Wyniki maturowe.
A to było tak. Wyniki odebrałam jako jedna z ostatnich. Pracowałam wcześniej. poem z koleżanką, bo jeśli los, to będziemy mieszkać razem gdzieś w Kra. na piwo. Ha, jest pierwszą osobą z klasy, z którą na piwie byłam. A LO już skończone. Piwo piłam jak człowiek spragniony. Ja i tak?
Wtedy jeszcze byłam zadowolona z wyników.
potem przyjechałam do domu. Kalkulator w rękę i zaczęłam liczyć. Zadzwoniła Mama. Nic nie powiem, poczekaj. Lista filologii i innych takich, Uj, UŚ. Liczenie. Płakane dwa razy. Telefon. Płakane.
Drugi telefon:
_Wiesz, że polski ponad 70% miało tylko 4% uczniów?
A ty? Dajesz na psychologię?
-na co ona: Daję.
na co ja: To ja też. Więc jechane od nowa. Licozne punkty, ile to jest z możliwych itd. Więc więcej nadziei. Zostaje tylko Uj. Muszę zrzucić z siebie te śmieci. Nie chcę śląska. Źle mi się kojarzy. Jak dobrze, że ja nie stąd.
Więc, od prawdopodobności dostania się: Filologia rosyjska, MiSH, Psychologia.
A te opłakane wyniki to:
J. pol.: 100%ustny, 67%podstawa, 63%rozszerzenie. Daremnie, tak nawet na klasówkach nie pisałam.
J. angl.:85%ustny, 98%podstawa, 78%rozszerzenie. Lepiej niż na próbnej.
Historia: 75%, 56%. Troszkę lepiej niż próbna. Wynik nie porównywalny do czasu poświęconego na naukę. Mnóstwo.
I hit sezonu: J. rosyjski: 90%ustny, 91% podstawa, 92% rozszerzenie. Nie proporcjonalny do czasu poświęconego na naukę-ok. 3-4 godzin. POwtórzenie czegoś, czego się nie umiało.
Więc, być może sprawiedliwie, jednak mizernie.
Ale mnoże starczy na spełnienie marzeń.