpnia 2006   Komentarze (8)

Bez tytułu

Jakie dno, jakie dno...
Dziesiątki papierków, nieznormalizowana sytuacja,głupie panie sekretarki na urlopie, przez które muszę siedziec na tyłku właśnie tutaj..
Niepewność.
I znowu z drugiej strony M. Przy mnie, z ramieniem, uśmiechem, spojrzeniem. Jedliśmy razem kolacje u mnie. liczba miast, w których wczoraj byłam obecna:Bytom, Piekary Śl., Świerklaniec, Śiewierz,Kraków,Katowice,Bytom,Katowice, Bytom. Liczba godzin spędzonych razem:17
Liczba godzin spędzonych u ka. 2
Ilość spotkanych ka.:3 ->dużo ciepłego uśmiechu i krótka historia jednego z miast.
Smutno mi, wnerwiająco mnie, kiedy już prawie biorę się za pakowanie, a okazuje się, że nie mogę jechać, albo muszę, ale w nną stronę, rozbieżność kilometrowa sięga do 700.
I czemu się dziwić, że znowu chudne. W zasadzie chudnięcie to u mnie proces stały. Niedługo mnie nie będzie.
Tak, świeci słońce. Nie mam siły się nim cieszyć.
17 sierpnia 2006   Komentarze (10)

Podsumowałam.

A jutro znowu jadę.
Stopem.[św.Krzysztofie, módł się za nami] Owszem, za każdym razem mam wątpliwości, ale nie mam majątku na bilety.
Potem wrócę, potem znowu pojadę.
Nie odpoczywam w te wakacje. Załatwiam sprawy tylko. Ot...Najdłuższe wakacje życia.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło
15 sierpnia 2006   Komentarze (11)

Bez tytułu

Kult-"Celina"
"...godzinę ze wściekłości wył jak pies."

I nie wiem czemu, ale jeśli tylko coś ma szansę sie przydarzyć, to na pewno się stanie.
Sterta tak ważnych spraw. Nikogo się poradzić. Chciałabym.
Ania dziś: "za szybko dorosłaś."
Ja to lubię. Tylko nie lubię obarczać moimi problemami innych.
Wakacyjne plany diabli wzięli. Oby anioły dały nowe.
Znowu strach i niepewność. Momentami za szybkie bicie serca. Kilka pomysłów na to, żeby zmniejszyć przejmowanie się. Ale chyba nie, wolę świadomie znosić.
Nie jest źle. Niepewnie tylko. Niestabilnie.
Mieszkanie po raz pierwszy od dawna wypełnione tylko mną. Błogi spokój.

14 sierpnia 2006   Komentarze (10)

If you believe...

W takie dni jak ten moja miłość do siebie drastycznie spada. A i dobrze, bo mając go w pobliżu mogę go darzyć równie niską dawką uczuć."Jak siebie samego..." Gnój. To najłagodniejsze słowo. Bo on chciałby wiedzieć. Tak naprawdę, to gówno go to obchodzi, nawet nie wysłucha. Chce pokazać sowją wartość, pociągać za sznurki. Nie dałam się sprowokować, choć głos chłodny, a spojrzenie twarde. Chrześcijaństwo, ale ja wolę oko za oko, a tak...oba policzki już pieką. Jeszcze trochę i uniezależnię się. Czy on na przykładzie swojej matki nie może dostrzec, że potem zostanie sam?

Czemu właśnie tak? Za co? Dlaczego?

Jakby dla kontrastu. M. On sam jako bezpieczeństwo, które dają jego ramiona, jako możliwość uśnięcia w cieple, jako dotyk, jako bycie. Nie wiem czy tak można, jak długo to trwa i ile kosztuje, kiedy się skończy.

Nie umiem. nie. nie.
Żeby umieć cieszyć się z życia, trzeba oczekiwać od niego jaknajmniej

13 sierpnia 2006   Komentarze (7)

Trochę.

