"Wola na ziemi nie jest taka jak w Niebie"...
M sprawia wrażenie łagodnej, delikatnej i, dla tych, którzy jej nie znają, cierpliwej.
Kiedy jest zła na usta cisną jej sie wulgaryzmy. Zaciska pięści, a jej szczęki twardo opierają się jedna o drugą. Najbardziej złości się wtedy, kiedy coś, na czym jej zależało, nie wychodzi. To nic, ze mogła to sobie wcześniej odpuszczać całkowicie. Czasami słowo, wywołujące wspomnienie przywodzi ją do płaczu. Wyobraź ją wtedy sobie.Ma zastrzone rysy twarzy, ściśnięte pięści i łzawiące oczy. Karykatura normalnie. W dodatku nie jest pewna czy za to, co powie nie trzeba będzie potem przepraszać. Dlatego zawsze, kiedy ją to nachodzi chowa się w jakimś kącie. Musi być ciemno i musi być muzyka zagłuszająca oddech. Jeśli się w nią zatopi, to przejdzie jej. Uśmiechnie się nawet. Wie, że to może być błahy powód, tylko jej stosunek do niego wywołał tą złość.Może to i świadczy o słabości charakteru i niepanowaniu nad uczuciami, ale od ludzi wtedy uciec musi. Kiedyś uciekła w szczere pole na 2 godziny. Było zimno. Zapadał wieczór. Dzisiaj, na szczęście, dom jest pusty.
Przecież nic się nie stało. Nie po to się jest odpowiedzialnym i samodzielnym, żeby się przejmować czymś takim. Ale ta radość z kilku godzin przed. Bieganina, układanie w czasie, nadzieja, spięcie i chwalenie się od tygodnia wbrew niezrozumianym spojrzeniom znajomych. Gdyby nie ta cała otoczka to naprawdę nic by się nie stało. Więc to moja wina. A poza tym, jak powiedział, że ja zrozumiem, że przecież jak na mój wiek i w ogóle, to przypomniało mi się może innych sytuacji, kiedy przez to właśnie zrozumiem traciłam to, co dla mnie ważne. Nawet przez to, że ja zrozumiem i poradzę sobie, nie mieszkam z Mamą, z Darkiem i z tatą. Mama ostatni raz dzwoniła tydzień temu. Ja nie umiem się do niej od dwóch dni dodzwonić. Ok, to może jeszcze udam, że się nie martwię
Za kilka godzin mi przejdzie. Chciałam, żeby ten dzień był dobry. Nie wyszło mi.