• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
30 31 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 01 02 03 04 05

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Archiwum luty 2006

W pułapce.

   Podenerwowana i niespokojna. Chora od czwartku ( jeżeli płuczecie gardło wodą z solą nie dawajcie jej tyle co cukru, bo grozi to utratą zmysłów językowych na jakiś czas. Poza tym robiąc inhalacje rumiankiem wskazane jest nieoddychać za głęboko, bo niechcący można wciągnąć ów płyn w swoje własne prywatne usta). FanFan(kiedyś nazywałam go Śmierdzielem, od dzisiaj FanFan, bo skoro Tulipan to i on) no to też jest chory. Wczoraj przyszłam na jedna lekcję do szkoły, ale dostałam uwagę od pani na której lekcję nie przyszłam, więc dzisiaj nie ruszałam dupy w ogóle.

   Zniechęcenie, jakaś obawa no i absurd. To wszystko się miesza w mojej biednej głowie. Jeżeli nie przyjdzie wiosna to wyjdę. M. wczoraj w moim pokoju wydawał się taki odległy.

Vrouw po holendersku kobieta. Mało romantycznie.

    Dobrze, że nie ma człowieka obok. Przynajmniej nie musze się przyjmować. Jak zwykle wszystko mi wolno. Człowiekiem wolnym jestem, ale to śmieszne. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie to wszystko. Byłam małą dziewczynką. Teraz miałabym być duża, pewna siebie, zdolna i udana. Zawsze myślałam jaka będę w tym wieku. Kiedyś myślałam jeszcze, że później będzie lepiej. Teraz wiem, że później będzie gorzej. Że to co dobre, to właśnie było w tym okresie, kiedy o tym nie myślałam.

   Buntuję się. Ale jedynym wyjściem jest zgodzić się na warunki obok. Wychodzę.

28 lutego 2006   Komentarze (5)

Ja?

Mamuś mi dzwoniła. I ma katastroficzne wizje w stosunku do tego, co się wokół mnie dzieje. A ja nic. Tylko znowu trochę chora. Inchalacje robiłam z rumianku. Nie cierpię lekarzy. A ciąży nade mną jeden taki(albo jedna zryźliwa babska, okaże się).

Uczyłam się dzisiaj i wczoraj.

Mam wrażenie, że w moich żyłach zamiast krwi krąży muzyka. Chciałabym...tyle wszytskiego jest, co bym chciała. Ostatnio układam sobie wizje mojego własnego pokoju. Ma być taki ze ścianami w trzech kolorach. Trochę wzorków na suficie. Łóżko z dojściem ze wszystkich stron-najlepiej materac. Ksiązki pod ścianą na podłodze. Kawałek mięciutkiego dywanu. Jeden kwadratowy talerz. W kolorze wiadomym. I z pościelą taką w której ledwo dotkniesz zasypiasz.

Jeszcze myślę, że gdybym była mężczyzną nosiłabym kilkudniowy zarost. Golf, dżinsy i marynarkę. Moja woda toaletowa byłaby...taka jakaś ciekawa. Byłabym brunetem.

Jestem kobietą. Kiedyś będę mieć dziecko. Czasami lubię sukienki i spódnice-latem. Lubię kwiaty, najlepiej suszone polne. Poezję też lubię. Lubię delikatność. Nienawidzę kłótni i podniesionego głosu-kłucić się nie umiem. Lubię brzoskwinie i arbuzy. Pióro z czarnym atramentem. Każdą moją czapkę i szalik. Kolorową wiosenną kurtkę. Lakiery do paznokci. Moją bruno banani ( z dopiskiem'not for everybody'). Poranną kawę kiedy przez okno wlewa mi się słońce. Świeczki. Dawne zdjęcia.

26 lutego 2006   Komentarze (15)

...rozpamiętywanie jest zajęciem starców...

