Za-kupy
Kolorowych snów na dobranoc...Nie wiem dlaczego tak jest, ale jaki by nie był dzień, wieczór następujący po nim jest melancholyjny, nawet jeśli się znajduję w tłumie znajomych na najdzie mnie nutka zamyślenia. Dzisiaj bardzoej zakupowo. W samych sklepach pociąga mnie bardziej oglądanie tego, co jest niż kupowanie. Zwykłam kupować jedynie potrzebne i praktyczne. Tak i dzisiaj. Znalazłam wypatrzone na początku lata sandały, znajdujące się już w przecenie, w ulubionym sklepie obuwnicym. Ich zakup był już czystą formalnością spotęgowaną stwierdzeniem, że są to najlepsze z sandałów w mieście. A jakie laćki sobie kupiłam. Takie chinki z podeszwą w kwiatuszki. I będą pasowały do mojej sukienki, o której istnieniu przypomniało mi się w Orsayu.Wczoraj ścięłam sobie grzywkę. A spodobała mi się dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam identyczną u jakiejś młodej pani w Terranovej i napewno jej to zrobiła fryzjerka. Nie zdążyłam się pochwalić, ale mam za sobą ścięcie włosó u jednej osoby szczycącej się tym, że jej włosy nie bardzo lubią użytkownicy nożyczek.A jednak! Niewątpliwym sukcesem było to, że były równo ścięte.( A jeszcze widzielibyście moją branzoletkę zrobioną z guzików! Moim skromnym zdaniem, gigant! :))
I z jednej strony się cieszę, z drugiej chciało by się komuś wypłakać. I ten pokój. Dzisiaj wyjątkowo nielubiany. Łózko w nim zajmuje 75%powierzchni. Zawsze, kiedy biorę się za przekładanie książek, mam nadzieję, że zacznie wyglądać jak marzenie. I zawsze musi być ten następny raz. Lubię go, kiedy zapalę świeczki i piję miętową herbatę, kiedy brzmi w nim moja ulubiona, zależna od nastroju, muzyka. I kiedy w nim chłodno. Dzisiejszy wieczór do chłodnych nie należy.