• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

...

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
26 27 28 29 30 31 01
02 03 04 05 06 07 08
09 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 31 01 02 03 04 05

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003

Archiwum styczeń 2006

Bez tytułu

No i już po. Spałam 2 godziny, za dwie następne mam autobus. Może dobrze, że nie miałam żadnych roszczeń do studniówki, bo mogłabym się rozaczarować. Tak -była po prostu. Jedyna i do końca. Przetańczona z partnerem od poloneza. Z opuchniętymi nogami i z nerwami przygotowań.

28 stycznia 2006   Komentarze (19)

Jutro.

  Jutro studniówka. Przyznaję się do zmniejszonej 10krotnie chęci  bycia na niej. Są lepsi i lepsiejsi. Ja jestem tylko lepsza, więc można mną kręcić. Nie tylko mną. Nie wiem...nie mam ochoty. Chaos, natłok myśli. Współczuję P. tyle siły w to włożył i nie doczekał się zapłaty. Sala wygląda tak inaczej, prawie zachwycająco. A P. jest chory i nie wie czy jutro przyjdzie. Przypomniał czasy kiedy mieliśmy pojechac na 3dniową wycieczkę do Kraka zamiast na studniówkę. Wtedy wszystko było prostsze, wyraziste, konkretne. Teraz rozmawiamy. Ufność wzajemna.

  M. widziałam dzisiaj ostatni raz. W sobotę rano wyjadę do mamy. To jedyne cieszę. A jeśli odzwyczaiłyśmy się od siebie bardziej niż...? Ale to nie może być możliwe.

  " Zobacz, wygląda na to, że walczę z tym czego najmocniej pragnę i nie umiem na to wpłynąć"...Posłużyć się jego słowami? Napisać, że nie wiem co ma wybrać? Byleby tylko nie zranił? Że już trochę rozsiadł się w moim życiu? Że do tamtego czwartku mógł iść bez większego uszczerbku...Że brakuje mi tych słów, spojrzeń delikatnych, uśmiechów...Przecież...Tak to jest, kiedy spotykają się dwie osoby nie mające nic przeciwko byciu samemu.

  A wynik z próbnych? Angielski podstawowy super, polski rozszerzony 3 wynik w klasie, a reszta na prawdziwej musi pójść lepiej o jakieś 10% :)

...Zatańcz ze mną jeszcze raz... I jak ja mam tańczyć na tej studniówce, jeśli M. nie będzie. A wsyztsko przez moją opieszałość. Ale ja do mamy jadę. Żeby tylko wsyztsko się udało.

26 stycznia 2006   Komentarze (8)

Credo

    Mam 18 lat i dla mnie nadal wierzyć to znaczy, wiedzieć, że taka jest prawda. Bo tak mnie nauczono. Że przebywam z ludźmi, którym ufam, więc wierzę, bo wiem, że mówią prawdę. I dlatego...Tak właśnie... Tata, wiem, że jest. Nie mogłoby go po prostu nie być. Człowiek nie byłby wtedy taki. Kolorowy, wrażliwy, delikatny i z empatią. Świat mógłby wtedy kręcić się w drugą stronę. Nie moża byłoby ufać, wygadać się Komuś, kogo nie widzisz, a jest. Jest jak zegarmistrz, ale nie wolterowski, tak trochę może. Stworzył ten świat, ale nie poszedł sobie, musi dokonywać przeglądu mechanizmu, zmeniać stare części, ciągle być, żeby wartość tego zegara drastycznie nie spadła. Poza tym On przychodzi tak, że Go czuć. Kiedy sie zapala świeczki, jest cicho i w głowie pojawiają się słowa. Np. takie" Bóg miłością jest, moje serce tą miłością płonie..." No bo od kogo tej miłości się uczyć? Takiej trwałej, błogosławionej. Przecież to co tworzy człowiek, kiedy nie myśli wartościami tylko popędem, to się zbyt szybko rozlatuje. Nie ma wtedy rozmowy między ludźmi. On jest i dlatego zawsze wtedy, kiedy mówię, że życie nie ma sensu, to wiem, że mimo mojej prawdomówności kłamię. Bo ma...bo są takie niebieskie schodki do Nieba. A kiedy się nie udaje, kiedy tracę bycie człowiekiem, wtedy tak wtedy zdala od ciemnych budek z kratkami,  szukam spowiedzi. To jakby On akceptował, że ja dziecko, ja człowiek, ja i moje wady. I wtedy z uśmiechem od nowa. Więc wiem, że jest. Bo ufam tylko tym, którzy są.

