Póki piszę cokolwiek.
Czas mija niepostrzeżenie. Poddaję się jego wpływowi. Od dawna nie mam pojęcia który dzień i co było wczoraj. Za późno. Wszystko to tylko pozory. Pozornie uśmiechnięta dziewczyna wychodzi rano z domu. Spotyka się z przyjaciółką. O czymś gadają. Je obiad, bo trzeba. Bo chudszym być to już chyba nieestetycznie będzie. Od dawna je z musu. Bo nie dla przyjemności. I tak nic się nie zmienia. Ale to nie jest problem- wygląd zewnętrzny jest jaki jest, zawsze mogłoby być gorzej.
Taka pustka w środku. Tłumię ją. Dość skutecznie. Dochodzi jednak do głosu. Ten chłod w środku. Może lepiej zamilknąć. Poddać się. I tak to wszystko nie ma sensu.
Nie mam siły. Żeby udawać uroczą dziewczynkę. Na nic nie mam siły. Leżeć. Leżeć. Leżeć. Nieskończenie długo.
Zaciśnięte do bólu wargi. Jak kiedyś.
Bardzo możliwe, że przez jakiś czas. Znając mnie, za krótki, nie napiszę. Odezwę się, jak już będzie dobrze. Pa.