• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
29 30 31 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 01 02

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Archiwum czerwiec 2006

Bez tytułu

...i wpadłam prosto w ramiona Pana Boga.
Nie wiedzieć czemu przypomniał mi się obraz ze "Szklanej zupy" J. Carrolla.
Zdążyłam poznać co znaczy sam nie swój. Sam nie sobą, sam wielką niewiadomą. Bo nie było mi dobrze, jakoś zamknięto, codziennie, rutynowo. I to nie kilka dni. Czego się nie wzięłam, jakiego naprawczego sposobu, nowego oczekiwania na coś, marzenia, muzyki, wszystko to tylko połowicznie zabijało pustkę.
Owszem, trochę myśli przewinęło mi się przez głowę. Najnowsze odkrycie, jest całkiem oczywiste-nie znoszę ciszy.
Inne? To te, które jakoś by pomogły znaleźć kompromis.
I w końcu stanęło na tym rozwiązaniu. Choć jakoś tak nauczyłam się już nie kierować emocjami, ale to rozwiązanie stało się dobre, wręcz podsumowujące.

Ogarniam myślami ostatniość. Jeśli jest codzienność, musi być ostatniość, jeśli jest wczasowicz, musi być przypadkowicz-przypadkowy widz. Najbardziej doszukuję się tego, co utraciłam. Być może niedługo najem się do syta poszukiwaniami odpowiedzi i znowu zechcę zwyczajnie. Życie to niesutanne dążenie do zmian.

Jadę jutro z M. i jego rodzicami. Przejeżdżają obok moich rodziców, więc chętnie się do nich wrzucę.

Zdążyłam polubić Stachurę i Kasię Nosowską. Zdążył zakończyć się miesiąc. Do ogłoszenia wyników matury 11 dni. Interesujące.

Odkąd żyję, kiedy spoglądam wstecz, czuję się jakbym była na szczycie góry, patrzę z góry, patrzę jako ktoś, kto już przebolał zmęczenie i czuje się po trosze znawcem tej góry. Jej zdobywcą. I choć mam świadomość, że to na pewno jest jedne z części trudno mi pozbyć się poczucia wyższości, własnej siły. A potem znowu się wspinam i czuję, że moja radość z poprzedniego etapu była niczym, była mżonką, właściwie.
A kiedyś wierzyłam w czarno-biały świat.
Jeżeli chodzi o starcie mnie i mojego ciała w miesiącu czerwcu to jest 1:1. Ja w niego aktywnością, ono we mnie odnowieniem choroby. No i znowu kilka dni przestoju.

30 czerwca 2006   Komentarze (4)

W biegu.

Kurde, kurde, kurde! No ale po kolei. W poniedziałek wstałam wcześniej, żey w którejś z gazet przejrzeć ogłoszenia. Po ich dokładnym wgłębieniu okazało się, że 3/4 to lipa, w jednym mnie nie chcą, bo za krótko, a dwie panie sekretarki umówiły mnie na tą samą godzinę w różnych miastach aglomeracji śląskiej.
We wtorek rano znowu wstałam wcześniej, bo trzeba te CV po drukować itd. Białą bluzkę spakowałam do plecaka, tak samo i buty i pojechałam rozdawać ulotki. Po drodze opowiedziałam moje plany i dylematy, które miasto wybrać M i wyszło na to, że to, w którym on mieszka. Tymbardziej, że chciałam jeszcze wpasć do niego do domu ściągnąć niektóre pliki z komputera. My nieszczęśni ulotkowicze, mile dogadujemy się ze sobą, opowiadamy o różnych ciekawostkach, więc czas mija szybko. W ostatniej godzinie rozdawania, wcześniej miałam dwie przerwy kanapkowe z M., więc w tej ostatniej godzinie trafił się znajomek, który chętnie rozdawał za mnie moje papierki. a ja w tym czasie przebrałam się w MacDonaldzie w swoje prawie odświętne ciuchy. A później oni byli mile zdziwieni, co mi sprawiło przyjemność.
I kiedy tak spóźnialiśmy się na ową rozmowę, wszystko było w biegu, itd, w końcu trafiliśmy. Nawet był ten taki koleś, co obserwuje ludzi. Praca z opisu podobała mi się bardzo, zapewniali szkolenie, już chciałam ją dostać, a nie czekać do wtorku.
Potem byliśmy u M. Jedliśmy razem zupę, graliśmy na gitarze, potem wróciła jego rodzina. No i jego brat powiedział mi, że w tej firmie na pewno będzie chodzić o akwizycję. I się delikatnie mówiąc rozczarowałam.
Ale ja lubię życie w biegu, więc do mojego pokoju znowu przyszłam tylko spać.
Nie lubię tej letniej duszności, ale pęknie było jak o godiznie 3 wpadł lekki wietrzyk do mojego pokoju i pozwolił mi zasnąć jeszcze mocniej bez przeszkód.
Tak, studia humanistyczne, tlyko ciągle świtają mi nowe kierunki i pojawiają się nowe gwiazdy.
Będzie ciekawie.
Już wylatuję z domu. A.
28 czerwca 2006   Komentarze (11)