25 stycznia 2006   Komentarze (6)

***

   Nie jestem z siebie zadowolona. I wszytsko byłoby dobrze, gdybym umiała to zmianić. Muszę gdzieś wyjechać. Jechać, mieć nadzieję, rzucić wszystko, wracać. Tak się do tego przyzwyczaiłam. Do bycia obcą, że aż mi tego brakuje.

   4 dni. Coraz bardziej nie chcę studniówki. Nie umiem się bawić całą długość imprezy. Wiem, ze jak zwykle przyjdzie do mnie mój smutek i wtedy zacznę pryglądać sie innym. Nie jestem pesymistką, tylko zmęczona ostatnio. Boję się, że będę wyglądać gorzej od innych dziewczyn. Że mama mnie nie pożegna, kiedy będę iść na studniówkę. Za chwilę jadę tańczyć poloneza z M. Pytał mnie, dlaczgeo często się uśmiecham. Bo kupuję nieodporny na łzy tusz i nie mogę płakać. Zasnąć...spać. Tracę jakąś cząstkę siebie i nie umiem na to zareagować inaczej niż narzekaniem. Używam słów uchodzących za wulgrane. I sama zauważam, że nie pasują do mnie. Dzisiaj trudno jest być mną.
A on mi mówi o mnie tak dobre rzeczy, że mogłabym uwierzyć. Że trwać  tak długo jak to możliwe.

na wspomnienia bliższe
spoglądam
w te chwile wyciągnięte
z kleszczów wieczności
w pamięci odtwarzane
ciągle
jak to dobrze
chociaż raz być człowiekiem
taką małą kobietą

23 stycznia 2006   Komentarze (11)

Bez tytułu

   A mi brakuje słów.

   I jeszcze krótkie pytanie: kim się jest, kiedy jest się Tobą?

22 stycznia 2006   Komentarze (13)

Z głową pełną marzeń.

   Nigdy nie myślałam, że będziemy z M. tacy podobni do siebie. Tacy poważni inaczej, równie zmienni. Ma pokłady wrażliwości i zrozumienia. "M., bo widzisz, Ty czasami coś do mnie mówisz i jak tak staram się zapamiętać, że przychodząc do domu zapominam podwójnie." Chęć zatrzymania czasu. "Gdy tak aptrzę na Ciebie...nie zasnę dzisiaj." Żeby nam nic nie uciekło. Ale czy to prawda, że lepiej teraz niż później? Mówi, że jestem pesymistyczna. Czasami szukam najwygodniejszego wyjścia. " Bo wiesz ile godzin jest do poniedziałku?"

    Nie wychodzą mi liczki. Mam na głowie kasztan. Za 5 dni studniówka, za tydzień wyjeżdżam..."trwaj przy mnie".Jadę do mamy. I tak bardzo się cieszę na nią i na Darka. Tak bardzo, że tylko przyśpieszyć czas. Bo doceniasz coś, jeśli tracisz od dawna. A ja...czasem myślę, że mam tyle rzeczy utraconych, że cenię prawie wszystko.

22 stycznia 2006   Komentarze (11)

Wczoraj.

   Takie wieczory jak wczorajszy to ja mogę mieć zawsze. Bo pierwszy raz przy M., a nie obok niego. Szczerze rozmawiając i tańcząc.I jest tak samo jak zmienny jak ja. Nie wie jakich nas widzi. Pytałam się czy chce mieć wolną rękę, bo miałam pomóc w nazywaniu tego, co cuzje. A jak on tańczy. A jaki przystojny. A jak ja dzisiaj tęsknię...I wiem, że ja muszę bez niego, bo tak bezpieczniej. I wiem, że z nim, bo to tak bezpiecznie.

   I rozczarowana. Sobą, tym co się nie udaje, brakiem czasu i mocnej woli. I nami, tą grupą ludzi, mówiąc o której mam zawsze błysk w oku i podziwiam i czuję się jedną z nich. I nagle poza.

   Czas.

20 stycznia 2006   Komentarze (10)

Bez tytułu

    Zmieniłam się ja. Zmieniłam się ja, zmienił się świat. Przesłuchanie wiadomości grozi bezgranicznym zdziwieniem dla ludzkości. Że można właśnie tak. Umierać na oczach gapiów i niszczyć własny dom. O co się wtedy dba? Przed chwilą usłyszałam, że nie będzie już nowych wierszy, bo nie ma człowieka. Że trzeba odkryć te już napisane. O św. Franciszku patronie ornitologów i ludziach, którzy odchodzą...Za szybko. Ale do nowego życia.

