lecę, bo chcę
Dosłownie przed chwilą wparowałam do domu. Po całych ogromnych 12 godzinach nieobecności. I wbrew pozorom jestem zadowolona. Na razie. Najpierw obudziłam się. Część osób dobijała się w nocy -dla mnie, dla nich wiecorem do mojej komórki. Uśmiechnęłam się. W pośpiechu mycie, jedzenie, chwilka przed lustrem, krótka decyzja o tym, w której kurtce, bieg na przystanek. Droga do szkoły. Bardzo zabawna. Każdy dzień trzeba rozpoczynać od ciekawego dojazdu do szkoły, bo wtedy jest przyjemniejszy nastrój. O! A potem dwa wfy i nie uwierzycie- takie śliczne dziewczątko jak ja nie upuściło żadnej bramki :] w dodatku wkopałam im jedną. I drużyna mistrzów otrzymała piątusie :P
A potem...potem moja pierwsza godzina jako wolontariuszki. Bałam się. Czytałam dzieciaczkom bajki. Słuchały mnie. Omało nie zmusiłam ich do interpretacji, ale stwierdziłam, że się zagalopowałam. Potem angielski. Ufff...i jestem.
Ale za chwilkę znów idę, żeby nie było. Nie wiem, chyba chcę. Godzinka impry- mam nadzieję, że w towarzystwie przyjemnych ludzi.
A jutro...heh interpretacja z polskiego, mapka z geografii, zadania z maty, słowka z dojcza- wolne mam, nie widać :) wkurzyło mnie to, ale muszę zrobić jutro, to będę mieć z głowy.
Chciałam jeszcze kupić sobie jakiś perfum, ale w sklepie pomieszały mi się wszystkie zapachy i w końcu nie kupiłam. Może kiedyś.
A moja ukochana mama, chce mi przyszyć jakiegoś chłopaka. To znaczy jest uparcie przekonana, że takowego posiadam i nie potrafię jej przekonać, że się myli. Braciszek się dobrze rozwija- 4 miesiace i 2 tygodnie. Kochany jest.
Muszę znów coś pobrzękać na gitarze. Jak Mateusz dzisiaj pięknie...Oh kurcze, zazdroszczę mu.
Dobra, lecę, buźka wielka dla wszystkich.
Ps. nie wiem co z tym wierszem ale i tak jestem dumna- coś, co napisałam jest odczytane na forum :] heh...