Ogarnia mnie ze wszystkich stron. Znam ją dobrze, w końcu kiedyś byłyśmy ze sobą tak długo. Nazwy się tęsknota. Jest nieodlączną częścią mojego życia. Nie wiem już za którym domem tęsknię. Ale nie chciałabym, żeby mnie wtedy ktokolwiek widział. Nie widzę jak rośnie mój Bratek. Minęly już chwile jego życia, których obawiałam sie najbardziej, jeszcze wtedy, kiedy go nie było. Tęsknię za Babcią. I mamą, która dzwoni coraz częściej.

Są chwile, kiedy nie umiem. Później muszę iść dalej.

25 lutego 2006   Komentarze (7)

Jedyny tak czwartek w tym roku. Pączkowy....

Tyle miałam myśli z nim idąc, dzieląc się pączkiem i mleczkiem ptasim. A myśli ulotne jak chwile. I jeszcze widziałam taką panią z miłą twarzą. Ona spojrzała na mnie, nie zdążyłam się uśmiechnąć. Odwróciłam się uśmiechnęlam się, ona też,  spojrzałam na M. i poszliśmy dalej lekkim krokiem do przodu.

Dzień, w którym wszystko było dobrze. Zmęczona, śpiąca. Bo on mnie lubi za mój uśmiech.

A teraz uczyć się, uczyć się, uczyć się. A przedtem jeszcze kąpiel. A potem sen. I dzień kolejne. Czy to nie dziwne? Ilekroć zaśniemy na dłużej trzeba witać poranek. A od niego wszytsko zależy. Ten dzisiejszy z jasnym słońcem, płatkami z mlekiem, grzankami z ulubionym dżemem i herbatką malinową. Chcieć więcej?

23 lutego 2006   Komentarze (14)

Bez tytułu

Przyjechał dzisiaj do mnie. Z zimnymi dłońmi na ciepły spacer. Beztroskim uśmiechem niewiadomej przyszłości. Kim on dla mnie jest? Którego dłoń w mojej, moja głowa na jego ramieniu. Pytał się mnie dlaczego nie mówię o przedtem. Bo jest tylko tu i teraz.

Tak, to ja żyję przeszłościa lubiąc każdą teraźniejszość, jeżeli już minęła. Bo są takie dni.

Poza tym jeszcze przedtym coś zupełnie innego. W 3 osoby. Jak ja to lubię. Ciszę tego miejsca i wydłużanie czasu.

Tato, daj mi sił, żeby iść, do przodu. Tam dokąd poślesz.

Dzisiaj piszę list do mamy. Tak jak kiedyś.

22 lutego 2006   Komentarze (14)

Śmiać się chce, a najbardziej chce się...

Tak czasami mogę sprawdzić co myślałam wybranego dnia rok temu albo nawet dwa. Czasami już nawet nie pamiętam dlaczego właśnie tak było.

Poza tym właśnie kończy się rok od kiedy wszystko się zaczęło. Albo skończyło. Do tamtej pory było bardziej poukładane i spokojne. Tylko wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam. Teraz jestem mądrzejsza, bo wiem, że to teraz, każdego dzisiaj mogę żałować, bo może być łatwiejsze i przyjemnijesze niż każde następne jutro. Zwłaszcza to następujące za kilka lat.

Nie widziałam go już od tygodnia. Mój M(bo nie wiem kim on jest. Na pytania innych: mój chłopak?mój kolega za mało,mój przyjaciel za dużo, więc zostaje samo mój). Bo w moim świecie prawie wszystko jest na M, albo żółte, chyba że kolorowe.

