siedzę sama w domu
Chyba zaczynam się poddawać.tak dlugo siedzieć samej.bylam na obiadku u babci,ale nie mogę jej wszystkiego powiedzieć.opowiadalam glównie o szkole-jutro na teatromanię jako pomocnik, potem bilecik,potem rodziece przyjadą, potem efem,potem mogę pojechać sobie do warszawy, przedtem jeszcze happening.babcia-chyba mnie lubi.trochę jej bylo przykro,że nie wiedziala w której jestem klasie,no ale tata też doniedawna n ie wiedzial,ze się ksztalcę na humanistę.do ammy się mogę przytulić.
poza tym smutno mi w tym domku.chcę z kimś pogadać.szczerze.bez uważania na to co i jak mogę powiedzieć.móc mówić to, co myślę.prostymi slowami.ale tak się sklada,że nikt nie chce mnie wysluchać.każdy się po prostu śpieszy.nie sztuka jest rozmawiać ze mną kiedy silę się na dobry humor i rozbawiam wszystkich.chcę slyszeć czyjeś slowa, gdy mi się zbiera na placz.ale co się będziemy ludzić.moga mi powiedzieć "co ci jest?" bez chcęcia wysluchania co na to odpowiem.ale ja takie coś mam gdzieś.tyle to ja też umiem.specjalnej filozofii do tego nie potrzeba.
z pozytywnego-nie mieliśmy dzisiaj 3 lekcji.większość czasu przegadalm z lukaszem.nie mam pojęcia czemu.
chcialabym się do kogoś przytulić.to nie dużo.a dzisiaj jest moim marzeniem.