Kiedyś nie miałam sobie nic do zarzucenia. Mówiłam, że taka jest konieczność sytuacji.
Od drugiego dnia P. mi to przeszkadza. Nie, nie uważam, żebym robiła wcześniej cośzłego, ale teraz chcę inaczej.
Choćby to, że spokojniej, bardziej w drugiego człowieka, w słuchanie tych najbliższych, w przerywanie własnych monologów.
Do momentu? do momentu aż ktoś nie zrani.
Jestem takim trochę kotem. Do głaskania i drapania, do własnych ścieżek. I miała ona rację, nie, nie w moim przypadku, tylko mówiąc swoje spostrzeżenia. Co ja z tego wyniosę?
Tak mało wiem.
Uczę się gotować. Następuje taka potrzeba.
Planuję wyjazd. Jest trochę ryzykowny. Choćby to, że jego start zależy od skarbówki, i to, że w inny niż zwykle sposób. Potem będzie znowu niespana noc, poranek w kolejnym mieście i dalej. Ale Bóg swoje zobowiązanie wypełnił. Dla mnie to też będzie przyjemność.
Kiedy kogoś tracisz doceniasz jego wartość.
Ja już tam jestem, w tych ulicach, w mglistych porankach, nad jeziorem. Może stąd ta apatia.
Nigdy nie chciałam być ziarenkiem piasku, a jednoroczną rośliną. Od kiedy takie jedno trafiło mi pod powiekę, minęło już kilka godzin, a ja dalej nie wiem, co z tym fantem począć.
Kiedy dzwoniła Babcia, powiedziałam jej o tym jak o fakcie dokonanym, dopiero jej głos uświadomił mi na nowo jakie to było ważne, jaką pokładała we mnie nadzieję.
Wczoraj uderzyło mnie pewne podobieństwo, kiedy się patrzy na nasze zdjęcia.
Kiedy o mnie małej mówili, że jestem podobna do Babcia, ona mówiła, że nie, bo do swojego ojca. Chyba jednak do Babci. Ta jednocześnie stanowczość w postawie i łagodność spojrzenia. Niekiedy to widać. Lekki uśmiech. Głos mam po Mamie. To dobrze, włosy też.
Mój charakter jest wielką mieszaniną, ale niekiedy znajduję w nim cechy mojej Cioci. Ona też lubi bawić się słowami, jest ciepła i kilka innych cech.
Co nas łączy? Wszystkie nie umiemy się wypłakać. Tak do końca. Po chwili pojawienia się łez pojawia się aktywność, szukanie rozwiązania z sytuacji łzy wywołującej.
Wiem, jak bardzo we mnie wierzą. Ta wiedza czasami jest siłą.
Czy dawne czasy były dobre?
Czy ja wiem? Zamienne z tymi napewno.

Myślę, że to ważne, żeby mieć w sobie ciekawość życia.

12 sierpnia 2006   Komentarze (9)

Bez tytułu

To chyba apatia. Bo nie spokój płynący z ka., bo on ma jedno źródło pochodzenia.
Co mi się rzuciło w oczy po powrocie? Na dworcu w Kra. widok gazet. Zapytanie siebie czy ten świat jeszcze istnieje. Bo np. kiedyś, kiedy wyjechaliśmy do kra. z samego rana, to okazało się, że wybuchła nowa wojna. Izrael namieszał, no tak.
Od nowa można obserwować ludzi.
Jak dzisiaj tą parę naprzeciwko. To nie tak ma być, nie w ten sposób, kiedy nie ufa się człowiekowi, kiedy zachowuje się nieodpowiedzialnie.
Dobrze jest wiedzieć, która droga moja.

Jak to brzmiało, jak mile. Jak...w jaki sposób zapamiętać, żeby było. Chyba tylko dziękując za istnienie. Na r., przy świecach, z migotaniem światła.
11 sierpnia 2006   Komentarze (6)

Szczęście a zadowolenie. Pewnie zadowolenie....