Bez tytułu

Z Mamą chciałam porozmawiać o studiach, w końcu wybieram zawód, w którym będę wykwalifikowanym bezrobotnym. O tym jak jest u mnie. Chciałam mieć tydzień niecierpliwienia się na ten wyjazd. Może ma rację i mało się opłaca, bo przecież pieniądze na bilet potrzebuję. Ale zastanawiam się czy w ogóle mam tam przyjeżdżać. Nie widziałam jej już ponad 2 miesiące. Miałam maturę, znalazłam pracę, zmieniłam fryzurę i wiele innych rzeczy. Powoli zaciera się granica bliskości. Ale kto mi zostanie?
Chcę zniknąć na chwilę, potrzebuję odpoczynku.
A tymczasem walczę z moim zdrowiem. Śpię krótko, w domu prawie nie jestem, mło jem. Ale jest jak ja chcę. Jak trafi się jakiś ból zniosę go i prę naprzód. Jeszcze nie wiem dokąd.
Słońce mnie opala, noszę spódniczki kolorowe, bluzeczki o delikatnym kojącym materiale. Muzyką zagłuszam wszystko.
Nie, nie wiem jak chcę żyć.
Niech mnie Ktoś poprowadzi.
26 czerwca 2006   Komentarze (11)

Bez tytułu

-Mamo, przyjadę w piątek i zostanę do niedzieli.
-Opłaca Ci się?
A łzy popłyną cichutko...
Myślałam, że są rzeczy, które robi się bez kalkulacji.
Jak ja chcę żyć?
Nie jestem człowiekiem stadnym.
25 czerwca 2006   Komentarze (12)

O domu.

Jeden z wieczorów, kiedy mój pokój zawiera w sobie cały świat.
Kiedyś wychodząc zawsze mówiłam, że do domu zawsze wrócę.
Teraz nikt wyczajnie na mnie nie czeka.
Gdyby ktoś opowiedział mi moje życie byłabym pewna podziwu dla osoby, która tak żyje.
Żyję w zatrzymanych chwilach. Żyję aktywnie. W tym mieszkaniu tylkok śpię.
Kiedyś mój dom był wszędzie, gdzie nocowałam.
Teraz? czy gdzieś istnieje?
Nadal jest w miarę bezpiecznie. I staram się być zadowolona z życia.
Choć pewnych cech mojego wyglądu nie lubię, zastanowiłam się nad tym, co byłoby, gdyby coś zniszczyło cokolwiek, co stanowi mój obraz. Przecież to, co mam teraz, stałoby się dla mnnie szczytem marzeń.
Więc dlaczego nie teraz?
24 czerwca 2006   Komentarze (9)

Poranki gdy czujesz, że...

Przewrotność lasu. Nagle, gdy okazało się, że robotę skończę szybciej niż myślałam, to robiło mi się szkoda. W zasadzie to tylko niepewność tych dni i próba poukładania ich na swój sposób. Wydaje mi się, że jest w miarę dobrze i nie chcę wywoływać wilka z lasu. Za chwilę czeka mnie kolejne 6 godzin w Gliwicach, tym razem bez M.
Nie będę spała...
Już od kilku nocy nie umiem zasnąć. Dziś odkryłam, że to za sprawą kolderki, z której chciałam zrezygnować, a która mnie tak cierpliwie( w jej przypadku to możliwe) opatula.
Wczoraj odczułam, że jeszcze wiele życia przede mną. Ciekawe jak jest naprawdę?
Mimo wszytsko kocham mojego Boga
22 czerwca 2006   Komentarze (11)

Pogodnie.