21 lutego 2006   Komentarze (9)

Bez tytułu

Bo to zmniejszenie zaufania dla ludzi sprawiło, że się uśmiecham. Rozmazują się wtedy kontury. Wszystko jest takie lekkie, piankowate. Wszystkie obietnice traktowane+/-50%. Liczenie na siebie. Bo gdyby nie to, wtedy jest się człowiekiem zależnym, wuiązanym. Oczekującym. A własnie kiedy się nic nie chce, wtedy można otrzymać najwięcej. Najczęściej od ludzi nie oczekuję nic. Więc wszystko dobre jest darem. Tylko od tych ważnych...Tak, tak samo jak od siebie za dużo. To nie jest złe. Już nie osądzam ludzi. Wiem, że wszystko ma swoje drugie dno. Wszystko można uzasadnić, uciec od słów. Więc jeżeli świat to błahostka, to jest on kolorowy. Zresztą kolory są dobrym sposobem na przetrwanie. Jest Ci smutno? Wyobraź sobie kolor pomarańczowy. Albo ubaw kiedy zajadasz cytrynę. Zieleń łąki z dmuchawcami. Lody cieknące po brodzie.

Tak, człowiek nie może być sam. Jestem z tych, którym trudniej być z innymi niż ze sobą. Może kiedyś pokonam swoje uprzedzenia?

Nie, nie jest źle. 

20 lutego 2006   Komentarze (10)

Spis tego, co było. Zwłaszcza co jeszcze...

czasami wydaje mi się że mam haczyk z żyłką w sercu. mam nadzieję to Ty go zarzuciłaś.To sam nie wiem. szukać też nie będę na siłę.
Tak napisał. Czytałam przy kawie w żółtym kubku.

Wczoraj było tak...Przedpołudnie całkiem nawet z wesołymi momentami. Ja już uśmiechać się umiem. Potem fotel, tak ten, który zamiast budki. Z zupełnie innym nastawieniem. Przedtem padał deszcz. A ja szłam myśląc. Są dni, kiedy lubię deszcz. A kiedy już mówiłam i kiedy słuchalam, no to wtedy wiedziałam, że to co się dzieje jest w jakiś sposób słuszne. Oprócz tych momentów, kiedy robię źle. No i że śmierć (już/ jeszcze) nie dla mnie. Jeszcze skok ze spadochronem. Auto rozpędzone na maxa. Tango z tym, który choć przez chwilę będzie wyglądał na jedynego. I... że jeszcze tyle chwil, w których mój Pan na moich wyciągniętych rękach w białym opłatku złoży swoją Miłość.

Wczoraj spotkałam koleżankę. Zmieniła się-zciekawiała. I potem kogoś, kto kiedyś był. I rozmawialiśmy i kiedy ja mu powiedziałam czym dla mnie jest pani m., jak to wszystko wygląda, to wtedy on mi powiedział coś, czego miał nie mówić. Więc już(znowu) wiem.

18 lutego 2006   Komentarze (16)

Pogodnie.

Kiedy piję poranną kawę o pogodnym poranku przypominam sobie swoją mamę. Jak siedziałarano na krześle przy stole w kuchni. Wtedy mieliśmy jeszcze taką dużą kuchnię-były w niej przynajmniej 3 schowki na chowanego. Mama piła kawę w ozdobnych malitkich filiżankach. Bradzo lubiła przy tym zjeść ciepłą bułkę z masłem. Czasami zostawiała na filiżance ślady szminki. Natomiast zawsze łyk kawy i ostatni kęs bułki. Czasami wypijałam ten łyk a ona żartobliwie się złościła, że cały czas miała wyobrażenie jak to przyjdzie i go do kończy. Małe filiżanki sygnalizowały, że jest jakieś święto, na codzień były odrobinę większe. Poranki zawsze były wtedy spokojne. Może dlatego zawsze, kiedy tylko spotkam się z mamą mam ochotę napić się z nią kawy-tej z ekspresu w małych ilościach. Ja i mama-jak dwie przyjaciółki doświadczone życiem.

Odkąd jestem dorosła moje wspomnienia stały się pogodniejsze.

Wczoraj wróciłam z dwoma paczuszkami delicji. Czarnych i białych. Białe już zjedzone, dobre były. I to potraktowanie mnie dobre, ciepłe jakgdybym...