    Potrzebuję spokoju, stabilności, żeby już żadna problemowa dachówka nie spadała mi na głowę przez jakiś czas, aż odpocznę. I tej miłości tak potrzebuję...

18 stycznia 2006   Komentarze (15)

Jeden z wielu wtorków.

    Byliśmy dzisiaj w auli. I jedna myśl szybko przebiegła mi przez głowę. Że wcale nie chciałam zostać taką jaką jestem. Że mogłabym ze sobą nie rozmawiac. Ironicznie skwitowało mi się: dorastam. Potem w windzie, kiedy wracałam zmęczona, w tej lustrzanej windzie, spojrzałam na siebie i przypomniał mi się dom i w nim lustra naprzeciwko siebie. I stawałam wtedy i machałam rękami i liczyłam ile mnie było. Z reguły 12-15, więc nie byłam sama. I wpatrywałam się w siebie i zastanawiałam się jak będę wyglądać jak będę już duża. I chyba już wiem...
    W głośnikach A.M.Jopek i Maleńczuk"Tam, gdzie rosną dzikie róże"

17 stycznia 2006   Komentarze (15)

Rano

  Budząc się rano jeszcze nie pamiętam jak mam na imię. Wciąż jedną nogą jestem w tych fantastycznych światach, lewą już wyskakuję z łóżka.Skarżącym się na odsunięcie rękawka piżamy  ramieniem, zauważam chłód mojego mieszkania. Potrzeby fizjologiczne wyznaczają kierunek jeszcze nie otwartym oczom. Później wpadam do kuchni, żeby pojemnik pod prądem po jakimś czasie zaczął bulogtać. Wracam do łazienki i choć wiem, że zimna woda, postawiłaby mnie na nogi na 9 z 10 przypadków, wybieram ciepłą i psioczę dalej. Zauważam siebie w lustrze. Szum wrzątku nakazaje mi powrót do kuchni i zaparzenie mocnej, tym razem, herbaty. W międzyczasie kombinuję co zrobić, żeby jak najszybciej wrócić do łózka. Czasami nawet udaje mi się  na chwilę do niego wskoczyć, co skraca efektywnie czas dojścia do przystanku i zmusza później moje oczy do wypratrywania autobusu. Jeżeli bardzo sie śpieszę, to nie nadążam pożegnać się z lustrem, ale to nie problem, wystarczy tylko poczekać na nową windę i mam większe niż to z domu. Jeśli nikt nie jedzie to wyciągam błyszczyk, poprawiam czapkę i szalik. Jeśli ktoś jedzie, to najpierw się uśmiecham, a potem robię to samo. Po wyjściu na dwór stwierdzam, że nadal nic mi tu wiosną nie pachnie. No...Potem już zaczynam sobie na spokojnie przypominać co  zdażyło się wczoraj. Jeszcze w łazience, na szczęście, prawie zwykle  przypominam sobie w którym dniu właśnie wstałam. W autobusie też robię olbrzymie plany dnia, które mi nie udaje się zrealizować. Potem idę parkiem, w którym za ciepła można spotkać wiewiórki, muszę trzy razy uważać na tramwaj, potem na zakrętach i ląduję w szkole. Jeśli mam gorszy dzień, to stwierdzenie "nienawidzę - poniedziałków",kolejno dopasowane do następnych dni tygodnia, pojawia się z częstotliwością raz na półgodziny.

  A tak zareagował na mój opis K."Budząc się rano, pierwsza myśl mi sie nasuwa "Znow zaspalem" a tu jednak nie, wstałem, ale 2 minuty przed budzikiem. No to powolną ręką wyłanczam budzik i kładę się, żeby nadrobić 2 minuty. Nagle gwałtownie wstając, stwierdzam fakt "Kurde, znów zaspałem" i pędem się ubieram. W biegu szybko do łazieki, tu wpadając w witraże wylatuję spowrotem, biorę łyk zimnej herbaty i już po 8 minutach wychodzę, szybkim krokiem dochodząc do szkoły, spotykając znajomych myślę o kazaniu, które dostanę, lecz tu zdziwienie wielkie, zdążyłem. "Fiuuu... nareszcie". Siadajam w ławce, oczy mi się także przy tym zamykają. I uśmiech na twarzy zmieszany ze zmęczeniem, a uśmiech ten spowodowany tylko jednym "Jeszcze tylko 4 dni i wolne"

16 stycznia 2006   Komentarze (11)

powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki...