Ostatnie dwa dni były/ są, bo to dziś ten drugi, dobre. Dały mi uczucie spełnienia i podbudowały moją podupadłą wiarę w siebie. Nawiązuję relacje z ludźmi, zaopatrzyłam się w nadzieję. Ale ciągle jestem pełna obaw dotyczących mojej przyszłości. Chcę żyć pełnią życia, a przecież po pracy padam z nóg. Chcę się kształcić, a nie mam siły. No i jedyna zadra dziś to dziwna rozmowa telefoniczna z pracodawcą.
Z M. To coś niesamowitego. Taki człowiek obok, razem, z, ciągle, codziennie.
Niespodziewanie od życia.
20 czerwca 2006   Komentarze (8)

Niedziela.

Częściowa degradacja.
Jakoś tak trochę mniej siebie lubię.
Dziś już nawet prawie o tym nie myślałam, do bólu oczu wtopiona w monitorze.
Ostatnio wracam do domu tylko żeby zanocować. Wczoraj skakałam nawet po kałużach. Ale znowu, moje cholerne niedoleczone zdrowie. Z każdych wakacji kolejną pamiątkę w postaci nowej blizny lub choroby.
Mam sobie wiele do zarzucenia. Może najwyższy czas.
Nowy tydzień. 6 dni roboczych,39 godzin.
18 czerwca 2006   Komentarze (11)

Przygarnij.

Miało być tak pięknie,

Miało nie wiać w oczy nam…

Uroczysta msza na zakończenie roku formacyjnego. Cieszyłam się na nią prawie z tydzień. Dziś, idąc parkiem, po skończonej robocie, zarzuciłam zmęczenie. Dumna byłam z radości i przetrwania roku. Potem, niestety, moje emocje mnie zawiodły. Mogłam porozmawiać z ludkami. Wsłuchiwać się w ich rozmowy. Ale nie, coś nie dawało. Jednak głód, zmęczenie, nadmiar słońca wcześniej, wrażenie samotności, niechęć, ból nóg, pragnienie wody. Kiedy śpiewaliśmy na rozgrzewkę było dobrze, nie musiałam myśleć. To takie pożyteczne zająć myśli czymś innym. Kilka innych osób też miało nastrój przygnębienia. Już na samym początku zaczęłam nim przesiąkać. Za szybko zarażam się nastrojem. Owszem, radość jest całkiem przyjemna, potem się pomnaża. A ja, ze wszystkich używek najczęściej używam emocji. Niekiedy nie potrafię tego znieść. I niby miałam ostatnie siły. Ale wyszłam, nie dałam się później przekonać. Mówiąc chcę do domu, wiedziałam, że kłamię. Chciałam być tam, gdzie mnie nie widać, gdzie wszystko jest nieistotne.

Bo ta praca jest za ciężka. Dlatego, że codzienna. Ale ja z niej zrezygnować nie mogę. Choćby dlatego, żeby mieć pieniądze na Porcjunkulę, na bilet do rodziców i do Babci.

Bo ostatnie 4 lata bolą jak sól na ranę. Nie mogę go znieść, tego kłamliwego ryja.

Nie wiem, jak byłoby inaczej. Ale czuję się tak bardzo odtrącona.

Zwłaszcza, że kują mnie w oczy moje cechy charakteru, że już nie znoszę tego, co lubiłam, że, że i że…

Znowu pytanie: dlaczego właśnie ja?

Muszę wreszcie zająć się zdrowiem, zacząć jeść. Inaczej sama siebie wykończę. Przez głupi brak apetytu.

Nie jestem dobrym człowiekiem. I właściwie nikt nie każe mi nim być.

A o Nim nie zapomnę. Nie wyrzuca się filarów życia.

I znowu uciekłam. To nic.