Od ludzi których podziwiamy oczekujemy jednego-że będą idealni.
*
Tak, wróciłam. Tak, studentką. Nie, nie psychologii. Na razie wydział filologii rosyjskiej UJ. Więc Kraków i marzenie zrealizowane. Psychologia za rok. Nie lubię rezygnować z marzeń. Tymbardziej, że czuję, iż moim powołaniem jest być tłumaczem-psychologiem. Jeszcze nie wiem jak można to łączyć. Ale lubię języki i zachowania ludzi.
Tulipanku, gdzie żeś był?
W kieleckim. Znowu jechałam stopem. Świerklaniec-Kraków(w Kra. wydreptane kilometry, M. noszący plecak, który jeszcze niewiadomo czy się przyda, potem już tak, bo pani źle punkty policzyła, przez co mogłam mieć gap year i na moim przyszłym wydziale rozmowa z M., rozmowa ważna w kontekście przyswojonej później wiedzy.)
Potem poznawaliśmy za*upia kieleckie, za pomocą aut trafiając w coraz mniej ludne miejsca. Potem już pożegnanie. M. do Kielc stamtąd do domu. Ja, wędrówka krętą leśną drogą, potem wsią do następnej wsi i na miejsce.
Na miejsu dziesiątki osób. Ludzi bliskich, zjednoczonych tym samym.
garnia mnie spokój, jestem sród swoich, nie czuję zmęczenia nóg, radość i zadowolenie, ciekawość charakterów innych jedynie.
Udaje mi się uwolnić od wizji spania na podłodze, a i dobrze, bo następnego ranka mam otarte od plecaka plecy.
Spotkanie dawnych braci. Brata Tajemnicę, Brata w takich okularach, Brata Cytrynę, Brata z Takim Krzyżem przy Różańcu, Brata przed którym uciekłam, Leśnego. No i Brata NieTeraz i tych z kuchni(bo znikanie na pstryk jest, a jutro nie bedzie obiadu, bo tak wyszło).
Z doświadczeń ciała-coraz szybsze pokonywanie kilometrów, spacer(o ile) dokładnie w środku nocy przez ciemny las ze świadomością, że nikogo sprzodu i z tyłu. Z serce gdzieś w piętach z powodu odgłosów, z moją Przyjaciółką. Bo tak wyszło, taki zewnętrzny nakaz.Potem ponad 5 kilometrów przebytych w 40minut w poranek(?4godzina) po 1,5 godziny snu. To był komizm sytuacyjny-położyć się o 2, by wstać o 3.31. Moje angielskie wyjście, bo znowu taki nakaz.
Duchowych? "Ja jestem krzewem winnym, wy latoroślami". Więc już nie jestem Zosią-samosią. I nie jest tak, że muszę trzymać wszystko w garści. Pan dał, Pan zabrał. Tak jak ze studiami,ale odwrotnie.
...gdzie drugi człowiek jest moim bratem. Bo dopiero tam, gdzie jest taka więź, nie ma konfliktów. Nabożeństwo na szkolnym korytarzu. Na dworze. Czas płynący za szybko, za szybko by poczuć ciszę myśli.
Spowolnienie myśli. Rada z tamtego roku, zamknięcie się w budzie. Niemalże zapomnienie tego, co zostało na śląsku. Dlatego potem strach, strach powrotu, braku nawet bułek w domu.No i łzy po świadectwie. A wszystko układało się w tak logiczną całość. Jak to:"nie mów:jestem młodzieńcem...", które kiedyś przyplątało się do myśli i do blogowej skórki.
I odpowiedzi na pytania nurtujące. I nakarmiona. Nie, nie pasztetem, paprykarzem, ani drzemem, tylko czymś, co starczy na dłużej.
Bo ja jestem taka, że mówisz, masz. Zwłaszcza, jeśli mną kieruje ciekawość.
Próby bycia kelnerką. I to hasło, że kobieta kocha mężczyznę w jeden sposób-uwodzi go.
I przeniesienie mnie przez rzekę. I udało mi się nie zachorować, bo w bluzach Leśnego. Noce sierpniowe już zimne, a mi się nie wydawało, że dojadę do Mędrowa, więc bagaż ubogi.A, że standartem jest, że i tak sobie coś zrobię, to siniak w okolicach kręgosłupa jest.
No i to, że potem w pociągu Kielce-Kraków, przymknięte na chwilę powieki dawały sen, że konduktor zbudził tak delikatnie, że mój bagaż nie wyszedł przede mną, że potem M. ze śniadaniem i herbatą, a potem spotkanie Holendr, który stopem do Berlina miał jechać, i że M. pomógł mu znaleźć dalej transport, że angielski uniwersalnym językiem, że kierowcy TIRów nie wszyscy są źli.
Choć zgubiłam i baterię, telefon, parasol, koszulkę, ładowarkę, to w efekcie końcowym tylko baterii nie mam.
A reszta nie jest milczeniem. To myśli w mojej głowie takie, na pamiątkę.
10 sierpnia 2006   Komentarze (5)

Nie tak, nie tak...

W języku rosyjskim jest takie zdanie: Wszystko sowje noszę ze sobą. Więc i ja zapakowałam wszystko w plecak. Jadę szukać szczęścia.

Nie wiem co z tego wyniknie, gdzie wyląduję, kiedy wrócę i jaka będę. Jeszcze nie wiem czy to wszystko jest ważne...

Potrzebuję indeksu. Jakiegokolwiek.

Ne jestem taka jak myślałam wcześniej.

01 sierpnia 2006   Komentarze (16)
Moje | Blogi