Sączę tą spaloną kawę, choć dawno była pora na kupienie innej. Od niedawna niedziele nie polegają na wyskakiwaniu z łóżka przed 8. Do domu wróciłam dosyć późno, trochę już po dzisiaj było. Zasnąć nie moglam bardzo długo. Wiercąc sie w moim olbrzymim łóżku myślałam. Przypominałam sobie wieczorną rozmowę. Jakąś siłę niewiadomego pochodzenia i determinację. Żeby szła, że życie to walka, że nie popaść w schemat Twojej najbliższej rodziny, wyjść, wyjechać, zapomnieć, nie zgubić, dążyć. Walcz, życie to walka...A tamten kilka miesięcy temu mówił, że wcale nie, a ja nadal się z tym nie zgadzam. Mówiłam, że gdzieś jest Niebo, a ona powiedziała, że tam podatki i przeludnienie, a ja, że wierzę w inne Niebo, bo gdyby go nie było, to marna jest nasza dola. Pamiętaj, walcz! A mi łzy napływają do oczu.

Tak bardzo tęsknię. Ten odjeżdżający pociąg zimowego środowego poranka i łzy po obu stronach. Słowa, gesty, prawda. Nie poddawaj się. Bo albo pojadę do tego miasta, ktore rani, samo sobą, każdą ulicą i drzewem, albo widziałyśmy się ostatni raz.

idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch
ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo
bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy

I nie umiem już tu pisać.

15 stycznia 2006   Komentarze (11)

Drugi czwartek tego roku.

  Zmęczona. Zła. Z obolałym pośladkiem, pieczącymi oczyma. Ten stan można nazwać jedynie: "dajcie spokój!" I wreszice podoba mi się moja sukienka studniówkowa. O niczym innym iprócz szkoły, a zwłaszcza historii nie mogę myśleć. Nawet M. się na to zgodzić. Zadał mi jedno pytanie, które świadczy o tym, że słuchał mnie od początku naszej znajomości. Tzn. gdzieś od października. Opowiedz mi o swoim byłym chłopaku. Myślałam, że mu chodzi o K. i przypomniał mi się temu rok. Potem dopiero zaczęłam unikać jakiegoś trwałego łączenia mnie z kimś. Chodziło mu o A. i moje niedojście na jego studniówkę. Potem on opowiadał. Nie wiem dlaczego, nie wiem kim on ma być w  moim życiu, ale...nie zapomniał o niespodziance. Przyniósł mi dzisiaj zaproszenie na swoją studniówkę. Podoba mi się w nim to, że jest taki delikatny. Stanowczy a mimo to spontaniczny...I pewnie mogłabym jeszcze trochę napisać, ale przypomniało mi się, że przecież o niczym innym oprócz skzoły nie myślę...Jeszcze angielski na jutro.

12 stycznia 2006   Komentarze (13)

Dzień kolejny. Z ilu jeszcze?

  Wydaje mi się, że zdarzy się coś niedobrego. Jakoś tak się juz przyzwyczaiłam skulona wewnętrznie. Dokładnie to tam w środku, gdzie nie wchodzę nawet kiedy mam czas.

  Matura z historii...liczyłam kilka punktów więcej, ale zważywszy na to, że część pytań była z czegoś, co mnie nigdy nie interesowało(hoistoria bieżąca) to moje 73% w sumie mogą być. Rozglądałam się za biżuterią. Może do sukienki dopiąć broszkę? Gdzieś widziałam ładną, ale nie pamiętam gdzi i która. Nie chcę zostać z jednej chwili na całe życie na takim krażku, co to światła odbija.