Nie dawaj dobrych rad
Nie kieruj mną od dziś
Nie prowadź mnie za rękę
Bo potrafię sama iść
ale niezależność jest za trudna.

16 czerwca 2006   Komentarze (7)

Bez tytułu

Przedwczoraj spotkało się dwóch bliskich mi osobników. Mój Przyjaciel i Mój Mężczyzna. Dotychczas znali się z opowieści, tych moich. Wydaje mi się, że jeden drugiego polubił, więc jest dobrze.
Dzwoniła Mama. Kiedy przyjadę, ostrzegała o pracę,żeby mnie przypadkiem nie wysiudali.
Oglądałam mecz Ua-Hiszpania. "Bo ten w żółtej zabrał temu w czerwonej, a teraz od nowa, to znaczy odwrotnie to jest. No, strzel!"-"To nie pod tą bramką są." -"Nieważne"
Bo oni tak biegali. A ja mówiłam jak ja się z tym czułam i przy okazji o tym, że ja jako dziecko tą piłkę kopałam, że najgorzej jest jak oni z boku kopają na środek i wszyscy tak stoją.
Lubię moją dziewczęcą naturę.
Dawno nie rozmawiałam tak, żeby o tym ważnym, z kimś w miarę żadko obecnym w moim życiu, żeby jako obserwatora wykorzystać.
W ogóle najczęściej jestem milcząca. W głowie zadaję pytania, odpowiadam na nie, układam sobie plany zdarzeń.

Trochę za bardzo hermetycznie.
Moje opalone w pracy ciało wypoczywa. Dobrze jest żyć w higienicznych warunkach.
Myślę, że umię wychwytywac z dnia te wazne rzeczy. Staram się zapamiętać, niemalże szczegółowo okoliczności rozmów. Pamiętać, co mówię i co czuję.
"żeby później nie powiedzieć, że nie umiałem żyć."
14 czerwca 2006   Komentarze (13)

Jest dziś.

Co on w niej widzi. Co ona w nim widzi.
Oto jest prawo pierwszego olśnienia.
Tacy zwyczajni, jak wróble na piasku.
Jałowość piachu w ziarno się zamienia.

To dzięki tobie przywłaszczam krajobraz.
Z tobą ma dla mnie leśny smak powietrze.
I nie zaprzeczy temu odkrywaniu
naiwność naszych barw, gdy czas je zetrze

.

Rzecz sprawiedliwa. Gdy widzialny świat
twoim imieniem po imieniu wołam.
Zachowaj prawo pierwszego olśnienia,
tak właśnie trzeba patrzeć dookoła
./

Wincenty Faber

Bo my dziś przerwę zrobiliśmy. W lasku, na górce, w miejsce, które wspinając się na nie w marzeniach jeszcze uchodziło za idealne…i tylko ja i Ty…

Uchodziło, bo komary, komarzyce.

Ale nie ma miejsc idealnych, wszystko zależy jak je się widzi. Przecież można narzekać w warunkach, które dla innych są szczytem marzeń.

Więc, świeciło słońce, śpiew ptaków.

I telefon pracodawcy i moje usprawiedliwienie nas.

Ale za nic nie zmienię tamte chwile.

Tylko tu i teraz. Tak się powinno żyć. Tylko marzyć, mówić, czuć. Skarb? Oznaczyć w kalendarzu. Zapamiętać. Nie obserwacje, tylko odczucia zapamiętać. Protest anginie. Dotyk, słowa.

Nie wiem jak będzie „potem”. I tym „potem” też się i martwię. Dziś mi się podoba.

Żeby coś się zdarzyło
Żeby mogło się zdarzyć
I zjawiła się miłość
Trzeba marzyć/ J. Kofta

13 czerwca 2006   Komentarze (9)

Bez tytułu

"Część naszego życia polega na poszukiwaniu tej jedenj osby, która zrozumie naszą historię. Często okazuje się, że wybraliśmy niewłaściwie. Człowiek, o którym sądziliśmy, że rozumie nas najlepiej, odnosi się do nas później ze współczuciem, obojętnością albo wręcz antypatią. Z kolei ludzie, których obchodzimy, dzielą się na dwie grupy, tych, którzy nas rozumieją, i tych, którzy wybaczają nam najgorsze grzechy. Rzadko zdarza się trafić na kogoś, kto ma obie te cechy naraz."
J. Carroll.
Wybrałam, bo potrzebuję czegoś, co zabierze mi wszystkie myśli. I znalazłam zdanie nad którym myślę.
12 czerwca 2006   Komentarze (11)

Niedziela.