Wracając odkryłam, że rozgrzebywanie świeżej rany jest dobre- przyzwyczaja Cię w końcu do jej istnienia.

Na razie nie rozmawiam z ludźmi, którym nie ufam. W ogóle, prawie o niczym. Chowam się za uśmiechem. A dzisiaj postanowiłam pouczyć się i...nie poszłam do szkoły. Miałam też gorączkę. Ale już druga noc z rzędu przespana spokojnie. Bo ja wstanę, choćby nie wiem co.

16 lutego 2006   Komentarze (18)

A lutego czternastego....

Więc...Przed chwilą wyszedł ode mnie. Był u mnie pierwszy raz. wysprzątałam mój pokój, a sprzątanie sprawiło mi przyjemność. Teraz, kiedy go nie ma mogę go w nim szukać jego drobnych śladów, takich jak urywki myśli. Jest dla mnie kimś wyjątkowym, mimo to o kochaniu nie ma mowy. Nie za bardzo w to wierzę...Udawanie. Tego mnie nauczyły obserwacje i własne życie.  Tyle czasu rozmawiać. O wszystkim, dalekim i bliskim i o spólnych wspomnieniach. I o tym wypadku nareszcie z nim mogłam porozmawiać. Napewno podświadomie na to czekałam. Teraz w moim pokoju 3 bukiety kwiatów. Dwa z tulipankami. I butelka po winie. I uśmiech. Bo kiedyś on nie chciał, żebym odszedła. A teraz ja nie chcę tego samego. Może zamieszkać w moim życiu. Widzę jego zalety i wady. Razem z nim patrzę na jego pasje. A on na moje. Mimo, że wiem, że nie zawsze rozumie dlaczego to jest dla mnie tak ważne. Ale tyle czasu rozmawiać o wszystkim...

Jestem chora. Przeziębiona i pewnie z gorączką. Zaraz spać. A jutro...albo zmagania z matą przy tablicy(swoją drogą dzisiaj taki spokój kiedy pytała mnie czegoś, co ja nie mam zamiaru umieć, bo mi to niepotrzebne jest) albo wjdzie, że się migam. Ale nie mam siły. Moje zdrowie...Może najwyższy czas na jego naprawę? Znów 3 nowe karteczki z receptami. Wykupię? Poczekam aż samo przejdzie?

Tym, którzy wierzą w miłość, bo wiedzą, że jest- tym własnie życzę doświadczania jej przez cały rok. A tym, którzy poddają ją pod wątpliwość-pozytywnego rozczarowania. I uśmiechu wszystkim razem i każdemu z osobna.

14 lutego 2006   Komentarze (7)

Dzień po.

Kiedy zasypiałam przypomniałam sobie rozmowę sprzed dwóch lat. O tym, że nie woln robić zawsze tak jak nakazują emocje. I że już się z tym zgadzam. Spałam niespokojnie, przeraziłam się końcem ferii i dudniącymi w głowie myślami. Rano pierwszy raz od bardzo dawna zjadłam z apetytem śniadanie. W szkole było tak typowo. I że tylko dwa miesiące do wakacji. A ja miałam pelne serce kamieni. Więc poszłam je wyrzucać.

Kiedy myślę do jakiego zwierzęcia można mnie przyrównać, to wydaje mi się, że najbardziej pasuje owczarek. Czasami ze stojącymi uszami, dumny i siedzący na tyłku, kiedy indziej smutny z klapniętymi i oczami na widok których chce się płakać. Potrafi atakować, ale nie zawsze czyni to chętnie. No i umie lizać rany. I skulać się.

Przeszkadzają mi moje myśli. Chwilami jest w porządku, kiedy indziej nie, już nawet gloryfikowanie wspomnień nie pomaga, no bo w imię czego?

Na jutro kupiłam M. aniołka. Przyda się mu jakiś Stróż. Tak, zgodziłam się na zabawę w walentynki.