  Mój 10ciodniowy znajomy, który miał wczoraj wysłać mi już ostatni sms na koniec naszej znajomości od wczorajszego wieczoru pisze znowu. Bo to było tak, że rzuciłam na niego okiem i mi się wtedy spodobał, no na tym sylwestrze. I 1 stycznia tak sobie miarkuję, że można by go  było zobaczyć, no nie? Zeby stwierdzić czy za jasności jest inny. No i widziałam go dwa razy. Raz sama chciałam, a drugi rz już sam przyszedł. W każdymbądź razie wczoraj już życzył mi udanej studniówki i powodzenia, bo podobno do siebie nie pasujemy. Ja mu napisałam, że nareszcie to zrozumiał i święcie uważałam sprawę za zamkniętą. Ale on mnie nie pojął tak własnie dokładnie. Jak mnie w takich strzegółach nie rozumie to jak chce mnie zrozumieć kiedy mi będzie źle? I dzisiaj się dowiaduję, że ja jestem ładna i że nawet mój sposób wypowiadania myśli mi się podoba. Tak szczerze mówiąc te ostatnie kilka miesięcy wiele mnie nauczyły. A zwłaszcza tego jak wyglądają ludzie, z którymi nie chcę mieć doczynienia.

  Jutro robię sobie wolne. Napiszę pracę o barwach życia. A jak im się nie spodoba...To się tylko uśmiechnę do siebie. Barwy mojego życia podobają mi się. O! 

10 stycznia 2006   Komentarze (11)

Bez tytułu

Zmęczona jestem dzisiejszym dniem. I żeby tylko nim. Może to moje oczekiwania są za duże? Ale jeżeli zawsze dawałam radę je spełnić, to czemu teraz nie? Świadomie czemuś zaprzeczałam, a jednak okazuje mi się to być potrzebne jak wszystko inne, co człowiek chciałby mieć. Ale ja nie umiem ja uciekam, ja nie potrafię, ja sama, w moim ciasnym na miarę świecie...I co tu mam sobie ze sobą zrobić? Na ryzykowanie nie zgodzę się, a bez tego nie ma wygranej. A od nauki głowa mi pęka.

I dopadła mnie świadomość zmarnowanych lat. Że wszystko można byłoby inaczej. Jak przedtem twierdziłam, że każdy dzień/krok/ruch był potrzebny, tak teraz wiem, że to było złudne...No właśnie, znowu ten Czas.

09 stycznia 2006   Komentarze (9)

Spontanicznie,niedzielnie,beztroskowo.

No z samego rana rozwala mnie ta niedziela. Najpierw mama puścila dwa razy dłuższego sygnałka budząc mine i ciesząc nie, że dzwoni. Bo u nas to jest zawsze podział taki: mama dzwoni, a ja piszę.Później siedzę przy kompie i wszyscy mnie śmieszą. I łyżkę kawy(no bo ona szkodliwa jest w ilościach, nie?) no to ja tą łyżkę to piję już z półgodziny, kurcze, jak piwo w knajpie. No i rozmawiam teraz z Sąsiadem. Znając życie znów będziemy rozmawiać ggowo a ja go zobaczę z dwa tygodnie, mieszka kilka pięter niżej. Bo ja lubię to gadu, śmieszne jest. I chyba znów mi się coś plącze( w mojej głowie zrodziła się idea zamiany piżamy na cos innego, bo słoneczko mi przygrzewa i ciepło jest). A tak w ogóle to przez tą, jak to K. określił pogodę ducha. No i nie biorę sobie wszystkiego do serca. Dzisiaj jest dzień historii Polski po 1863. A potem...potem to ja będę znów Aniołka udawać. I niesłychanie mnie to cieszy.

Bo tak w ogóle to nie jest tak źle, żeby nie moglo byc gorzej. O! Kolejny powód do szczęścia!

08 stycznia 2006   Komentarze (14)

Kolory.

Czuję się jak kot Szymborskiej. Może nie dosłownie. Bo i mieszkanie jest nie puste i ktoś tylko wyjechał. Jednak to tylko to oznacza czas nie do pokonania i odległość za długą. Ale przecież wiadomo o co chodzi. Że ktoś był, a teraz nie ma. Że w mieszkaniu jest inaczej niż było. Brakuje w nim tego ciepła, radości, uśmiechu i zrozumienia...Choć Kotem jestem już nie pierwszym raz, to jednak tak samo łaszczę się do rzeczy. Zauważyłam zapomnianą przez Babcię spinkę. Przypominam sobie... Dzisiaj rano oglądaliśmy zdjęcia z mojego dzieciństwa. Choć ktos by mógł powiedzieć, że to nie prawda, nie mogło być szczesliwe, odpowiedziałabym mu, że nie wie jeszcze co ma, że później już umiesz cieszyć się z jakiejś drobnostki, że wystarczy Ci zabrać coś, co już masz i potem oddać i jesteś szczęśliwy.