Źle, źle zawsze i wszędzie

Ta nić czarna się przędzie:

Ona za mną, przede mną i przy mnie,

Ona w każdym oddechu,

Ona w każdym uśmiechu,

Ona we łzie, w modlitwie i w hymnie.

Nie rozerwę, bo silna,

Może święta, choć mylna,

Może nie chcę rozerwać tej wstążki;

Ale wszędzie - o! wszędzie,

Gdzie ja będę, ta będzie:

Tu w otwarte zakłada się książki,

Tam u kwiatów zawiązką,

Owdzie stoczy się wąsko

By jesienne na łąkach przędziwo:

I rozmdleje stopniowo,

By ujednić na nowo,

I na nowo się zrośnie w ogniwo.

Bo łatwiej się kocha tych dalekich. I łatwiej się o nich myśli i cieplej.

Żyć z tymi obok jest trudniej.

Żyć i nie uciekać.

A ja uciekam Wcześniej w brak czasu, w naukę, w opiekę nad małym. Ile chwil ucieczki? Jakby ten strach, że może się spodobać. Teraz też uciekam. Uciekam w nic. Bo nic ważnego nie robię.

A dziś wyszło mi, żem optymistka, bo gorzką czekoladę lubię.

Czuję ten pancerz w środku, który nie pozwala mi być szczerą, zaufać, otworzyć się. W obawie przed tym, że będzie widać emocje. Ja, człowiek emocjonalny już prawie nic. Tylko w moim pokoju przy malutkim światełku. Może wtedy zdejmuję ten pancerz, żeby go przeczyścić, żeby nie zardzewiał, nie uwierał.

Kiedyś, on nawet śpiewać mi przeszkadzał, cokolwiek z innymi, ze sobą.

Czasami myślę, że taka samotnia to coś w sam raz dla mnie. Jeszcze myślę, że za karę dla siebie nigdzie nie zagrzeję sobie miejsca. Że już żadne miasto nie będzie moje. Że żadne nie było.

”To miasto nigdy nie będzie należeć do mnie.

Pomyliłem się.

To miasto nigdy nie będzie należeć do mnie.„

W związku z tym czuję się trochę inna. Wiem, najczęściej to tylko moje odczucia. Ale czasami rozumowi nie nakażesz.

Chcę być dobrym człowiekiem. Kiedy mi się nie udaje, najłatwiej jest powiedzieć: po prostu jestem zła. I tyle. To, jak podchodzę do drugiego, zależy od jego oczu.

Zabierz mój strach.

Lecz, nie kwiląc jak dziecię,

Raz wywalczę się przecie.

Niech mi puchar podadzą i wieniec!...

I włożyłem na czoło,

I wypiłem, a wkoło

Jeden mówi drugiemu: "Szaleniec!!"

Jak obco. We mnie samej. We mnie obok ludzi.

11 czerwca 2006   Komentarze (3)