Z biblioteki wyszłam z tym, czego najbardziej potrzebuję- trzema tomikami poezji- powtórzony Barańczak, wrażliwy Pieczyński i piękną kobietą Poświatowską. Zapowiada się ciekawy wieczór. Ze świeczkami, z wierszami i różą. Trzeba sobie robić dobrze, a jak?

13 lutego 2006   Komentarze (7)

To co ważne jest...

Więc tak. Wysłałam emaila do Stanislawa Barańczaka, pseud. Barbara Stawiczak, brata Małgorzaty Musierowicz. I nie wiem czy przeczyta, ale dla mnie to i tak wyczyn.

Poza tym biorę się w garść i do przodu. W końcu życie, to kurka, tylko jedno jest, a czasu...tego czasu tak cholernie mało. Już minęło mi pierwsze poranne przerażenie. Teraz tylko radość, że w całości jestem sobą, we wszystkich moich częściach i każda działa, oprócze zepsutego wcześniej kolana.

"Niech mnie Pan błogosławi i strzeże. Niechaj Pan daje pokój mi. On radością wypełnia serce me. Zawsze ze mną jest."

Najważniejsze to mieć przyjaciół.

12 lutego 2006   Komentarze (10)

Niezapomniana studniówka.

Przyjechał po mnie. Miał długą czerwoną różę, którą próbowałam wstawić do wazonu z jeszcze niezwiędlym tulipanem. Jego krawat był naprawdę śliczny. Za kierowcę robił jego starszy o kilka lat brat. Później powiedział, że jadac na studniówkę mial niezbyt dobry humor. A więc udaje przy mnie. Kupa osób przesstawianych mi z imienia, z których pamiętam tylko tych wyróżniających się czymś szczególnym. Polonez znowu na chwiejnych nogach, zesresowałam się, odwrotnie niż przy moim. Później było wspaniale-jego śpiewane "zawsze tam gdzie Ty", moje myślane, że my ze sobą przecież nie umiemy rozmawiać, więc dlaczego mnie do niego ciągnie. Jego znajomi ulubieni od razu.nawet korzystałam z podstołowych zapasów, ale tylko dwa razy-jak to on określił dzielnie to znoszę. Później chwila nudy, znowu porwanie do tańca. No i koniec...Ale nie koniec wszystkiego.

Władowaliśmy się do auta brata jego dobrego kolegi. Było nas w nim 6. Ja ta szósta na kolanach. Jechali mnie odwieźć minęli dwa skrzyżowania zjazdowe i trzeba było naokoło zajeżdżać. To było chwilę przed 6, śnieg...I wyjechał tramwaj. Wiedzieliśmy, że nie zdąży zachamować...Wjechaliśmy w niego, najpierw przodem później nas odwróciło i tyłem, posypało się szkło z szyby tylnej, na szczęście wypadło na wewnątrz. Wylądowaliśmy w zaspie...Tak, to była niezapomniana studniówka. Przerażenie opanowało dopiero po wyjściu z auta. Że co by było, gdyby...Że chyba cud że nic się nie stało, bo autko z tych mniejszych było.

Tak mi nieswojo teraz.

12 lutego 2006   Komentarze (10)

Bez tytułu

Tyle jego słów w tej mojej głowie mam...Tylko jakąś ścianę czuję. Tarzaliśmy się w śniegu, próbowaliśmy ukraść traktor, bo on "tylko nosi moje zakupy". Powiedziałam, że bez niego nie umiem wyjść z domu-jak w środę mnie przyprowadził, tak dzisiaj dopiero wyszłam, bo zadzwonił.

Mimo to nie chce mi się nic. Czuję się na zdechlaka i lenia. Siłę człowieka widać kiedy radzi sobie z przeciwnościami życia?

A jutro studniówka. Jego. Nasza.