A szczęście jest koloru żółtego odcienia cytrynowego. Jak moje koraliki. Smakuje jak poranna kawa. Czasami przybiera kolor zielony. Wtedy nazywam je spokojem. Zieleń nawiedza mnie w snach. Staje się moją przyjaciółką-nadzieją. Z nadziei niedaleko w rozpacz, kiedy się obudzę, ta ma kolor brunatny. Złość to czerń połyskująca srebrem, a łzy to rozszczepione światło prowadzące do uśmiechu w kolorze pomarańczy. Miłosć w tej chwili pachnie cynamonem, choć czasami przybiera barwę bordową. Wiara jest w kolorze niebieskim. Jak każdy schodek prowadzący do Nieba, w marzeniach tych w kolorze lila, bo ten kojarzy mi się z lilią i jej zapachem. Szczęście, które się kończy ma kolor biały. To znaczy, że za chwilę zszarzeje.

05 stycznia 2006   Komentarze (10)

Bez tytułu

Zupełna bezsilność. Mam wrażenie, że to wszystko się klei mnie. Nie potrafię wyjść i stanąć na własnych nogach, tylko ciągle na tych kolanach. Nie chcę już, żeby ktoś mi musiał pomagać. Jak się odwdzięczę? Nie chcę żeby moim majątkiem był uśmiech i słowa. Tym nic się nie osiągnie.

Wczoraj kiedy pisałam ten list zatęskniłam za czasami, kiedy wszyscy byliśmy rodziną. nic nie zwiastowalo tego, że nas tak porozrzuca. Było ciepło, bezpiecznie. U nich jak u mnie w domu. Nigdy nie chciałam od nich wychodzić. A zwłaszcza wieczorem, zimą. Pamietam ta droga wydawała mi sie taka daleka, a sama byłam już zupełnie senna. Wszystko było takie magiczne. Bardzo lubiłam jeść tam obiady, robiliśmy wojny poduchowo-ręcznikowe, lubiłam zostawać u nich na noc. I tez lubiłam jak do mnie przychodził. Póki byłam młodsza płakałam, że musi już iść. W naszym dużym mieszkaniu mogliśmy się bawić w chowanego, opowiadać sobie o wsyztskim, przeprowadzać eksperymenty, opalać się na balkonie. Póxniej, to były jedyne czasy, kiedy umiałam gotować. Olbrzymią radość sprawiał mi uśmiech na twarzy zaskoczonej zmęczonej Babci, która ...

A potem musiałam wyjechać. Całkiem nagle z nikim się nie pożegnawszy. 13letnie życie spakować do plecaka. Zacząc od nowa. Więc to dla mnie żadna nowość. Może wyzwanie czy będę potrafić znowu. A Kraków, bo tam są ka. i b jak byłam mała kiedyś i wszystko było zupełnie inne wtedy jakoś trafiłam na UJ i moim dziecięcym zupełnie wydumanym marzeniem było tam studiować.

Myślę sobie jeszcze, że ten cały pech mojego tamtego roku zaczął się w momencie, kiedy to miasto siłą ściągnęło mnie spowrotem. Burząc mój spokój i porządek przypominając o wszystkim i rozdrapując rany. Załuję, że kiedyś tak długo za nim tęskniłam. I potem musiałam tam wracać jeszcze 2 razy. Z każdym razem coraz gorzej, coraz bardziej przymusowo. W tym mieście mojego żalu mieszka moja Babcia, którą dzisiaj odprowadziłam na pociąg, która w chwili obecnej jeszcze nim jedzie. Która od zawsze jest dla mnie ważne. Dzięki której(jej dobrej) i tym gorszym ludziom, którzy mnie ranili jestem właśnie taka. I nie będę potrafić być zupełnie inną osobą. Nawet jeśli to jest łatwiejsze.

Dławią mnie łzy. Gdzieś sączy mnie ból. A na języku pytanie jak długo jeszcze. I dlaczego to wszystko ciągle dla mnie. Musi być chwila spokoju. Muszę naprawić moje zdrowie. Zawsze tak jest, że jakieś problemy mi się na nim odbijają i póxniej mam już podwójne kłopoty. Znów/cały czas/ tak bardzo się boję.

04 stycznia 2006   Komentarze (10)

Miłe słowa o mnie dla mnie.