Bez tytułu

Nieszczeście chodzą parami. A dwie pary siedmiu nieszczęść dają razem 14.
Historia zaczęła sie jeszcze w czwartek, albo może w tamtą sobotę? Ale na pewno od bólu gardła. Najpierw mojego. Kilka dni później, to byl ten czwartek, to M'owego gardła. Poza tym oczywiscie jakieś dziwne dreszcze i popękane piekące usta.
Ale człowiek jest istotą twardą. Następnego dnia poslzismy zarabiać moneye. Najpierw w jednym miejscu, a potem jechaliśmy tramwaikiem do drugiego. I wtedy zauważyłam, że M. nienajlepiej się trzyma, jeśli się trzyma. Czerwona twarz, czoło, gorący oddech, istny wulkan. A ja tylko standartowy ból zatok.
Kiedy autobusem wracaliśmy do domu...Chcę to pamiętać. Jak podpierałam jego głowę, jak opierał ją na moim ramieniu, jak trzymałam jego gorącą rękę. Nawet wystraszyłam się, że może jakieś zapalenie płuc ma. Potem okazało się, że tylko 40 stopni.
Pisze, że już u niego lepiej.
Chcę pamiętać, jak powiedział, że znajduje się między niebem a piekłem. Między chorobą, a...
A ja?
Nie byłam lepsza.
Wczoraj jeszcze "udalo"mi się trochę zmoknąć. Wróciłam poszłam spać. Rano obudzona głodem, do ponownego snu nie ułożyłam się z powodu tej sumiennej, wstrętnej kobiecości. Zajadłam sobie ostatnią tabletkę, a ona jakby nic. Wypiłam cudotwórczy balsam i też nic. Tbaletka na zatoki, też ostatnia i nic. Byłam dzielne prez dwie godziny. Wzięłam telefon, a on nie dzwoni. Potem na szczescie, zadziałał, więc telefon do przyjaciela:
-Uratujesz mi życie?
- No, a o co chodzi? Dopiero wstałem.
-No-spa w aptece.
Około 10 minut później tabletki w ręku. Zażyłam położyłam się i nic. Tzn. boli.
I wtedy zrozumiałam, niektórych pacjentów. Bo ta tabletka była ostatnim ratukiem przed jakąś wizytą natychmiastową u lekarza. I pomyślałam, że mi pomoże. I koncentrowałam się nie na bólu, ale na tym, że pomoże. I obudziłam się dwie godziny później nowonarodzoną. Nawet katar na jakiś czas zniknął.
I teraz jestem jeden szczęść.
I co ja sobie myślę, to to, że znowu czułam się cholernie sama. Np. żeby mama potrzymała za rękę.
Po zmęczeniu ciała i umysły ostatnie dni wrzucam do tych, których się bałam, że nadejdą i znowu trzeba będzie rozliczyć się za dni beztroski.
ad:a najgorsze w tym jest to, ze to moja wina i przeziębienie i wsyztsko. Od maja chyba nieregularne jedzenia ograniczane w czewrcu do dwóch bulek. Oczywiscie z braku apetytu. No i schudłam za dużo. Znowu, niestety.
10 czerwca 2006   Komentarze (12)

Bez tytułu

Dziś był trudny dzień. Choć żadnych gorszych incydentów. Codziennie widzi się ludzi. Takich zwykłych, codziennych, pełnych bolączek, niezadowolonych z życia i tych, pewnych siebie. Ludzi okaleczonych przez własną fizyczność, ludzi, których żal...
W szkole byłam przez chwilę. Miło się wraca do tego miejsca. Moje miejsce.
W pracy z M. zrobiliśmy sobie przerwę. Niedaleko naszego rejonu jest dworzec. Pusty, stary,mało w nim ludzi,s zczególnie ulubiliśmy tor 3 przy peronie pierwszym. I przesiedzieliśmy tam godzinę na ławce z piwem w ręku. Jak pracować, to pracować. A ten dworzec ma w sobie jakiś klimat. Chyba bardziej podoba sie od tego miasta.
Odkryłam w sobie takie cechy jak pracowitość i sumienność. Wynikające raczej z poczucia obowiązku. Wiem, pewna sprzeczność z poprzednim zdaniem, ale przecież trzeba sobie czasem odpocząć, zwłaszcza kiedy się jest młodym.
07 czerwca 2006   Komentarze (13)

Bez tytułu

Zauważyłam, że zwyczajnie się boję. Wspominam swoje życie. te chwile, kiedy radosna się bawiłam, uszczęśliwiona, że wreszcie wszystko poukladane, zabawki w moich rękach, cicho, tylko moja wyobraźnia, mój pokój, że nikt nie pogania. Albo podwórko, huśtawki, inne dzieciaki i potem nagle jak grom z jasnego nieba Jak wtedy, kiedy wracałam z przedszkola do domu, a niogo nie było, jak ciągle mijałam się z moją mamą po drodze. Jak wtedy, kiedy podobaly mi się zabawy wspinania na dach blokó, na drzewo w chowanego po całym osiedlu, a szukano mnie. I potem tłumaczenia.
Nie jestem przyzwyczajona do spokoju. Bo w zasadzie?
Stłumiłam tęsknotę, no prawie. Mam pracę, która w minimalny sposób pozwoli mi usamodzielnić sie bardziej. Jest M. Babcia zdrowa, Mama dumna. Wakacje. Matura zdana nie najgorzej.
Może tym ciosem będzie niedostanie się na studia?
Może coś innego?