10 lutego 2006   Komentarze (10)

Bez tytułu

Gdyby wsyztskie dni były jak ten można by mówić coś o zmarnowanym życiu. Usprawiedliwia mnie bolące gardło i pyszna kolacja, którą zrobiłam sobie sama. Może jednak dogadam się dzisiaj z tymi komórkami w głowie? O, jeszcze prałam ręcznie dzisiaj. Więc może nie tak źle? I...gdzie ta garść w którą mam się wziąć?

09 lutego 2006   Komentarze (9)

Show must go on.

Do czerwoności wyszorowałam moje ciało ze złości i żalu. Otarłam ze smutku i łez. Utuliłam w wyimaginowanym zaciszu.Czarną mocn herbatą zalałam udawanie i nieszczerość. Więc to prawda...

Podaj mi tę łyżeczkę,
łyżeczkę życia.
Nie chcę już, nie chcę tego picia,
pozwólcie, że zwymiotuję.
Wiem, że życie to garnek pełny,
że świat jest dobry i zdrowy,
ale mnie życie w krew nie wchodzi
mnie tylko uderza do głowy.

Napisać, żeby pamietać? A jak to się ma z przebaczeniem, z tą chwilą radości dzisiaj przy tym bezdomnym. Proszę panią, ja nie mam domu. A ja? Czy jak się ma czegoś za dużo to nie oznacza, że wcale sie tego nie ma. Wczoraj chciałam mu opowiedzieć historię. To było już dzisiaj nad ranem. O dziewczynce bez ojca. Z Mamą, Babcią i starszym przyjacielem jako całym światem. I o jednym dniu, dzisiaj rocznica. 5 nawet. Czy mogę już teraz mówić do Pana tato? I ta zamiana całego mojego pokoju, przyjaciela i Babci na tą rodzinę, która się...Przerwał mi w połowie. Bo ja mu raz ufałam, potem powiedział, że nigdy, potem już do końca przestałam go szanować. Ten płacz, urywany sen i chłodny oficjalny ton. Bo ja albo lubię na maksa, albo nie zauważam. Bo ja się odwinę za wszystko...Mama zostawiona na przystanku, płacz Bratka i włóczenie się autobusami. Bo ja jeżdże z domu do domu. Zamknięte od środka drzwi tego drugiego i dobijanie się. Przedtem tulipankowe przywitanie mnie przez M. Pierwszy raz od bardzo dawna ktoś czekał na mnie, bo wracam. Choć nie chciałam, żeby był. Bo w takich dniach jak ten nie powinno się mnie widzieć, bo kiedy idę ulicą patrzę się w oczy ludziom, a oni odwracają wzrok.

Po kolei. To dojechałam dobrze. Był słoneczny i mroźny dzień. Dojście do domku piechotą zajęło mi godzinę. Nic groźnego, może tylko pobocze za wąskie. Potem uśmiechy i przytulenia. Mama i Bratek. I piec, w którym się drewno pali i rury za płytko położone, które zamarzły. Mama z mądrością życiową i doświadczeniową. Mama przyjaciołka, siostra, powierniczka. Mama kochana, tęskniąca. Słuchanie, czytanie. Bawienie Bratka. Tańczenie razem z nim, bawienie w samoloty. I jego płacz i sen i to, że na mojej czesci łóżka, a ja nie mam gdzie. A potem strach jak nigdy dotąd, choć kilka ju przedtem. Mama mówiła, że muszę iść, pozbierać się, trwać...Moja mama, kiedy mnie żegnała, to było już jak kilka razy dotąd z nią i moją Babcią, jej siostrą, z nami wszystkimi. Bo taka jest konieczność." A jednak często niemal wbrew sobie, przymykam oczy i wracam w moje utracone życie."

I jadąc miałam już momenty zaparcia się w sobie, siły do walki, wytrwałości i odwagi i przed ołtarzem dziś. Tylko ja nie dam rady. A teraz wróciłam, jak gdyby nigdy nic.Pozornie.

08 lutego 2006   Komentarze (9)
Moje | Blogi