  Obudzona zostałam odpowiedzią na pytanie:dlaczego mnie lubisz? Właściwie ta odpowiedź zostala zaniesiona mi do łóżka i otworzyła mi oczy: Bo: dużo myślisz i często o krok dalej, wychodzisz z ram, masz podobne poglądy na życie, czujesz potrzebę swojego rozwoju, doceniasz gesty, nie boisz się pytać/sprzeciwić, …,nie mówiąc już o wyglądzie, o tym, że umiesz o siebie zadbać, ani o czarującym uśmiechu i nie-to nie wszystko. Potem przewracając się na drugi bok, zasypiając z moim czarującym uśmiechem na twarzy, pomyślałam jeszcze o mojej klasie, która właśnie zbiera się na lekcje.

  I jeszcze Kamil pisał o kimś innym: nie moglibyście być razem, uświadomiłem to jak wracałem od Ciebie wczoraj. On by Ciebie nie zrozumiał. Też o tym wiedziałam zasypiając wczoraj.

  I zadowolona jestem w mojej pamięci dzięki której pamiętam co Kamil mówił jemu: że nie jestem dziewczyną dla niego, bo żyję inaczej, tak jakby trochę dawniej i jeszcze mieszam to z moją drogą życia, że potrafię uwodzić i najważniejsze, co powiedział, a wiedziałam, że z całych sił muszę starać sie właśnie to zapamiętać, że jestem kolorowa. Bo tylko na tym mi zależy.

  A o tym co złe nie będę pisać. Po to, żeby nie przypominać sobie, nie kryć łez, nie rozmyślać i żeby w końcu za jeszcze bardzo wiele nocy zapomnieć.

  Chcę stąd wyjechać. Ale jeśli wyjadę to będzie mi szkoda. Na razie po równo jest mi szkoda wyjechać i zostać. Bo jeśli nie Kraków to zostaję.

03 stycznia 2006   Komentarze (11)

Cały drugi styczeń, no właśnie, Aaa,...

  I...wystarczyło nie spać jedną noc, by nagle wszystko okazało się innym. Po pierwsze nagle mam niby to rok więcej niż mam. Ale gdzie tam, osiemnastkowość przecież przyjemna jest. Studniówka okazuje sie być za dwadzieścia kilka dni. I właśnie w tym roku sprawdzę potencjalne możliwości mojej jednej pókuli-tej humanistycznej, ta druga umiała kity wciskać i zostały mi tylko łądne ocenki na całe życie.

  Ale wracając do tej jednej nocy, która zaczęła się wieczorem. Trzęsąc się z zimna sprawdzałam jak smakuje przeźroczysta bielość, jak jeździ się autem, które od zawsze mi się podobał, z ludźmi, których pierwszy raz widzę na oczy i w dodatku nazywana całkiem normalnie, bo sąsiadka. Swoją drogą, moj sąsiad mnie zaskoczył zaradnościa i tym że dbał o wszystkich.

  I nie wiem, ale sprawę mojego serca lepiej zamknąć. Nie mogę o tym nikomu mówić, bo każdy się dziwi, że ja taka niezdecydowana, zapatrzona. Nawet mię to złości, ale nic na to nie poradzę. Jeśli to przeboleję. Może moje serce jest podzielne? Oby nie. Więc o tym sza!

  A najśmieszniejsze było to, że z imprezki nie wróciłam sama, bo...z kolegą! Do mojego pustego mieszkania.Aaa. A tym kolegą był Kamil. Bo jego rodziców nie było(dzisiaj okazało sie, że spali i nie chcieli mu otworzyć). Więc jedną godzinę przegadaliśmy o wszystkim po trochę. Wtedy siedziałam i nawet spisywałam się jako gospodyni, bo zaparzyłam herbatę. I potem sobie poszedł, bo powiedział, że pewnie już wrócili. I kiedy ja sobie chcę wziąć prysznic i iść spać, to on dzwoni i mówi, że musi wrócić.Aaaa! No i też gadaliśmy. I jka na niego patrzę, to on bardziej wygląda na psychologa niż ja.

  A dzisiaj trzeba było iść do szkoły.

  I pierwszy raz w swoim życiu panna M. ma postanowienie. Musi się zmienić, te dwie cechy, które jje się nie podobają. Dostać konsekwencją w twarz i trwać przy własnych poglądach w zaparte. I takie na zawsze-nie zmienić Drogi. Szczęśliwego!

02 stycznia 2006   Komentarze (11)
Moje | Blogi