Zauważyłam, że trudno się ze mną rozmawia. Zdania wypowiadam szybko nadając im konkretny ton, tak, że trudno jest do nich nawiązać. Skaczę z tematu w temat przerywając rozmówcy

Zauważyłam, że najłatwiej okazywać mi uczucia dla tych, którzy są daleko, przy których nie trzeba zachowywać zasad, wykazać odrobinę zaciekawienia.
Że czasami na tyle koncentruję się na tym, co myślę, że zapominam o Bożym świecie. Że kiedy jestem zmęczona nie ma zadnych form grzecznościowych, nic, tylko marzenie o dotarciu do łóżka.
W takim sytuacjach jestem jak biegacz, który koncentruje sie tylko na tym, żeby osiągnąć metę. Inni biegnący, tłum wokół, pogoda, własny ból to nie dla niego. Liczy się tylko meta.

Zauważyłam, że ja człowiek rodzinny, ulubiona wnusia Babci, która znała wszystkie jej koleżanki, dawnych członków rodziny, dalszych i bliższych...że nie pamiętam już ani ich, ani tego, że jestem czlowiek rodzinny.

Do nabytych doświadczeń: kiedy jakaś osoba wzięła mi ulotkę, zapytała co to jest, a potem zrzuciła na ziemię, albo jakaś inna wulgarnie odpowiedziała mi wulgarnie po co jej to, to pozbierałam się po 5 minutach. Nie zatruło mi to myślenia. Wczoraj dwóch panów zapraszało na pizzę, kilka doceniało urodę w sposób bardzo miły, jeszcze inni domagali się telefonu. A ja jestem tylko kolporterem ulotek. Na szczęście, zarobek jest w miarę opłacalny.
No i mogę ludzi obserwować. To najciekawsze zajęcie. Dziś był taki pan, widać, że oczytany, dobry i wrażliwy, wdał się z nami w rozmowę. Z drugiej stronę, było mi go żal. Wsyztskie jego gesty wskazywały na bezradność, nawet to, jak potem szedł. Potem zastanawialiśmy się nad tym, czy on uważa swoje życie za udane. Jakie waunki trzeba spełnić, żeby było udane?
Dzisiejszy dzień caly czas z M. Nawet w domu później, jeszcze jego kubek na biurku.
Mimo wszystko, trochę się niepokoję. Z M. staramy się nie rutynować naszą pracę, zwłaszcza naszą obecność razem. Rozmawiamy. W sobotę, co prawda było między nami przez chwilę zimno jak na Antarktydzie, ale za to później...
Gliwice to bardzo dziwne miasto. W tą sobotę po 15 główna ulica wyglądała jak z jakiegoś filmu o postarachach, budynkach starszących. Dziś obrzydliwy widok pijaka. Gorszy niż w "Wszyscy jesteśmy...", jeszcze kilka takich niegodnych rzeczy by się znalazło. Dziwne to miasto...

06 czerwca 2006   Komentarze (9)

pt

Tak doskonale czuję, że żyję. Bolą mnie mięśnie łydki i ud. Podobno potem będą ładnie wyglądać. Rower odstawiłam jak tylko dowiedziałam się o charakterze pracy. mięśnie mimiczne bolą od uśmiechania sie, a język od mówienia dziękuję. Plusem pracy jest to, że zawsze na oku mam M. Tylko przejść przez ulicę i już jest.
Ale sądzę, że jej oceny dokonam dopiero wtedy gdy otrzymam wypłatę.
Chodzenie do szkoły było łatwiejsze.
A swoją drogą kiedy się tak stoi to jest niby dużo czasu na myślenie. 6 godzin. Ja śpiewam w kółko jedną piosenkę. Zauważam, że wraz z myśleniem o produktach rosną moje potrzeby. A hasło, którym od dawna się posługuję, dotyczące różnych rzeczy, to: Starch przed zimnem jest gorszy niż samo zimno. Ona właśnie zabiera mój strach i dodaje mi odwagi. Kto nie próbuje, ten nie wie co i jak smakuje.
List od Babci przyszedł. Na przelomie sierpnia/września postaram sie u niej być. Czuję, że muszę. Kiedy wzięłam kopertę jakby jej głos odtworzony w myślach powiedział do mnie tak jak tylko ona...
Ona też uczyła o wartości rzeczy.
02 czerwca 2006   Komentarze (13)

Czwartek.

Musisz odnaleźć nadzieję

I nie ważne, że

Nazwą ciebie głupcem.

Musisz pozwolić by sny

Sprawiły byś pamiętał, że...

Nic naprawdę nic nie pomoże…

Moja i twoja nadzieja

Uczyni realnym krok w chmurach.

Mówią, że dzisiaj dzień dziecka…

Pierwszą widzianą dziś osobą był M. Kilka chwil przed 10 ubrany na kapustę, marynarkę i wejściową koszule zostawia, bierzemy plecaki, wychodzimy. Dziś pierwszy dzień naszej pracy. Mało ambitna, mało odpowiedzialna, ale w miarę dobrze platna.

5 godzin stania, uśmiechania się, wyciągania ręki, mówienia „proszę” i „dziękuję”. Jak dobrze pójdzie to samo czeka mnie przez 22 dni tego miesiąca i być może z 10 następnego.

Praca ma w sobie ten urok, że zezwala mi na robienie tego, co najbardziej lubię-obserwowania ludzi. I tak: kobiety palące to najczęściej 20-30 latki, zadbane i pewne siebie. Mężczyźni najczęściej śmierdzą na kilometr tytoniem i posiadają kilkudniowy zarost. Kiedy się uśmiechasz, przyjmujesz postawę wyprostowaną i pewną siebie zyskujesz kilka uśmiechów w zamian. Statystycznie na kilkaset ludzi 6 wcześniej raczyło się alkoholem.

Sprawne, dobrze funkcjonujące mięśnie nóg są dodatkowym atutem. Deszcz w tym układzie nie jest sprzymierzeńcą.

Skończyliśmy dziś o 16, godzinę wcześniej, bo…o 18 oficjalne zakończenie roku, szkoły, dzieciństwa(?)…45 minut w domu. To dlatego M. Rano przyszedł w marynarce. Naprzemian okupujemy łazienkę, razem jemy późny obiad.

M. w moim domu. M. obok. M. razem czy to nie dziwne?

Szkoła…Moja szkoła. Moja była szkoła. Sentyment. Tradycje. 2godzinne zakończenie. M. był, ściskał za rękę, kiedy widział, że jest mi smutno, kibicował.

Dostałam dyplom dla mojej Mamy. Kurde, boli. Kurde, bardzo. Boli. Dyrektor prosił, żeby ją pozdrowić. Ryczę teraz. Wokół było dużo rodziców, dumnych, szczęśliwych, rodzinnych. Mam dzwoniła dziś kilka razy, ale akurat nie mogłam wtedy odebrać.

Dopiero teraz, kilka chwil wcześniej. Mówiła, że jest ze mnie dumna. Ale ta cena…Dopiero dziś powiedziałam jej o pracy, choć od kilku dni było prawie pewne, że ją dostanę.. Szłam ulicą w stukających butach, elegancka. Przedtem kolega powiedział, że pewnie by mnie nie poznał, jeszcze przedtem nauczycielka z gimnazjum gratulowała.

Ja.

Półdziecko, dorosły od siedmiu boleści.

Ja.

Człowiek.

Od-nowa.

Była jakby godzina wychowawcza. Nasza p. Profesor pytała się jak spędzamy wakacje. Od kilku dni wstawałam wcześnie, żeby wypytać o pracę. Jak tylko skończyły się matury zaczęłam jej szukać.

You and me…We used to be togather…

01 czerwca 2006   Komentarze (11)
Moje | Blogi